tag:blogger.com,1999:blog-6312606353238329432024-03-19T04:25:20.386+01:00Jelsa w HogwarcieWatashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.comBlogger43125tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-18998932893797232282017-05-14T22:13:00.000+02:002017-05-14T22:13:05.038+02:00Księga II — Epilog: Próba <br /><br /><div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<br /> Moja pierwsza myśl?<br /> Byłem bardzo, ale to bardzo zdesperowany, skoro poprosiłem taką idiotkę o pomoc. <br /> Fancy nie przejawiała jakichkolwiek oznak sprytu, inteligencji czy chociażby poczucia humoru. Jej odpowiedzi były co najmniej wytrącające z równowagi, a ja nie bardzo miałem jak ją wygonić. Miała silniejsze moce ode mnie, czego nie omieszkała zademonstrować. Przypuszczam, że plecy będą bolały mnie jeszcze przez następny tydzień.<br /> — Więc po co kazałaś mi przynieść zmieniacz czasu?<br /> Starsza kopia Elsy spojrzała na mnie jak na idiotę i ciężko westchnęła.<br /> — Dzieciaku, ty naprawdę niczego nie rozumiesz.<br /><br /><i> No to nie wiem, może mi to wytłumacz?</i> <br /> — Jeśli coś pójdzie nie tak jak zaplanujemy to kaplica, rozumiesz młody? Zakładam, że znasz zasady. <br /> — Skąd możesz to wiedzieć? <br /> — North zawsze uczy tego na początku — Fancy spojrzała na mnie szybko. <br /> — Znasz go? — podniosłem się z dachu. <br /> Fancy uśmiechnęła się przebiegle. <br /> — Wypocznij, będziemy mieli dużo pracy w najbliższym czasie — Fancy podeszła do krawędzi dachu. — I pamiętaj Jackson: nawet księżyc ma ciemną stronę. <br /> I skoczyła. Po chwili usłyszałem jej śmiech, kiedy podniosła się do lotu przy samej ziemi. Mnie pozostało jedynie wpatrywanie się w blednące gwiazdy, nieustannie przypominające mi o ciągłym upływie czasu. <br /><br /> <br /> Kilka godzin później wstałem punktualnie o czwartej nad ranem. Wyszedłem na palcach z dormitorium Slytherinu, udając się do drzwi wyjściowych. Wszystko wydawało się inne: schody jakby ruszały się na moją korzyść, wiedząc, że będę miał ciężki dzień. Pierwsze promienie słońca wpadały przez ogromne witraże, kiedy wchodziłem po schodach do sowiarni. Na samą myśl o tym, co miałem zrobić, zaczynało mnie mdlić. Chociaż wolałem zrobić coś bardzo, bardzo głupiego niż później stać ubrany w czarny garnitur nad grobem Elsy. <br /> Błękitny feniks siedział na najwyższej żerdzi, odganiając inne ptaki. Blue popatrzył na mnie bystrymi ślepiami i machnął swoimi niebieskimi skrzydłami, wywołując tym samym lekki wietrzyk. Zleciał ostrożnie na niższą żerdź i łaskawie wystawił nogę, do której przywiązałem cienki zwitek papieru. Upewniłem się, że węzeł jest porządny i westchnąłem głęboko. <br /> — Powiedz swojej pani, że będę punktualnie. <br /> Nie żeby jakiś durny ptak potrafił zrozumieć, co mówię. <br /> Chwilę później patrzyłem jak wielki feniks znika między gałęziami Zakazanego Lasu. W liście wysłanym do Fancy zawarłem wszystkie moje wątpliwości co do kolejnych godzin. Czułem, jak w gardle powstaje mi coś na kształt wielkiej kuli uniemożliwiającej mi oddychanie i mówienie. Niedopracowany plan, który został wymyślony na poczekaniu nie mógł być dobry. Pomysł, należący w większej mierze do Fancy, opierał się głównie na dziele przypadku. Jeśli Elsa, Strażnicy i komisja postąpią tak, jak przewidywaliśmy, wtedy nie powinno być żadnych problemów. Nawet zmieniacz czasu nie będzie nam w stanie pomóc, jeśli wszyscy dostaną napadów złego humoru. <br /> Przez kolejne minuty ściskałem z ręku mały naszyjnik z klepsydrą tak mocno, jakby miało od tego zależeć moje życie. Bo, tak właściwie, trochę zależało. <br /><br /> <br /><div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
<br /> Czasami nawet dobrze jest być księciem. Dzięki temu jakoś udało mi się dostać na błonia i stać jakieś pięćdziesiąt metrów od namiotu, w którym powinna być Elsa. Według taty w tym momencie komisja z Ministerstwa Magii powinna instruować Elsę, jak powinna przebiegać Próba. Z tego, co zdołałem się dowiedzieć, ostatnim razem było to całodniowe przebywanie z dorosłą sklątką tylnowybuchową. Brakowało tylko informacji o tym, czy ktoś przeżył. <br /> Kilka chwil później Elsa wyszła z namiotu, otoczona przez kilkunastu ludzi, którzy ciągle coś do niej mówili. Nie mogłem rozróżnić słów. Czułem się, jakby wszystkie moje szare komórki w jednym momencie przestały pracować. Ledwie odczułem, że moje ręce trzęsą się jak oszalałe. Poczułem, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Wzdrygnąłem się odruchowo i spojrzałem na tatę, który wyglądał na mocno zaniepokojonego. <br /> — Wszystko w porządku? — zapytał ściszonym głosem. Kiwnąłem głową.<br /> — Mógłbym na chwilę wrócić do zamku? <br /> — Nie chcesz na to patrzeć, co? — mruknął James. — Idź, może Elsie się poszczęści.<br /><br /><i> Nie, po prostu ją uratuję.</i> <br /><br /> Ruszyłem po błoniach w stronę Hogwartu. Nie miałem nawet najmniejszej ochoty oglądać się za siebie, cała to głupia afera to było dla mnie po prostu za dużo. Czym Elsa im zagrażała? Przecież całe swoje życie udawało jej się utrzymać zaklęcie w ryzach, nawet jeśli przez kilka lat nie miała o niczym pojęcia. Gdyby nie atak pod koniec roku nic by się nie stało, a ja siedziałbym teraz z nią nad jeziorem i cieszył ze zbliżającego się końca roku szkolnego. Czy to naprawdę było tak wiele? <br /> Nie wyciągałem zmieniacza czasu, dopóki nie dotarłem w umówione wcześniej miejsce. Najwyższe piętro Hogwartu było jedną wielką graciarnią. Wchodząc tam odrobinę obawiałem się, że spotkam kogoś, kto kolekcjonuje złom, ale nic takiego nie miało miejsca. Drzwi znajdujące się obok okna wychodzącego na wielkie jezioro były otwarte na oścież. Wyciągnąłem różdżkę, na wypadek gdyby coś dziwnego zamierzało mnie zaatakować. <br /> Jedyną dziwną rzeczą w zakurzonym pokoju z zatęchłym powietrzem była Fancy, wpatrująca się w ścianę zaraz po mojej lewej stronie. Wisiał na niej ogromny obraz przedstawiający siwego staruszka z długą brodą i okularami – połówkami. <br /> — Kto to?<br /> Fancy podskoczyła i spojrzała na mnie. Przez chwilę wydawała się być wystraszona, ale szybko się opanowała. <br /> — Nikt ważny, przynajmniej dla mnie. Próba już się rozpoczęła? <br /> Kiwnąłem głową, nadal trzymając różdżkę w pogotowiu.<br /> — Dobra, mamy mniej więcej zarys naszego planu. Ja odwracam uwagę komisji w jakiś dziwny sposób, a Ty sprawdzasz na tej mapie — podała mi złożony na pół wyświechtany świstek papieru — w którym miejscu znajduje się Elsa. Zakładasz na nią i na siebie zmieniacz czasu i cofacie się do momentu, w którym powinna iść po instrukcje. Mówisz jej, w którym miejscu ma poczekać i co robić, ja lecę i ją stamtąd zabieram. Jasne? <br /> Chwilę zajęło mi ułożenie sobie wszystkiego w głowie. Byłem tak zdenerwowany, że nie potrafiłem znaleźć bardziej sensownego wyjścia z sytuacji. O ile takowe w ogóle istniało. W danym momencie liczyło się dla mnie głównie uratowanie Elsy i zaprowadzenie jako–takiego porządku. Ściskało mnie w żołądku i zanim zdążyłem się powstrzymać z moich ust wyszło odrobinę głupie pytanie.<br /> — Myślisz, że damy radę ją uratować? <br /> To było żałosne. Fancy była naszym wrogiem, nie przyjacielem. Nie powinienem był nawet z nią rozmawiać, tymczasem ja w najlepsze spiskowałem z nią przeciwko Ministerstwu Magii. Gdyby coś poszło nie tak, to mnie by się oberwało, o Fancy nikt nie wiedział. To ona byłaby wolna od jakichkolwiek zarzutów, to nie ona miałaby problemy. Nie musiała się przejmować tym, czy nasz plan jest spójny i może zadziałać. A mimo to wydawało mi się, że chce pomóc — mnie, Elsie, jej rodzicom. Zupełnie jakby chciała zrobić coś dobrego, ot tak, bezinteresownie. <br /> — Jakoś to pójdzie, młody. Już ty się o to nie martw. <br /><br /><div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
<br /> Mimo słonecznej pogody moje ciało oblewały zimne dreszcze. Chyba po raz pierwszy latanie nie sprawiało mi chociaż najmniejszej przyjemności. Specjalnie zaklęta przez Fancy mapa była gdzieniegdzie podarta, ale udało mi się z niej rozczytać. Elsa powinna być teraz w samym środku Zakazanego Lasu, na terenie centaurów. Powinna być tam bezpieczna, bo pół ludzie – pół konie zazwyczaj nie krzywdziły nikogo, kto nie mógłby być dorosłym czarodziejem i nie mógł się bronić. Inna sprawa, że moc Elsy wydawała mi się być bronią dziesięć razy niebezpieczniejszą niż zwykłe czary. <br /> Wylądowałem na ziemi pokrytej suchymi liśćmi, drobnymi gałązkami i mchem. Drzewa w tej części lasu rosły gęsto, a w dodatku były nadzwyczaj wysokie i rozłożyste. Światło słoneczne nie dochodziło tutaj prawie wcale. Nie było słuchać świergotu ptaków czy jakichkolwiek odgłosów. To przerażało mnie najbardziej. Co, jeśli stało się coś na tyle złego, że wszystko wyniosło się z tego miejsca albo, co gorsza, umarło? <br /> Bałem się odezwać. Oddychałem jak najciszej, jakbym miał uszkodzić tę idealną harmonię. Nie mogłem zebrać się w sobie, żeby krzyknąć. Zmieniacz czasu ciążył mi na szyi niczym kamień, a ja nie mogłem nawet się ruszyć. <br /> — Jack? <br /> Odwróciłem się w stronę, z której dobiegał głos. Elsa ze łzami w oczach zaczęła do mnie biec, tylko po to, aby kilka metrów przede mną stanąć w miejscu. <br /> — Nie jesteś kolejną iluzją, prawda? — głos miała opanowany, chociaż wyglądała jakby centaury z lasu umyślnie ją stratowały, wyleczyły i zmusiły do ucieczki przed ich śmiercionośnymi kopytami.<br /> — Nie jestem, przecież widzisz. <br /> — Każda iluzja by tak powiedziała. Zrób coś, żebym ci uwierzyła. <br /> Westchnąłem ciężko. Elsa najwyraźniej musiała sporo przejść w krótkim czasie od wpuszczenia jej do tej dziczy. Czymkolwiek były jej iluzje było mi niedobrze na samą myśl o tym, że przedstawiały mnie. <br /> Wyciągnąłem spod bluzy zmieniacz czasu i pomachałem nim. <br /> — A czy iluzja miałaby to?<br /> W jednym momencie patrzyłem, jak oczy Elsy zachodzą łzami, a w drugiej już przytulałem ją i starałem uspokoić. Udało mi się to dopiero po kilku minutach. <br /> — Centaury uciekły — usłyszałem cichy szloch. — Ministerstwo je wygoniło, były wściekłe. <br /> — Dlaczego Ministerstwo miałoby je wygonić? <br /> — Nie mam zielonego pojęcia. Ostatnio przez przypadek podsłuchałam rozmowę jakichś urzędników. Mogą mieć kogoś, kto jest pod wpływem zaklęć lub po prostu wziął łapówkę. Jest wysoko postawiony, więc jeśli nie chcesz skończyć bez pracy musisz robić to, co ci każą — Elsa pociągła nosem i niezręcznie wysunęła się z moich ramion. Policzki miała czerwone, a oczy zapuchnięte od płaczu. Jej ubranie było nadszarpnięte, a na dłoniach miała kilka zadrapań. <br /> — Nic ci nie jest? <br /> Elsa pokręciła głową. Westchnąłem ciężko, chwytając łańcuszek przyczepiony do zmieniacza czasu i rozciągając go. <br /> — Co teraz robimy? <br /> — Cofamy się w czasie, żeby powiedzieć wcześniejszej tobie, co masz robić, żeby przejść próbę. <br /> — Zwariowałeś, tak? Proszę cię, Jack, powiedz mi, że to tylko kolejny z twoich głupich żartów. Przecież to złamanie zasad. Wiesz, co może się stać, kiedy nam się nie uda? A co, jeśli coś się stanie? Jak dotrzemy do mnie z przeszłości, skoro byłam pilnowana przez ministerstwo dwadzieścia cztery godziny na dobę, co? Kilkanaście godzin temu ten teren był patrolowany, wszystko tutaj – drzewa, kwiaty, ziemia – są zaczarowane! Jak niby mamy się przedostać? Stąd nie ma już wyjścia, rozumiesz? — Elsa zaczęła na powrót szlochać — Nie mamy szans... <br /> Tym razem nie mogłem nic zrobić. To były efekty wymyślania planu na kilka godzin przed właściwą akcją: luki, wszystko zależne od przypadku, brak zapasowych rozwiązań.<br /> — Był w ogóle czas, kiedy ktoś cię nie pilnował? Kiedy byłaś sama chociaż przez chwilę? <br /> — Nie. Od pożegnania z tatą nie miałam ani chwili prywatności. <br /> To mógł być pomysł. Przeniesienie się blisko dwa tygodnie wstecz było bardzo, ale to bardzo ryzykowne. Byłoby to kolejne złamanie zasad. Każdy zmieniacz czasu był oddawany do Ministerstwa po roku użytkowania. Można było z nich odczytać, kto i na jak długo przenosił się wstecz. Do zmieniaczy czasu dostęp miały tylko specjalnie dobrane osoby z ministerstwa. Nie miałem zielonego pojęcia, skąd miał go North czy Fancy. Cofanie się o więcej niż dwanaście godzin mogło nieść za sobą tragiczne skutki: odłączenie się fragmentu ciała od reszty, zaburzenie pętli czasu czy – w najgorszym przypadku – przeniesienie się w niedaleką przyszłość. <br /> Elsa nie mogła o tym wiedzieć. Nie miała przecież zmieniacza czasu na wyciągnięcie ręki, nie mogła więc znać tak skomplikowanych zasad jego użytkowania. Informacje, które Ministerstwo ujawniło społeczności czarodziejów były tylko wierzchem góry lodowej. Po prostu ktoś wydał zakaz używania zmieniaczy czasu. <br /> — Świetnie. Przeniesiemy się do tego momentu i wtedy coś wymyślimy. <br /> — Przecież to jakieś trzysta obrotów! Dwa tygodnie wstecz, co będziemy robić przez dwa tygodnie? Czy ty w ogóle potrafisz się tym posługiwać? — Elsa zaczęła krzyczeć. Jej głos niósł się echem po lesie, kiedy przekładałem łańcuszek przez jej szyję i liczyłem obroty zmieniacza czasu. Trzysta godzin wstecz powinno nam wystarczyć, ale mimo to nadal czułem się niepewnie. W głowie zaczynały mi huczeć ostrzeżenia Northa. <br /> Kiedy puściłem pokrętło było już za późno. <br /> Przed moimi oczami wirowały obrazy. Widziałem, jak dookoła nas wszystko się zmienia w ekspresowym tempie, przez moment widziałem na wet jednego z pracowników ministerstwa. <br /> Ale potem coś się zmieniło. Jakby mgła przesłoniła mi umysł. Nie słyszałem już krzyku Elsy, chociaż czułem, że jest obok mnie. Owładnęło mną zimno, a dreszcze przeszły od cebulek włosów po czubki palców u stóp. Coś było nie tak. Bardzo, bardzo nie tak. <br /> Nie pamiętam dokładnie reszty: to było jak zaćmienie umysłu, jakby ktoś uderzył w ciebie tłuczkiem podczas meczu quidditcha, a ty nie możesz się ruszyć. Wiem, że było mi przeraźliwie zimno, jakbym zamiast krwi w moich żyłach płynął mróz. <br /> Kiedy wszystko w końcu ustało, nie mogłem rozpoznać miejsca, w którym się znajdowałem. Było tutaj mnóstwo śniegu, a ja czułem, że moje ubrania zaczynają przemakać. Elsa nadal była obok mnie, chociaż wyglądała na zszokowaną tym, co przed chwilą zaszło. Spojrzałem na zmieniacz czasu. Pękł na pół. Nie mogliśmy już nic zrobić, tylko czekać na rozwój wydarzeń. Zimno, które czułem w czasie podróży w czasie dopadło mnie znowu. <br /> — Też to czułaś? — zapytałem Elsę, która spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. <br /> Zamiast odpowiedzi doczekałem się kolejnego wybuchu płaczu. Tym razem poczekałem, aż Elsa uspokoi się na tyle, aby przekazać mi najgorszą z możliwych wiadomości.<br /> — Jack, twoje wło.. włosy — zaczęła, szlochając — One są... są...brązowe. <br /> Wtedy nie pozostało mi nic innego, jak płakać razem z Elsą.<br /><br /><br /><div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">***</span></i></div>
<br /><br /><div style="text-align: center;">
<i>Okej, strasznie późno, przepraszam. Jest rozdział, może odrobinę za krótki, chociaż niedługo zacznie się dziać trochę bardzo, bardzo dużo. </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Miło jest pisać po blokadzie. </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Kocham Was!</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Hentai x</i></div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-88099620396824821212017-05-05T23:29:00.000+02:002017-05-05T23:29:08.048+02:00Przeprosiny i powrót (czy wielki to nie wiem, sami sprawdźcie)<div style="text-align: center;">
<i>Jest tutaj ktoś jeszcze?</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Zdziwiłabym się, jeśli znalazłby się jeszcze jakiś czytelnik czekający na kolejny rozdział, więc o sobie przypomnę. </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i> Chciałam tylko powiedzieć, że nadal piszę Jelsę, chociaż będę musiała zakończyć na III Księdze. Nie dam rady ciągnąć dłużej tej historii na siłę, więc koniec będzie może za jakieś plus minus piętnaście rozdziałów. </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Nie było mnie na blogu już od blisko trzech miesięcy. Nie czuję się z tym dobrze w żadnym stopniu, ale ostatnimi czasy mam tak ze wszystkim. Dopadła mnie jakaś cholerna blokada, której nie mogłam przezwyciężyć jakoś tak do tygodnia wstecz, gdzie napisałam coś na szkolny konkurs. Niepowodzenia w konkursach i innych rzeczach mnie nie motywowały. Dodatkowo zachorowałam i nie mam najmniejszej ochoty się leczyć, przynajmniej jak na razie. </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Chciałam tylko powiedzieć, że nadal Was uwielbiam, i że mam już połowę epilogu </i>Księgi II.</div>
<div style="text-align: center;">
<i><b>Widzimy się za plus minus tydzień.</b></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Hentai xx</i></div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-74888288258058238502017-02-17T21:14:00.001+01:002017-02-17T21:14:14.308+01:00Księga II — Rozdział VI: Plany <br /><br /><div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jonathan</span></i></div>
<br /> Alice ciągle spała. Po podaniu jej ziołowego lekarstwa rana zaczęła się goić i została tylko mała, prawie niewidoczna, kreska. Z jednej strony miałem ochotę zrobić Charlotte krzywdę za to, co jej zrobiła, ale z drugiej całkiem cieszyłem się, że uniknę niewygodnej rozmowy. Mimo wszystko zmodyfikowanie wspomnień Alice i spółka z Dianą nie były najlepszymi decyzjami w moim życiu. <br /> Pomogłem ułożyć Jackowi poszkodowanych Strażników w normalnych pozycjach i podałem im eliksir słodkiego snu. Nie miałem zamiaru odejść dopóki nie byłbym pewny, że Alice może deportować się z Bieguna. Poza tym chciałem być przy tym jak się obudzi. <br /> Szkoda, że nie wiedziałem, czy ona tego chce. <br /> W międzyczasie zdążyłem przeczytać połowę pierwszej lepszej książki, która wydawała się mieć ciekawy tytuł. <br /> — Od kiedy czytasz szesnastowieczne romansidła? — Charlotte usiadła obok mnie, krzyżując nogi. <br /> Spojrzałem na okładkę. No dobra, Cena dziewictwa może i nie była najlepszym pomysłem. <br /> — Myślisz, że będzie zła? — westchnąłem, zerkając na Alice. Dziewczyna oddychała spokojnie, najwyraźniej nie mając zamiaru się budzić.<br /> — Pewnie tak — Charlotte wzruszyła ramionami. — Ale w obozie cały czas potrafiła gadać tylko o tobie, odkąd dowiedziała się o misji ze Stellą. Nadal trzyma twoją bluzę pod poduszką i nawet niespecjalnie się zdziwiła, kiedy dowiedziała się ile masz lat. Chyba nadal cię lubi. <br /><br /><i> A ja nadal lubię ją.</i><br /><br /> Moja siostra przeciągnęła się i powiedziała, że nie zamierza się przemęczać. Jack poszedł z nią na górę, pokazując pokoje, gdzie mogłaby się przespać, a ja zostałem sam z jakimś podrzędnym romansem napisanym po starofrancusku. <br /> Odrzuciłem książkę w kąt, nie zawracając sobie głowy tym, że okładka po prostu odpadła. Potarłem oczy i położyłem głowę na sofie, obok ręki Alice. Poczułem się jakbym naprawdę miał prawie tysiąc lat i zamknąłem oczy. Chciało mi się spać, naprawdę. <br /> Kiedy byłem już na pograniczu snu i świadomości poczułem, jak ktoś głaszcze mnie po włosach. Nie ruszałem się, mając nadzieję, że to nie Jack lub Manny. Chociaż te palce były raczej drobne i delikatne. <br /> — Już nie udawaj, Karol. <br /> Otwarłem oczy i spojrzałem na uśmiechniętą Alice. Prawie nie zmieniła się od czasu, kiedy zniknęła. <br /> — Nie mam na imię Karol. <br /> — Może i nie, ale to śmiesznie brzmi — wyszeptała i zaczęła cicho chichotać.<br /> — Wcale nie — odpowiedziałem. — Wiesz, co śmiesznie brzmi? <i>Kisońka. </i><br /> — Nawet nie próbuj tak na mnie mówić — dziewczyna zmarszczyła czoło. — Dobrze cię widzieć — podniosła się. Była bledsza niż zazwyczaj a ja znów poczułem się tak bardzo odpowiedzialny za jej stan i wszystko, co przeszła. Chciałem po prostu jej ulżyć, sprawić, żeby zapomniała o wszystkich przykrościach. Nie wiedziałem nawet, co powinienem jej powiedzieć. Po prostu niezręcznie się podniosłem i położyłem głowę na jej brzuchu, na co Alice zaśmiała się. Moja głowa unosiła się wraz z drżeniem. <br /> — Tęskniłem, wiesz? <br /> Drżenie nie ustawało, a ja spojrzałem na Alice. Płakała, patrząc na mnie i zasłaniając usta ręką. Podniosłem się i położyłem obok niej. <br /> — Jesteś okropny, wiesz? — wyszlochała. — Mogłabym się obronić, ale nie, lepiej zmodyfikować mi wspomnienia. <br /> Westchnąłem. Nadzieja na to, że porozmawiamy później ulotniła się w jednej chwili. <br /> — Nie wiedzieliśmy, co może ci się stać. Przemiany były coraz... intensywniejsze, a ja pamiętałem coraz mniej. Któregoś razu obstawiliśmy z Charlotte zatracenie, dlatego to zrobiłem. Wolałbym, żebyś nie musiała przechodzić czegoś okropnego przeze mnie — skończyłem, nie patrząc na nią. <br /> Zapadła niezręczna cisza. <br /> — Więc co tak naprawdę się stało? <br /> — Diana zgodziła się udawać, że coś między nami zaszło. Podczas snu Charlotte zmodyfikowała ci wspomnienia, a ja odszedłem. Kiedy wróciłem, was już nie było — westchnąłem. — Szukałem cię.<br /> Wraz z tymi słowami skończyła się nasza rozmowa. Reszta była tylko słonymi łzami, pojedynczymi westchnieniami, i jednym, delikatnym pocałunkiem.<br /><br /> <br /> <br /><div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;"><i>Jack</i></span></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Uznanie, że powrót do Hogwartu po wakacjach był trudny to niedopowiedzenie. Połączenie nauki z pracą Strażnika było istną katorgą. Po miesiącu miałem serdecznie dosyć, a naprawdę nie chciałem myśleć o tym, co zrobię przed egzaminami. Moje rozmowy z Elsą ograniczyły się do wymieniania krótkich „cześć” na korytarzu. Od tamtej pory sam musiałem radzić sobie z zadaniami domowymi i wypracowaniami na obronę przed czarną magią, co naprawdę nie było przyjemnym zajęciem. Nadal śledziłem Elsę, ale dziewczyna nie robiła nic, co wzbudziłoby moje podejrzenia. Uczyła się dobrze, nauczyciele ją chwalili. Nic, co wzbudzałoby moje podejrzenia. <br /> Chociaż czasami się zdradzała. Nerwowe spojrzenia, drżenie rąk podczas rozmowy. Szybko się rozstawaliśmy. Wszystko wskazywało na to, że nasza znajomość nieuchronnie zbliża się ku końcowi. Yato i Yukine nam nie pomogli – to pazerne bóstwo tylko wzięło pieniądze i się ulotniło, nie dostarczając mi żadnych konkretnych informacji. <br /> Nadzieja na to, że czegoś się dowiem, pojawiła się dopiero w Noc Duchów. <br /> Wchodząc na ucztę do Wielkiej Sali, teraz przystrojonej świecącymi dyniami i nietoperzami latającymi nad głowami uczniów, zauważyłem, że przy stoliku Ravenclawu nie ma Elsy. Podchwyciłem spojrzenie Roszpunki, unosząc brew w zdziwieniu. Dziewczyna wzruszyła ramionami, a mi pozostało jedynie poczekać, aż uczta zacznie się na dobre, a ja będę mógł wymknąć się w ogólnym rozgardiaszu. <br /> Znalazłem Elsę w opuszczonej łazience dziewcząt na drugim piętrze. Rozmawiała z kimś, ale nie potrafiłem rozróżnić słów. Stałem za daleko, dlatego po prostu czekałem na rozwój wypadków, jak prawie zawsze od dłuższego czasu. Rozmowa szybko ucichła, a ja wszedłem ostrożnie do łazienki z różdżką i mocami w gotowości. <br /> To, co zastałem, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. <br /> Elsa opierała głowę o pęknięte lustro, cicho szlochając. Dopiero teraz zobaczyłem, że szata wisiała na niej, a skóra dziewczyny była bledsza niż zazwyczaj. Niezdrowe cienie pod oczami świadczyły o niewyspaniu, włosy splątane w niedbałego warkocza Elsa zagarnęła za ucho. <br /> Kiedy zobaczyła mnie w lustrze, wyglądała nie na zdziwioną, ale całkowicie przestraszoną i bezradną. Pociągnęła nosem dwa razy i wierzchem dłoni otarła łzy. <br /> — Długo tutaj jesteś? — zapytała cicho. <br /> — Jakąś chwilę. Z kim rozmawiałaś?<br /> W odpowiedzi Elsa rozpłakała się jeszcze bardziej. <br /> I wtedy zaczęła opowiadać. Nie zrozumiałem wszystkich słów. Może to i dobrze. Już i tak byłem wystarczająco zdenerwowany. <br /><br /><div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
<br /> — Więc chcesz powiedzieć, że Elsa zawarła umowę z Fancy, która pozwoliłaby jej przetrwać próbę? <br /> Kiwnąłem głową, zerkając na prawie drzemiąca Alice opartą o Jonathana. Siedziałem na dachu jednej z północnych wież Hogwartu. Księżyc w pełni odbijał się w falującej wodzie, a trawy rosnące na brzegu jeziora kołysały się spokojnie, jakby były poza wszystkimi ważnymi sprawami, które właśnie omawialiśmy. <br /> — Przecież mogła zwrócić się z tym do nas — odpowiedziała Alice, unosząc głowę. Przeszedł ją dreszcz, bo temperatury w nocy dochodziły do pierwszych poniżej zera. Mimo to uznaliśmy, że jedna z wież, którą uprzednio zabezpieczył Jonathan, będzie najlepszym miejscem rozmów. <br /> — Mówiła, że bała się naszej reakcji. <br /> — Nie pomożemy przejść jej przez Próbę — Jonathan pokręcił głową. — Nie mamy środków, aby ją unieważnić. Przed całym przedsięwzięciem będzie trzymana przez tydzień w odizolowaniu. Nie ma takich zaklęć, które działałyby dłużej niż ten czas. Poza tym będzie poddana wszystkim kontrolom. Nie damy rady — Jonathan przeczesał włosy ręką. Powstrzymałem się od mocno cenzuralnego wywodu i spojrzałem w stronę jeziora. Skoro Jonathan nie potrafił niczego zrobić, ja mogłem obmyślić jakiś plan. <br /> Całkiem porządny plan.<br /><br /><br /><div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
<br /> Od czasu spotkania w łazience rozmawiałem z Elsą coraz częściej. Szukaliśmy sposobów na to, żeby zaistniał jakikolwiek cień szansy na to, że uda nam się przetrwać. Dziewczyna obiecała mi, że już więcej nie skontaktuje się z Fancy. Może i byłem głupi (byłem, naprawdę), ale postanowiłem jej zaufać. Wszystko wskazywało na to, że damy sobie jakoś radę. Jonathan i Alice pojawiali się i znikali, a my, podczas coraz zimniejszych nocy, wymykaliśmy się do opuszczonych sal i tam trenowaliśmy. W zasadzie znaczyło to, że Elsa próbowała coraz to nowszych i niebezpiecznych zaklęć, które mogłyby pomóc jej przetrwać. I wszystko to nie było takie złe.<div>
Święta minęły nam ze spokojem, a poza tym znów wracaliśmy do zwykłych relacji. Merida, ja i John siadaliśmy przy stoliku Ravenclawu i rozmawialiśmy jak gdyby nigdy nic. Thomas nawet już się do nas nie odzywał, nie licząc krótkiego „cześć” kiedy mijaliśmy się na korytarzu. Ale mimo to nie odczuwałem jakiegoś specjalnego zakłopotania. Skoro nas zdradził, to wolałem trzymać się od niego z daleka. Strażnicy niczego nie podejrzewali, co było mi na rękę. Manny mógł okazać się całkiem sporym problemem, ale jakoś nie miałem ochoty o tym myśleć. Wszystko układało się po mojej myśli, chociaż tylko czekałem, żeby coś się zepsuło. <br /> Nadeszła wiosna. Treningi quidditcha były męczące, ale traktowałem je jako odskocznię od całego zamieszania związanego z Próbą. Nowa miotła, którą dostałem pod choinkę, sprawowała się świetnie. Przygotowywanie się do SUM–ów nie było dość ciężkie, ale jakoś dałem radę przebrnąć przez egzaminy. <br /> Siedzieliśmy oparci o jedną z wierzb rosnących nad jeziorem. Do Próby zostały dwa tygodnie, a ja coraz bardziej się stresowałem. Za siedem dni Elsa miała zostać zabrana na przesłuchania, kontrole i inne pierdoły. Poprosiła nas jednak o to, żebyśmy nie wspominali o tym, co ją czeka ani słowem. <br /> — Wolę o tym teraz nie myśleć. Przynajmniej mogę spędzić trochę czasu z wami. <br /> Dławiło mnie w gardle, kiedy uświadomiłem sobie, że może to nasze ostatnie wspólne chwile. <br /> — No tak, jak zjedzą cię jakieś straszliwe chimery, to przywłaszczam sobie prawo do przeczytania twojego pamiętnika z dzieciństwa. <br /> Spojrzałem na Meridę karcąco. Zapadła niezręczna cisza, której żadne z nas nie śmiało przerwać. <br /> W podobnym nastroju przeżyliśmy resztę czasu. <br /> Kiedy zabrali Elsę, miałem tylko jedno wyjście. Ściskając zmieniacz czasu w dłoni, siedziałem na wieży, czekając na pojawienie się jedynej osoby, która była zdolna nam pomóc. <br /> Fancy zjawiła się punktualnie. <br /><br /> <br /><br /><div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">***</span></i></div>
<br /><div style="text-align: center;">
<i>Ja nie wiem, co z tym rozdziałem, ale wydaje mi się być krótki i taki mocno opisowy. Ale spoko, to chyba przedostatni z Księgi II. Jakoś to pójdzie, bo następna będzie próba. </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><b>*W Księdzie III Jelsa OMG*</b></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Dobra, kocham Was i ładnie poproszę chociaż o kropki mocy. </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Dziękuję ^^</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Hentai x</i></div>
</div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-21989712475817078962017-01-14T22:49:00.001+01:002017-01-14T22:49:04.821+01:00Księga II — Rozdział V: Kradzież<br /><br /><div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Elsa</span></i></div>
<br /> Dzień moich piętnastych urodzin nie był obchodzony w jakiś szczególny sposób, jeśli nie liczyć festiwalu. Poza tym, wcale tego nie chciałam. Miałam o wiele więcej poważniejszych problemów, z którymi raczej nie mogłam zwrócić się do Jacka czy Thomasa. <br /> Do Hogwartu wyjeżdżaliśmy za blisko cztery tygodnie, a ja nadal nie miałam potrzebnych mi podręczników. W tym celu, na dzień po moich urodzinach, udaliśmy się na Pokątną za pomocą Sieci Fiuu. Ten sposób podróżowania nie był najprzyjemniejszy, ale wolałam go od teleportacji łącznej, którą odbyłam z tatą do Londynu. <br /> Ostatnimi czasy byłam stale nerwowa. Męczyłam się też byle czym, potrafiłam spać całymi dniami. Wydawało mi się, że przez te wakacje wcale nie wypoczęłam – wręcz przeciwnie, byłam jeszcze bardziej spięta oczekiwaniem na powrót do Hogwartu i tym, że nie zdążę odrobić pracy domowej zadanej nam na wakacje. Napisałam dopiero dwa z trzech zadanych nam wypracowań. Jeśli nie zdążę zrobić tego w wolnym czasie, nie ma szans, żebym wyrobiła się na czas podczas przygotowań do Próby. Wakacje minęły mi w tym właśnie nastroju, a moje samopoczucie pogarszało poprzednie spotkanie nad Srebrnym Jeziorem. <br /> Jack był wściekły, chociaż przede mną idealnie udawał, że jest inaczej. Ostatnio podsłuchałam, jak rozmawiał z Northem przez lusterko dwukierunkowe. Ciekawe, czy Jack rzeczywiście może zamrozić innych Strażników na śmierć. <br /> Poza tym moje spotkanie z Fancy przeszło bez większego echa. Mimo tego, że rytuał się nie udał, miałam jeszcze wiele innych szans na dopełnienie kontraktu z Fancy. Właściwie to nie było innego wyjścia – w magicznym świecie umowy podpisane krwią były wieczne. <br /> W pierwszy dzień września wstałam zbyt wcześnie, tym bardziej, że mieliśmy użyć teleportacji łącznej. Pierwsze promienie wschodzącego słońca przebijały się przez szare chmury, które zwiastowały nieuchronnie zbliżającą się ulewę. To jeszcze bardziej psuło mi nastrój. Postanowiłam jednak, że lepiej będzie umyć się i ubrać wcześniej. Nie bardzo miałam ochotę na spotkanie z Jackiem i resztą domowników. Tym bardziej, że Thomas, Roszpunka, Merida i John już dawno wyjechali. Mieliśmy spotkać się dopiero na peronie, dlatego cieszyłam się tymi kilkoma chwilami, które mogłam spędzić bez nich.<br /> I tak już niedługo dowiedzą się prawdy. <br /> Na śniadanie zeszłam punktualnie o ósmej rano. Jedliśmy je w jednej z pałacowych jadalni, ponieważ tata i James chcieli coś przedyskutować. <br /> Atmosfera była co najmniej napięta. Nie chciałam mówić za wiele, bo Jack często zadawał dziwne pytania, starając się dowiedzieć, czy pamiętam coś ze spotkania z Fancy. Nakłamałam już tyle, że sama się pogubiłam. <br /> Milczałam, wpatrując się w moje płatki śniadaniowe. <br /> Kiedyś na pewno wszystko się wyda. <br /><br /> <br /><div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Alice</span></i></div>
<br /> Tak zdenerwowana jeszcze nigdy nie byłam. Charlotte nie dawała znaku życia już od tygodnia, a ja nie potrafiłam przywrócić ładu do obozu. Treningi i nocne warty zostały zaniedbane, a ja coraz bardziej bałam się, że któregoś dnia po prostu wszystko zniknie. Dopiero teraz zauważałam, jak wiele musiała poświęcić Charlotte, żeby utrzymać nas w jako – takim porządku. A co tutaj mówić o czasie, kiedy byliśmy dziećmi. <br /> Westchnęłam ciężko. Za dziesięć minut mieliśmy zacząć naradę, a ja siedziałam w gabinecie Charlotte, przeglądając stare papiery. Znalazłam tutaj nawet podrobione prawo jazdy. <br /> Oprócz fałszywych dokumentów natknęłam się na jeszcze inne, dużo starsze kartki papieru, które kruszyły się w rękach. Większości z nich nie mogłam odczytać, bo były zapisane – tak przynajmniej myślałam – w łacinie. Kilka jednak znalazło się po angielsku, ale atrament tak wyblakł, że nie potrafiłam rozróżnić oddzielnych słów, nie mówiąc już o ogólnym sensie tekstu. <br /> Kilka wyrazów rzuciło mi się w oczy: „rodzina królewska”, „siostra”, „wypadek”, „statek” i „Fancy”. Najwyraźniej musiało być to imię jakiejś księżniczki, ale nie miałam bladego pojęcia, po co takie informacje były potrzebne Charlotte. Przecież ona nie znosiła zapamiętywania tych wszystkich dat i innych rzeczy, nie mówiąc już o czytaniu książek historycznych i wypełniania dokumentów. <br /> Pożółkłe kartki ułożyłam na stosie i zajrzałam do kolejnej szuflady. Ku mojemu zdziwieniu były tam białe kartki, zapisane odręcznym pismem Charlotte. Wyglądało to na tłumaczenie, bo w niektórych miejscach słowa po łacinie miały obok siebie znaki zapytania lub były podkreślone. Najwyraźniej nawet nasza opiekunka nie potrafiła rozszyfrować wszystkiego. <br /> Przez chwilę zawahałam się, ale kilka sekund później już trzymałam angielską wersję dokumentów w ręce. Ciekawość wygrała nad zdrowym rozsądkiem i sumieniem. <br /> Większości tekstu nie zrozumiałam, jednak z ogólnego sensu wynikało, że w 1234 roku statek, na którym podróżowały głowy państwa i urzędnicy z Arendelle, zatonął w niewyjaśnionych okolicznościach. Król i królowa osierocili tym samym czwórkę dzieci – dwie dziewczyny i dwóch chłopców. Odwróciłam kartkę, żeby zobaczyć co znajdę na kolejnej stronie i zamarłam. <br /><br /><div style="text-align: center;">
<i> „Królewskie dzieci w kolejności starszeństwa:</i></div>
<i><br /><div style="text-align: center;">
<i>Fancy Anna Oldenburg (siedemnaście wiosen)</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Jonathan Karol Oldenburg (szesnaście wiosen)</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><div style="display: inline !important;">
<i>Magnus Lars Oldenburg (czternaście wiosen)</i></div>
</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Charlotte Maria oldenburg (dziesięć wiosen)</i></div>
<br /> <br /><br /> Napierwszej władanie obejmie przybrana córka Oldenburgów. Kiedy skończy dwadzieścia jeden lat, wraz z osiągnięciem dorosłości, będzie mogła wybierać kandydata na męża.”</i><br /><br /> O mój Boże. <br /> Gdyby nie to, że byłam tak zdenerwowana, śmiałabym się z tego, że Jonathan na drugie imię miał Karol. <br /> Ale książę? Dlaczego nigdy o niczym nie wiedziałam? I, poza tym, oni musieli mieć po siedemset lat co najmniej! Żadne z nich nic nie wspominało. Wiedziałam, że Charlotte rzuciła jakieś zaklęcie na obóz, żeby czas płynął tutaj inaczej, ale po odejściu Elsy i przeniesieniu się w inne miejsce, bariera została usunięta. Niby czasami zastanawiałam się, ile lat tak naprawdę ma Jonathan, ale nie sądziłam, że jest tak bardzo... wiekowy. <br /> Złożyłam kartkę na pół i włożyłam do kieszeni spodni. W nocy będę musiała je przejrzeć.<br /><br /><div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
Kilka godzin później, kiedy księżyc był już wysoko, po cichu zeszłam z piętrowego łóżka, starając się nie wybudzić Stelli z jej lekkiego snu. Starałam się nie nadepnąć na skrzypiące deski, a potem, już na dworze, uważać, aby światło pełni mnie nie zdradziło. Weszłam do gabinetu, upewniając się, że nikt mnie nie zobaczy. Tutaj już mogłam swobodnie się poruszać. <br /> Stworzyłam mały płomień, unoszący się nad moją ręką, który dawał oświetlenie potrzebne do czytania dokumentów. Już miałam wchodzić do gabinetu Charlotte, kiedy ktoś przycisnął mnie do ściany, uniemożliwiając oddychanie. Odepchnęłam napastnika, przy okazji podpalając mu ubranie. <br /> — Ałć, Alice, ugaś to! <br /> Niemożliwe.<br /> Impulsywnie rzuciłam się Charlotte na szyję, nie mogąc uwierzyć, że jednak wróciła. Szybko zagasiłam ogień, jednak koszulka mojej opiekunki była lekko nadpalona. <br /> — Gdzie ty byłaś?! — wykrzyczałam, mierząc Charlotte wzrokiem. — Zostawiasz jakiś durny liścik i odcho<br /> — Zamknij się, bo wszystkich pobudzisz. Za chwilę wszystko ci wytłumaczę, tylko musisz mi pomóc.<br /><br /> <br /> Opowiastki Jacka były niczym, w porównaniu z tym, co zastałam na Biegunie Północnym. To był największy budynek – jeśli tak można było nazwać tę fortecę – jaki kiedykolwiek widziałam w moim całym życiu. Kopuła wyglądała na złotą. Nie potrafiłam objąć wszystkiego wzrokiem – w oczy jednak rzuciły mi się witraże przedstawiające dziwne sceny: na jednym z nich mężczyzna z siwą brodą unosił rękę w stronę niskiej dziewczyny, klęczącej przed staruszkiem. <br /> — Gotowa? — Charlotte spojrzała na mnie, nadal trzymając mnie za rękę i jednocześnie lewitując w powietrzu. Dzięki Bogu nie było mi zimno, dzięki rzuconemu na mnie zaklęciu mrozoodpornemu. Mimo wszystko odczuwałam nieprzyjemne mrowienie. <br /> — Na co? Włamanie się na Biegun Północny czy na karę jeśli się nie zgodzę?<br /> — Sama sobie odpowiedz. Dobra, idziemy.<br /> Zleciałyśmy odrobinę niżej, lądując na samej górze kopuły. Wiało tutaj już mniej, ale śnieg zaległy na dachu zmoczył mi buty i nogawki spodni. Nasz plan był absurdalny. Kto normalny próbuje włamać się do pilnie strzeżonego budynku, aby wykraść jakiś głupi regulamin obowiązujący Strażników. Jak ona w ogóle mogła coś takiego wymyślić?! <br /> — Dobra, od tej pory mamy mało czasu. Po prostu postępuj według planu, a powinno nam się udać. <br /> Powinno nam się udać? Miło, że postanowiłaś zwariować, Charlotte. <br /> Między palcami mojej opiekunki przebiegł prąd. Ona sama przyłożyła rękę do miedzianego dachu. Kontrolowany przepływ prądu musiał spłynąć do głównej sali, gdzie teraz odbywała się narada. Miałam nadzieję, że nie spotkam Jacka. To poniekąd byłaby tragedia. <br /> — Dobra, wchodzimy. <br /> Charlotte kopnęła butem obluzowaną płytę, która oderwała się i spadła do środka. Wskoczyła za nią, a ja zrobiłam to samo, modląc się o bezpieczne lądowanie. <br /> Szczęśliwie spadłam na jeden z szerokich regałów w bibliotece. Charlotte rozejrzała się po czym wskazała na parę yetich grających w karty. Byli odwróceni do nas tyłem, ale i tak musiałyśmy zachować ostrożność. Podczas mojego półrocznego pobytu na Biegunie Północnym dowiedziałam się o nich wystarczająco dużo. Jack był tak bardzo podekscytowany i tak ufny, że zdradził mi większość sekretów Bieguna Północnego. <br /> — Gdzie jest ta księga? <br /> — W samym środku — wskazałam palcem wnętrze biblioteki. <br /> — Czyli gdzie? <br /> Rozejrzałam się dokoła. Z mojego punktu widziałam tylko jedne drzwi, a do biblioteki prowadziło ich kilkanaście. Całe to pomieszczenie było istnym labiryntem nie do przejścia. Zmarszczyłam brwi i próbowałam sobie przypomnieć słowa Jacka. <br /></div>
<div>
<i> — Ja jakoś nigdy się tu nie zgubiłem — białowłosy chłopak spojrzał na mnie zadziornie.<br /> — Ja pewnie też nigdy bym się nie zgubiła — pokazałam mu język. Jack był śmieszny. Szkoda, że musiałam zrobić coś takiego. <br /> — Od razu byś zabłądziła. Nawet nie wiesz, jak trzeba się poruszać. <br /> Spojrzałam na niego zaskoczona.<br /> — To jest coś takiego jak system poruszania się w bibliotece? Mam rozumieć, że niektóre drogi są jednokierunkowe czy jak?<br /> — Pewnie że jest coś takiego. Ale ty go nie znasz, więc nie masz szans, żeby stąd wyjść.<br /> — Zdradź mi go! — Wskoczyłam na jego plecy. — No powiedz, no! <br /> — Dobra, ale nikomu nie mów — szepnął mi do ucha. — Kiedy zejdziesz na dół, pomiędzy regały, wystarczy iść dwa razy w prawo, a potem dwa razy w lewo. Łatwo jest tutaj przejść. <br /> Zeskoczyłam z jego pleców. <br /> — Bardzo sprytnie. Gonisz! — klepnęłam go w ramię i zaczęłam uciekać. Za sobą usłyszałam śmiech. <br /> Już niedługo... </i><br /> <br /><br /> Świetnie. Powinnam teraz skręcić w lewo czy w prawo?<br /> Wzrokiem starałam się rozpoznać nasze położenie. Musiałam zrobić to kilkakrotnie, ale w końcu, kiedy za piątym razem doszłam do podobnych co zawsze wniosków, przestałam i zaryzykowałam. <br /> — Powinniśmy iść w lewo. <br /> — Nieźle. Już myślałam, że będziemy tu sterczały kolejne pół dnia — Charlotte skrzywiła się. <br /> — Po prostu chodź. <br /> Zgrabnie zeskoczyłam z regału i pobiegłam w kierunku, jak myślałam, środka biblioteki. Charlotte zrobiła to samo. <br /> Dwa razy w prawo, dwa w lewo. Dwa razy w prawo, dwa w lewo. <br /> Powtarzałam tę instrukcję niczym mantrę, chwytając się jej jak koła ratunkowego. Właściwie to była nasza jedyna nadzieja. Jeśli się pomyliłam, to mogłyśmy krążyć po bibliotece bez końca, dopóki nie znalazłyby nas yeti. <br /> Kiedy już zaczynałam wątpić w to, że uda nam się wydostać, zauważyłam jasny snop światła. Udało nam się. Naprawdę nam się...<br /> — Teraz!<br /> Poczułam mocne uderzenie z tyłu głowy. Ktoś popchnął mnie na ziemię i za chwilę pociągnął za włosy. Byłam zmuszona wstać, nigdzie nie widziałam Charlotte. Za to przede mną znajdowało się piecioro Strażników. North, Zębuszka, Piasek, Zając i jakiś chłopak patrzyli na mnie groźnie, gotowi zaatakować. Brakowało tylko Frosta, który z pewnością musiał trzymać mnie za włosy. <br /> — Krok do przodu, a poderżnę jej gardło. <br /> Poczułam coś zimnego na mojej szyi. Szkoda tylko, że to nie był głos Jacka, tylko Charlotte. Tego nie było w planach. <br /> — Niby dlaczego miałabyś zrobić jej krzywdę? Podobno ta mała zdrajczyni jest ci potrzebna — Zając wskazał na mnie swoim bumerangiem. <br /> — Wam też jest potrzebna, co nie, North? No przyznaj się, że wiedziałeś, że przyszła tutaj tylko po informacje. A ty jedynie chciałeś ją przetrzymać, hę? — Charlotte oparła głowę na moim ramieniu, przybliżając nóż do krtani. — Ale nie martw się. Jest dobrze wyszkolona. Poza tym, twój...<br /> Strażnicy spojrzeli w górę. Poczułam zimny podmuch wiatru, który zwiastował nadejście kogoś bardzo, bardzo mi znajomego, a kogo kiedyś porzuciłam. <br /> — Noooorth! Ten twój piesek zjadł mi całe masło orzechowe. Mógłbyś coś z tym... <br /> A wtedy Jack spostrzegł mnie i zaniemówił. Uniosłam rękę w geście powitania, bojąc się przełknąć ślinę. Jeden mały ruch i oczami wyobraźni już widziałam moje poharatane gardło. <br /> — Dajcie księgę, a nic jej nie zrobię. <br /> — Jak się tu dostałaś? — Jack zrobił dwa kroki w moją stronę. Poczułam jak skóra pęka, a po szyi leci mi krew. Charlotte, co ty wyprawiasz?!<br /> — Nie podchodź — usłyszałam głuche warknięcie. <br /> Łzy przesłoniły mi widok. A miałam nie płakać przy Froście, cholera jasna. <br /> — Daj mi księgę, a nic jej się nie stanie, jasne? <br /> Jack spojrzał błagająco na Northa. Nic a nic się nie zmienił. Poczułam się okropnie. Mimo tego, co mu zrobiłam, on nadal chciał mi pomóc. Może i zgrywał nonszalanckiego chłopaczka, ale i tak wiedziałam swoje. Nadal był dzieckiem. <br /> Podobnie jak ja. <br /> — Skończmy tą szopkę, Charlotte — zaczął North. Dobrze wiesz, że twoja siostra nie...<br /> — Nie wróci, bo ją zabiłeś! <br /> W jednym momencie stało się wiele rzeczy na raz. Jack podskoczył, niebieski promień, lód albo wiązka prądu, trafił w Zająca. Zębuszka i Piasek też oberwali. Nowy chłopak nawet nie drgnął, a Jackson dalej wpatrywał się we mnie i Charlotte. <br /> — Manny, możesz mi to wytłumaczyć?<br /> — Tak. No, tak. To moja siostra, Charlotte — Manny wskazał na moją opiekunkę, która teraz stopniowo oddalała nóż od mojej szyi. <br /> — Masz, przyłóż to — Jack oderwał kawałek materiału z nogawki spodni Northa i podał go mnie, nie patrząc w oczy. <br /> Nie odezwałam się, bojąc, że zaraz wybuchnę płaczem. Wystarczały już łzy mieszające się z krwią spływającą po szyi. Zorientowałam się, że było to tylko płytkie nacięcie, ale już i tak nigdy nie pójdę na żadną misję z Charlotte. <br /> — Potrzebujemy księgi — moja opiekunka podeszła do Jacka. Ten spokojnie pokręcił głową. <br /> — My też jej potrzebujemy. Nie damy rady, bo bez niej Elsa jest w niebezpieczeństwie. Poza tym Jonathan nie potrafi się zmienić. Tylko Ciemny jest teraz jego posłańcem. <br /> — Uważasz, że ona przejęła jego moce? Jak? <br /> Świetnie. Nie dość, że byłam poraniona, to jeszcze nie rozumiałam nic z tej dziwnej rozmowy. <br /> — Fancy jest zdolna do wszystkiego, przecież wiesz, co jej się stało po wypadku. <br /> Charlotte pokiwała powoli głową na słowa Manny'ego. <br /> — Dobra, sprawdzimy to teraz. <br /> Podniosłam się z ziemi i podeszłam do Jacka. Z całego towarzystwa teraz to on wydawał się być najgodniejszy zaufania. <br /> — Zawarła jakiś układ z Elsą, ale powstrzymaliśmy je. Jonathan zmodyfikował jej pamięć, ale...<br /> — Co zrobił?! — Charlotte krzyknęła. — Modyfikowanie pamięci to nie sposób, kiedy on wreszcie to zrozumie, co? Najpierw Alice, potem Elsa. Co on sobie myśli?<br /> — Słucham? — wychrypiałam. Jak to: Jonathan zmodyfikował mi pamięć?<br /> — Porozmawiamy o tym w obozie, dobrze?<br /> — Nie, nie porozmawiacie. <br /> Błyskawicznie odwróciłam się w stronę głosu dobiegającego zza moich pleców. Jeśli to on, to przysięgam, że zrobię mu krzywdę. Nawet, jeśli przez to nie dowiem się prawdy. <br /> Jonathan wyszedł zza regałów, trzymając ręce w kieszeniach czarnych spodni. Koszulka w tym samym kolorze wyglądała na nim genialnie i przysięgam, za taki widok dałabym poderżnąć sobie gardło niejeden raz. Ten idiota tracił jednak na wyrazistości tym mocniej, im bardziej próbowałam skupić na nim swój wzrok. W pewnym momencie przechylił się na bok razem z regałami na książki i usłyszałam tylko jego krzyk. <br /> — Charlotte, co ty jej zrobiłaś?!<br /> Zanim nastała ciemność, przez moją głowę przemknęło kilka myśli. <br /> Pierwsza, że cała ta sytuacja jest absurdalna. <br /> Druga, że podłoga nie jest tak twarda i zimna jak się spodziewałam. Wręcz przeciwnie. <br /> Trzecia, że nadal, pomimo całego chorego zamieszania, ja nadal kocham te szmaragdowe oczy i zadziorny uśmiech.<br /><br /> <br /><div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jonathan</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Okej, może i nie byłem najlepszy z pierwszej pomocy, ale wydawało mi się, że opatrunek jaki założyłem Alice powinien wystarczyć. Świetnie, obie moje siostry były psychiczne. <br /> — Możesz mi, do cholery, powiedzieć, co się stało? — wskazałem na nieprzytomną czwórkę Strażników. Kto normalny robi takie rzeczy?<br /> Charlotte wzruszyła ramionami. <br /> — Jakoś trzeba było zabrać im tę księgę, no nie? A poza tym teraz będziesz musiał się przyznać — zacisnąłem pięści, na co moja siostra uśmiechnęła się szeroko. — Mam nadzieję, że się pogodzicie. <br /> Idiotka. Jakby naprawdę nie wiedziała, co grozi nam wszystkim.<br /> — Możemy już sprawdzić, czy Fancy zrobiła coś głupiego? — Jack wszedł pomiędzy nas, rozdzielając kłótnię. Manny ważył teraz składniki eliksiru, który powinien wyleczyć Alice. <br /> Charlotte chwyciła księgę i zaczęła przerzucać kartki, ignorując mniej ważne informacje. Kiedy była już prawie na końcu, krzyknęła zwycięsko i wskazała palcem na siedem imion, w tym Fancy. Podświetlone było na czarno, co mogło znaczyć tylko jedno. <br /> — Mamy kłopoty. <br /><br /> <br /><div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">***</span></div>
<br /><div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Super, napisane. Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Mam nadzieję, że dobrze spędziliście Święta, a ten rok stanie się lepszy niż poprzedni.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Przepraszam.<br />Hentai x</i></div>
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3KP0iMuQsDi7sBMfzqXg_1pmZvzsSV7Vl2ixV_RT9hI1adzDcXfskCxMFFTEs-yNz2yKC6yFpQ9sVFCD2cVlEFRTkd6GiLlZnno3g1ZWSOhMUEBBvSp4KsdkTc90yWR8xx_lYOcGyvjVX/s1600/Elsa+snow+qeen.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3KP0iMuQsDi7sBMfzqXg_1pmZvzsSV7Vl2ixV_RT9hI1adzDcXfskCxMFFTEs-yNz2yKC6yFpQ9sVFCD2cVlEFRTkd6GiLlZnno3g1ZWSOhMUEBBvSp4KsdkTc90yWR8xx_lYOcGyvjVX/s400/Elsa+snow+qeen.png" width="354" /></a></div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-66067075988792101402016-11-30T21:43:00.002+01:002016-12-01T16:31:54.314+01:00Księga II - Rozdział IV: Powrót starszej siostry<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Alice</span></i></div>
<div>
<br /></div>
Ałć. <br />
Naprawdę nie powinnam była tak długo jeździć konno. Przez to dzisiaj bolała mnie cała dolna część pleców i trudno było mi się wygodnie ułożyć.<br />
Po raz kolejny przeciągnęłam się w łóżku, ciesząc się świadomością, że dzisiaj dyżur w kuchni mają Kate i Sam. Jedyne, czego mogłam obawiać się dzisiejszego ranka, to przypalone jajka. <br />
Odwróciłam głowę w stronę okna, skopując pościel z łóżka. Było mi stanowczo za gorąco, chociaż powinnam być odporna na wysoką temperaturę. <br />
Nawet nie chciałam myśleć, jak musiała czuć się Stella. <br />
Nie chcąc marnować kolejnego dnia na bezsensowne rozmyślania na temat mojego żałosnego życia, zwlokłam się z piętrusa i z powrotem rzuciłam pościel na łóżko. Jedną z rzeczy, których nauczyłam się w obozie, było regularne utrzymywanie porządku. Głównie zostało to spowodowane groźbami Charlotte i karami w charakterze czyszczenia kuchni, dlatego wolałam chociaż pościelić łóżko i stworzyć tym samym pozorny porządek. <br />
Prawie dziesięć minut zajęło mi ubranie się. Niektóre koszulki zaczynały powoli robić mi się małe. Musiałam poprosić Charlotte, żeby załatwiła mi nowe rzeczy z drugiej strony. Chociaż możliwe, że po prostu przytyłam. <br />
Po raz kolejny przeciągnęłam się i wyszłam z trzypokojowego domku, z trudem powstrzymując się przed potraktowaniem końcówki włosów Stelli odrobiną płomyków. W końcu nic by jej się nie stało. No, chyba żebym nad nimi nie zapanowała, to może wtedy. Ostatnio w jej obecności zbyt łatwo wybuchałam. <br />
Słońce grzało naprawdę mocno i nawet ja zaczynałam mieć dosyć wszechogarniającego gorąca. Na zewnątrz nie było żywej duszy, dlatego szybko przeszłam do stołówki. Mój brzuch zaczynał domagać się jedzenia, w dodatku całkiem głośno. <br />
Ugh, może rzeczywiście za dużo jadłam. <br />
Z kuchni dobiegła mnie radosna rozmowa Kate i Sama oraz zapach naleśników. Charlotte najwyraźniej tu nie było, bo w przeciwnym razie od razu nawrzeszczałaby na nas za to, że jemy naleśniki w dzień, kiedy mamy treningi. <br />
Tym razem sobie nie odpuszczę. <br />
— Dobry! Macie już coś?<br />
Kate odpowiedziała mi uśmiechem, przez okienko podając mi talerz i nakładając na niego naleśnika prosto z patelni. Zaraz potem dostałam sos klonowy w słoiczku. Nie miałam pojęcia, skąd go mieliśmy. Jak dadzą to zjem, a co mi tam.<br />
— Charlotte jeszcze nie ma? — wybełkotałam po chwili z pełnymi ustami. <br />
— Mówiła, że musi jeszcze załatwić parę spraw czy coś takiego. A, i kazała przekazać, że notatki są u niej w biurze. — Kate spojrzała na mnie podejrzliwie, jakbym wiedziała coś, czego na pewno nie powinnam. <br />
— Notatki? Chyba nie będzie kazała mi się uczyć, no nie?<br />
Sam wzruszył ramionami. <br />
— Mówiła coś o tym, że to pilne i masz je sprawdzić zaraz po śniadaniu. <br />
Skinęłam głową, połykając kolejne zrobione przez Kate naleśniki z prędkością światła. Charlotte nie pozwalała nikomu wchodzić do swojego biura. Gdyby się to jednak zrobiło, cały obóz czekała kara gorsza niż miesięczny szlaban na słodycze i codzienny dyżur w kuchni. Zawsze było ono po prostu dobrze zabezpieczone.<br />
Oddałam Kate talerz i rzuciłam się do wejścia, o mały włos nie wpadając na Stellę. Minęłam ją i pobiegłam do drewnianego domku pomiędzy dwoma większymi budynkami. Drzwi były otwarte, a ja powoli weszłam w wąski korytarz wyłożony czerwoną wykładziną we wzory. Gabinet Charlotte znajdował się na samym jego końcu. Drzwi do niego były szeroko otwarte, co, według szefowej, powinno stanowić szczyt lekkomyślności. <br />
W środku, na dębowym biurku, leżała tylko jedna kartka, zapisana odręcznym pismem Charlotte. <br />
<br />
<div>
<span style="font-size: x-small;"><i><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;">Poszłam na Biegun Północny. Gdybym nie wróciła za dwa dni, wprowadź stan awaryjny. Sam będzie wiedział, co ma robić. Proszę, nikomu nie mów, gdzie jestem. Tutaj masz instrukcje, co należy zrobić. <br />Po wyjściu z obozu od razu zacznij szukać Jonathana. Nikt inny, tylko Ty. <br />Uważajcie na siebie<br />Charlotte. </span></i></span></div>
<div>
Poniżej rozpisany był grafik na kolejne dwa dni. Charlotte usunęła z niego łucznictwo i dała nam dwie godziny wolnego w środku dnia, co całkowicie do niej nie pasowało. Od zawsze była przecież zwolenniczką twardej dyscypliny. <br />
I nigdy się nie bała. A skoro kazała wprowadzić stan awaryjny, to musiało być naprawdę źle.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;"><i>Thomas </i></span></div>
<br />
Co za idiotyzm. <br />
Yato najwyraźniej sądził, że skoro prawdopodobnie nie znał mnie, to ja nie miałem pojęcia o nim. Tymczasem ja całkiem dobrze zapoznałem się z jego głupotą, na długo przed tym, zanim on usłyszał o mnie. Jedyne, co sprawiało mi problem, to jego święta broń. Informacje miałem odrobinę przestarzałe i do tej pory to próżne bóstwo mogło znaleźć sobie kogoś innego. Nawet ja nie chciałbym mu służyć. <br />
Mimo rozległej wiedzy o mitologii japońskiej dalej musiałem być ostrożny. Fakt, że yōkai* powinny się dobrze maskować, trochę mnie martwił. Chociaż mnie ta zasada dotyczyła tylko w połowie. Najwyraźniej geny mojej prawdziwej ludzkiej matki jakimś cudem wygrały. Uszy ani ogon mi nie wyrosły, ale moc lisiego yōkai pozostała. Czasami udawało mi się ją powstrzymać, chociaż nie zawsze. W Hogwarcie czułem się na tyle bezpieczny, że wieczorami włóczyłem się po lesie. Tam mogłem przynajmniej się uspokoić. <br />
Cały dzień przebywania z bezmózgami najwyraźniej mi nie służył. <br />
Przeciągnąłem się po raz kolejny, siedząc w małej kawiarence i przeglądając kolejne książki o japońskiej mitologii wypożyczonej z biblioteki z Arendelle. Mieliśmy zostać na wyspie jeszcze jakiś tydzień i przez ten czas musiałem przemęczyć się z towarzystwem Jacka, który najwyraźniej martwił się o Elsę. Ja na jego miejscu martwiłbym się o własny tyłek, bo kiedy Elsa zrobi to co zamierza, jej ojciec urwie mu łeb za to, że jej nie upilnował. <br />
Jakby byli już zaręczeni, no błagam. <br />
Dokończyłem w spokoju ciasto serowe, specjał tutejszych cukierników. Powoli podniosłem się z krzesła, zostawiając pieniądze na stoliku. Byłem całkowicie pewien, że kelnerka ucieszy się z dodatkowego napiwku. <br />
Ruszyłem w stronę pałacu, patrząc, czy jasnowłosy chłopak za mną idzie. Pozostał jednak w bezruchu, więc spokojnie szedłem na spotkanie z Elsą. Umówiliśmy się na dziedzińcu, pewni, że nikt nie będzie nam przeszkadzał. Nawet Jack, chociaż jego wścibskość doprowadzała mnie powoli do szału. <br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<div>
<br /></div>
— A ty jesteś całkowicie pewien, że ona będzie nad tym Srebrnym Jeziorem w nocy? <br />
Pokiwałem głową, nie zważając na zmartwioną minę Jonathana. <br />
— Pokaż mi ten list — zrobiłem, co kazał i cierpliwie czekałem na wnioski. Byłem prawie w stu procentach pewny, że sprawa Thomasa jakoś łączy się z Elsą. Jakby tak głębiej się nad tym zastanowić, to wszystko łączyło się właśnie z nią.<br />
Po kilkunastu minutach Jonathan westchnął głęboko, marszcząc czoło. Musiał być przed przemianą, bo jego oczy zaczęły przybierać dziwnej, żółto – zielonej barwy. Jak na złość do zrealizowania planu zostało nam jakieś pięć godzin. O siódmej słońce nawet nie chyliło się ku zachodowi, dlatego musieliśmy uważać na ludzi, którzy chcieliby dostać od sławnego księcia Arendelle. Aż sam się dziwiłem, że tata puszczał mnie tak bez obstawy. Gdyby nastąpił niespodziewany atak fanek, nie miałbym nawet markera, żeby się obronić.<br />
Czekaliśmy na zachód słońca w ciszy, siedząc na dachu pałacu. Ciemnemu po kilkunastu minutach znudziło się czekanie, więc po chwili zniknął w cieniu. A między mną a Jonathanem nastała dziwna cisza, przerywana jedynie cichymi westchnieniami. <br />
— Pamiętasz plan?<br />
Kiwnąłem powoli głową. <br />
— Najpierw śledzimy Thomasa, który powinien doprowadzić nas do Elsy. Potem znajdujemy ją — zawahałem się — usuwamy wspomnienia i odprowadzamy do zamku. <br />
— To konieczne. Wiesz przecież, że mogłaby spróbować zrobić coś głupiego znowu. A poza tym co, jeśli jest pod wpływem jakiegoś dziwnego uroku?<br />
— Zaklęcie kontrolujące<i> Imperio</i>? A ono nie jest czasami surowo zakazane przez ministerstwo?<br />
— Ano niby jest — Jonathan wzruszył ramionami — Od ostatnich pięćdziesięciu lat sporo się tam zmieniło, chociażby wasz system nauczania. A to raczej jest mocno niepokojące. <br />
Znów nastała pełna napięcia cisza. Miałem ochotę zadać Jonathanowi więcej pytań, ale najwyraźniej on nie miał najmniejszego zamiaru mi odpowiadać. Przed przemianą robił się naprawdę markotny. <br />
<br /></div>
<div>
— Tam jest! <br />
Po czterech godzinach siedzenia i obserwowania otoczenia wreszcie coś się wydarzyło. Spojrzałem z zainteresowaniem w stronę, którą wskazał palcem. Coś poruszało się w zaroślach. <br />
— To tylko lis — jęknąłem, kiedy zobaczyłem, że zwierzę wchodzi do zagajnika za pałacem. Po chwili jednak przecierałem oczy ze zdumienia, bo oto zwykłe rude zwierzę przemieniło się w człowieka — a dokładniej Thomasa. Spojrzałem szybko na Jonathana.<br />
— Tylko po cichu. <br />
Uniosłem się w powietrze i cicho poszybowałem w głąb zagajnika. Po chwili poczułem, że Jonathan i Ciemny robią to samo. <br />
Przystanęliśmy na jednej z wyżej położonych gałęzi. Nie można było nas dostrzec, więc byliśmy tymczasowo bezpieczni. Tymczasowo, bo po chwili Thomas przystanął a ja zesztywniałem, widząc, że podchodzi do niego Elsa. <br />
Przez chwilę tylko mierzyli się wzrokiem, aż w końcu Thomas odezwał się:<br />
— I jesteś pewna, że chcesz to zrobić, tak? Bo wiesz, potem nie będzie już odwrotu.<br />
Elsa pokiwała głową, najwyraźniej mocno zdenerwowana. Mimo wszystko pierwsza zagłębiła się w las, kierując się tą samą drogą, którą szliśmy wtedy na łyżwy. Poczułem, jak przez moje ciało przechodzą dreszcze.<br />
— Idziemy — szepnął Jonathan i po chwili zwinnie przeskoczył na kolejną gałąź. A potem znów na kolejną. Leciałem za nim, dopóki nie kazał mi się zatrzymać. <br />
Po kilku sekundach zauważyłem biegnącą do jeziora Elsę. <br />
— Jesteś tu? — zawołała, całkiem głośno. Za nią nadbiegł zdyszany Thomas. <br />
Szkoda tylko, że kiedy go zauważyłem, spadłem prosto na ziemię. <br />
Wystraszone spojrzenie Elsy powiedziało mi prawie wszystko. Szkoda tylko, że nie było skierowane na mnie, tylko na kogoś, kto stał nade mną. I kto przygniatał mnie do ziemi czymś naprawdę, naprawdę ciężkim. <br />
— Możesz mi powiedzieć, co tutaj robisz?<br />
Byłem w stu procentach pewien, że powiedziała to Elsa. Tylko że ta, na którą patrzyłem, nie poruszyła ustami nawet o milimetr. <br />
Ciężar chwilowo zelżał, więc z trudem przewróciłem się na plecy. </div>
<div>
No i wyobraźnia spłatała mi figla. <br />
Bo to niemożliwe, żeby Elsa nagle stała się całkiem ładną dwudziestolatką. <br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jonathan </span></i></div>
<br />
Czasami wyobrażałem sobie Elsę jako królową Arendelle. Ale tylko czasami, bo ciężko było mi pogodzić się z tym, że ona kiedyś przekroczy dwudziestkę, a ja dalej będę w tym żałosnym ciele siedemnastolatka. <br />
A tu proszę, Elsa, zupełnie jak żywa. Tylko odrobinę wyższa, bardziej pewna siebie, ubrana w spodnie i w kucyku zamiast warkoczu. W takim wydaniu bardziej przypominała Alice. <br />
</div>
<div>
<i> Chociaż Alice byłaby o niebo ładniejsza.</i><br />
<br />
Zeskoczyłem za Jackiem i spróbowałem coś zrobić. <br />
—<i> Petrificus Totalus</i>!<br />
I nagle leżałem na ziemi, nie mogąc nawet ruszyć palcem. Zapamiętać: Elsa za kilka lat będzie miała całkiem niezły refleks. <br />
— Nie musiałaś tego robić — burknął Thomas. <br />
— To było konieczne. Chyba nie masz pojęcia, co dzieje się teraz w przyszłości.<br />
Leżałem jak sparaliżowany, słuchając przemądrzałego głosu starszego wydania Elsy. <br />
— Musimy zaczynać przy nich? — młodsza mruknęła, patrząc niepewnie na Jacka i na mnie. Niech to szlag, nie mogłem nawet złapać z nim kontaktu wzrokowego, bo leżał odwrócony plecami. <br />
— Mamy wojnę, w tym momencie może umiera Alice, a ty chcesz mi powiedzieć, że się boisz?! Miałyśmy układ!<br />
Okej, to się robiło naprawdę nieprzyjemne. Ta dziewczyna nie była Elsą. Nie zachowywała się jak ona. <br />
Była bardziej jak opętana Fancy. <br />
Świetnie, mogę z miejsca popełnić samobójstwo.<br />
Być może to moja siła woli, a być może zaklęcie było za słabe. Poczułem, że paraliż palców u nóg zmniejsza się, a już po kilku sekundach mogłem nimi ruszać. Pozostało czekać, aż reszta mojego ciała będzie w miarę sprawna. A wtedy zacznie się porządna walka. <br />
<br />
<i> Bądźcie cicho.</i></div>
<div>
Gdybym mógł, przysięgam, podskoczyłbym ze strachu. Od dawna nie słyszałem żadnego głosu w głowie, oprócz Ciemnego. Teraz zaczynałem trochę się bać, że może rzeczywiście zwariowałem. Poza tym głos zdawał mi się całkiem znajomy.</div>
<div>
<br />
<i> Za chwilę was uwolnię, potem coś wymyślimy.</i></div>
<div>
<i><br /></i> Dalej tkwiłem w miejscu, nie mogąc się ruszyć. Rozpoznałem jednak głos. <br />
Witamy na zjeździe rodzinnym niedoszłych władców Arendelle!<br />
Ugh, przysięgam, mój brat strasznie się grzebał, jeśli chodzi o uwalnianie nas spod uroku. Kiedy jednak to zrobił, poczułem całkowitą ulgę. Zastanawiało mnie tylko, czy dam radę siedzieć spokojnie, podczas gdy Fancy świetnie się bawiła, udając Elsę z przeszłości. Jak na razie byłem bezradny. Jeden fałszywy ruch, a mojej siostrze mogło naprawdę strzelić do głowy coś naprawdę głupiego. A tego raczej wolałem uniknąć. </div>
<div>
<br />
<i> Ciemny? Mógłbyś zleźć z tego drzewa i mi pomóc? </i><br />
Nie dostałem odpowiedzi od mojego koszmarnego konia, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Wydawało mi się, że upłynęły godziny, podczas gdy Fancy stała i ustalała szczegóły z Elsą. Thomas stał z boku i obojętnym wzrokiem patrzył to na mnie, to na Jacka. Co chwilę wzdychał, jednocześnie pociągając nosem. <br />
Zmarszczyłem brwi. Przecież on nie miał kataru. <br />
— Koń — Thomas odezwał się niespodziewanie. Fancy i Elsa przerwały swój spór i spojrzały w miejsce, które wskazywał palcem ten mały zdrajca. <br />
— Że niby co? — Fancy zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie. Jeśli zrozumiała, że jest tutaj Ciemny, to nie dała tego po sobie poznać. <br />
— Koń. Czuję konia. <br />
W tym momencie Thomas oberwał kopytem w potylicę. Niezbyt mocno, ale na tyle trafnie, że zemdlał. <br />
Błyskawicznie się podniosłem i rzuciłem na Fancy. Jack zrobił to samo tylko podbiegł do Elsy, która zaczęła się wyrywać. Przysięgam, moja siostra wyprała jej mózg. <br />
— Już mi nie przeszkodzisz, słyszysz? — wysyczała Fancy, kiedy próbowałem przygnieść ją do ziemi. W palcach czułem chłód, jakby ktoś obłożył mi je lodem. Czułem, jak drętwieją, dlatego, mimowolnie, na kilka sekund rozluźniłem uścisk wokół jej nadgarstków. <br />
Oczywiście, że miałem zamiar zrobić coś, co sprawiłoby, że Fancy nie ruszy się ani o milimetr. Tylko ta chwila zawahania kosztowała mnie więcej, niż przypuszczałem. <br />
Moje ręce momentalnie zsiniały, a ja straciłem czucie. Za chwilę otrzymałem całkiem porządnego kopniaka w brzuch, spadłem z Fancy, a ta uciekła do lasu. Po chwili usłyszałem cichy trzask, oznaczający, że moja siostra się deportowała. <br />
— Musimy ją gonić — Manny wyszedł zza drzew za mną. Jakby nie mógł pojawić się wcześniej. <br />
— Gdybyś mi pomógł, nie musielibyśmy tego robić. Poza tym nie damy rady, nie wiemy nawet, gdzie teraz jest. <br />
Manny prychnął zniecierpliwiony niczym rasowy snob, którego obchodzi tylko i wyłącznie własny interes. Wyciągnął do mnie rękę, ale zignorowałem go i wstałem sam. To na tyle, jeśli chodzi o relacje w nieśmiertelnym rodzeństwie. Jedna siostra gdzieś ucieka, druga zmartwychwstaje, a brat ucieka na służbę do Księżyca. I pojawia się znikąd, co raczej nie zwiastuje niczego dobrego. A, zapomniałbym, że moja dziewczyna też gdzieś się zagubiła po tym, jak zobaczyła, że całuję się z Dianą. <br />
Skomplikowane? Nie tak bardzo jak to, co teraz musiało dziać się z Elsą. <br />
Już chciałem biec do Jacka, kiedy ten sam wpadł prosto na mnie, niosąc na rękach nieprzytomną dziewczynę.<br />
— <i>Drętwota</i> zadziałała odrobinę za mocno. <br />
Elsa została ostrożnie ułożona na ziemi i związana kilkoma nićmi koszmarów zapożyczonymi od Ciemnego. <br />
— Nie powinniście tego robić.<br />
— A niby jakie jest inne rozwiązanie? — warknąłem do Manny'ego, nawet się nie odwracając. Jeśli powie jeszcze słowo, to Jack może zmienić zdanie co do naszego planu. A to była ostatnia rzecz, na jaką miałem w tej chwili ochotę. <br />
— Rób jak chcesz — mój brat wzruszył ramionami. — Widzimy się na Biegunie Północnym, Frost. <br />
Odwróciłem się w momencie, kiedy Manny się deportował. Głośny trzask i jego słowa pozostały w mojej głowie na długo po zmodyfikowaniu Elsie pamięci.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Elsa</span></i></div>
<br />
Powoli otwarłam oczy, zastanawiając się, gdzie mogę się znajdować. Zmrużyłam oczy. Musiałam przez przypadek zasnąć. Próbowałam wstać, ale poczułam, że ktoś mnie przed tym powstrzymuje. <br />
— Nie wstawaj. <br />
Popatrzyłam zdziwiona na Jacka, który zaniepokojony obracał w rękach różdżkę. <br />
— Co się stało? <br />
Dotknęłam czoła. Pod palcami wyczułam chłodny bandaż, chociaż głowa mnie nie bolała. <br />
— Spadłaś z konia, kiedy chciałaś przeskoczyć nad pniem w lesie. Nie pamiętasz?<br />
Tym razem Jack nie kłamał zbyt dobrze. Po krótkiej rozmowie mogłam wywnioskować, że kłamał jak najęty. Jedyną prawdziwą informacją było to, że przespałam cały dzień i za moment wybije siódma. <br />
— Jeśli chcesz, mogę przynieść ci coś do jedzenia. <br />
Kiwnęłam powoli głową. Rzeczywiście byłam głodna, a poza tym przez chwilę wolałam zostać sama. <br />
Po wyjściu Jacka z pokoju odczekałam pięć uderzeń serca, zanim zerwałam się z łóżka. To dziwne, bo przecież to on powinien tutaj leżeć. Co prawda nie spadł z konia, ale modyfikacja wspomnień musiała pozostawić za sobą skutki uboczne. <br />
Podeszłam do okna, po czym zapukałam w nie trzy razy. Umówiony sygnał. Otwarłam je na oścież i wychyliłam odrobinę. <br />
— Udało się. <br />
Fancy zawisła głową w dół, patrząc na mnie z zadowoleniem. <br />
— Świetnie. Więc nasza umowa nadal aktualna, tak?<br />
Kiwnęłam głową. <br />
— Bardzo dobrze — pokiwała głową. To aż dziwne, że wyglądała jak ja. — Jeszcze jedno. Jonathan pewnie zacznie coś podejrzewać i mnie szukać. Znajdź sposób, żeby mu to utrudnić. <br />
Zawahałam się. Właściwie to ufałam Jonathanowi, więc dlaczego robiłam coś tak okropnego? Już chciałam zaprotestować, ale w ostatniej chwili z moich ust wypłynęły całkiem inne słowa. <br />
— Dobrze. <br />
— Więc widzimy się w Hogwarcie. <br />
I zniknęła. Czasami bywała gorsza niż Jack. <br />
Jack, którego kroki słyszałam już na schodach. <br />
Szybko weszłam pod kołdrę, przykrywając się aż po samą szyję. Chwyciłam pierwszą z brzegu książkę i przeczytałam dwie pierwsze linijki losowej strony. </div>
<div>
<br />
<i> „Nawet najbrudniejsze kłamstwo wyjdzie na jaw. A ludzie, którzy oszukali, zostaną potępieni. I już nigdy nie zaznają szczęścia.”</i><br />
<br />
Pokręciłam głową. To tylko cytat. <br />
I tylko jedno, całkiem niewinne kłamstewko. <br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">***</span></i></div>
<br />
<div style="text-align: center;">
Wow, skończyłam ten rozdział z całkowitym opóźnieniem. Jestem na siebie trochę wściekła, ale przez zajęcia dodatkowe i inne pierdoły nie miałam zbytnio czasu. Jeszcze raz przepraszam i obiecuję poprawę w najbliższym czasie, chociaż to też może mi nie wyjść. Niedługo święta, a ja do tego czasu chciałabym mieć wszystkie oceny poprawione. </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Ale dosyć gadania. </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
JA TU WIDZĘ BAD END TEGO BLOGA, TA HISTORIA NIE IDZIE W OGÓLE W DOBRYM KIERUNKU. </div>
<div style="text-align: center;">
Taa, trochę jak moje życie. </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
W każdym razie nadal Was kocham ^^</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Hentai x</div>
<div style="text-align: center;">
PS Czy tylko mnie denerwuje nowy wygląd Bloggera? ;_;</div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXCMoZlun-SETkB4bAMibFEsubtz6GBQ_COtpNs31yE-6KMPySrUWhOLJrByBC2VgqbLe0uOoYVrrrvishOqX1RjRLAqXD5YrkXxzGItLmu-gTUKb5h58FzUjQW-aSemwzoOgx-tPN9Iru/s1600/HappyKiss.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="392" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXCMoZlun-SETkB4bAMibFEsubtz6GBQ_COtpNs31yE-6KMPySrUWhOLJrByBC2VgqbLe0uOoYVrrrvishOqX1RjRLAqXD5YrkXxzGItLmu-gTUKb5h58FzUjQW-aSemwzoOgx-tPN9Iru/s400/HappyKiss.jpg" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-79046437243540629012016-11-05T23:16:00.002+01:002016-11-05T23:16:29.941+01:00Post rocznicowy No dobra, spóźniłam się (i to całkiem znacznie). Tłumaczę się zepsutą ładowarką, którą odzyskałam dopiero wczoraj. Nie pisałam niczego przez trzy tygodnie, więc nadrabiam.<br /><br />Statystki:<br /><br />Przez ten rok udało uzbierać się<br /><br /><b> 10 000 tysięcy</b> wyświetleń (zaokrąglone, brakuje jeszcze ok 200);<br /><br /><b> 156 komentarzy</b> (wyłączając ten post, jeśli jakieś pod nim będą);<br /><br /><b> 6 zapisów w katalogach</b> (liczę je sobie, ale nie wiem czy to jakaś różnica jest xD).<br /><br /><br /> W każdym razie ogromnie Wam dziękuję, głównie za to, że jesteście i to czytacie (chociaż ostatnio mało komentarzy jest :P). Kiedy zakładałam bloga na Onecie, nawet nie myślałam, że jakoś to pójdzie, zwłaszcza że był to rasowy blogasek. Mam nadzieję, że teraz już się poprawiłam (?).<br /><br /> Dobra, więc lecimy z punktami na rocznicę:<br /><br /> <b> 1. Q&A</b><br /><br /> Żałośnie mało pytań, ale i tak je zrobię, wyobraźcie sobie, że jesteście w studiu Ellen Degeneres. Gotowe? Super, możemy zaczynać.<br /><br /> Dzisiaj w studiu gościmy kluczowe, a przynajmniej według autorki, ważne postaci z Mroźnego Hogwartu! Przed wami Jonathan Black, Jack Frost oraz Elsa Wright teraz, na żywo, tylko w Fanfiction TV! Autorka jest za kulisami, najwyraźniej nie chce nam przeszkadzać. Oczywistym jest, że w końcu zabije któreś z wyżej wymienionych, więc lepiej niech stamtąd nie wychodzi. Zaczynajmy!<br /><br /> <i>Fanfiction TV:</i> Pierwsze trzy pytania zadała Ireth, wierna pani telewidz, którą ciekawi szczególnie Jonathan. Przypuszczamy, że to dlatego pierwsze pytanie należy do niego.<br /><br /> <i>Jonathan *starający się być skromnym*</i>: Wow, naprawdę? To bardzo miło z jej strony. I wspaniałomyślne<i> *dodaje szeptem*.</i><br /><br /><br /><i> FFTV.:</i> Świetnie, skoro jesteś już gotowy, możemy zaczynać. Jaka była twoja najbardziej upokarzająca sytuacja w życiu?<br /><br /> Jonathan nieoczekiwanie zaczyna blednąć (o ile może być jeszcze bardziej blady niż zazwyczaj), a Elsa zaczyna śmiać się głośno i niekontrolowanie.<br /><br /><br /><i> J.:</i> Nie było niczego takiego. Poza tym żyję zbyt długo, żeby coś pamiętać.<br /><br /> Elsa<i> *starając się opanować*</i>: Nieprawda. Nie pamiętasz już, kiedy gadałeś przez sen o tym, że chciałbyś odwiedzić królewnę śnieżkę?<br /><br /> Jack również zaczyna się śmiać, patrząc na Elsę z politowaniem.<br /> Prawdopodobnie wie, o czym śnił Jonathan i dlaczego dziewczyna tego nie zrozumiała.<br /><br /> <i> Autorka: </i>Nieprawda, kiedy miałeś siedem lat popuściłeś w pantalony, bo koń się spłoszył.<br /><br /> <i>*świerszcze, świerszcze*</i><br /><br /> <i> E.:</i> Że co?<br /><br /> <i>A.:</i> No przecież mówię.<br /><br /><i> FFTV.:</i> Może przejdźmy do kolejnego pytania. Jackson, kolej na ciebie.<br /><br /> <i> J.:</i> Nie mam na imię Jackson, tylko Jack. Jackson to nazwisko, ile razy muszę to powtarzać?<br /><br /> <i>FFTV.:</i> Przepraszamy, już się tak nie gorączkuj. Może lepiej odsuń się od Elsy. Świetnie, nie patrz na mnie takim wzrokiem. Nawiasem mówiąc, miałeś o niej kiedyś brudne myśli?<br /><br /><div>
<i> *świerszcze, świerszcze*</i><br /><br /> <i> J.: </i>Słucham?<br /><br /> Elsa mało co nie zamraża kanapy, na której siedzi obok mocno zdenerwowanego Jonathana. Oboje wyglądają na co najmniej zdenerwowanych, jednak to nic z porównaniu z Frostem, którego twarz przybiera aktualnie kolor dojrzałej śliwki.</div>
<div>
<br /> <i> J.: </i>Ja... nigdy nie... Elsa, no przecież wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił!<br /><br /> <i>J.: </i>No ja nie jestem tego taki pewien.<br /><br /> Wracamy do państwa po krótkich poszturchaniach! Jackson i Jonathan musieli skorzystać z tymczasowego opatrunku, a Elsa z krótkiej terapii. Ostatnie pytanie jest skierowane właśnie do niej! Elso, czy wyobrażałaś sobie kiedyś, jak to jest być jednorożcem?<br /><br /> E.: Tak, tak trochę. Myślę, że to musi być naprawdę ciekawe zajęcie.<br /><br /> Jack i Jonathan patrzą się na dziewczynę ze średnim zainteresowaniem.<br /><br /><i> FFTV.:</i> Wygląda na to, że pytania nam się skończyły. Jackson, te cukierki są dla ozdoby nie do jedzenia.<br /><br /> Super, wywiad za nami. Nie potrafię pisać takich rzeczy, musicie mi wybaczyć formę. W każdym razie płynnym ruchem przechodzimy do kolejnego punktu postu rocznicowego.<br /><br /><b> 2. Fabuła na samym początku bloga, czyli moja chora wyobraźnia.</b><br /><br /><br /> Teraz żałuję, że wyrzuciłam zeszyty, w których pisałam to pseudo opko, bo byłoby śmiesznie. Jeszcze zanim ogarnęłam całe te blogowe sprawy, właśnie tam pisałam.<br /> Jelsę poznałam jakieś pół roku po premierze Krainy Lodu, więc dosyć późno (chyba). W każdym razie dołączyłam do fandomu, poczytałam parę historii i już chciałam pisać. A to nie było aż takie proste. Dobra, lecimy.<br /><br /> 1. Mama Elsy była alkoholiczką, a sama Elsa miała dwójkę rodzeństwa: czteroletniego Maxa i jakoś dwa lata młodszego od niej Daniela. Anki nie było, bo po co? Tylko by zawadzała.<br /><br /> 2. Elsa trafia do Hogwartu w wieku 14 lat, ukrywa swoje moce, spotyka Jacka (którego totalnie nie poznaje, bo ma usunięte wspomnienia), i wszyscy (Merida, Roszpunka, Thomas, John, Elsa i Jack) trafiają do Slytherinu. Dodam, że Thomas jest zły, a Elsa to mistrzyni quidditcha, oczywiście jest szukającą.<br /><br /> Boże, ja sama nie mogę uwierzyć we własną głupotę.<br /><br /> 3. Teraz już dokładnie nie pamiętam, ale Elsa na szlabanach miała ciętą rękę xD Ponadto któreś dostało eliksir, który działał w nocy, kiedy się spało, i podcinali sobie gardła. Oczywiście byli leczeni w ekspresowym tempie, bo dwa dni później wszystko było dobrze. Jak magia, to na całego!<br /><br /> 4. Jelsa przez resztę roku szkolnego praktycznie nie istnieje, bo Jack jest pod wpływem amortencji od Roszpunki, a Elsa skończyła z Thomasem. Oczywiście istnieje zaklęcie, po użyciu którego da się używać elektrycznych rzeczy. Z racji tego Elsa gra na elektrycznej gitarze ;___;<br /><br /> Boże, te czasy podstawówki.<br /><br /> 5. Ojciec Elsy umiera pod koniec pierwszego roku, ale ona ma to w dupie i nie jedzie na pogrzeb. Jest zajęta odzyskiwaniem swoich wspomnień. Ponadto w jakiś sposób unicestwia Mroka, ale jego uczennica chce się zemścić.<br /><br /> 6. Elsa ogarnia, że jej matka jest załamana ale jakoś noc z tym nie robi. Po powrocie do domu na wakacje odnajduje przyjaciół z dzieciństwa, zakładają zespół i tego samego lata zdobywają nagrodę na Teen Choice Music Award. Mają nagrać płytę i Elsa zastanawia się, czy wracać do Hogwartu. Poza tym Jelsa rozkwita i Jack ogarnia, że coś jest nie w porządku, bo Roszpunka jest mocno zazdrosna. Poza tym Elsa listownie zrywa z Thomasem. Dramatyczny zwrot akcji podczas jednego z koncertów, bo amortencja od Roszpunki przestaje działać na jakąś minutę.<br /><br /> 7. Drugi rok jest jeszcze bardziej nienormalny, niż przedtem, bo nagle okazuje się, że jest coś takiego, jak koszmary. Jak na razie tylko Elsa je widzi, Jack – Strażnik wszystko olewa, bo przecież Roszpunka i lofki forewerki.<br /><br /> 8. Elsa ogarnia, jak zrobić antidotum na amortencję. Podaje go Jackowi na święta, ale z marnym skutkiem, bo Roszpunka ją atakuje. Ogólnie to Merida zaczyna romansować z Johnem, który kocha Elsę, która kocha Jacka, który kocha Roszpunkę, która trzyma go, żeby zezłościć Elsę. Tak naprawdę kocha Thomasa, którego wszystko boli po rozstaniu z Królową Śniegu.<br /><br /> <i>Moda na Sukces</i>, odcinek 5678.<br /><br /> 9. Jackunzel ma piknik wiosną, wtedy Elsie udaje się dodać antidotum do soku Jacka. Niestety Jelsa nie może się rozwijać, bo umiera matka Elsy i nie ma się kto zaopiekować rodzeństwem. Królowa Śniegu ucieka z Hogwartu, żeby ogarnąć resztę swojej rodziny, która już nie jest kojarzona z burmistrzem, czyli ojcem Elsy.</div>
<div>
<br /> I UWAGA, TERAZ COŚ NAJLEPSZEGO NA DESER:<br /><br /> 10. Elsa bierze udział w brytyjskim<i> Mam Talent</i>, żeby zarobić pieniądze na utrzymanie rodziny. Opieka społeczna nie istnieje, a Elsa normalnie może zająć się młodszymi braćmi, chociaż ma dopiero 16 lat. Oczywiście reszta zostaje w Hogwarcie, gdzie rzuca zaklęcie na telewizor i ogląda Królową Śniegu w Mam Talent. Jack ogarnia, że popełnił błąd i kocha swoją słodką Śnieżynkę, tęskni za nią i wgl. Wylatuje z Hogwartu, żeby zobaczyć jej występ półfinałowy, w którym Elsa używa mocy. Nikogo to nie dziwi, super, że dziewczyna ma moce!<br /><br /> 11. Niestety, Elsa nie przechodzi do finału, ale super przystojny chłopak imieniem Jules (XD), który też śpiewał, ustępuje jej miejsca. Elsa go friendzonuje, bo jakżeby inaczej.<br /><br /> 12. Przed finałami Śnieżynka orientuje się, że coś jest nie tak i chyba ktoś ją śledzi. Koszmary wracają, a ona powoli sobie z nimi nie radzi. Dzień przed występem wchodzi na dach, żeby podziwiać panoramę miasta. Nie wie, że połowa Hogwartu przyjechała, aby zobaczyć jej wytęp. Zamyka oczy, żeby się odprężyć, a tu nagle BUM! Jack podlatuje i ją całuje, po czym, zanim biedna Elsa ogarnie, o co chodzi, odchodzi.<br /><br /> Chyba powinnam podciągnąć do pod molestowanie, teraz już nie wiem.<br /><br /> 13. Podczas finałów <i>Mam Talent</i> okazuje się, że Elsa ma śmiertelnego wroga, czyli Białą Damę, uczennicę Mroka. Chce go pomścić, więc przy ogłoszeniu wyników hipnotyzuje Elsę. Na scenę nagle wbiega Jack i reszta przyjaciół. W tym Roszpunka, bo tak. Nie ważne, że otruła kogoś amortencją. Jest teraz z Thomasem, super, co nie? W każdym razie ludzie zostają ewakuowani, Biała Dama hipnotyzuje Elsę po długiej walce Lód vs Mgła. Śnieżynka bierze łuk i chce zamordować wszystkich po kolei a potem popełnić samobójstwo, ale w ostatniej chwili patrzy Jackowi w oczy i jakoś tak jej się odmienia. Strzela w sufit, za co obrywa od Białej Damy prawie w tym samym momencie, kiedy Jack wyciąga nóż i rzuca nim w tę złą babę władającą mgłą. I ona, i Elsa niestety umierają. Ciało Elsy leży na środku sceny, a ludzie, zamiast rozpaczać, śpiewają jej ulubioną piosenkę, czyli<i> <a href="https://www.youtube.com/watch?v=miOEmyjpLkU">Explosions </a></i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=miOEmyjpLkU">Ellie Gouldnig.</a> W pewnym momencie ciało Elsy unosi się, ona sama wygląda jak anioł i w magiczny sposób zmartwychwstaje. Jack bierze ją na ręce jak pannę młodą i całuje na oczach wszystkich.<br /><br /> 14. Po dwudziestu latach mamy epilog, trójkę dzieci i pokój na ziemi. Jack już nie jest Strażnikiem, ale jak to się stało, tego to już nikt nie wie.<br /><br /> BOŻE, JAK BARDZO TRZEBA NIE MIEĆ MÓZGU ;___;<br /><br /><br /> Spokojnie, tutaj Elsa nie trafi do <i>Mam Talentu</i>. Do teraz zastanawiam się, dlaczego nie było tam Jonathana, skoro on jest taki super i w ogóle. Widać obsesja na punkcie czarnowłosych chłopaków przyszła dopiero w pierwszej gimnazjum.<br /> W każdym razie pamiętam, że któregoś razu Jack śpiewał Elsie kołysankę, czyli <a href="https://www.youtube.com/watch?v=TH2tp72T13o"><i>Mirrors </i>Justina Timberlake'a.</a> Porażka trochę.<br /> Trochę bardzo.<br /><br /> <b>Teraz </b>jednak przejdźmy do ostatniego punktu, który ostatnimi czasy sprawia mi całkiem dużo przyjemności. Jak już wspominałam wcześniej, w planach mam blog o Jelsie, z Jonathanem w roli głównej. Akcja dzieje się w czasie koronacji Elsy. Nie mam pojęcia, kiedy opublikuję historię, ale teraz udostępniam Wam kawałek pierwszego rozdziału albo prologu, jeszcze sama nie wiem. W każdym razie proszę, endżoj!<br /><br /><div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Królowa popatrzyła na siostrę i jej mniemanego narzeczonego z niesmakiem.<br /> — Jeśli tak bardzo wam na tym zależy, proszę: nie wychodzi się za mąż za nieznajomego.<br /> Anna poczerwieniała. Ciężko było określić, czy był to wstyd przed Hansem, czy jedynie zwykła złość.<br /> — Wychodzi się, jeśli się go kocha! — powiedziała przez zęby księżniczka. Nie miała zamiaru pogodzić się z wolą starszej siostry, nawet jeśli teraz była on królową. Przez całe życie musiała trzymać się od wszystkich z daleka, oprócz rodziców i paru służących nie miała nikogo bliskiego. A teraz, kiedy nareszcie kogoś poznała, jej starsza, wiecznie trzymająca wszystkich na dystans siostra zakazuje jej prawa wyboru małżonka! <i>Niedoczekanie.</i><br /> — Co ty możesz wiedzieć o miłości, Anno? Jesteś jeszcze dzieckiem.<br /> — Słucham?! — księżniczka niemal krzyknęła.<br /> — Hans? Co tutaj się dzieje?<br /> Elsa odwróciła się w stronę, z której dobiegał głos. Hans i Anna zrobili to samo, wyraźnie niezadowoleni z faktu, że ktoś śmiał im przeszkodzić. Ku zdziwieniu królowej, był to ten sam mężczyzna, który wpadł na nią w pałacu. Widziała go oczywiście podczas rozpoczęcia balu, jednak później zgubiła go w tłumie lordów, możnych i innych wysoko urodzonych ludzi oraz osób im towarzyszącym. Teraz wydał jej się zimny i oschły. Spojrzenie, którym obrzucił Hansa nie było zbyt przyjemne.<br /> — Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, ty... — narzeczony Anny opamiętał się — po prostu stąd odejdź. Sam to załatwię.<br /> — Nie sądzę.<br /> — Z całym szacunkiem, książę, ale wydaje mi się, że nasz spór ciebie nie dotyczy — Anna nie zważała na pełen oburzenia okrzyk swojej siostry i mówiła dalej — To, że moja siostra zabrania mi małżeństwa, raczej nie jest twoim problemem.<br /> Zaskoczony książę uniósł jedną brew. Królowa milczała, czekając na jakiekolwiek posunięcie ze strony młodego księcia. Szarfa w niebiesko-czerwone pasy i lis śnieżny wyszyty na białym mundurze wskazywały na Nasturię.</div>
<div>
— Księżniczko Anno, z całym szacunkiem, ale wątpię, żeby mój brat był dobrym kandydatem na małżonka.<br /> Hans poczerwieniał ze złości.<br /> — Nie masz prawa tak mówić, ty żałosny bękarcie.<br /> Elsa spojrzała na Hansa z pogardą. Jak ktoś odnoszący się w ten sposób mógł być dobrym towarzyszem dla zaledwie dziewiętnastoletniej Anny? Już miała się odezwać, kiedy wyprzedził ją starszy z książąt.<br /> — Hans, proszę, nie gorsz królowej swoim ubogim zasobem słownictwa. — zwrócił się do Elsy — Przepraszam, Wasza Wysokość. Czasami ponoszą go nerwy.<br /> Królowa, nadal zszokowana zaistniałą sytuacją i głupotą swojej siostry, nie potrafiła wykrztusić słowa. Ciężko było uwierzyć, że ta dwójka mogła być braćmi, chociażby przyrodnimi.<br /> — Jeszcze tego pożałujesz — syknął Hans, po czym chwycił Annę za rękę. — Idziemy stąd.<br /> Księżniczka zawahała się tylko przez ułamek sekundy. Dała się pociągnąć w stronę drzwi wyjściowych, nie zważając na zdziwioną minę jej siostry.<br /> Książę odetchnął głęboko. Jego oblicze nieco złagodniało i Elsa mimowolnie przypomniała sobie, jak wyglądał, kiedy wpadł na nią w zamku.<br /> — Błagam o wybaczenie, Wasza Wysokość — skłonił się lekko. — Mój brat jest uparty, ale jestem pewien, że w końcu się uspokoi. Masz moje słowo, że przeprosi cię podczas jutrzejszej audiencji.<br /> — Nic się nie stało, książę. Jestem ci wdzięczna za pomoc z moją siostrą. Wygląda na to, że ona i twój brat mają podobne charaktery. Byłabym rada, znając imię mego pomocnika.<br /> Przez chwilę wydawało jej się, że na ustach księcia dostrzegła uśmiech, ale wrażenie zniknęło równie szybko, jak się pojawiło.<br /> — Jonathan, pani. Trzeci syn króla Johana — zawahał się przez chwilę, jakby jeszcze chciał coś powiedzieć. W końcu jednak zamilknął. Elsa zauważyła, że nie wymienił królowej Rosemary.<br /> Czyli to, co mówił Hans, było prawdą.<br /> Królowa odgoniła od siebie natrętną myśl i skłoniła się lekko.<br /> — Mam u ciebie dług wdzięczności, książę. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, zwróć się do mnie — Elsa uśmiechnęła się. W głębi duszy liczyła na to, że będzie mogła po prostu odejść, a Jonathan nie skorzysta z jej oferty teraz. Poza tym wystraszyła się, że zacznie wypytywać ją o rękawiczki, których nie zdejmowała od zakończenia koronacji. Nic takiego jednak się nie stało. Książę jedynie uśmiechnął się, teraz już naprawdę, i odpowiedział ciepłym głosem:<br /> — Jeśli Wasza Wysokość pozwoli, nie potrzebuję raczej żadnych udogodnień. Zaszczytem jednak byłoby zatańczyć z królową w tę piękną noc jak ta.<br /> <i> A mogła od razu oddać mu połowę królestwa.</i></div>
<div>
<br /><br /><div style="text-align: center;">
***</div>
<br /> Tak mniej więcej wygląda punkt kulminacyjny pierwszego rozdziału, który pojawi się w internecie Bóg wie kiedy.<br /><br /> W każdym razie teraz pora na PODZIĘKOWANIA.<br /><br /> Serdecznie dziękuję <b>Sivie </b>– Agnieszce. Świetnej szabloniarce (jeśli tak można to nazwać) i jeszcze lepszej przyjaciółce. Miała swój ogromny udział w tworzeniu tego bloga, wybijając mi z głowy te głupie pomysły, a podsuwając coraz to lepsze rozwiązania. Nadal nie wiem, jak spłacę jej dług wdzięczności za te wszystkie redaktorskie lekcje.<br /></div>
<div>
Wielkie podziękowania dla <b>Ireth</b> – świetnej czytelniczce, której komentarze stanowią jakieś 80% wszystkich komentarzy na tym blogu. Dzięki niej Jonathan ma taką rolę, jaką ma. Poza tym zawsze jakoś reaguje na moje dziwne pomysły i niektóre też wybija mi z głowy.</div>
<div>
<br /> A teraz pora na Was – <b>Czytelników</b> tego bloga. Za to, co robicie, że mnie inspirujecie, pomagacie, za to, że ciągle Was przybywa jestem naprawdę, ale to naprawdę wdzięczna. Bez Was raczej nic by nie powstało, bo nie ma sensu pisać, jeśli nie można dzielić się radością, jaka z tego płynie. Ciężko uwierzyć, że to już rok, bo przecież niedawno zastanawiałam się, czy John aby na pewno ma być w Slytherinie.</div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9mI-69Oc22s_T8bWZ5MFWbZvh3pEK6PzgHbVO5BikOVlExKcoIbcLS16-YSUWG0ViBtFf7sCp87qDX9VU461J1VNGZSEACkshP69nRJJiZBC0KjKlLwcq2nXWOwsz4DhD2MRxj9eaQX2_/s1600/Podzi%25C4%2599kowania.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9mI-69Oc22s_T8bWZ5MFWbZvh3pEK6PzgHbVO5BikOVlExKcoIbcLS16-YSUWG0ViBtFf7sCp87qDX9VU461J1VNGZSEACkshP69nRJJiZBC0KjKlLwcq2nXWOwsz4DhD2MRxj9eaQX2_/s400/Podzi%25C4%2599kowania.jpg" width="400" /></a></div>
<div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<span style="text-align: center;"> Napis robiłam sama, doceńcie.</span></div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i> Rozdział pojawi się jakoś pod koniec listopada. Jak wspominałam na początku, nie mogłam skorzystać z laptopa, gdzie był już jakiś zaczątek tego, co pisałam. Mam nadzieję, że poczekacie jeszcze trochę, a ja obiecuję, że w następnym rozdziale będzie się działo.</i></div>
<i><br /></i><div style="text-align: center;">
<i>Kocham Was ^^</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Hentai x</i></div>
<br /> </div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-40104338323877665402016-10-11T19:49:00.000+02:002016-10-11T19:49:30.270+02:00A zaczęło się to rok temu...<div style="margin-bottom: 0cm;">
To było rok temu, w niedzielę. <br />
Po
całkiem porządnych rozmyślaniach czy to zrobić, czy nie (trwały jakieś trzy minuty), stwierdziłam, że Blogger będzie lepszy niż Onet.pl. I to jedna z
decyzji, których nie pożałuję chyba już nigdy.<br />
No to super:
pierwszy rozdział napisany, trochę poprawiony, wklejony, z dywizami
zamiast pauz (to miałam odkryć dopiero za pół roku), z enterami zamiast porządnych akapitów. Ale jakiś post był – a to już
coś, prawda? <br />
Jak tak teraz myślę, to fabuła poprzedniego
bloga diametralnie różni się od tej. I mogę śmiało powiedzieć,
że wersja na Blogspocie jest o niebo lepsza, bardziej „dojrzalsza”,
że tak to ujmę. <br />
Aż strach pomyśleć, że Jonathan miał tam
umrzeć, w dodatku całkiem bolesną śmiercią. <br />
<br />
Z racji
tego, że jestem z siebie dumna, to postanowiłam zrobić specjalny,
rocznicowy post, ale to, czy go opublikuję, zależy już od Was. Mam
trzy punkty do zrealizowania, mogą być wszystkie, może być tylko
jeden – po prostu komentujcie, czy je chcecie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b> 1. Q&A (pytania i odpowiedzi) z
bohaterami fanfiction. </b><br />
Po prostu zadajecie pytania do bohaterów
pod tym postem, oni na nie odpowiadają, coś w rodzaju „wywiadu”.
xD</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b> 2. Przedstawienie fabuły z
poprzedniego blogaska na Onecie (zapewniam, jest się z czego śmiać
i nad czym biadolić).</b></div>
<br />
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
<br />
<b> 3. Krótki (do
jednej strony w Open Office) urywek z pierwszego rozdziału nowego
bloga o Jelsie (Jonathan + Elsa). </b><br />
<br />
Nie zabraknie tam
również statystyk itp, a ja już dzisiaj Wam dziękuję, no bo
wow!, już rok :D<br />
Miło, że ze mną jesteście i mam nadzieję,
że jeśli to czytacie, to zostawicie komentarz, chociażby kropkę
niezgubkę, żebym wiedziała, ilu ludzi tutaj wchodzi. <br />
<br />
<i>Dziękuję!</i></div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-18278150262174691012016-09-24T23:59:00.001+02:002016-09-25T10:05:39.150+02:00Księga II - Rozdział III: Błękitny Feniks<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;"><i>Jack</i></span></div>
<div>
<br /></div>
Czytałem książki z własnej, nieprzymuszonej woli po raz pierwszy od jakichś... dwóch lat? Może i trochę dłużej. W każdym razie w pałacowej bibliotece było całkiem dużo pomocnych tytułów, które pomogłyby mi się zorientować, co zrobić, gdybym popadł w konflikt zbrojny z żabą. Żadnego słowa o Próbie. <br />
Co to w ogóle jest? Na czym polega? Jak bardzo na niebezpieczeństwo będzie narażona Elsa? Wzdychając głośno po raz siedemdziesiąty drugi w ciągu godziny zamknąłem kolejny opasły tom. <i>Najniebezpieczniejsze zwierzęta</i>? Nic. <i>Tortury i mordercze zaklęcia XIX wieku?</i> Pusto. <br />
Przewertowałem jeszcze dwadzieścia kolejnych ksiąg, ale żadna nie udzieliła mi przydatnych informacji.<br />
Byłem mocno sfrustrowany, zdenerwowany i wystraszony jednocześnie. Jonathan nie pojawił się od momentu, w którym spadł z drzewa, a przecież obiecał, że przyjdzie do mnie jeszcze przed przemianą. <br />
No, chyba że jego przemiana w strasznego gościa już się zaczęła. <br />
Odepchnąłem od siebie tę kolejną nieprzyjemną myśl. Miałem naprawdę dużo spraw na głowie. W dodatku Strażnicy naprawdę się na mnie uwzięli, a zwłaszcza North. Ten sympatyczny jak na pierwszy rzut oka Mikołaj dał mi nieźle w kość. A poza tym, kiedy zapytałem go o Próbę, stwierdził, że nie ma czegoś takiego i Ministerstwo Magii już całkowicie zwariowało. <br />
No cóż, przynajmniej w jednej sprawie się zgadzaliśmy. <br />
Zanim zacząłem przeglądać kolejne księgi, pomyślałem, że może dobrze byłoby znów spojrzeć na mój list z przyszłości, który dostałem od samego siebie. Przez zawarte w nim wskazówki, przyszłość zaczęła się diametralnie zmieniać. Nie mogłem już być stuprocentowo pewny swego, dlatego opuszczałem Elsę na nie więcej niż dwie godziny. Przez resztę czasu starałem się jej pilnować, zwłaszcza w nocy. Często wychodziła z pokoju, zazwyczaj do kuchni po gorącą czekoladę, a ja ze zdziwieniem zauważyłem, że spędza prawie tyle samo bezsennych nocy co ja. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale nie miałem na tyle śmiałości, aby się jej o to zapytać. Poza tym musiałem działać dyskretnie. Po koncercie i przybyciu Alice naprawdę musiałem mieć się na baczności. No i w dodatku za miesiąc miałem wracać do Hogwartu, co jeszcze bardziej mnie denerwowało. Na drugim roku nie było przelewek, bo przecież mieliśmy mieć SUM-y. Tata mówił mi, że za jego czasów trzeba było uczyć się jeszcze więcej, ale po reformie Ministerstwa uczniowie mieli odrobinę lżej. <br />
Westchnąłem głęboko, spoglądając na okno. Było bardzo małe prawdopodobieństwo, że uda mi się wykombinować coś porządnego bez żadnej konkretnej wskazówki czy pomocy. Co prawda Jonathan był bystry i naprawdę dużo wiedział – czego innego spodziewać się po siedemsetletnim nastolatku? Pomagał mi, ale zbliżała się jego przemiana w Mroka, a wtedy mógłby jedynie zaszkodzić. <br />
Zrezygnowany i z bólem głowy złożyłem ciężkie książki na wielki stos i odniosłem go na stół. Wieczorami przychodziła tu bibliotekarka i je układała, a ja nie mogłem znaleźć wcześniej niedokończonych książek. <br />
Wyszedłem z biblioteki na pałacowy korytarz. Było tutaj zimniej niż w pozostałych jego częściach. Po pierwsze dlatego, że słońce świeciło tutaj tylko przed zachodem, a po drugie, bo pokój Elsy był nad jednym z pomieszczeń. Ostatnio dosyć często się denerwowała, a ja raczej nie miałem jej tego za złe. Gdybym ja musiał udowodnić, że nie jestem niebezpieczny i przy okazji przypłacić to życiem, też bym się bał. <br />
— Jackson, co ja ci mówiłem odnośnie chodzenia po zamku? — nagle przede mną pojawił się tata. — Gdzie masz mundur?<br />
<br />
<i> O nie, błagam, tylko nie to.</i><br />
— Mówiłem, że mi w nim niewygodnie — jęknąłem, próbując wymyślić plan ucieczki od nagany taty. Jeśli chodziło o królewską etykietę potrafił być naprawdę surowy. <br />
<br />
— A ja mówiłem, że jeśli ktoś cię tak zobaczy, to stwierdzi, że jesteś próżny. A jeśli myślisz, że jesteś jedyny w kolejce do tronu to się surowo mylisz. <br />
<br />
Spojrzałem za nim, kiedy odchodził. Od przesłuchania Elsy, czyli od mniej więcej trzech dni, tata i Richard zachowywali się naprawdę dziwnie. Prawie nie widywałem ich na posiłkach, a jeśli już, to tylko przez chwilę. Coś niedobrego się działo, a ja nawet nie mogłem dowiedzieć się co.<br />
Zrezygnowany porzuciłem myśli o zostaniu stalkerem Elsy i zacząłem wolno iść. <br />
Nie wiedziałem gdzie idę. Po prostu szedłem. Tak samo jak nie wiedziałem, co robić z całą tą chorą sytuacją. Po prostu żyłem dalej. Jak na razie nie pozostawało mi nic innego. <br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">***</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;"><br /></span></i></div>
Srebrne Jezioro było naprawdę piękne przy pełni księżyca. Jego tafla odbijała jaśniejące na nieboskłonie gwiazdy, czyniąc z niego lustrzane odbicie. Dziewczyna stojąca na brzegu jeziora westchnęła głęboko. Uwielbiała ten widok, uwielbiała tutaj przesiadywać, chociaż okazji do tego miała bardzo niewiele. Usiadła na wielkiej, zimnej skale, która odrobinę przypominała jej tron, na którym kiedyś będzie musiała zasiąść. Chociaż może nie dożyje tego czasu. <br />
Dziewczyna wyciągnęła dobrze naostrzoną strzałę. Jeśli chodzi o łucznictwo, to nadal nie mogła dojść do perfekcji, a każda możliwa broń mogła przydać jej się w najbliższym starciu. To już nie był turniej zorganizowany przez ojca dla upamiętnienia dawnych czasów i jej przodków. Kiedy nadejdzie wojna, na pewno będą potrzebowali kogoś, kto ich poprowadzi. A ona poradzi sobie z tym zadaniem. Pewnie umrze, ale co z tego? Jak wiele było warte jej życie w porównaniu z życiem innych ludzi? Nie miała prawa decydować sama o sobie. Zawsze pomagała jej Charlotte albo Jonathan. To oni zawsze dawali jej nadzieję na to, że kolejny dzień będzie lepszy. <br />
— Czyli jednak się tu pojawiłaś — usłyszała za sobą dobrze znany jej głos. Był wściekły, chociaż pełen niedowierzania. Nie przejęła się tym jednak. Strażnik czy nie, pokonałaby go zaledwie kiwnięciem palca. <br />
— Więc Księżyc jednak cię przysłał. Tak właściwie to co u niego? Dawno się nie widzieliśmy. <br />
Starała się rozzłościć chłopaka, który przed nią stał. Nietrudno było go sprowokować.<br />
— Możesz mi powiedzieć, co ty najlepszego wyprawiasz? <br />
— Nie — zacmokała z niezadowoleniem. — Wtedy nie byłoby zabawy, pamiętasz? Wiesz przecież, co sobie obiecałam. Wierz mi, tym razem nikt nie wejdzie mi w drogę, nawet twoi opiekunowie.<br />
— A Jonathan? Pomyślałaś chociaż przez chwilę o nim? Przecież on cię kochał. Nie pamiętasz już, co się stało, kiedy chciał cię wyciągnąć z tego piekła? — Strażnik przestawał nad sobą panować i teraz szept przerodził się w krzyk, a słowa wylatywały z jego ust szybko niczym strzały z dobrze naciągniętego łuku. — Nie pamiętasz, jak przekonywał, że wszyscy się stąd wydostaniemy? A potem zemścimy? Może mi jeszcze powiesz, że tylko udawałaś, co? Że tylko udawałaś, żeby nas wszystkich...<br />
— Przestań! — krzyknęła dziewczyna, zdejmując kaptur z głowy. Może i zrobiła źle, dała się ponieść emocjom. Mimo to wywarła na przybyszu mocne wrażenie, a właśnie o to jej chodziło. Żeby się bał. I żeby miał ochotę o wszystkim powiedzieć reszcie Strażników, a jeśli będzie trzeba, to nawet samemu Księżycowi. Potem wszystko pójdzie gładko.<br />
— I co? Zostawisz to tak jak jest? Nie masz zamiaru nic mi zrobić?<br />
Odpowiedziała mu głucha cisza, zakłócona jedynie cichym szemraniem skrzydeł. Niebieski feniks zleciał z drzewa i usiadł na ramieniu swojej pani. Dziewczyna ustawiła palec pod odpowiednim kątem i strzałą rozcięła opuszek kciuka. Zabolało ją tylko trochę. Podsunęła feniksowi rękę, a ten rozwarł dziób i zaczął zlizywać krew. Z każdą kroplą wydawał się być silniejszy i potężniejszy. Strażnik zauważył, że kolejne pióra barwią się na złoto i nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą zobaczył.<br />
— Ale to jest... to jest tylko legenda, prawda? — zapytał drżącym głosem. <br />
— Oczywiście, że to tylko legenda — dziewczyna uśmiechnęła się do niego po raz kolejny. Był to uśmiech ciepły i lodowaty jak skała. Dodawał otuchy, chociaż jednocześnie pozbawiał chęci do życia. — A teraz idź i powiedz im. —wysyczała przez zaciśnięte zęby — Powiedz im, że wróciłam. I odbiorę sobie to, co kiedyś należało do mnie.<br />
Strażnik, teraz już porządnie wystraszony odwrócił się. Musiał wybiec poza obszar, gdzie deportacja i aportacja były niemożliwe. <br />
Tym razem to nie był fałszywy alarm. Być może już niedługo będzie trzeba ogłosić stan wojenny. <br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jonathan </span></i></div>
<br />
Spojrzałem na rękę zwisającą luźno z czarnego fotela obitego czarnym welurem. W pomieszczeniu było jasno, chociaż nie był to przyjemny blask. Świece już prawie się wypaliły, a przemiana nie przychodziła. Za to czułem palący ból w miejscach, gdzie skóra mi poczerniała. Ciemny leżał pod fotelem, cicho rżąc i mnie obserwując. Musiałem wyglądać okropnie. To znaczy, okropniej niż zazwyczaj. Całą siłą woli powstrzymywałem się przed spojrzeniem na odsłonięte części ciała. Już za dobrze znałem ten widok. Czarne paski spiralnie owijały się wokół moich kończyn i szyi, a jedyne co mogłem zrobić, to znosić ból i czekać na to, aż zamienię się w potwora.<br />
Odruchowo zacisnąłem palce w pięść, co wywołało kolejną falę bólu, promieniującą do całego ciała. <br />
Ciemny się nie odzywał i byłem mu za to stokrotnie wdzięczny. Jeszcze mógłbym sprowokować wybuch złości mojego drugiego ja, co byłoby naprawdę nieprzyjemnym doświadczeniem. Wiedziałem to z autopsji. Po raz pierwszy od kilku lat cieszyłem się, że jestem siedemsetletnim pół – demonem. Miało to jakieś plusy, chociaż było ich mniej niż wad całego tego przekleństwa. Dlaczego to nie chce się wreszcie zacząć?<br />
Nie mam pojęcia, czy miałem szczęście czy może pecha, ale po chwili już czułem, jak obezwładnia mnie ciemność i strach. A potem już nic nie widziałem. <br />
Jednak zamiast stracić świadomość, nadal czułem się sobą. A to znaczyło, że byłem Mrokiem tylko w połowie. Nadal otaczała mnie ciemność, ale mogłem poruszyć ręką. <br />
— Cholera jasna — usłyszałem czyiś zimny, ochrypły głos. Nie mówiłem tego ja. Nagle zrobiło mi się naprawdę, naprawdę niedobrze. Poczułem mocny skurcz wszystkich mięśni, jakbym się wykrwawiał po poderżnięciu sobie żył i trzy sekundy potem zabrudziłem zimną posadzkę czymś, co wyglądało jak gęsta, czarna krew. Wzdrygnąłem się po raz kolejny. <br />
<br />
<i>Co się przed chwilą stało?</i><br />
— Sam chciałbym wiedzieć — jęknąłem. Leżałem we własnych wymiocinach, nawet nie mając siły się podnieść. Ciemny podszedł i nachylił swój wielki czarny łeb, żeby szorstkim językiem polizać moją rękę. Tym razem nie poczułem bólu. Kątem oka spojrzałem na moje dłonie. Czarnych śladów nie było, a ja nabrałem pewności co do tego, że wyglądam prawie tak samo jak po przemianie w siebie. <br />
Wstałem i z obrzydzeniem spojrzałem na czarną koszulkę ubabraną krwią. Ściągnąłem ją przez głowę i rzuciłem w kąt wielkiego pokoju. Był tu tylko zimny marmur, kanapa i jeden fotel. Wszystko było czarne, prócz ciemnofioletowych ścian. <br />
<br />
<i> Będę musiał zrobić przemeblowanie.</i><br />
Wyglądało na to, że przemiana się skończyła. Westchnąłem głęboko, czując ból w żebrach. Najwyraźniej były obtłuczone. <br />
— To naprawdę trwało tak krótko? — spojrzałem na Ciemnego. <br />
<br />
<br />
<i>Nawet dobrze się nie zmieniłeś. Przez jakąś minutę byłeś całkiem czarny, a potem wszystko ustąpiło.</i><br />
Wzdrygnąłem się. Nagle zrobiło mi się naprawdę, naprawdę zimno, jakby obok mnie stała zdenerwowana Elsa. <br />
<br />
<i> Ktoś tu jest.</i> <br />
<br />
Spojrzałem na Ciemnego. Koszmarny koń wyglądał na naprawdę niespokojnego, co było raczej rzadkie u złych snów. <br />
— Niby gdzie? — odszepnąłem. Jak na razie byłem bezbronny i jedyne co mogłem zrobić to zamienić się w cień. Może udałoby mi się ukryć. Zamiast tego postanowiłem wyjść z ogromnego pokoju i trochę się przejść.<br />
Korytarz również był z czarnego marmuru. W ogóle cała ta kryjówka Mroka była przytłaczająca, a poza tym mogła zmieniać się w labirynt, co było już szczytem wszystkiego. Moje alter ego porządnie utrudniło mi poszukiwania wspomnień i tajnych planów. <br />
Błądząc po różnych zakamarkach, nie potrafiłem nikogo znaleźć, chociaż Ciemny upierał się, że kogoś wyczuwa. Może koszmary nie powinny jeść jabłek jak żywe zwierzęta. <br />
Ziewnąłem szeroko i postanowiłem jak najszybciej zmyć się z bazy Mroka. Problem polegał na tym, że absolutnie nie mogłem z niej wyjść jako człowiek czy cień, a co za tym prowadziło, nie dało określić się jej dokładnego położenia. Mogłem stąd uciec tylko dzięki mojemu koszmarnemu koniowi. Kolejna wada. <br />
— Ciemny! — gdy mój towarzysz podszedł, chwyciłem go za grzywę. — Lecimy do Arendelle po sprawozdanie od Yato. <br />
<br />
<i>Ciekawe, co ten Dresiarz znów wymyślił. </i><br />
Zanim zdążyłem mu odpowiedzieć zatopiliśmy się w obcej ciemności. <br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Charlotte</span></i></div>
<br />
<br />
Przysięgam, jeśli jeszcze raz ktoś obleje mnie wodą, to porażę go prądem i nie, nie mam na myśli czterech woltów.<br />
Porządkowałam papiery zgromadzone przez całe pięćset lat, jednocześnie układając sobie w głowie przemowę. Wiem, że bunt nastolatków, którzy wcześnie stracili szansę na normalne życie jest szczególnie ciężki, ale błagam, bez przesady. Tym razem byłam w siedemdziesięciu procentach pewna, że moje mokre ubrania to nie była sprawka Kate.<br />
— Masz chwilę? — Stella nagle znalazła się za moimi plecami. Czasami mnie przerażała.<br />
— Co jest? — spojrzałam na nią zdezorientowana. Przecież to Alice miała przyjść i wyjaśnić mi, co dokładnie stało się podczas ich misji. Na wyjaśnienia czekałam już dwa tygodnie. To było wystarczająco długi czas. Poza tym Stella otrzymała ode mnie inną misję i nawet nie zdążyła zdradzić mi szczegółów, kiedy się rozdzielałyśmy. Ja musiałam wyjść z obozu i odwiedzić parę miejsc, które były pewnego rodzaju źródłem informacji. Pod moją nieobecność to Carrick miał zająć się dzieciakami, ale prosiłam go, aby nie rozmawiał z Alice na temat jej misji. Wolałam zachować wszystkie środki ostrożności niż znów wystawiać nas na niebezpieczeństwo. <br />
— Chodzi o Alice — Stella spuściła wzrok. — W Arendelle spotkałyśmy... kogoś i ona trochę... — dziewczyna zaczęła się jąkać. — Myślę, że powinnaś z nią porozmawiać. <br />
Westchnęłam i pokiwałam głową, zamykając papiery na powrót w biurku. Klucz schowałam do kieszeni spodni i dodatkowo zabezpieczyłam zaklęciem. <br />
— Gdzie ona jest?<br />
— Siedzi nad jeziorem — odpowiedziała Stella, pierwsza wychodząc z mojego biura. Mimo tego, że miała dopiero fizyczne piętnaście lat była mi niższa tylko o głowę. Zdecydowanym krokiem szła przed siebie. Była skupiona, ostrożna i zbyt poważna jak na swój wiek.<br />
— Sama? Co się dokładnie stało?<br />
— No bo... och, mogłam pozwolić jej z nim porozmawiać — Zauważyłam, że w kącikach jej oczu zbierają się łzy. <br />
Westchnęłam cicho.<br />
— Dobrze, po której jest stronie? <br />
— P–południowej. <br />
— Wrócę za jakąś godzinę, dobra? Mamy coś na kolację? <br />
— Sam miał zrobić ohagi*. <br />
— Nie czekajcie na mnie, tylko od razu idźcie spać. Cisza nocna jak zawsze! — zawołałam, po czym pobiegłam do kuchni. Wokół roznosił się zapach gotowanego ryżu, a na brązowym blacie już leżały gotowe ciastka. <br />
— Wezmę je — włożyłam dwa tuziny ohagi do pudełka i ruszyłam na poszukiwania Alice. W odpowiedzi Sam mruknął tylko niewyraźnie „okej”, najwyraźniej zdziwiony moją reakcją. <br />
Kiedy ją znalazłam, siedziała na pomoście, mocząc nogi w wodzie. Oczy miała lekko zaczerwienione i w dodatku pociągała nosem. Zdjęłam buty i usiadłam obok niej, dotykając dużym palcem u nogi lodowatej wody. Był sierpień, a Alice coraz gorzej znosiła zimno. <br />
— Lubisz się katować, co? <br />
Położyłam pomiędzy nami pudełko ohagi i wzięłam jedno z nich. Było naprawdę dobre. Dawno nie jadłam japońskiej kuchni. <br />
Pomarańczowe oczy Alice na nowo wypełniły się łzami. Z góry założyłam, że ta rozmowa będzie ciężka, ale nie spodziewałam się aż takiej reakcji. Ostatnio przyłapałam Alice na płaczu, kiedy musieliśmy się przenieść ze zniszczonego obozu i na powrót stała się siedmiolatką. Swoją drogą to musiało być okropne – mieć świadomość czternastoletniej dziewczyny i tkwić w ciele dziecka. <br />
— Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, co takiego widzisz w moim głupim, starszym bracie. Przecież to idiota. <br />
Alice zaszlochała i spojrzała na swoją lewą rękę, jakby była ósmym cudem świata. <br />
— On... on tam był. I chciał ze mną porozmawiać, a Stella... ona... — rozszlochała się na nowo. <br />
Jonathan w Arendelle. To nie mogło skończyć się dobrze, biorąc pod uwagę to, co obiecał sobie po śmierci Fancy. <br />
— Zawsze wiedziałam, że jestem tylko dzieckiem. — odezwała się drżącym głosem, kiedy już go odzyskała. — W końcu w obozie było więcej starszych ode mnie dziewczyn, chociażby Stella czy Diana. Ja się nawet nie zajmowałam dziewczęcymi sprawami. Wolałam przecież strzelać z łuku, niż uczyć się, jak gotować, pamiętasz, Charlotte? Zawsze bałam się, że coś takiego się stało, ale Diana — zawahała się. — Teraz wiem, że powinnam była się z nim pożegnać. <br />
Uśmiechnęłam się lekko, podkładając mojej podopiecznej ohagi pod nos. Wzięła jedno i włożyła do ust, a na jej twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. I powiedzcie mi, że słodycze nie mają uzdrawiających mocy.<br />
— Wiesz, biorąc pod uwagę to, co planujemy i czego się dowiedzieliśmy, będziecie mieli jeszcze dużo okazji, żeby ze sobą <i>porozmawiać</i>. <br />
Alice zachichotała cicho przez łzy. <br />
— Mam nadzieję, że nie wyszedł z wprawy. <br />
— O fuj! — zmarszczyłam nos. Wyobrażanie sobie Alice i Jonathana kiedy się całują było... dziwne. <br />
<br />
<i> Nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego...</i><br />
<br />
Za późno.<br />
<br />
<div>
Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem. Życie uczuciowe mojego brata średnio mnie interesowało.<br />
Siedziałyśmy w ciszy jeszcze przez dobre parę minut. <br />
— Myślisz, że rzeczywiście będzie chciał ze mną rozmawiać?<br />
— To mój brat — żachnęłam się — Tak łatwo się nie poddaje. Wróć przed zachodem, dobrze?<br />
Alice pokiwała głową. Teraz nie wyglądała już na tak smutną jak przedtem. <br />
Założyłam buty i ruszyłam w drogę powrotną do obozu. Skłamałabym, mówiąc, że Jonathan mnie nie interesował. Chociaż teraz głównie obchodziło mnie to, czy Elsa poznała mnie podczas swojego procesu w Ministerstwie Magii. <br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">***</span></i></div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<i> </i>Aż nie wierzę, że to napisałam. Rozdziału nie było okrągły miesiąc, za co muszę Was naprawdę przeprosić, ale rozpoczęcie roku szkolnego dało mi nieźle w kość, zwłaszcza, że mam więcej obowiązków niż się spodziewałam (Jeśli Wam się nudzi to zostańcie przewodniczącą szkoły i bierzcie udział w Wojewódzkich konkursach do których będziecie musieli się uczyć po nocach, polecam). </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Pierwszy raz piszę z perspektywy Charlotte i myślę, że mi się udało. A Wy? Jak ją odbieracie? Szczerze mówiąc jest jedną z moich ulubionych żeńskich OC, zaraz po Alice. A jeśli już jesteśmy w temacie OC i charakterów to</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<b></b><br />
<div style="text-align: center;">
<b><b>JONALICE ŻYCIEM, LUDZIE. </b></b></div>
<b>
</b><br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<b></b><br />
<div style="text-align: center;">
<b><b>Zagadka na dziś:</b> kim były postacie, które wystąpiły we fragmencie z narracją trzecioosobową?</b><br />
<b><br /></b>
*A, właśnie<b>. Ohagi </b>to typowo japońskie ciasteczka. Nadzienie robi się z kleistego ryżu, który potem obtacza się w paście ze słodkiej fasoli adzuki. ^^</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<i> Jonathan nie przeszedł przemiany *.* Z racji tego, że mam fazę, to zostawiam gifa z (tak jakby) nim.<br />Właściwie to tak wyglądam w piątek po szkole. </i></div>
<div>
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizQEDRlXjC7sEjrrdF8UJc7p3i2Gmuw4XQemkl_mde7nAMmHPu8nCyzWyQ826hA1WV74VEay6HDRBvZDdiLgl1d_qo82kXH5TgHwS2_Cnc4v17a0Gwhr0FqnL9uPnCHBD6I0WP-e1qO0IA/s1600/OREKI+OMG+HOTA+AF.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="353" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizQEDRlXjC7sEjrrdF8UJc7p3i2Gmuw4XQemkl_mde7nAMmHPu8nCyzWyQ826hA1WV74VEay6HDRBvZDdiLgl1d_qo82kXH5TgHwS2_Cnc4v17a0Gwhr0FqnL9uPnCHBD6I0WP-e1qO0IA/s640/OREKI+OMG+HOTA+AF.gif" width="640" /></a></div>
<div>
<i><br /></i></div>
<div>
<i><br /></i></div>
<div>
<i><br /></i>
<div style="text-align: center;">
<i>Pozdrawiam! </i></div>
<i></i><br />
<div style="text-align: center;">
<i><i></i></i><br />
<div style="display: inline !important;">
<i><i><i>Ja</i></i></i></div>
<i><i>
</i></i></div>
<i>
</i></div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-43626088515067985102016-08-23T11:18:00.000+02:002016-08-23T13:47:49.331+02:00Księga II - Rozdział II: Wyrok <div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span> </i>Po wybuchu pożaru, który zresztą dość szybko ugaszono, nie widziałem więcej Jonathana. Próbowałem spotkać się z nim w podświadomości, ale słabo mi to wychodziło i byłem po prostu zmęczony. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chociaż pewnie i tak nie dałbym rady zasnąć. Na pewno nie po tym, czego dowiedziałem się od Thomasa. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tak jak było napisane w liście, spotkałem go późnym wieczorem w salonie. Nie od razu do niego podszedłem. Przez jakieś dziesięć minut stałem tam i brałem głębokie wdechy, co chwila powtarzając sobie „dasz radę!”. Nic nie mogłem poradzić na to, że trzęsły mi się ręce, a serce miało wyskoczyć z piersi. Kiedy usiadłem na kanapie obok zagapionego w trzaskający ogień Thomasa, ten nagle zdecydował się ocknąć i gwałtownie podnieść. Zdążyłem chwycić go za rękę i ponownie usadzić na kanapie. Kiedy zapytałem go, co takiego się stało, mój przyjaciel jedynie zmarszczył brwi i odwrócił głowę, głośno wdychając. Po chwili jednak zaczął grzebać w kieszeni i wyciągnął z niej świstek papieru. Podał mi go bez słowa, a ja rozłożyłem złożony na pół świstek papieru. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i>Drogi Edmundzie Bellu!</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie mam zielonego pojęcia, co mogło spowodować ten wypadek. Jednego jestem jednak pewien: Twój najstarszy syn nie jest zwykłym człowiekiem, co daje mi odpowiedzi na kilka pytań. Wiele mam jeszcze niewiadomych i nie potrafię powiedzieć, dlaczego jest taki, jaki jest. Myślę, że znalezienie jego prawdziwych rodziców wyjaśniłoby parę spraw. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś, ale nie powinieneś zwlekać. </i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i>Twój oddany doradca </i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i>Tywin Leander</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jeszcze raz przeczytałem list. I kolejny, i kolejny i jeszcze raz, żeby upewnić się, że mój wzrok nie szwankuje.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Wiedzieliście? Któreś z was musiało przecież wiedzieć, prawda? — warknął Thomas, wyciągając do mnie rękę i zabierając papier. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Nie — odpowiedziałem zdziwiony. — Przysięgam, że nie mieliśmy o niczym pojęcia. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Thomas nie odpowiedział, po prostu patrzył na mnie, jakby chciał się dowiedzieć, czy mówię prawdę. W końcu uśmiechnął się kpiąco i westchnął:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— No jasne. W końcu nie jestem Elsą. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Okej, teraz zaczynało robić się nieprzyjemnie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Niby o co ci chodzi?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— O nic. Tak jakby bronienie Elsy przed nią samą dawało jakąś gwarancję bezpieczeństwa. <span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Spojrzałem na Thomasa poirytowany. Co on mógł wiedzieć o Elsie? Co on w ogóle mógł wiedzieć?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Czy ty sugerujesz, że on jest niebezpieczna?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Thomas zaśmiał się gorzko. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Ja nie sugeruję. Ja ci to uświadamiam, Jack. Naprawdę sądzisz, że jeśli nad tym nie zapanuje, to nikogo nie skrzywdzi?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Co? O czym ty w ogóle mówisz? — warknąłem na niego. Jeśli chciał, to ja mogłem mu pokazać co się stanie, kiedy stracę nad sobą panowanie. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— O tym, że jeśli nie zagrażałaby nikomu, to ministerstwo nie traciłoby na nią czasu. To durne przesłuchanie ma na celu albo ukaranie jej, albo zaplanowanie czegoś z użyciem jej mocy. Jak by nie nie było i tak zaszkodzi to jej, nie Ministerstwu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Patrzyłem na Thomasa w osłupieniu. I powoli docierało do mnie, że ma rację. W końcu w pewien sposób Elsa rzeczywiście mogła być zagrożeniem. Właściwie to przecież nie bez powodu rodzice usunęli jej wspomnienia. Przecież gdyby wszystko było dobrze, na pewno nie zrobiliby czegoś takiego. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>No właśnie. Gdyby było dobrze. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Skąd wiesz to wszystko?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— W czasie gdy ty pławiłeś się w sławie ścigającego, ja podsłuchałem to i owo. Po tym, co Elsa zrobiła z koszmarami myślałem, że będziesz miał chociaż odrobinę rozumu, żeby się rozejrzeć. Wystarczyło tylko podkraść się pod gabinet dyrektora i już byś wiedział, że Elsa będzie przesłuchiwana. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Poczułem się jak ostatni idiota. Przypomniało mi się, że przecież kiedy jej rodzice zostali wezwani, to dziewczyna uciekła z gabinetu profesora Kenvetcha. A przecież on musiał powiedzieć Richardowi o przesłuchaniu. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przysięgam, nigdy nie czułem się tak głupio. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— W każdym razie niedługo przekonamy się, czego Ministerstwo Magii może chcieć od Elsy. A wtedy nie będzie już tak kolorowo — Thomas ziewnął przeciągle. — Późno już. Branoc, Jack. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>I tak po prostu mnie zostawił, żebym poczuł się jeszcze gorzej. A ja stopniowo przetwarzałem to, co od niego usłyszałem. I jednego byłem pewien. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jesteśmy całkiem blisko wojny. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
Pojawienie się Stelli w Arendelle tylko pogorszyło sytuację. W dodatku była z nią Alice, czego byłem prawie pewien po zbadaniu przyczyn pożaru. Nadzorcy stwierdzili, że nie znaleźli żadnego konkretnego powodu zapalenia się sceny. Po prostu było puf! i nagle ogień się rozprzestrzenił. Nikt w pożarze nie zginął. Podpalacz nie dałby rady uciec. Nie dałby rady, chyba że ogień nie mógł zrobić mu krzywdy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kogo mogła to być sprawka, jak nie Alice?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ugh, gdzie jest Jonathan, kiedy go potrzebuję?!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jonathan</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="font-style: italic; white-space: pre;"> </span>Wpatrywałem się w bóstwo w czarnych dresach, które nerwowo poprawiało białą chustę zawiązaną pod szyją i wpatrywało się we mnie z dezorientowaniem. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Żartujesz, prawda? — odezwałem się, na co Yato tylko prychnął. — Przysięgam, że kiedy widziałem cię po raz ostatni, to obiecywałeś mi, że zostaniesz najpopularniejszym z bogów, będziesz miał miliony wyznawców i własną świątynię. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chłopak obok niego zasłaniał usta ręką, starając się nie roześmiać. Yato popatrzył na niego zdenerwowany i dzieciak trochę się uspokoił. Na oko miał tyle samo lat co Jack, chociaż w przypadku Świętych Broni niczego nie można być pewnym. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Cały czas do tego dążę, głupku. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Uśmiechnąłem się pod nosem. Przysięgam, przez te trzysta lat Yato nic się nie zmienił. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— To twoja nowa Święta Broń? — wskazałem głową na chłopaka w rozpiętej zimowej kurtce i białej koszulce. Blond włosy miał potargane od wiatru, ale wyglądał na całkiem zadowolonego. O ile można być zadowolonym przy takim właścicielu jak Yato. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Uch tak, to jest Yukine. Możemy przejść do konkretów? Tu jest zimno — mruknął, nawet nie odpowiadając na moje pytanie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Nie. Tylko tutaj mamy pewność, że nikt nas nie podsłucha. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Z daleka usłyszałem głośne krakanie i wyciągnąłem rękę, na której usiadł kruk zrobiony z koszmarów. Na razie wolałem mieć Ciemnego przy sobie, więc lepiej, żeby Jacka przyprowadził ptak. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po chwili obok mnie już stał Frost, przypatrując się Yato i jego świętej broni. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— I co?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— I nic, bałwanie. Yato i Yukine pomogą śledzić nam Elsę — zadowolony spojrzałem na bóstwo, które teraz nagle się wzburzyło.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Niby że co? </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Podobno jesteś bogiem wojny, czy nie tak? — uśmiechnąłem się złośliwie. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Yato prychnął i odrzucił z czoła swoje czarne włosy. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Przede wszystkim jestem bogiem fortuny.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Chyba nieszczęścia — mruknął Yukine. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Bądź cicho — syknął Yato. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack patrzył na nas zdezorientowany. Później wytłumaczę mu co i jak. Najpierw musiałem dogadać się z Yato. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Czyli co? Bierzesz tę robotę czy nie?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chwila ciszy. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Pięć jenów.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Westchnąłem, podając mu monetę. Wsadził ją sobie do kieszeni, wyraźnie z siebie zadowolony. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Tylko śledzenie, bez żadnego zabijania? — upewnił się. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Co? O czym on mówi? — Jack spojrzał na mnie zdezorientowany. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— O tym, że teraz jest naszym wspólnikiem. Masz zdjęcie Elsy?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Frost wyciągnął do mnie rękę. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Najlepsze, jakie znalazłem. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Westchnąłem. Nie spodziewałem się, że Elsa nadal może trzymać nasze wspólne zdjęcie, które kiedyś zrobiła. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— To ona.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Ta dziewczyna w czarnych włosach? — Yato rzucił kąśliwie. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Co za dureń. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Nie, ta druga — wskazałem palcem na szeroko uśmiechniętą Elsę. — Teraz ma piętnaście lat, ale prawie nic się nie zmieniła. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Coś jeszcze? </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Powiedz mi, gdybyś zauważył coś podejrzanego. Coś bardziej podejrzanego, niż tworzenie śniegu znikąd.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— To będzie wymagało dodatkowej opłaty — Dresiarz wyszczerzył się w uśmiechu i wyciągnął rękę po raz kolejny. Podałem mu kolejne pięć jenów. — Sekki! — zawołał, a Yukine przemienił się w długa katanę. Po chwili Yato zniknął w błysku światła. A ja zostałem sam na sam z Jackiem, który wpatrywał się we mnie z rozchylonymi ustami. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Najpierw może zejdźmy z Lodowego Wierchu. Tutaj na serio jest zimno. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i>***</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
— Czekaj — Jack pokręcił głową — chcesz mi powiedzieć, że ten gość to jakiś mityczny japoński bóg wojny i nieszczęścia?! Przecież on wygląda jak bezdomny! </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
Siedzieliśmy na całkiem rozłożystym drzewie, na terenie wydm. Nie było szans, aby ktokolwiek nas zauważył. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
— Wiem — pokiwałem głową — Mimo wszystko swoją pracę wykonuje dobrze i to za całkiem niską cenę. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
Zawahałem się przez chwilę. Zastanowiłem się, czy aby na pewno powinienem powiedzieć Jackowi o tym, kim jest — a raczej kiedyś był — Thomas. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
— Dlaczego pytał się, czy musi zabijać Elsę?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
— Bo jest bogiem wojny. Na wojnie zazwyczaj zabija się przeciwników. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Frost westchnął ciężko, obracając w rękach ten idiotyczny kijek. Musiał się czymś martwić. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Stało się coś? — poparzyłem na niego z ukosa. Ten dzieciak naprawdę miał dużo na głowie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Nic. Po prostu cała ta sprawa z Elsą jest dosyć... dziwna. Do tego to przesłuchanie. Ma się odbyć pojutrze. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Cholera jasna. Całkiem o tym zapomniałem. Właściwie to powinienem się poprawić: nie chciałem tego zapamiętać. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Myślisz, że sobie poradzi? — ścisnęło mnie w gardle. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Musi — Jack westchnął głęboko. — A poza tym co mogłoby zrobić z nią Ministerstwo? Oprócz wsadzenia do Azkabanu?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zmarszczyłem brwi. W zasadzie było coś jeszcze... chociaż wątpiłem, żeby można było wznowić to po blisko siedmiuset latach. Próba została przecież zakazana.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Chyba nic — odpowiedziałem z wahaniem. Nagle ptak niespokojnie poruszający się w gnieździe wydał mi się bardzo interesujący. Wyglądało na to, że miał ranne skrzydło i nie mógł latać. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Już szósta — Jack chwycił pewniej kij w dłonie i uniósł się. — Według listu Elsa powinna teraz być w ogrodach za zamkiem. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Leć do niej — machnąłem ręką. Frost kiwnął głową i już go nie było. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zostałem sam razem z ciszą i wiatrem, zastanawiając się nad całą tą idiotyczną sytuacją. Znów spojrzałem na sąsiednią gałąź. Gniazdo było puste, a ptak leżał na ziemi ze skręconym karkiem. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jedyne co mi pozostało to zastanawiać się, czy skończę tak samo jak ten wróbel. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Elsa</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po raz trzeci wygładziłam granatową spódnicę, którą na przesłuchanie przygotowała mi mama. Jak powiedziała mi z samego rana, pierwsze wrażenie może być bardzo ważne. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wszyscy, odkąd tylko dowiedzieli się, że będę przesłuchiwana, nagle zrobili się bardzo nerwowi. A przecież to było tylko przesłuchanie. Poza tym nie mogli zamknąć mnie w Azkabanie. To przecież niedorzeczne. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>I kogo ja próbuję oszukać takim nastawieniem? Prawie pewne jest to, że nie powiem ani słowa ze zdenerwowania. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Gotowa? — tata wszedł do kuchni, uśmiechając się do mnie krzepiąco. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Skinęłam głową, dalej wpatrując się w owsiankę przygotowaną przez Ankę. Była trochę za gorąca, ale i tak nie potrafiłabym jej przełknąć. W taki dzień nawet gorąca czekolada nie była w stanie poprawić mi humoru. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Wracajcie szybko — mama ucałowała mnie w czoło, odwracając się szybko do taty. Próba ukrycia łez słabo jej wyszła. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Anna i Daniel też życzyli mi powodzenia. Stali tak na progu domu, wpatrując się we mnie. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jakby widzieli mnie ostatni raz. Bo może tak właśnie było.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W milczeniu szłam za tatą. Żeby się deportować, musieliśmy najpierw wyjść poza obszar, na który zostały nałożone zaklęcia uniemożliwiające teleportację. Wystarczyło wejść na główny plac i znaleźć dogodne miejsce do zniknięcia. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Było dość wcześnie i słońce dopiero wstawało. Ludzie nadal spali w domach lub wracali z barów.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tata stwierdził, że najlepszym miejscem na deportację będzie dość ciemny zaułek, w którym nikt nie mógłby nas zauważyć i posądzić o czary. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Dasz sobie radę? — tata spojrzał na mnie z troską. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Jakoś muszę — uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję, że nie wyglądało to na tak sztuczne jak było. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wzięłam głęboki oddech. Po chwili usłyszałam głośny trzask. Poczułam, jak napiera na mnie nieznana siła i tracę oddech. Kiedy już myślałam, że się uduszę, ściskanie ustało, a ja o mały włos nie zwymiotowałam na białą koszulę. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kiedy już uspokoiłam oddech rozejrzałam się. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Znajdowaliśmy się w ślepym zaułku, którego ściany pokrywało sprośne graffiti. Za nami znajdowały się stare drzwi, ledwo wiszące na rozciągniętych zawiasach.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Idziemy? — tata położył mi rękę na ramieniu. Nie miałam odwagi na niego spojrzeć. Bałam się, że wtedy naprawdę się rozpłaczę. Nie wiedziałam w jaki sposób moje moce jeszcze nie dały o sobie znać. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Westchnęłam głośno. Tata pociągnął mnie za rękę i wyprowadził z zaułka prosto na ulicę. Poczułam pierwsze krople deszczu na twarzy. Wydawało mi się, że nawet pogoda była dzisiaj przeciwko mnie. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ze zdenerwowania byłam niezdolna do jakiegokolwiek ruchu prócz chodzenia i odliczania kroków dzielących mnie od zniszczonej budki telefonicznej. Jeden, dwa, trzy, cztery. Jeden, dwa, trzy, cztery... </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zanim się obejrzałam tata wciskał na tarczy telefonu numer. Sześć, dwa, cztery, cztery, dwa. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kabina budki ruszyła w dół, a mnie towarzyszyło przeświadczenie, że mijają godziny, zanim głos dyspozytorki rozległ się w kabinie. Drzwi kabiny się otworzyły, a ja wiedziałam, że z każdym krokiem jestem bliżej śmierci. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jonathan </span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="font-style: italic; white-space: pre;"> </span>Siedziałem wtopiony w cień na drzewie w pałacowym ogrodzie. James, Margaret, Emily i Jack siedzieli jak struci, czekając na Elsę i jej ojca. Powinni już dawno być w domu, było już grubo po południu, a przecież przesłuchanie wyznaczono na siódmą rano. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack ukradkiem odwrócił się do mnie i spojrzał w miejsce, gdzie siedziałem. Jak na razie tylko on wiedział, że tu jestem. A siedziałem na tej głupiej wierzbie już kilka dobrych godzin, starając się nie ruszać. Wierzcie lub nie, ale po dłuższym czasie naprawdę ma się dosyć. W dodatku gałęzie były dosyć wąskie i trudno było mi utrzymać równowagę, nawet jeśli opierałem się o konar.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Już są! — Anna wbiegła do ogrodu, dysząc. — Tata już tu idzie. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nadstawiłem uszu, starając się jednocześnie odrobinę wychylić w stronę siedzących do mnie tyłem osób. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po chwili zobaczyłem Richarda. Nie było z nimi Elsy, a jej ojciec wyglądał na zrozpaczonego. Usiadł obok Emily i przetarł twarz dłońmi. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— I co? — James odezwał się jako pierwszy. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Powiedzieli... oni... oni wznowili — Wright wziął głęboki oddech, a ja wychyliłem się jeszcze bardziej, chwiejąc się. — Elsa ma dziesięć miesięcy na przygotowanie się do Próby. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Minęła sekunda, zanim zrozumiałem, o czym mówi Richard. W następnej straciłem równowagę i w ostatniej chwili chwyciłem się gałęzi. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack odwrócił się w moją stronę, a po jego minie wywnioskowałem, że jest czymś bardzo, ale to bardzo zdenerwowany. Spojrzałem w dół. Gdyby ktoś teraz spojrzał w moją stronę, zobaczyłby gościa machającego rozpaczliwie nogami i próbującego podciągnąć się na cienkiej gałązce wierzby, która miała za chwilę złamać się z trzaskiem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ciemny! Ciemny, do cholery, chodź tutaj!</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="font-style: italic; white-space: pre;"> </span>Po części zaczynałem żałować, że zostawiłem mojego koszmarnego konia w lesie, każąc mu nie odchodzić daleko. Uznałem, że tylko by mnie zdenerwował. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ciemny, proszę, pomóż mi! Przepraszam, że nazwałem cię leniwym końskim zadem. Tylko chodź tutaj i mi pomóż!</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="font-style: italic; white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;">Teraz</span><span class="Apple-tab-span" style="font-style: italic; white-space: pre;"> </span>Jack przypatrywał się tej sytuacji z wyraźnym rozbawieniem. Idiota. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Usłyszałem złowrogi trzask i zanim się obejrzałem, już lądowałem na czymś twardym</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Proszę zawsze pomaga. </i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="font-style: italic; white-space: pre;"> </span>Odetchnąłem z ulgą. O jeden powód do zmartwień mniej. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Teraz pozostało tylko rozpaczać i przygotowywać się psychicznie do śmierci Elsy, która niechybnie miała nastąpić za dziesięć miesięcy licząc od dzisiejszego dnia. </div>
<div style="text-align: left;">
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">***</span></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Ostatnio spodobało mi się pisanie z perspektywy Jonathana, nie mam pojęcia dlaczego. W każdym razie w tym rozdziale jest pełno śmierci i dziwnych rzeczy.<br />
Mam nadzieję, że wszyscy ogarnęli chociaż w małym stopniu Yato ;_;<br />
<b>A poza tym mam do Was pytanie: jak traktujecie ship Elsy i Jonathana? Czytałby ktoś, gdyby oboje byli w średniowieczu? W sensie wiecie, bez Hogwartu, Jonathan jako książę, jakieś wypadki czy coś?<br />Piszcie, bo nie wiem czy warto mi do końca wymyślać fabułę. </b><br />
Pozdrawiam!<br />
Kasia<br />
<br />
<b>PS. Jeśli macie jakieś zdjęcia człowieka, które pasowałyby do Waszego wyobrażenia Jonathana (kolor oczu nieważny, włosów chyba też, może być z anime) to piszcie, błagam. </b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgeMmWeK1-SqTL4377400z5pvzFy7cbGiJg5V8kNGzAe3VOIjLsBsWUK5O-aHN4KA4hV8fu40VYuOYXbbJ0rri98RWNuyqyY3wwzsa5oAZDB-HVhElME55vLBt5tyRr_lYmjycvFym8-05x/s1600/Jelsa+Frozen+Fever+cuddles.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgeMmWeK1-SqTL4377400z5pvzFy7cbGiJg5V8kNGzAe3VOIjLsBsWUK5O-aHN4KA4hV8fu40VYuOYXbbJ0rri98RWNuyqyY3wwzsa5oAZDB-HVhElME55vLBt5tyRr_lYmjycvFym8-05x/s400/Jelsa+Frozen+Fever+cuddles.jpg" width="341" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br />
Jelsa z Frozen Fever dla atencji</div>
</div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-42017571505609115462016-08-17T14:45:00.002+02:002016-08-17T14:45:54.927+02:00Jack Frost i Elsa we Frozen 2?!<i>Ha, chciałabym!<br />Dobra, skoro już mam Waszą uwagę, to z góry przeproszę, że to nie rozdział. </i><br />
<i>Piszę tego posta na szybko, wybaczcie. </i><br />
<br />
A mianowicie:<b> mam ogromną prośbę do czytelników i przypadkowych ludzi, którzy interesują się średniowieczem, wychowaniem i sposobem edukacji, relacji międzyludzkich w tamtych czasach. Chodzi mi tutaj głównie o rodziny szlacheckie, ale wiedzą o prostym ludzie też bym nie pogardziła. Jeśli jesteście zainteresowani - piszcie w komentarzu lub na priv (na G+ nazywam się tak samo jak tutaj).</b><br />
<b><br /></b><i>Uwaga dla ludzi, którzy się zgodzą: jeśli będziecie chcieli czytać kolejną historię, to będą spojlery, chociaż nie za duże.<br />I nagroda he ( ͡° ͜ʖ ͡°)<br />A o czym ten blog będzie, to już Wam nie powiem.<br />Wystartuje może w święta.</i><br />
<i>Wielkanocne.</i><br />
<i>Następnego roku. </i><br />
<i>Nie mam pojęcia tak na serio, ale nie wcześniej niż przed Nowym Rokiem. Chciałabym mieć trochę dobrych, długich rozdziałów na zapas.<br /><br />Kocham Was<br />Kasia<br /></i><br />
<div style="text-align: center;">
<i>A tu Jelsa, bo tak </i></div>
<br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilvwDDTz81HKfemFdm69EcYYGe7ZFZkw-5_yFb1fqbi_RNd_m-pI4Egqq1a4B4v5_pIU0dlS6v-CV8_UnI2-b7cfWDL2CgC4tzqUCwe1UovOxon7JDI-VWIlVg7uFZrKQE6ahp1GkvW54A/s1600/awww.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="348" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilvwDDTz81HKfemFdm69EcYYGe7ZFZkw-5_yFb1fqbi_RNd_m-pI4Egqq1a4B4v5_pIU0dlS6v-CV8_UnI2-b7cfWDL2CgC4tzqUCwe1UovOxon7JDI-VWIlVg7uFZrKQE6ahp1GkvW54A/s400/awww.jpg" width="400" /></a></div>
<i><br /></i>Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-42417522191692893042016-08-10T15:01:00.001+02:002016-08-10T15:05:28.495+02:00Księga II - Rozdział I: Powrót przeszłości<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="font-style: italic; white-space: pre;"> </span>Odpocznę i prześpię się z tym problemem. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Właśnie to powiedziałem sobie, kiedy przebudziłem się po wizycie w podświadomości Jonathana. No ale jak tu spać, kiedy masz świadomość, że twoja najlepsza przyjaciółka przeskrobała coś naprawdę poważnego i musisz ją ratować? Plus było mi za gorąco.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wiedziałem, że Elsa zazwyczaj wstaje bardzo wcześnie, dlatego zwlokłem się z łóżka, wciąż błądząc między strachem a ekscytacją. Treść listu była naprawdę... dziwna. I szczegółowa. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ciekawe, jak mogłem zapamiętać coś takiego, skoro po kilku sekundach nie wiem, po co przyszedłem do kuchni. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— A ty co tak wcześnie? — Elsa spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek, kiedy pojawiłem się w pałacowej kuchni. Była ona jedną z tych mniejszych, zbudowanych po to, aby onie rodziny panujące miały gdzie spotykać się na śniadania. Wystawna jadalnia raczej nie za bardzo się do tego nadawała. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Nie mogłem spać — wymamrotałem, szukając po szafkach płatków kukurydzianych. Po co nam w ogóle potrzebne tyle kaszy, co? </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Jest zdecydowanie za gorąco, nawet jak na lato w Arendelle. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zalałem płatki mlekiem. Elsa nie zachowywała się dziwnie. Wręcz przeciwnie – jak zwykle zjadła na śniadanie omleta z dżemem truskawkowym, popijając go gorącą czekoladą. Jak udawało jej się po tym nie zwymiotować na Proroka Codziennego, którego w tej chwili czytała? O tym nie miałem zielonego pojęcia. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Śniadanie upłynęło nam w ciszy, przerywanej krótkimi pytaniami i równie szybkimi odpowiedziami. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Chyba zrobię sobie jeszcze jedną — mruknęła Elsa, podnosząc się i wyjmując czekoladę z szuflady. Wyjęła deskę i posiekała ją nożem, następnie wrzucając do garnka. Włączyła pod nim gaz i z powrotem usiadła. Już miałem zapytać ją o to, czy aby na pewno nie będzie jej niedobrze, gdy usłyszałem szybkie, coraz głośniejsze kroki. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— A co wy tak wcześnie? — Richard wbiegł do kuchni, łapiąc po drodze czekoladowego croissanta. Mimo tak wczesnej pory był już całkowicie ubrany w garnitur, a pod pachą niósł granatową teczkę. — Macie wakacje, korzystajcie z tego. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Gdzie idziesz? </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Do ministerstwa. Departament Przestrzegania Praw Czarodziejów znów się czegoś uczepił. Miłego dnia! — zawołał, po czym szybko się oddalił. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Czego Departament Przestrzegania Praw Czarodziejów chce od twojego taty?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Elsa spuściła głowę i wstała, żeby zacząć mieszać roztopioną już czekoladę. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Nie chodzi o niego, tylko o mnie. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Uniosłem brew do góry. Z tego co wiedziałem, to moja przyjaciółka raczej nie złamała prawa.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Niby co zrobiłaś, że Ministerstwo się wkurzyło?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Elsa nie odpowiedziała od razu. Spokojnie dolała mleka do garnka, znów wymieszała i przelała wszystko do kubka. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Chodzi im o moje moce. Uważają, że... — wzięła głęboki oddech — Uważają, że są niebezpieczne. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wstawanie tak wcześnie naprawdę mi nie służyło. Dopiero po kilku sekundach, jeśli nie minutach, zdałem sobie sprawę, o co chodziło mojej przyjaciółce. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Ministerstwo uważa ją za niebezpieczną.</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, Elsa przez przypadek strąciła kubek, plamiąc sobie koszulkę. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Dokładnie jak w liście. </i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Pójdę się przebrać — powiedziała szybko i zanim zdążyłem zareagować, jej już nie było. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przysięgam, że zaczynam się robić jakiś ułomny. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zły na siebie z powrotem powlokłem się do pokoju. Pięć minut drzemki nie powinno mi zaszkodzić. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
***</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dziwnym trafem pięć minut zamieniło się w pięć godzin i z łóżka zwlokłem się dopiero po jedenastej, kiedy wszyscy już dawno byli na nogach. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— A gdzie Elsa? — spytałem, już całkowicie ogarnięty i wybudzony. Anka i Emma leżały w naszym salonie, oglądając jakieś dziwne bajki i jedząc lody. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Została w domu, bo jej gorąco i ma migrenę. Poza tym boli ją brzuch, bo wypiła za dużo gorącej czekolady. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>A nie mówiłem? </i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Richard wrócił już z Ministerstwa? </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Anka nagle spięła się i spojrzała na mnie niepewnie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Jest w gabinecie z twoim tatą. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pokiwałem głową i skierowałem się do zamku. Richard na pewno wiedział coś na temat opinii Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów na temat mocy Elsy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po kilku chwilach byłem już przed dębowymi drzwiami, ale nawet nie musiałem pytać o położenie mojej przyjaciółki. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Jeśli niczego nie zrobimy, wezmą ją na przesłuchanie! — krzyczał Richard — A potem jedyne, co jej pozostanie, to cela w Azkabanie! </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Na pewno jest coś, co można zrobić — tata powiedział spokojnie. — Przecież nie mają na nią żadnych dowodów. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Mają pełno świadków! Cały Hogwart widział, co zrobiła z koszmarami! Przecież to nic dziwnego, że uznali ją za niebezpieczną. Nic nam nie pozostaje, jak tylko czekać na sowę z terminem przesłuchania. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wzdrygnąłem się i odszedłem w stronę pałacowej kuchni. Nie miałem ochoty tego słuchać. Nic dziwnego, że Elsa była zdenerwowana, skoro ludzie chcieli ją przesłuchać i być może wsadzić do więzienia. Tylko że przecież ona nie była niczemu winna. Przecież nie prosiła się o moce.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zawróciłem i wyszedłem z pałacu prosto na dziedziniec. Czas odwiedzić Elsę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jonathan</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Posiadanie własnego koszmarnego konia miało naprawdę wiele korzyści. Jedną z nich było swobodne przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Oczywiście latając, bo deportacja i aportacja nie były moją mocną stroną. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wiatr smagał mi włosy, kiedy zanurkowałem z Ciemnym w gąszcz lasów iglastych na północnym krańcu Arendelle. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Czy ty na serio masz takiego fioła na punkcie tej dziewczyny, że musimy teraz do niej lecieć?</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Przecież ty też ją lubisz — odpowiedziałem zirytowanemu głosowi Ciemnego w mojej głowie. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Ja ją lubię, a nie wykorzystuję do znalezienia swojej byłej.</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Zamknij się. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<i> Oho, czuły punkt, co?</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie odpowiedziałem mojemu koszmarnemu (dosłownie i w przenośni) koniowi i po prostu skierowałem go do pałacu. Zatoczyliśmy nad nim koło i przysiedliśmy na dachu. Stąd idealnie było widać zachodzące słońce odbijające się w tafli morza. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Całkiem niezły widoczek. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Podskoczyłem na dźwięk głosu Jacka. Zsiadłem z konia i spojrzałem na rozpromienionego chłopaka. Najwyraźniej wszystko szło po naszej myśli. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— I co z Elsą? </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Jakoś udało mi się ja przekonać, żeby nie siedziała cały czas w pokoju. Było dość... ciężko. Poza tym — nagle jego wyraz twarzy zmienił się i Jack najwyraźniej był zdenerwowany — jej ojciec był dzisiaj rano w Departamencie Przestrzegania Praw Czarodziejów. Prawdopodobnie będzie przesłuchiwana, a potem... — urwał, patrząc na mnie znacząco. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Azkaban. Dementorzy. </i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wzdrygnąłem się na samą myśl o tych kreaturach. Oślizgłe, długie ręce, kaptury na głowach, długie powłóczyste szaty. Od samego patrzenia dostawało się depresji, nie mówiąc już o sytuacjach, w których się zbliżają. Wysysanie duszy musiało być naprawdę okropne. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Elsa o tym wie? </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Frost kiwnął głową. Nie, żebym się tego nie spodziewał. Podejrzewam, że mój list był bardziej szczegółowy od jego. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wyrzuty sumienia znów wróciły, ale szybko je zagłuszyłem. Musiałem im pozwolić na jej przesłuchanie. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Może uda mi się wymyślić coś, co jej pomoże — skłamałem. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Przysięgam, jestem najgorszym człowiekiem na tej ziemi. </i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack popatrzył na mnie z wdzięcznością. W tamtym momencie poczucie winy było tak silne, że o mało co nie wyjawiłem mu prawdy. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Jutro przyjeżdża do nas ta sławna skrzypaczka. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Kto? Lindsey Stirling? — uniosłem brew. Z tego co się orientowałem, to raczej nie planowała koncertu w Arendelle. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Kto? Nie. Jakaś Isabella Schoch czy coś. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Serce zabiło mi szybciej. To niemożliwe, żeby ona pojawiła się w Arendelle. Stella nie bawiła się w takie rzeczy. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Moje myśli pędziły jak szalone, a serce biło tak szybko, że aż bolały mnie żebra. Kiedy żegnałem się z Jackiem, ścisnąłem kolanami boki Ciemnego, nakazując mu tym samym ruszać. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Mamy teraz szansę ją odnaleźć, nie? </i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Nie możemy tak po prostu pójść za Stellą. Jest za dobra na podchody. Poza tym mogła przecież uciec z obozu. Mogli się rozdzielić. Nie wiadomo, czy jest z Charlotte.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Chciałeś powiedzieć, że nie wiesz, czy jest tam Alice, tak?</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Ugh, zamknij się.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Poczucie winy, tak?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Znów nie odpowiedziałem Ciemnemu. Lecieliśmy w stronę Lodowego Wierchu, który górował nad miastem. Nadal był pokryty śniegiem, ale wątpiłem, aby Ciemnemu to przeszkadzało. A mnie nic nie będzie, jeśli raz na jakiś czas się przeziębię. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Uwielbiałem, kiedy wiatr przeczesywał mi włosy. Odruchowo spojrzałem w dół i zobaczyłem wieżę zegarową, na której lada chwila miał zabić dzwon. To cud, że utrzymała się w tak dobrym stanie przez siedemset lat. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>A ja przez ten czas nauczyłem się jednego: na żadnym zegarze nie znajdę wskazówek do życia. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
***</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W zasadzie obudziłem się wraz z pierwszymi promieniami słońca, gotowy na dzisiejsze potencjalne spotkanie ze Stellą. To, że na jej koncercie będzie mnóstwo ludzi, miałem jak w banku. Skrzypce Stelli nie tylko potrafiły niszczyć betonowe mury za pomocą fali dźwiękowych. Przyciągnie ludzi muzyką było dla niej równie łatwe jak oddychanie, dlatego jej moc była niebezpieczna. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Stanąłem na nogi i przeciągnąłem się. Dobrze, że w górach była jeszcze jakaś gospoda. Przynajmniej mogłem się wyspać. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Szturchnąłem nogą Ciemnego, który nadal spał. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Człowieku, czy ty wiesz, że konie też muszą spać?</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Jesteś koszmarem. Złe sny nie mogą spać, to jest bez sensu. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Sam jesteś bez sensu. </i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przewróciłem oczami na oburzony tom Ciemnego, który powoli się podnosił. Po chwili był już gotowy do drogi, dlatego bez wahania wsiadłem na niego i ścisnąłem boki. Na moje polecenie Ciemny uniósł się w powietrze i bez problemu zanurkował w dół. Tym razem wolałem poruszać się po stałym lądzie, aby nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. W zasadzie i tak już to robiłem. W końcu który koń miał tak pomarańczowe ślepia jak Ciemny?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Jak ci coś nie pasuje, to znajdź sobie kogoś innego, Johnny. </i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przysięgam, to najbardziej obrażalskie zwierze, jakie miałem okazję spotkać, włączając w to Zająca Wielkanocnego. A pobicie tego przerośniętego kangura było naprawdę ciężkie, uwierzcie mi. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Trzy godziny sprzeczania się z koszmarem, poruszania się w cieniu i unikania ludzi byliśmy już na miejscu. Koncert Stelli miał odbyć się na głównym placu w parku, chociaż szczerze wątpiłem, że uda się tam pomieścić więcej niż trzy tysiące ludzi. A to było minimum, które spodziewałem się ujrzeć, bo w końcu bilety były darmowe. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Stałem razem z Ciemnym w cieniu, jaki dawały drzewa w rzadziej uczęszczanej części parku. Mogłem spokojnie obserwować przechodzących ludzi i szukać wśród nich Stelli. Lub Alice, Charlotte, Sama czy kogokolwiek z obozu, kto doprowadziłby mnie do celu. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Już jestem — wydyszał Jack, dobiegając na miejsce naszego spotkania. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Zdajesz sobie sprawę, że mogłeś polecieć, prawda? — wyszczerzyłem do niego zęby. Z jakiegoś nieznanego mi powodu w jego towarzystwie czułem się jakby... bardziej rozluźniony? Najwyraźniej nie bez powodu nazywany był Strażnikiem Zabawy. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Widziałeś już Stellę?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chłopak nachmurzył się i kiwnął głową. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Nie zostawiłeś jej samej, prawda? </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Eee... pewnie, że nie. Jest z Thomasem. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Kto to? </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. Dobra, może przybrałem trochę za ostry ton. Ale jedno niedociągnięcie mogło zrujnować cały mój plan. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Mój przyjaciel. On... Właściwie, to on też dostał list.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po kilku sekundach dotarł do mnie sens słów Jacka. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Jak to: dostał list?!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Normalnie, wczoraj go o to zapytałem. Na początku nie chciał o niczym mi powiedzieć, ale w końcu się przyznał. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— I ten list jest od niego z przeszłości? </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack zmieszał się. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— No... właściwie tego to nie wiem. Z góry założyłem, że tak.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Powstrzymałem się od walnięcia otwartą dłonią w czoło i zamiast tego głośno westchnąłem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jeśli to był ten Thomas, to z automatu moje zadnie było dziesięć razy bardziej utrudnione. No, chyba, że to był list od niego samego – wtedy było dobrze. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Będzie na koncercie?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Frost skinął głową, a ja powoli zacząłem przygotowywać sobie plan działania.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i>***</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Równo o ósmej wieczorem, kiedy już powoli zaczęło się ściemniać, na placu głównym rozległy się krzyki zachwytu, zabłysły różnokolorowe światła, a ja razem z Ciemnym ukryłem się wśród fioletowych kwiatów ogromnej wisterii. Idealnie mnie maskowały, a ja mogłem zobaczyć scenę, na którą właśnie wychodziła Stella. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Na widok jej długich, niebieskich włosów, mało co nie dostałem ataku serca. Była teraz może o dwa lata starsza od Elsy, co było równoznaczne z tym, że Charlotte zdjęła barierę czasową. Licząc w ten sposób, Alice miała czternaście lat, tyle ile teraz Elsa. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>A potem Stella zaczęła grać na skrzypcach. Ledwo powstrzymywałem się, aby nie podejść bliżej sceny, tak silnie rozwinęła swoją moc. Poza tym grała naprawdę świetnie. Aż się chciało trząść biodrem. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Błagam, zacznij zachowywać się normalnie. </i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span> Cholera, Ciemny miał rację. Ja rzeczywiście zaczynałem się kołysać w rytm muzyki. Na szczęście znajdowałem się na tyle daleko, że moce Stelli słabiej na mnie oddziaływały. Zastanawiałem się, jak poradzi sobie Jack, który był za kulisami, razem z resztą rodziny królewskiej. A to oznaczało również Elsę, z którą koleżanka z obozu mogła porozmawiać w każdej chwili. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Cierpliwie czekałem na koniec występu, patrząc na coraz liczniejszy tłum. W całym parku kotłowali się ludzie, starając przepchać się bliżej sceny. Kolejne minuty powoli upływały, a ja przyłapywałem się na wyszukiwaniu w tłumie Alice. Nawet wydawało mi się, że widziałem ją ze dwa czy trzy razy, ale było to tylko przewidzenie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Trzy godziny później Stella ukłoniła się i weszła za kulisy. Ludzie wyglądali, jakby nagle przebudzili się z transu, ale nadal klaskali. Powoli zaczęli rozchodzić się w różnych kierunkach, a ja czekałem na moją szansę. Zsiadłem z Ciemnego i postarałem się wtopić w cień. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie, jak wtapiam się w ciemność. Powoli stawałem się jednością z mrokiem, z moją ciemniejszą stroną. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Otwarłem oczy i spojrzałem na moje ręce. Były ciemne i rozmyte. Świetnie. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Zostań tutaj, zagwiżdżę, kiedy będę cię potrzebował. <span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Koszmar zarżał, jakby chciał dodać mi otuchy. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Cienie ludzi, sceny i innych różnych przedmiotów – tym właśnie byłem, kiedy prześlizgiwałem się za kulisy. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Bardzo dziękuję, wasza wysokość — Stella ukłoniła się przed tatą Elsy. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Och, nie ma za co — machnął ręką, uśmiechając się szeroko. On nadal był pod wpływem mocy Stelli. Tak długo, jak trzymała skrzypce, tak długo mogła robić z oczarowanymi ludźmi, co chciała. Pod pewnymi względami była gorsza niż Brian. Popatrzyłem po zebranych. Najwyraźniej tylko Jack zachował trzeźwość umysłu. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Thomas, może pokazałbyś naszej artystce park? — Jack szturchnął jakiegoś chłopaka. Przesunąłem się w cieniu, żeby lepiej go widzieć. I wtedy o mało co nie wyszedłem z bezpiecznego miejsca. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Cholera jasna. </i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Teraz już wiedziałem, że cały mój plan weźmie w łeb, jeśli nie sprowadzę tu Dresiarza. O Merlinie, a mogło być tak pięknie. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Wolałabym towarzystwo dziewczyny, jeśli to nie byłby kłopot. Może ty zechciałabyś? — wskazała głową na Elsę. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Przykro nam, ale księżniczka Elsa ma jeszcze bardzo dużo pracy. Nie sądzę, aby miała czas panią oprowadzać — Jack zmarszczył brwi. Zuch chłopak. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Zajmie to tylko chwileczkę </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Chyba pani słyszała, prawda? — warknął Thomas. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przypadkiem Stella przesunęła smyczkiem po strunie, wydając niezbyt przyjemny dźwięk. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Och. Dobrze, przepraszam — spojrzała na oboje chłopaków ze zdenerwowaniem. — Nie sądziłam, że księżniczka ma aż tyle pilnych spraw, by nie mogła odprowadzić swojego gościa — dodała ostro i widziałem, że Jack się zmieszał. Już miał jej coś odpowiedzieć, ale przerwały mu ciężkie kroki.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Panie, pożar! Szybko, uciekać! </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Moje serce przyspieszyło i na ułamek sekundy wróciłem do fałszywego dźwięku struny. To nie był przypadek, tylko ostrzeżenie. Sygnał. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dla Alice. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Prześlizgiwałem się dalej i widziałem już płomienie na jednym z drzew, które rozprzestrzeniały się na scenę. A przynajmniej tak mi się wydawało. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Chodź! Teraz nic nie zdziałamy! — Stella wybiegła prosto przed krąg ognia. Dopiero teraz zobaczyłem stojącą w nim dziewczynę, z rękoma wyciągniętymi przed siebie, jakby chciała trzymać ogień z daleka. Czarne jak smoła włosy opadały jej na plecy, a z rąk wylatywały iskierki. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Serce przystanęło mi na chwilę, a potem zrobiłem coś bardzo, bardzo głupiego. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kiedy Alice wyszła z kręgu i opuszczała ręce w dół, chcąc przygasić ogień, ja wyskoczyłem z mroku i pobiegłem w jej stronę, krzycząc jej imię. Miałem wrażenie, że cały ból towarzyszący mi kiedy widziałem ją po raz ostatni wraca do mnie, a ja nie potrafię go powstrzymać. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zanim się obejrzałem, Stella pochwyciła gorącą dłoń Alice, nie zważając na to, że się poparzy. Moja była dziewczyna odwróciła do mnie głowę, a nasze spojrzenia skrzyżowały się. Świat przystanął na ułamek sekundy, aby potem legnąć w gruzach. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Stella ciągnęła Alice w kierunku jednego z drzew, obdartego z kory. I chociaż tamta się wyrywała, to skrzypaczka nie ustępowała. Byłem coraz bliżej nich. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Stella, błagam cię, zaczekaj! — usłyszałem krzyk Alice. Jej głos był nabrzmiały od łez, a ja znów poczułem się jak ostatni śmieć. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>I kiedy już byłem tak blisko, że mogłem chwycić ją za rękę, one zniknęły. Nie było ich. Tak po prostu. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i>***</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie mam pojęcia, jak długo stałem przed drzewem, starając się nie rozbeczeć. Nie wzywałem Ciemnego, bo wolałem, żeby nie widział swojego pana w tak żałosnej sytuacji. Po chwili znów stałem się cieniem, tylko po to, aby przestać już mrugać oczami i najzwyczajniej w świecie się rozpłakać. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kilka dni szwendałem się po okolicy, mając gdzieś głupi list z przeszłości i ratowanie Elsy. Alice odeszła – tylko to mój mózg potrafił rejestrować pomiędzy upływającymi minutami. W końcu, po kilku dniach, otrząsnąłem się, a kiedy wyszedłem z ukrycia, Ciemny jak na zawołanie znowu pojawił się przy mnie. To był jeden z nielicznych momentów, w których zaczynałem się przekonywać, że zwierzęta są odrobinę lepsze od ludzi. Nawet te koszmarne. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Lecimy na Lodowy Wierch. Będziemy potrzebowali pomocy od Dresiarza.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>On da radę przylecieć tu z Japonii?</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
— Nie mam zielonego pojęcia. Miejmy jednak nadzieję, że nadal ma mało wierzących i za pięć jenów wyszoruje nawet publiczne toalety. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Po co nam pomoc jakiegoś niewyrobionego bóstwa w dresach? Przecież on wygląda jak bezdomny!</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Ma ważne informacje. A przy okazji będzie nam pomagał, jeśli chce dostać kasę. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W barze pod Lodowym Wierchem zacząłem przeszukiwać moje pieniądze w poszukiwaniu pięciu jenów. Kiecy wreszcie je znalazłem, zastanowiłem się, jak mam przywołać Dresiarza. Wyrzuciłem więc pięć jenów w górę, krzycząc przy tym głośno.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
— Potrzebuję pomocy!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
I już po pięciu sekundach miałem to, co chciałem: bóstwo w dresach i białej chuście zawiązanej pod szyją.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">***</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
Nie wierzę, że udało mi się skończyć ten rozdział. W każdym razie dla mnie wakacje już się skończyły (przyswajanie mapy politycznej na serio ciężko mi przychodzi), więc dlaczego by nie wstawić?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
Alice i Jonathan. Jejku, shippuję *.* W dodatku Jonathan zna Lindsey Stirling, do czego to już dochodzi. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
W następnym rozdziale jedna z moich ulubionych postaci. Będzie może pod koniec sierpnia (rozdział, nie postać), więc czekajcie cierpliwie. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
Pozdrawiam!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
Kasia</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
PS. Dlaczego to mi przypomina Jacka?<br />(nie oglądajcie na pełnym ekranie bo Blogger zjadł jakość ;_;)</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.blogger.com/video.g?token=AD6v5dxD3Z38uPo-1Tvd79OmnpGd6zxWg2mHic3JPZYAl44NyfiUhmuYJ9OuLjfPG8clP0rZYHw55Mr_XRkUTbI9zQ' class='b-hbp-video b-uploaded' frameborder='0'></iframe></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<br />
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
</div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-35009568502242751042016-06-13T17:29:00.002+02:002016-06-13T17:29:27.140+02:00Księga II - Prolog: List Był jak bestia. Niepokonany. Szybki niczym wiatr, zwinny jak lis. No i potrafił latać – to był jeden z jego licznych atutów. Był perfekcyjny. A teraz, kiedy walczył na wojnie, nie mógł przegrać. To walka na śmierć i życie. Stawką była piękna księżniczka, aktualnie przywiązana do drzewa i torturowana przez młodszego brata – zdrajcę. Musiał ją odbić, inaczej bez niej jego życie nie miałoby sensu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zerknął zza drzewa. Urodziwa niewiasta szarpała się i wyrywała, jednak na nic poszły jej marne wysiłki. Łaskotanie było w rzeczywistości wyrafinowaną torturą. Jeśli odnalazło się słaby punkt ofiary, zwycięstwo było w kieszeni.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Pytam po raz ostatni: Gdzie on jest?! — zdrajca rodu podszedł do swojej siostry i na nowo zaczął tortury. Żołnierz w duchu podziwiał księżniczkę. Przeszła tak wiele, a nie puściła pary z ust.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Nie... nie wiem, przy... przysięgam!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Jeśli nie chcesz nic powiedzieć, sam go znajdę. Kiedy moja wspólniczka wróci, już nie będzie tak miło.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po tych słowach zdrajca odwrócił się plecami do żołnierza. Ten dostrzegł swoją szansę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Za Rzym!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Z tym okrzykiem rzucił się ku księżniczce, trafiając przy tym pistoletem w zdrajcę. Ten upadł i zaczął konać w drgawkach.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Żołnierz był coraz bliżej. Czterdzieści metrów, trzydzieści, dwadzieścia, pięć...<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Za tobą! — krzyknęła księżniczka. Ten jednak, zanim zdążył się obrócić, poczuł zimny strumień wody na plecach. To był ból w czystej postaci, nie do opisania. Ostatkiem sił przewrócił się na plecy i spojrzał księżniczce głęboko w oczy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Zaopiekuj... zaopiekuj się naszymi kotami.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po tych słowach wywalił jęzor i zaczął udawać, że nie żyje.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— No dobra, teraz możecie mnie rozwiązać — zachichotała Elsa, próbując się wyswobodzić.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Stwórz sobie lodowy scyzoryk czy coś — Jack wstał z ziemi cały brudny. Sucha trawa przykleiła się zwłaszcza do pleców mokrej koszulki, gdzie dostał od Anki z pistoletu. Frost nie miał pojęcia, gdzie to rudowłose stworzenie znalazło tak zimną wodę przy tej porze roku.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Dobra, to co teraz? — Daniel podszedł do reszty, otrzepując się z ziemi i niosąc w ręce pistolet na wodę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Teraz to chyba obiad — Elsa spojrzała w stronę pałacu, gdzie na jednej z wież umieszczony był wielki zegar. Była czwarta po południu, a oni od rana wygłupiali się i szlajali się bez wyraźnego celu po Arendelle. Pogoda dla Jacka i Elsy była całkiem znośna – nie było aż tak gorąco, jakby ktoś się tego spodziewał. — I chyba będzie burza — wzdrygnęła się dziewczyna.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack nie miał pojęcia jak Wright mogła tak po prostu to przeczuwać. Wiadomo, wydarzenia z obozu musiały dać się we znaki, ale ten szósty zmysł lekko go niepokoił.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>I nawet nie tylko jego. Strażnicy byli totalnie przewrażliwieni na tym punkcie i na każdej naradzie pytali się Frosta o życie Elsy. O to, jak się zachowuje, czy robi coś podejrzanego, czy nie wymyka się czasami w nocy i tym podobne. Mrok, aka Jonathan, najwyraźniej albo szykował coś specjalnego, albo po prostu po ostatniej akcji z wilkołakiem nie miał siły na odwet. Koszmary nie atakowały, co odrobinę zwiększało niepokój Jacka. Od zakończenia roku szkolnego i nauki w Hogwarcie minęły trzy tygodnie, a nadal nie miał żadnych wieści od Blacka. Przemiana powinna była zakończyć się kilka dni temu, więc może Jonathan jeszcze nie doszedł do siebie po całym tym zamieszaniu?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zamyślony Jack już miał ruszać w stronę zamku, kiedy usłyszał krzyki księżniczki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Może mnie ktoś rozwiąże, co?!<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Jack leżał na łóżku, trwając w półśnie. Był totalnie wykończony tym dniem i nie miał zamiaru udawać się na Biegun, zwłaszcza w nocy. Co z tego, że Strażnikowi wystarczało kilka godzin snu tygodniowo?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nagle Frost poczuł, że nie leży już na łóżku, a do nosa wchodzi mu trawa. Podniósł się szybko i zobaczył Jonathana siedzącego na ławce nieopodal. Byli blisko centrum Arendelle, w parku, gdzie rosła ulubiona wisteria Elsy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack podszedł do szatyna.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Nie wyglądasz najlepiej — zaczął. Black spojrzał na niego, uśmiechając się pod nosem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Doskonale odzwierciedla to mój stan, chociaż... — zanim zdążył dokończyć, zasłonił usta ręką i wychylił się do tyłu. Po chwili ciszy rozległ się całkiem głośny odgłos zwracania resztek. Kiedy było już po wszystkim, Black splunął i przetarł usta ręką. <br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Dopiero co przeszedłem przemianę. Nawet mi oczy do normalnego koloru nie wróciły — spojrzał na Jacka. Rzeczywiście, intensywną zieleń zastąpił bursztynowy pomarańcz, a źrenice były zwężone, tak że prawie nie było ich widać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Strażnikom zaczyna odwalać — Frost mruknął pod nosem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Ta, też zauważyłem. O dziwo nic nie odwaliłem, chociaż pewnie to oznacza ciszę przed burzą. W sumie to nadal nie wierzę, że dali ci veritaserum, żeby wyciągnąć coś z Elsy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Poszczułem nim Briana, też było nieźle.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Merlinie, jak on mnie wnerwia. W obozie był jeszcze gorszy, potrafisz to sobie wyobrazić?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Długo się z nim użeraliście?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Charlotte znalazła go na jakiejś ulicy, bo uciekł z domu. Nie powiedział nigdy, dlaczego. Trafił do obozu na krótko przed Elsą. Jako jedyny, oprócz mnie, Charlotte i Elsy znalazł wyjście z obozu. Do tej pory nie mamy pojęcia, jak to zrobił. W każdym razie jestem prawie pewny, że zmanipulował moją siostrę, a ona nie chce się do tego przyznać — wzruszył ramionami.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— A ten szósty zmysł? No wiesz, ona potrafi przeczuć zagrożenie, albo to, że idzie burza i jak długa będzie. To trochę dziwne, nie?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Black spojrzał na wielką wisterię za nimi, co nie umknęło uwadze Jacka. Już wiedział, że nie dostanie szczerej odpowiedzi. Jonathan milczał przez chwilę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Może to jest wywołane połączeniem telepatycznym między nią i mną, a raczej jego pozostałościami. Czasami mam jakieś przebłyski z teraźniejszości widzianej jej oczami. To trochę dziwne, ale da się przeżyć.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack chwilę zastanawiał się nad słowami Jonathana.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Czekaj, to znaczy, że ty widzisz, co ja robię?!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Tylko te momenty, gdzie się mocno denerwujesz albo boisz. Nic więcej — Jonathan wyszczerzył się w uśmiechu. — Kiedy macie to całe przedstawienie ludowi Arendelle?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Bo ja wiem? — Jack wzruszył ramionami. — Jakoś tak pojutrze chyba.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Super. Fajnie będzie widzieć, jak męczysz się w tym głupim garniturze — obraz powoli zaczął się rozmazywać. — Pa, Jackson! Tylko uważaj na Elsę!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Frost otwarł powoli oczy. Spojrzał przez okno. Na dworze już powoli światło, a on czuł się totalnie wykończony. Niby spał, chociaż czy trwanie we własnej podświadomości można było nazwać snem?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack przeciągnął się leniwie, przewrócił na drugi bok i znów usnął. Ciągle jednak towarzyszył mu dziwny niepokój, o brak szczerości Jonathana. Jednego mógł być pewien – dar Elsy musiał być kłopotliwą sprawą z przeszłości. A on za wszelką cenę musiał się dowiedzieć, jaką.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kolejny dzień i noc minęły bez jakikolwiek zakłóceń. Jack w duchu dziękował za to Księżycowi, bo prezentacja następców tronu Arendelle miała być wielkim wydarzeniem. Z tej okazji miały przybyć rodziny królewskie i szlacheckie z Corony, DunBroch i okolicznych wysp, co oznaczało wizytę przyjaciół z Hogwartu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jacka obudziło głośne pukanie do drzwi pokoju.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Wstawaj, Jackson! Dzisiaj prezentacja, pamiętasz? — usłyszał głos Margaret.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Frost przeciągnął się leniwie. Była dopiero szósta rano, czego oni chcieli? Cały ten występ miał odbyć się przecież około jedenastej, więc chłopak totalnie nie rozumiał całego tego zamieszania. A tym bardziej nie mógł pojąć, jak jego rodzice mają ochotę wciskać go w ten cały tradycyjny mundur. Był śnieżnobiały, z licznymi naszywkami, przepasany złotą szarfą i w dodatku miał wysoki kołnierz. No i jak się w tym nie ugotować?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po jakichś czterech godzinach Jack wreszcie mógł spotkać się z Elsą, ale tylko po to, aby uzgodnić szczegóły ceremonii. O jedenastej mieli oboje wyjść na wielki taras, uśmiechając się (ale nie za bardzo) i machając do przyszłych poddanych.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Statek z DunBroch ma przybić do brzegu za jakieś dziesięć minut — zdenerwowana dziewczyna co chwilę poprawiała warkocz, który zwisał swobodnie na lewym ramieniu. — Potem Thomas i John z rodzicami prawdopodobnie aportują się w sali balowej, kiedy nikogo nie będzie. — Elsa po raz setny wygładziła sukienkę i, zdenerwowana, odrzuciła warkocz na plecy. Jack odruchowo podszedł do niej i przesunął włosy na lewe ramię. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, co zrobił. Odwrócił wzrok od zaczerwienionej twarzy Elsy. Niezręczną ciszę między nimi przerwała jedna ze służących.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Panienko, paniczu, królowe wołają do komnaty przybocznej — skłoniła się nisko i pośpiesznie oddaliła. Zapewne myślała, że przeszkodziła w czymś ważnym.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack i Elsa skierowali się powoli w stronę komnaty obok gabinetów Jamesa i Richarda.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Czego one znów od nas chcą? — mruknął pod nosem Frost.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Pewnie zaczną nas wychwalać, jak to świetnie nie wyglądamy — odpowiedziała dziewczyna, nadal unikając spojrzenia Jacka. To, co zrobił przed paroma minutami Jack, wywołało u niej dziwny odruch, porównywalny do żab skaczących w żołądku i obijających się o jego ściany. Nadal nie wiedziała, co o wszystkim sądzić, więc po prostu się nie odzywała. Wrzawa związana z przygotowaniem do prezentacji bardzo jej sprzyjała, bo nie musiała często rozmawiać z Jackiem. A nie chciała się do niego zbytnio zbliżać, zwłaszcza po liście, jaki otrzymała. W tej chwili bardzo się cieszyła, że ukradła książkę z legendami z biblioteki Hogwartu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W milczeniu doszli do komnaty. Jack zapukał trzy razy i otwarł drzwi Elsie. Na zamku obowiązywały ścisłe zasady, więc chcąc, nie chcąc, musiał się do nich dostosować. W końcu książę musiał być perfekcyjny.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Dobrze, że już jesteście — Margaret wstała z krzesła. Jak się okazało, James i Richard też byli w przybocznej komnacie. — James pewnie powiedział wam, że pojutrze będziemy przyjmować sławną skrzypaczkę, prawda?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Frost spojrzał na, równie zdziwioną jak on, Elsę. Kątem oka dostrzegł, jak tata gorliwie kiwa głową.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Tak, powiedział nam — Elsa szybko pokiwała głową.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Świetnie, więc wszystko wiecie. Mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzało.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack spojrzał na swoją towarzyszkę. Ta jedynie lekko skinęła głową w odpowiedzi. Nawet nie wiedzieli, na co się godzą, a sądząc po tonie Margaret, z pewnością nie było to coś przyjemnego czy chociażby interesującego.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Za pięć minut wychodzimy. Delegacje już tutaj są. Przedstawią się dopiero po waszej prezentacji — Emily uśmiechnęła się przyjaźnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Chwila, to znaczy, że będą nam się kłaniać?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wszyscy spojrzeli się na Jacka.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— No... to chyba normalne, nie? — odezwała się Elsa.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Pomyśl o kłaniającej się nam Meridzie — szepnął dziewczynie na ucho.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Teraz już oboje nie mogli powstrzymać śmiechu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Przynajmniej wam humor dopisuje. Idźcie już do tej komnaty.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dwadzieścia minut później było już po wszystkim, a Jacka bolały policzki od szczerzenia się do ludzi wiwatujących na cześć jego i Elsy. Nadal nie docierało do niego to, że kiedyś będzie musiał objąć nad tym wszystkim władzę i ogarnąć całe państwo i ponad trzydzieści tysięcy ludzi mieszkających w nim. Na swój sposób było to całkiem przerażające.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jedyna chwila, na którą z utęsknieniem czekał, dotyczyła delegacji z DunBroch. Czy złe było to, że czekał na to, aż Merida mu się ukłoni? Zdecydowanie tak.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czy było mu z tym dobrze?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zdecydowanie tak.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Nie ukłonię się mu — syknęła Merida, kiedy znalazła się w sali balowej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Proszę cię, Merida, nie dyskutuj. Księżniczce nie wypada tak się zachowywać — Elinor spojrzała na swoją córkę z góry, na co dziewczyna tylko przewróciła oczami. — Fergus, no zrób coś.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ojciec rudowłosej zmieszał się, próbując ogarnąć trójkę niesfornych synów.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Rób, co mama mówi, Merida.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— No już, już — Elinor popchnęła córkę do przodu i sama zaczęła iść z uniesioną wysoko głową w kierunku szczerzącego się Frosta i ciepło uśmiechniętej Elsy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Już ona mu udowodni, że zadarł z nie tą osobą, co trzeba. Szła powoli za matką, nie zwracając uwagi na to, że niedaleko stała delegacja Nasturii. Królowa i król chyba nadal żyli w szesnastym wieku i nie wiedzieli, co to antykoncepcja. No bo kto chciałby mieć trzynaścioro dzieci w tych czasach? Najmłodszy z nich musiał być w wieku siostry Elsy. Księżniczka DunBroch szybko odwróciła od nich wzrok i skupiła się na, jak to zwała jej matka, porządnym chodzie. Merida niechętnie schyliła głowę, co zapewne miało być czymś w rodzaju ukłonu. Jednak nawet w tej pozycji mogła zauważyć złośliwy uśmiech Frosta.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Całe szczęście, że zostawała w Arendelle przez następny tydzień. Pora, żeby Jack zrozumiał, z kim zadarł.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack znów się nie wyspał. Nie dość, że poszedł spać po zakończeniu balu, o czwartej nad ranem, to jeszcze na swoim biurku znalazł jakiś dziwny zapieczętowany list. Nie miał pojęcia, od kogo mógł go dostać, ale zaraz po przebudzeniu postanowił go otworzyć. Zawartość bynajmniej nie wzbudzała w nim zachwytu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Najpierw ze środka wypadło jakieś zdjęcie. Frost totalnie je olał i zabrał się za sprawdzanie kartek, których było chyba z dziesięć. Albo napisała to Elsa, albo ktoś myślał, że on naprawdę przeczyta całość.<br />
<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Do mnie młodszego o dziesięć lat, jak się masz?</i><br />
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Piszę do ciebie, bo chciałbym, abyś coś dla mnie zrobił.</i><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack uznał to za totalnie słaby żart. Pewnie Merida zrobiła coś takiego, bo wkurzyła się o sytuację na sali balowej. Frost jednak nic nie mógł poradzić na to, że uległość Meridy sprawiała mu dziwną satysfakcję.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Wszystko po to, abyś nie powtórzył moich błędów z czasów, kiedy byłem w Twoim wieku. Aby Ci udowodnić, że to wcale nie jest żart, mogę podać kilka sytuacji, w których wziąłeś udział w najbliższym czasie:</i><br />
<i><br /></i>
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>15 lipca, sobota</b></i><br />
<br />
<i>Margaret obudziła Cię o szóstej rano, każąc przygotowywać się na prezentację. Ubrali Cię w mundur i inne różne pierdoły, potem spotkałeś się z Elsą, aby jeszcze raz wszystko omówić. Była tak zdenerwowana, że co chwilę poprawiała warkocz, aż w końcu odrzuciła go na plecy. Nie spodobało ci się to, więc odruchowo przełożyłeś go znów na lewe ramię. </i><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack zaczął się niepokoić. Pobudkę o szóstej był jeszcze w stanie zrozumieć, ale przy sytuacji z Elsą był z nią sam. Jedynie służąca im przerwała, ale przecież nie mogła tego widzieć. Zaintrygowany chłopak znów zerknął na treść listu.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Potem, przed przedstawieniem, w komnacie przybocznej dowiedziałeś się, że za dwa dni przyjedzie do was sławna skrzypaczka. Zgodziłeś się na warunki Margaret, chociaż nawet nie wiedziałeś, o co chodziło. Jedyny moment na sali balowej, który jakoś cię zadowolił to ten, w którym Merida się kłania.<br />
<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Jeśli teraz mi wierzysz, to mam dla Ciebie zadanie: uratuj Elsę, zanim będzie za późno. Postanowiła zrobić coś bardzo głupiego, a ja do dzisiaj żałuję, że nie zauważyłem jej dziwnego zachowania. Poprawka: ja je zbagatelizowałem. Za bardzo skupiłem się na poszukiwaniu Chloe. Zaufanie Strażnikom też było błędem. Zrób wszystko, żeby ją powstrzymać. </i><br />
<i><br /></i>
<i><b>16 lipca, niedziela</b></i><br />
<i><br /></i>
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wszyscy wydają się być zdenerwowani. Podczas rozmowy z Elsą, ta przez przypadek strąca kubek z blatu i wylewa na siebie gorącą czekoladę. Idzie do swojego pokoju, żeby się przebrać. Do obiadu jednak z niego nie wychodzi, tłumacząc się bólem głowy. </i><br />
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>Zrób coś, żeby wyciągnąć ją z pokoju. Zaproponuj jej spacer lub cokolwiek, co ją zajmie.</b></i><br />
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Późnym wieczorem, kiedy będziesz włóczył się po zamku, spotkasz Thomasa siedzącego przed kominkiem w salonie na parterze pałacu. Kiedy zapytasz się go, czy wszystko w porządku, w odpowiedzi kiwnie głową i uśmiechnie się. Odejdziesz do domu, aby wreszcie się wyspać.</i><br />
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>Nie zostawiaj Thomasa samego i nalegaj tak długo, aż nie powie Ci, co się stało.</b></i><br />
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dwie godziny później, około północy, zobaczysz zorzę. Zignoruj ją i pod żadnym pozorem nie idź na Biegun Północny. Być może zauważysz coś dziwnego. Od teraz musisz mieć wyczulone wszystkie zmysły. Obserwuj uważnie Elsę. </i><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack pokręcił głową, starając się uporządkować myśli. Dlaczego jego ja przyszłości wysłało mu list i jak to zrobiło? I czy nie powinien utworzyć się paradoks czasu, skoro była tylko jedna rzeczywistość, jedna teraźniejszość i jedna przeszłość?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Mając zbyt dużo wolnego czasu, chłopak wstał, ubrał się i chwycił w rękę swoją laskę. Wolał lecieć bez celu, niż siedzieć w miejscu i zastanawiać się nad treścią listu. To była chyba najgorsza rzecz, jaką mógł zrobić. Nie miał pojęcia, do kogo zwrócić się o pomoc. W końcu żaden ze Strażników by mu nie uwierzył, przyjaciele odpadali, rodzice też.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>A Jonathan?</i><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>To był jakiś pomysł. Na tę chwilę było to jedyne rozwiązanie, które wydawało się w jakiś sposób słuszne.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack zszedł z parapetu, zamknął okno i położył się na łóżku, koncentrując się na zaśnięciu i połączeniu telepatycznym z Jonathanem. Wbrew pozorom nie było to takie proste, bo jeszcze jakieś dziesięć minut temu chłopak przeżył mini zawał.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po jakiejś godzinie nieruchomego leżenia wreszcie udało mu się zapaść w lekki sen. Natychmiast znalazł się w parku Arendelle, chociaż tym razem była ciemna noc, a na niebie nie świeciły żadne gwiazdy. Panowała złowroga cisza, co wywoływało u chłopaka ciarki. Nigdzie nie było widać Jonathana i Frost zaczął zastanawiać się, czy to aby na pewno nie był jakiś dziwny koszmar o apokalipsie miasta.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— O matko, co ci się stało w mózg? — Jonathan wyszedł zza wisterii, która teraz wydawała się być całkowicie wyschnięta.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Nie wiem, nigdy nie było tutaj tak ciemno.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Nie o to mi chodzi — Black podszedł bliżej i usiadł na ławce, obok której stał Jack. Poklepał miejsce obok siebie, czekając aż białowłosy usiądzie obok. — Kto normalny wstaje o piątej rano?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Frost prychnął tylko na te słowa.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Próbowałem się dostać do ciebie w tym samym czasie, co ty wtargnąłeś do mojej podświadomości i prawdopodobnie w jakiś sposób się one złączyły.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— To i tak jest dziwne. Wierzysz w podróże w czasie czy coś?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Też dostałeś list?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack spojrzał na swojego towarzysza zdziwiony. Black miał wypisany na twarzy szczery uśmiech.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Też go masz? Od kogo?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Od samego siebie, starszego o dziesięć lat. Nie zaglądałeś na koniec, prawda? — Jonathan spojrzał na Jacka z niepokojem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— N-nie. Ale co to ma za znaczenie?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Ano ma. Może być tak, że jeśli się dowiesz, co jest na końcu, to nie będziesz chciał uratować Elsy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nastała chwila ciszy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Co głupiego ona mogła zrobić? — zapytał cicho Jack.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Nie mam zielonego pojęcia — westchnął Jonathan. — Ale jedno jest pewne: musimy ją uratować.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack skinął pewnie głową.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Za wszelką cenę. </i><br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">***</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Totalnie nie wierzę, że to skończyłam. Prolog Księgi II był chyba jednym z tych cięższych rozdziałów do napisania. mam tylko nadzieję, że ogarnięcie tego listu nie będzie zbyt kłopotliwe.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Wow, zaczynamy tak jakby nowy rozdział w tej historii. Pomyślcie, że jeszcze takie dwa i koniec :O W każdym razie przez dwa najbliższe lata (orientacyjnie) będziecie mieli co czytać.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>I proszę o komentarze, bo ostatnimi czasy jest ich naprawdę mało. Czego totalnie nie rozumiem przy blisko 100 wyświetleniach dziennie, kiedy jest rozdział :') Chociaż kropka mocy, proszę. </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Pozdrawiam i widzimy się przy kolejnym rozdziale!</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Kasia</i></div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-21753822898680700222016-05-28T21:53:00.004+02:002016-06-03T21:01:23.004+02:00Zapowiedź Księgi II i Liebster Blog Award! Tytułem wstępu:<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Witam w kolejnym poście, który będzie głównie informacyjny. W oczekiwaniu na ciąg dalszy Mroźnego Hogwartu mam dla Was Liebster Blog Award. Co to jest, pewnie już wiecie, a jeśli nie, to odsyłam do punktu informacyjnego i poprzedniej edycji.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Serdecznie dziękuję za nominację od Ireth z zacnego <a href="http://skrzydlo-kruka.blogspot.com/"><span style="color: black;">Skrzydła Kruka</span></a>. Nominację robiła pierwszy raz, chociaż z tego co pamiętam, to na Kronice Wiatru również coś było. Tym bardziej należą jej się podziękowania. Na samym końcu znajdziecie zapowiedź i moje nominacje wraz z pytaniami.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Odpowiedź na nominację:</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;"><br /></span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>1. Lubię anime. Oglądasz anime?</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Też pytanie! Może ktoś nie wie, ale to właśnie dzięki Ireth zaczęłam je oglądać. Tym bardziej jej dziękuję! ^^<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>2. Dlaczego ludzie wybuchają śmiechem, jak mówię, że na trzecie chcę mieć Leokadia? -.-</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie mam pojęcia. Może dlatego, że są głupi? W sumie to chyba lepsza Leokadia niż Kunegunda czy coś.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W ogóle to gdzieś znalazłam, że Jack to w niektórych przypadkach zdrobnienie od John. I taka rozkmina o tym, jakie jest prawdziwe imię Frosta O.o<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>3. Książki też lubię, a ty?</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kocham <3 Odkąd tylko nauczyłam się czytać, to się oderwać nie potrafię!<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>4. Epika, liryka czy dramat?</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Brałabym wszystko jak mogła. Byleby dobre było. Najbardziej skłaniam się jednak do epiki, chociaż pozostałe dwa też nie są złe.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>5. Znasz <a href="https://www.facebook.com/KaterinaPlotnikovaPhotography/timeline"><span style="color: black;">Katerinę Plotnikovą?</span></a> Jej zdjęcia to mistrzostwo :)</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Widziałam je! Nie mam pojęcia, jak je robi, ale są cudowne. Tutaj kilka dla przykładu:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRGHRX4bHXA77WSOLizcFASzmk-Dr9vDBj9Y6jIMCSTDGF73kVTfTQbTt1m-FywTrCD0aHTjsLtvbKd5guSdbswyDzELulwCOpSv5hEj3YOLRYrdk0ubKlFi5JzzuYFiqLymQ7oMAGySK0/s1600/katerina+2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRGHRX4bHXA77WSOLizcFASzmk-Dr9vDBj9Y6jIMCSTDGF73kVTfTQbTt1m-FywTrCD0aHTjsLtvbKd5guSdbswyDzELulwCOpSv5hEj3YOLRYrdk0ubKlFi5JzzuYFiqLymQ7oMAGySK0/s320/katerina+2.jpg" width="213" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgx1R7r4oaYsB_CTOY2WNfC_UM2ruRIWK2tuB18GFU3H7V47b89CFCUb6HGQRwliY-eEmDDQs_eizbCsn5jQ5TSy2PFPrLQWXxG3q1PNzOWZ15MJ7KHbeMq62vTBaAahpw8bRHB3EVEC7hj/s1600/Katerina.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgx1R7r4oaYsB_CTOY2WNfC_UM2ruRIWK2tuB18GFU3H7V47b89CFCUb6HGQRwliY-eEmDDQs_eizbCsn5jQ5TSy2PFPrLQWXxG3q1PNzOWZ15MJ7KHbeMq62vTBaAahpw8bRHB3EVEC7hj/s320/Katerina.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>6. Lubisz Mickiewicza? (bo Irethka lubi :3)</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Bardzo ^^ Jego ballady są powalające. Od dłuższego czasu zabieram się za Pana Tadeusza.c<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>7. Powiedz, że przeczytałeś Tolkiena, zacny człowieku, proszę! Ile jeszcze ludzi zada mi cios w serce i powie, że ogranicza się do Pamiętnika Księżniczki? T.T ... To jak, czytałeś Tolkiena?</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Hehe, ciosu nie będzie. Hobbita znam, a za Władcę Pierścieni też niedługo się wezmę (tylko założę piracki kapelusz i ściągnę PDF). I Pamiętnik Księżniczki również czytałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>8. Czy tylko ja chcę, ale mi się nie chce? (logika poziom hard)</b><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"><b> </b></span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>A myślałam, że tylko u mnie coś takiego występuje. Łoo, czyli jednak nie jestem jakaś dziwna!<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>9. Znasz jakieś ciekawe anime do polecenia?</b><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Vocaloid, Free!, Zero no Tsukaima, Kyoukai no Kanata.</i><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>10. Czy tylko ja mam fioła na punkcie łucznictwa i chcę naparzać w co się da?</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ja bym się tak chciała nauczyć! Matko, naprawdę. Też bym strzelała w cokolwiek.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>11. Czy moje chore pytania są bardzo psychiczne, czy mam schizofrenię i mi się wydaje?</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie no, jest okay. Zadają mi dziwniejsze pytania :P<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nominacji będzie mało, bo tylko dwie, a mianowicie dla:<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><a href="http://jelsahighschool.blogspot.com/"><i><span style="color: white;">Black Berry z Jelsa High School </span></i></a><br />
<i><span style="color: white;"><br /></span></i>
<i><span style="color: white;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><a href="http://alliwantjelsa.blogspot.com/"><span style="color: white;">Klaudii z All I want </span></a></span></i><br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Pytania:</span></i></div>
<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jak zwykle same banały.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><b>1. Jak długo pracowałaś nad fabułą? Skąd taki a nie inny pomysł?</b><br />
<b><br /></b>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>2. Z jakim zwierzęciem mogłabyś się utożsamić?</b><br />
<b><br /></b>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>3. Ile masz wzrostu (tak na oko?</b><br />
<b><br /></b>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>4. Jak myślisz, jak długo jeszcze będziesz prowadzić bloga?</b><br />
<b><br /></b>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>5. Jeśli kiedyś skończysz z pisaniem, zrobisz to w wielkim stylu, czy może raczej przeciwnie?</b><br />
<b><br /></b>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>6. Jesz słodycze? Jeśli tak, to jaki jest Twój ulubiony?</b><br />
<b><br /></b>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>7. Jaka jest Twoja ulubiona książka?</b><br />
<b><br /></b>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>8. Czy osoby ze szkoły wiedzą o tym, że prowadzisz bloga?</b><br />
<b><br /></b>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>9. Ulubiony kolor?</b><br />
<b><br /></b>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>10. Chciałabyś w przyszłości podróżować?</b><br />
<b><br /></b>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>11. Jaki jest Twój ulubiony kolor?</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>To by było na tyle, jeśli chodzi o LBA. Teraz coś związanego z fabułą, tak żebyście mieli o czym myśleć.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Zapowiedź Księgi II</span></i></div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po wyznaniu Jacka świat Elsy kręci się wokół jednego – poszukiwań młodszej siostry, która podobnie jak Frost została wskrzeszona przez Księżyc. Powrót do Hogwaru okazuje się dla dziewczyny nie lada wyzwaniem. Zaczyna uświadamiać sobie, jak wiele zamieszania wprowadziła jej moc. Nie wie jednak, jak bardzo niektórzy chcą ją wykorzystać, niekoniecznie do czegoś dobrego.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jak poradzi sobie Elsa, kiedy w jej sercu zagoszczą wątpliwości co do relacji z, dotychczas najlepszym, przyjacielem – Jackiem?<br />
<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack po odkryciu całkowicie zagubionych wspomnień Elsy zaczyna nabierać wątpliwości, czy działania Strażników wydają się właściwe. Powoli przestaje im ufać, coraz częściej opowiadając się po stronie Jonathana. Razem z chłopakiem starają się zapobiec tragedii, która ma spotkać Elsę. Niczego nieświadoma dziewczyna nawet nie zdaje sobie sprawy, że cały drugi rok w Hogwarcie został zaplanowany tak, żeby pozbawić ją mocy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack będzie musiał postawić sobie ultimatum. W końcu ciężko jest wybrać pomiędzy sercem a rozumem.<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>To tyle w dzisiejszym poście. Mam nadzieję, że zobaczymy się przy prologu do Księgi II.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Pozdrawiam! </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Kasia</i><br />
<br />
EDIT: Ja nie wiem, dlaczego dałam dwa takie same pytania, przepraszam xD</div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-32502382796576890822016-05-26T17:45:00.000+02:002016-05-27T10:38:20.564+02:00Jack i Elsa w Hogwarcie. Epilog (Księga I)<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Elsa </span></i></div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przez ostatni tydzień pobytu w Hogwarcie głównie siedziałam w zamku razem z Jackiem. Zaczynało robić się naprawdę gorąco, a ja bardzo źle znosiłam wysokie temperatury. Przez moją moc łatwo mogłam się przegrzać i po prostu zemdleć, co na pewno przysporzyłoby sporo kłopotów, dlatego moim głównym zajęciem było kiszenie się w bibliotece. Uwielbiałam czytać, a poza tym ostatnio dorwałam się do starego tomu legend dotyczących Arendelle. Nie miałam pojęcia, skąd się wziął w Hogwarcie, ale wersje opowiadań w nim zawartych znacznie różniły się od tych, które dostałam na dziesiąte urodziny od taty.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Długo jeszcze będziecie tutaj siedzieć? Za dwa dni mamy wakacje, a wy cały czas tu spędzacie!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Westchnęłam. Już nawet nie potrafiłam policzyć, ile razy tłumaczyłam Meridzie, co stanie się, kiedy wyjdę na dwór.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Jeśli tak bardzo chcesz mnie potem odnosić do skrzydła szpitalnego, to proszę bardzo — mruknęłam, nadal pochłonięta czytaniem legendy o Srebrnym Jeziorze.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po chwili poczułam silne szarpnięcie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Idziesz z nami — krzyknęła Merida, nie zwracając na wściekłe spojrzenie bibliotekarki, która odkładała książki na właściwe miejsce. Roszpunka jej pomogła i teraz obie wlokły mnie w stronę schodów. Książka z legendami o mało co nie wypadła mi z rąk, kiedy zauważyłam w niej coś naprawdę dziwnego. Zamknęłam ją jak najszybciej i już nie opierałam się z wyjściem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Musiałam złamać regulamin.<br />
<br />
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-size: large;">*Narrator ogólny*</span></i></div>
<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack jeszcze chwilę zaczekał w bibliotece. Merida i Roszpunka spisały się świetnie. Wystarczyło tylko zaczekać na Thomasa i Johna, którzy mieli się upewnić, że jego cel znajdzie się w odpowiednim miejscu i czasie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Już on skopie tyłek temu Casteelowi.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack wyszedł z biblioteki, kierując się na siódme piętro. Nie było tam raczej żadnego z nauczycieli, co sprzyjało okolicznościom, w jakich Frost zamierzał porozmawiać z Brianem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— I co?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Trochę się szamotał, debil. Mamy jego różdżkę, więc raczej nic nie powinno się stać — uśmiechnął się szeroko Thomas, odsuwając się od drzwi zza których dochodziły głośne krzyki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack skoncentrował się na tym, aby nie ulec mocom Briana. Gdyby to zrobił, byłoby bardzo, bardzo źle. Ale po chwili zastanowienia chłopaka naszła myśl, czy takie wydobywanie informacji na pewno jest odpowiednie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Frost prychnął na swoje głębokie przemyślenia. Bądź co bądź wykonywał tylko to, o co prosił go Jonathan – chronił Elsę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chłopak nacisnął klamkę i szybko otwarł trzeszczące drzwi. Przez moment jego myśli zaczęły gdzieś znikać i przychodził ten dziwny stan otępienia. Jack za wolno się otrząsnął i już leżał przy ziemi z Brianem nad głową. Zanim chłopak zdążył cokolwiek zrobić, Frost miotnął w niego lodowym promieniem. Casteel przeleciał przez całą szerokość pustego pokoju i uderzył z impetem o ścianę. Zanim zdążył się podnieść, jack już przy nim był i trzymał za poły szaty.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Gdzie jest drugi obóz?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Niczego nie wiem, debilu — wycharczał Brian.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Wiesz, co to jest? — Jack wyciągnął z kieszeni szaty fiolkę z przezroczystym płynem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Co? Chcesz mnie ochrzcić czy jak?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— To veritaserum, bezmózgu. Podam ci je na uczcie pożegnalnej i może wtedy wszystko mi wyśpiewasz, hm?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Mówię ci, że niczego nie wiem!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Kto cię nasłał?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— A jak myślisz? Jestem pewien, że ją widziałeś, Frost. A teraz mnie puść, do cholery.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack powoli patrzył na Briana. Puścił go i popatrzył na chłopaka. Tamten wiedział, że Frost ma nad nim przewagę, więc nie próbował żadnych sztuczek. Dzięki wszystkim informacjom pozyskanym od jego zleceniodawczyni mógł łatwo przewidzieć, co zrobią Strażnicy. A nie kiwną nawet palcem, żeby coś zrobić. Wszystko, byleby zachować Frosta przy sobie. W końcu był zbyt potężną bronią, aby tak po prostu dać mu odejść. A on na pewno kiedyś będzie chciał to zrobić. Miał rodzinę i przyjaciół. Dla czegoś takiego zawsze się rezygnuje. Kiedy nadarzy się okazja, to North na pewno wykorzysta to samo, co przy Fancy. A wtedy będzie już za późno.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wystarczyło tylko przeciągnąć Elsę na swoją stronę. Stronę obozu, Charlotte i Ailce. Gdyby postawić dziewczynę przed dokonanym faktem, nie miałaby nic przeciwko. Powrót wspomnień musiał być czymś ważnym. Brian miał tylko nadzieję, że dziewczyna nie pamięta nic z obozu. Bo jeśli tak, to jego plan byłby prostszy, a pole do popisu – jeszcze większe. Cierpliwość – właśnie tego nauczyła go Charlotte.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— I trzymaj się z dala od Elsy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Frost ponownie popchnął obolałego Briana na ścianę i wściekły wyszedł z pomieszczenia. Nie dowiedział się niczego.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Thomasa i Johna nie było na korytarzu. Widocznie musieli rzucić na drzwi zaklęcie wyciszające, bo ktoś się pałętał po siódmym piętrze.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack wyjął z kieszeni kulę, którą teleportował się na Biegun Północny.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— To nadal nie zwalnia go z listy podejrzanych – mruknęła Annabeth, bawiąc się swoim glinianym naszyjnikiem z kolorowymi paciorkami. Nosiła go odkąd tylko pamiętam. Każdy koralik oznaczał jeden rok pobytu w Obozie Herosów, gdzie Percy jeździł każdego lata.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Wiem, ale on rzeczywiście wyglądał, jakby mu na tym nie zależało.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Plan, który przed chwilą opracowaliśmy z Northem był odrobinę skomplikowany i miał wiele niewiadomych. Większości zależało od przypadku, no i od samego charakteru osoby, którą zamierzaliśmy wypytać. Ostatnio ludzie, których razem z Zającem przesłuchiwałem nie byli skorzy do rozmów. Z ich wspomnień Wróżka wygrzebała parę przydatnych informacji, ale nic poza tym. Plan chronienia Elsy musiał zejść na bok. Mieliśmy teraz odrobinę ważniejsze problemy, zagrażające całemu magicznemu światu, jaki znaliśmy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Ale skoro ta pedofilka, jak jej tam?, Charlotte — zaczął Percy — w końcu ona nie żyje. Co do tego ma jej siostra? Bo przecież ona też nie żyje, nie?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Cała nasza trójka spojrzała na zmieszanych Strażników.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Warto sprawdzić wszystko — mruknął North pod nosem. Znów ogarnęło mnie to dziwne uczucie, że Strażnicy mnie oszukują.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Powinienem mieć do nich zaufanie. I miałem, aż do wczoraj. Dopóki North nie dał mi veritaserum i nie kazał podać go Elsie. W sumie to wiedziałem, że coś takiego może się stać po tym, jak zobaczyliśmy jej wspomnienia. Skoro tak długo ukrywała przed nami swoje moce, równie dobrze mogła zataić więcej wspomnień o obozie. Problem polegał na moim sumieniu, które jednak odkryłem, a które bardzo często odzywało się w sytuacjach dotyczących Elsy. Na pewno nie było to dobre. Byłem Strażnikiem, a dodatkowo pośrednikiem pomiędzy Hogwartem a Biegunem Północnym. Musiałem wykonywać moją pracę, chociaż coraz bardziej się od niej wzbraniałem.<br />
— W każdym razie trzeba jeszcze odnaleźć tego całego Charlesa Paddingtona. On też może być temu wszystkiemu bliski — mruknęła Annabeth. Z naszej siódemki do tej pory tylko ona wymyśliła coś sensownego. — Ale on mógł jeszcze nie wrócić. Na pewno nie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Więc jedyne co nam pozostaje, to czekanie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Z rezygnacją opadłem na krzesło, jeszcze bardziej lustrując mapę przy stole obrad.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Mieliśmy problem. Jeszcze większy niż koszmary Mroka i sprawa obozu razem wzięte.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Elsa</span></i></div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pakowałam się już do wyjazdu, słuchając wesołego paplania Roszpunki o tym, jak bardzo stęskniła się za rodzicami i za Coroną. Jej nastrój częściowo mi się udzielał. Częściowo, bo ciągle zastanawiałam się, czy zabrać ze sobą oryginalne wydanie „Legend Arendelle” do domu. Musiałam dokładnie przejrzeć tę książkę, a nie zdążyłabym zrobić tego w czasie, który mi pozostał do powrotu do domu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Już jutro o tej porze będę leżeć we własnym łóżku w Arendelle.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Patrzyłam na podniszczoną okładkę księgi.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Widział ktoś moją piżamę? — Hay weszła niespodziewanie do dormitorium, a ja wepchnęłam legendy na dno kufra i przywaliłam je nieposkładanymi rzeczami. Jutro będę znów musiała je ułożyć. Było to jednak niczym w porównaniu z karą, którą zapewne bym dostała przez tak poważne załamanie regulaminu. Wynoszenie rzeczy z Hogwartu było surowo karane. Miałam tylko nadzieję, że nikt mnie nie przyłapie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Skończyłam się pakować. Na łóżku została tylko mała fotografia. Wzięłam ją do ręki. Być może ostatnimi czasy rzadko widziałam Jonathana, jednak na tym zdjęciu mogłam popatrzeć na to, jak był uśmiechnięty. I właśnie tak chciałam go zapamiętać. Bo pomimo tego całego bagażu, z którym musiał zmagać się co dnia, nadal pozostał sobą. Z czystym sumieniem mogłam powiedzieć, że to on był najdzielniejszą osobą, jaką poznałam. Nauczył mnie jednego: ważniejszym od tego kim jesteś jest to, jak bardzo starasz się zmienić. I chyba właśnie tego ja również powinnam się trzymać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Siedziałam obok Tessy i Roszpunki na ceremonii zakończenia roku szkolnego. Spojrzałam na szeroko uśmiechniętego Jacka. Koniec roku szkolnego w Hogwarcie najwyraźniej bardzo go uszczęśliwiał. Cała sala tonęła w czerwieni i złocie. Tego roku to Gryffindor wygrał Puchar Domów, przeważając nad Slytherinem jedynie czterdziestoma punktami. Ravenclaw był trzeci, a Hufflepuff czwarty. Krukonom cudem udało się wygrać, ponieważ przed ucztą Smith naraził się profesorowi Murderowi. Różnica między naszymi domami wynosiła teraz dokładnie dwa punkty.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po zakończeniu całej ceremonii i po wiwatach na cześć wakacji uczniowie zaczęli tłumnie wychodzić z sali. Pociąg już czekał na stacji Hogsmeade razem z naszymi bagażami.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Tutaj jesteś! — jack podszedł do mnie szybko. — Tylko się nie spóźnij jak na rozpoczęciu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Przypominam ci, że to ty mnie zagadałeś. Ja z chęcią poszłabym prosto do zamku — oburzyłam się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chłopak się zaśmiał.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Szybko minęło, no nie?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Wydaje mi się, że zaledwie wczoraj gapiłeś się na mnie na peronie 9 i 3/4.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Wcale się nie gapiłem — Jack odwrócił wzrok. — Chodź, bo się jeszcze zgubisz w tym tłumie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po tych słowach chwycił mnie za rękę i poprowadził przez tłum. Byłam tak zdziwiona, że nawet nie zabrałam dłoni. Mimo wszystko Jack raczej rzadko się tak zachowywał. W sumie to nie do końca mi przeszkadzało.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kiedy wyszliśmy na błonia, chłopak puścił moją rękę, a między nami zapanowała niezręczna cisza.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— To... gdzie jest reszta?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Pewnie już w pociągu. Mówiłem im, żeby na nas nie czekali.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jack miał zmartwioną minę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Co się stało? — zapytałam, przygotowując się na złe wiadomości. <br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Strażnicy mają problemy. Jako ich przedstawiciel muszę prosić cię o pomoc. Potrzebujemy tylko chwili prywatności. Ściśle tajne — Jack odpowiedział mi cicho.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Spojrzałam na niego zaskoczona.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— A dokładniej?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chłopak wziął głęboki wdech.<br />
— Podejrzewałaś to już od czasu jej pogrzebu, prawda? Na razie nie wiemy, gdzie jest, ale może sprawić wiele problemów.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Otwarłam oczy szeroko.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chloe żyła. I nikt nie wiedział, gdzie aktualnie się znajduje.<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">***</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
Witam w Epilogu Księgi I!</div>
<div style="text-align: center;">
Jeśli mam być szczera, to nie wiedziałam, że dożyjemy. Czasami było ciężko, ale razem z Wami dałam radę. Poszerzyłam działalność o Wattpada i jestem z siebie i Was naprawdę dumna <3</div>
<div style="text-align: center;">
Pozostaje nam tylko czekać na rozpoczęcie Księgi II. Dodatkowo mamy rocznicę! Dzisiaj świętuję założenie bloga na portalu Onet.pl. <b>To już rok, więc zastanawiam się nad jakimś specialem. </b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Ponadto mam pomysł na nowego bloga o Jelsie! Ale nie Jelsie jako Jacku i Elsie, tylko jako o Jonathanie i Elsie.</b> Nie wiem, czy go zrealizuję, ponieważ mam dużo roboty, ale postaram się coś ogarnąć. </div>
<div style="text-align: center;">
Tymczasem pozdrawiam i do zobaczenia! </div>
<div style="text-align: center;">
~Kasia</div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;"><br /></span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;"><br /></span></i></div>
<br />
<br />
<br />
<br />Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-90142477038479396712016-05-12T22:38:00.003+02:002016-05-12T22:41:50.024+02:00Konkurs na Księdze Baśni!Witam Was ponownie, tym razem jednak bez rozdziału. Mam nadzieję, że tym razem również mi wybaczycie i poczekacie jeszcze trochę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Otóż <a href="http://ksiega-basni.blogspot.com/">Księga Baśni</a> organizuje ciekawy konkurs, w którym do wygrania są książki. "Rywalki" Kiery Cass, "Demony. Grzech pierworodny" Lisy Desrochers, "Impuls" Eve Silver i "Siła trucizny" Marii V. Snyder. Właśnie jeden z tych tytułów możecie otrzymać poprzez udział w konkursie. Więcej dowiecie się klikając w grafikę:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://ksiega-basni.blogspot.com/2016/05/31-konkurs.html"><img border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIVAe00PLnAA_a8DWEZuyoD_mIWqkBr31YgIZenaUmXqTbbjkFlLm1WRedi3T9qwD39-eLEjVPUMxKFDhF977v7Xfg63uRtv27lqhsTSJWlWcmd_BG9cZ3aTUPDc3vSZ3YHkC2_N-V38uh/s640/zxdkz7W.png" width="640" /></a></div>
<br />Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-73215978823611132782016-05-02T15:27:00.000+02:002016-05-02T15:27:18.091+02:00Rozdział XXII — Ostatnie wyjaśnienia<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="font-style: italic; white-space: pre;"> </span>Po tym, co zobaczyłem spodziewałem się jakiejś specjalnej reakcji ze strony Strażników, typu „Postawmy wszyscy środki ochronne! Poszukajmy Diany i ukarzmy ją!” albo coś. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Trochę się przeliczyłem. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>North był zamyślony, Kangur znudzony, Piasek przysypiał. Jedynie Wróżka wyglądała na całkiem przejętą zaistniałą sytuacją. No i Jonathan. O nim też byłoby warto wspomnieć. </div>
<div style="text-align: left;">
Przechadzał się w tę i z powrotem, mrucząc coś pod nosem. Podszedł do mnie szybko. </div>
<div style="text-align: left;">
— Chodź na chwilę — pociągnął mnie w stronę biblioteki. Oparł się o regał, nadal mrucząc oś pod nosem. </div>
<div style="text-align: left;">
— Jack, to wspomnienie, gdzie Fancy groziła Elsie. To, które było zaraz po ataku na Dianę. Przypatrzyłeś mu się dobrze, prawda? </div>
<div style="text-align: left;">
— No... trochę. </div>
<div style="text-align: left;">
— Będziesz potrafił odróżnić je od siebie? </div>
<div style="text-align: left;">
— Nie wiem. O co chodzi?</div>
<div style="text-align: left;">
— Jakieś trzysta lat temu myśleliśmy, że umarła. Ale skoro pokazała się Elsie, to może znaczyć, że przez cały ten czas się ukrywała. </div>
<div style="text-align: left;">
— Przecież to równie dobrze mogło być przywidzenie albo sen. </div>
<div style="text-align: left;">
Jonathan pokręcił głową. </div>
<div style="text-align: left;">
— To niemożliwe. We wspomnieniach raczej nigdy nie widać snów czy halucynacji. Po bitwie, kiedy nikt jej nie widział, Fancy miała idealną okazję, żeby coś zrobić Elsie. </div>
<div style="text-align: left;">
— Po co miałaby coś jej robić?</div>
<div style="text-align: left;">
— Z zemsty. Zresztą, North o wszystkim powinien ci już dawno powiedzieć. Słuchaj mnie uważnie: kiedy wrócicie z Hogwartu, nie odstępuj Elsy na krok. No chyba, że będziesz stuprocentowo pewny co do jej bezpieczeństwa, zrozumiałeś? Powiedz Strażnikom, żeby ustawili bariery dokoła Arendelle. Idź to trolli, które wyleczyły Annę i je również poproś o pomoc. Niczego nie zdradzaj Elsie. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Z trudem przyswoiłem te informacje, kiedy Jonathan mruknął coś tylko o przemianie i zostawił mnie samego w bibliotece. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pięknie. Jakby informacja, że jestem księciem Arendelle nie była wystarczająco straszna.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Elsa</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Znów siedziałam w bibliotece, która od rana była moim schronieniem. Szkoda tylko, że nie mogłam w niej jeść. Spędzenie poranka w Wielkiej Sali było równoznaczne z kolejnymi plotkami, ciekawskimi spojrzeniami i cichymi szeptami, mówiącymi o wczorajszych zdarzeniach. Wszystko to przypominało mi wściekłość Jacka i wszystkie te dziwne zachowania nauczycieli. </div>
<div style="text-align: left;">
— Robisz coś? — podskoczyłam na dźwięk głosu mojego przyjaciela. Spojrzałam na niego znad książki. Ostatniej osoby, której spodziewałam się w bibliotece był właśnie Jack. I nawet nie był na mnie zły. Wyglądał na całkiem poważnego i tak jakby... zatroskanego?</div>
<div style="text-align: left;">
— N-nie. </div>
<div style="text-align: left;">
Jack usiadł obok i zapanowała niezręczna cisza. </div>
<div style="text-align: left;">
— Dlaczego nic nie mówiłaś. </div>
<div style="text-align: left;">
— Chciałam. Tylko jakoś tak... Nie wiem, chyba się bałam. A dlaczego ty nie mówiłeś o wspomnieniach?</div>
<div style="text-align: left;">
Mój przyjaciel odwrócił wzrok. </div>
<div style="text-align: left;">
— Nie wiem. W końcu chyba pamiętasz, jaka byłaś po wypadku z Anną?</div>
<div style="text-align: left;">
— Tylko urywki. Raczej nie wiem chyba jeszcze o wszystkim.</div>
<div style="text-align: left;">
— Dobra. To teraz musimy coś ustalić. — Jack nachylił się w moją stronę. — Ja siedzę na tronie w czwartek, sobotę i niedzielę, ty bierzesz resztę. </div>
<div style="text-align: left;">
Spojrzała na niego zdziwiona. W sumie to trochę dziwiło mnie to, że James i Margaret powiedzieli mu o tym dopiero teraz.</div>
<div style="text-align: left;">
— Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć, co? Merlinie, jestem księciem Arendelle — westchnął ciężko.</div>
<div style="text-align: left;">
Uśmiechnęłam się na jego reakcję. Cieszyło mnie to, że między nami wszystko zostało wyjaśnione. </div>
<div style="text-align: left;">
— Tradycja to tradycja. Nie miałam serca jej łamać.</div>
<div style="text-align: left;">
Jack prychnął. Znów zagłębiłam się w książce, a po chwili usłyszałam cichy szelest. </div>
<div style="text-align: left;">
— Zwariowałeś? W bibliotece nie wolno jeść!</div>
<div style="text-align: left;">
— E tam. Trochę czekolady ci nie zaszkodzi, zwłaszcza, że nie byłaś jeszcze na śniadaniu.</div>
<div style="text-align: left;">
— To znaczy, że chyba tym bardziej nie powinnam jej jeść, prawda?</div>
<div style="text-align: left;">
Mój przyjaciel tylko przewrócił oczami. Dobrze znał moją słabość do czekolady.</div>
<div style="text-align: left;">
— Anna przyjechała do Hogsmeade.</div>
<div style="text-align: left;">
— Co? — zerwałam się z krzesła. — Jest tam jeszcze?</div>
<div style="text-align: left;">
— Z tego co wiem, to tak.</div>
<div style="text-align: left;">
Wybiegłam z biblioteki ignorując zezłoszczone spojrzenie bibliotekarki. Zbiegłam po schodach tak szybko, jak tylko mogłam i popędziłam do drzwi wyjściowych. Musiałam spotkać się z Anną. Bez względu na to, co kiedyś jej zrobiłam. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zanim dotarłam do bramy, dogonił mnie Jack. </div>
<div style="text-align: left;">
— Dzisiaj nie ma wyjścia do Hogsmeade. Chcesz złamać kolejne punkty regulaminu?</div>
<div style="text-align: left;">
Od kiedy jemu zależało na przestrzeganiu zasad.</div>
<div style="text-align: left;">
— No to co? — wydyszałam. — Muszę iść do Anny!</div>
<div style="text-align: left;">
— A nie lepiej, żeby ona przyszła do ciebie?</div>
<div style="text-align: left;">
— Co?</div>
<div style="text-align: left;">
Jack tylko uśmiechnął się tajemniczo. W tym momencie strasznie mnie irytował. Z jeszcze szerszym uśmiechem spojrzał na coś za moimi plecami. Odwróciłam się. </div>
<div style="text-align: left;">
— Elsa?</div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Łzy przesłoniły mi widok rudowłosej dziewczyny stojącej przy brami Hogwartu.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="text-align: left;">
Potem wszystko było niczym piękny sen: Anna, to jak obie razem płakałyśmy, kiedy razem się śmiałyśmy. Jack chyba gdzieś się zmył. Wszystko było tak bardzo nierealne, że przez moment bałam się, że tylko śnię. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kiedy już zaczęło się ściemniać, musiałam pożegnać się z Anią. Okropnie burczało mi w brzuchu, bo poza kawałkiem czekolady niczego dzisiaj nie jadłam. Wracając do zamku natknęłam się na Jacka. </div>
<div style="text-align: left;">
— I jak? Zadowolona?</div>
<div style="text-align: left;">
Zaśmiałam się. To był pierwszy raz od dłuższego czasu, kiedy byłam tak bardzo szczęśliwa. W przypływie emocji, zupełnie spontanicznie, przytuliłam Jacka. Dopiero kiedy po chwili zdałam sobie sprawę, co przed chwilą zrobiłam, oderwałam się od niego. Czułam palący rumieniec na moich policzkach. Spojrzałam na uśmiechniętego Jacka.</div>
<div style="text-align: left;">
— Co?</div>
<div style="text-align: left;">
— Nie... nic — odwrócił wzrok speszony. — Chodźmy już do zamku. Chyba burczy ci w brzuchu.</div>
<div style="text-align: left;">
Odwróciłam wzrok z mieszaniną zażenowania i złości. Rzeczywiście, mój żołądek domagał się jedzenia. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Bez słowa ruszyliśmy w stronę zamku. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po dłuższej chwili milczenia, Jack wreszcie się odezwał:</div>
<div style="text-align: left;">
— Wiesz... chyba nie powiedziałem ci o tych wszystkich wspomnieniach, bo nie wiedziałem, jak zareagujesz. Wtedy, po wypadku z Anną, zrobiłaś się taka... strachliwa? Nie wiem, jak dokładnie to określić, ale zamknęłaś się w sobie, nikomu nie chciałaś zaufać. Jeszcze potem zaginęłaś na te siedem dni, po odnalezieniu nie chciałaś niczego powiedzieć. Dopiero po zmodyfikowaniu wspomnień i usunięciu Anny z twojego życia stałaś się bardziej otwarta. Brakowało mi Johna, Roszpunki, Thomasa i Meridy, ale kiedy przypominałem sobie, jaka byłaś kiedyś... wolałem wszystko zachować w tajemnicy. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Patrzyłam na Jacka zdziwiona. Chyba pierwszy raz usłyszałam od niego coś takiego. Im dłużej mówił, tym bardziej wydawało mi się, że zaczyna odczuwać ulgę. Postanowiłam mu nie przerywać i w drodze do zamku dalej go słuchałam. </div>
<div style="text-align: left;">
— Potem przez jakiś czas było spokojnie, aż w końcu zdarzył się ten wypadek na jeziorze, rodzice popłynęli do Nasturii, zostałem Strażnikiem, musiałem cię zostawić i przez to wszystko zapomniałem cię tak dokładnie przeprosić — zatrzymał się i spojrzał na mnie. Zrobiłam to samo. Jack wziął głęboki oddech. — Przepraszam cię za to, że odszedłem bez żadnego słowa wyjaśnienia.</div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nagle zobaczyłam cały nasz pierwszy rok w Hogwarcie z innej perspektywy. Tak naprawdę wszystko to było fałszywe, dopiero po ujawnieniu mojej mocy zaczęliśmy wszystko sobie wyjaśniać. Moje oczy przesłoniły łzy. Zakryłam usta ręką, żeby zdusić szloch. </div>
<div style="text-align: left;">
— Hej, Elsie. Nie płacz — Jack zaśmiał się cicho i mnie przytulił. — Jak widać jestem mistrzem ckliwej gadki, tak?</div>
<div style="text-align: left;">
Pociągnęłam nosem, lekko się uśmiechając. Wyślizgnęłam się z uścisku Jacka i otarłam łzy. Mój żołądek znów dał o sobie znać. Spojrzałam na Jacka zdziwiona. Wybuchnęliśmy głośnym śmiechem i w radosnym nastroju wróciliśmy do zamku.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kolejne dni roku szkolnego mijały w przyjemnej atmosferze. Zaczęło robić się coraz cieplej, co oznaczało częste wychodzenie nad jezioro, więcej treningów quidditcha i mniej prac domowych z transmutacji. Po mojej rozmowie z Elsą wreszcie poczułem ulgę. Wszystkie sprawy ze Strażnikami były pozałatwiane.</div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>No, może oprócz jednej.</div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Od tygodnia nie zawitałem na Biegunie Północnym. Wszystko przez awanturę, jaką zrobiłem Northowi, kiedy zapytałem o Fancy. Nie miał zamiaru mi odpowiedzieć, a kiedy za bardzo nalegałem, zaczął na mnie krzyczeć. Jeśli myślał, że tak po prostu zostawię tę sytuację, to grubo się mylił. Tym sposobem mam dożywotni zakaz odwiedzania biblioteki i gabinetu Northa, w którym mogły znajdować się informacje odnośnie siostry Jonathana. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Co do samego Jonathana, to nie spotkałem się z nim po jego wizycie na Biegunie. Ostatnio przyuważyłem kilka koszmarnych koni, co mogło oznaczać, że przemienił się w Mroka. Teraz musiałem tylko odnaleźć dokładniejsze informacje o Fancy. Była nieśmiertelna, zginęła z rąk jednego z doradców i chce się zemścić na praprawnukach dawnych władców Arendelle. Jej podobieństwo do Elsy strasznie utrudniało mi chronienie mojej przyjaciółki. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Raz na jakiś czas po mojej rozmowie z Elsą nachodziły mnie wyrzuty sumienia. Czy na pewno dobrze robimy, nie mówiąc jej o obozie? Będzie na pewno wściekła, kiedy o wszystkim się dowie. Nie byłem zadowolony z tego, że musiałem ukrywać przed nią prawdę. Jednak teraz, kiedy patrzyłem na nią, siedzącą obok Roszpunki i śmiejącą się z żartów Meridy na myśl przychodziło mi jedno zdanie. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Warto było.</div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">***</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
Hej!</div>
<div style="text-align: center;">
Wracam po dość długiej nieobecności z krótkim rozdziałem. Jest to ostatni wpis przed epilogiem Księgi I. Obiecuję, że epilog będzie bardziej dopracowany i dużo dłuższy. Tymczasem pozdrawiam i do zobaczenia!</div>
<div style="text-align: center;">
PS Obecnie trwają prace nad formatowaniem tekstu.</div>
</div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-12537877797714054922016-04-13T00:12:00.000+02:002016-04-13T00:12:11.242+02:00Rozdział XXI - Elsa na obozie<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Kiedy odzyskaliśmy niektóre wspomnienia ukradzione przez Mroka, Wróżka musiała oczyścić je z koszmarów, a ja często jej pomagałem. Zdarzało się, że kiedy niektóre szkatułki były wyjątkowo zanieczyszczone, a my musieliśmy odtwarzać wspomnienia. Ząbek mówiła, że czasami nie wiedzą, które dzieci specjalnie traktować. Dlatego byłem jej królikiem doświadczalnym. Zanim Wróżka udoskonaliła swoją metodę, musiałem oglądać wspomnienia niektórych dzieciaków. <br />
Wnioski: nie powinienem przecież czuć niepokoju przed zobaczeniem kolejnych wspomnień mojej przyjaciółki. Jednak czułem się dziwnie z myślą, że za chwilę miałem zobaczyć, jak Elsa zachowywała się po moim odejściu. <br />
Biel przed moimi oczami stopniowo ustępowała rozmazanym plamom barw. Po chwili obraz wyostrzył się, a moją głowę przeszył ostry ból. <br />
<br />
<i>No cześć, Jackson. </i><br />
<div>
<br />
<i>Coś ty zrobił, Jonathan? I nie mów do mnie Jackson.</i></div>
<div>
<br />
<i>Połączenie telepatyczne. Tak łatwo go nie zerwiesz, więc będę mógł ci coś opowiedzieć.</i><br />
<i>A nie możesz tego zrobić później?</i><br />
<i>Nie, bo wtedy wszyscy chcieliby wiedzieć.</i><br />
<br />
<i>Z Elsą też masz takie coś?</i><br />
<i>Miałem, ale jakoś wczoraj je zerwałem. Wiesz, że jak się nawiązuje takie połączenia, to ma się gorsze koszmary?</i><br />
<br />
<i>Głupek.</i> <br />
<br />
Byłem pewny, że gdyby Jonathan był dla mnie widoczny, to na pewno by się uśmiechał. <br />
Zobaczyłem pierwsze wspomnienie mojej przyjaciółki. I doszedłem do wniosku, że chyba nigdy tak bardzo nie najadłem się wstydu. <br />
Elsa leżała na podłodze, czytając coś. A obok niej leżałem ja, cały umazany czekoladą i spałem. Dodatkowo ślina ciekła mi z ust cienkim strumieniem. To było zanim uratowałem Elsę na jeziorze, więc miałem jeszcze brązowe włosy. Dobrze, że nie ssałem wtedy kciuka. <br />
<br />
<i>Słodki byłeś.</i></div>
<div>
<i><br /></i></div>
<div>
<i>Spadaj.</i><br />
<i>Z czekoladą ci do twarzy. </i><br />
<br />
<i>Spadaj powiedziałem. </i><br />
<br />
<br />
Moja przyjaciółka przerzucała leniwie kartki jakiejś wielkiej księgi. Ziewnęła, spojrzała na mnie i podniosła się. Nagle jej uwagę przykuło coś za oknem. Byliśmy chyba w jej domu. Elsa podeszła do okna. Zobaczyłem jakiś niebieski błysk. Moja przyjaciółka wspięła się na palce, żeby zobaczyć, co takiego się działo. Jack ze wspomnień nadal spał, więc zachowywała się bardzo cicho. Znów niebieski błysk. Moja przyjaciółka nagle zaczęła zachowywać się jak niespełna rozumu. Podeszła do okna tarasowego, otwarła je i po prostu wyszła w ciemną noc na boso. Zimno raczej jej nie przeszkadzało, ale zaskoczyło mnie jej zachowanie. Pamiętałem, że wszyscy myśleli o porwaniu, a nie o samotnym wyjściu małej dziewczynki w nocy. <br />
Siedmioletnia Elsa rozejrzała się. <br />
- Jest tam kto? - zapytała cicho. Znów zobaczyłem niebieski błysk, tym razem bliżej.<br />
- Nie bój się mnie – z ciemności dobiegł mnie miły, dziewczęcy głos. - Jestem Charlotte. Spójrz – wyciągnęła do Elsy otwartą dłoń. Zobaczyłem, że aż po łopatki ciągły się białe blizny, przypominające błyskawice. Z jej palców nagle wystrzeliły niebieskie promienie, łącząc się nad wyciągniętą ręką. Charlotte władała prądem.</div>
<div>
<br />
<i>Moja siostra, odezwał się Jonathan w moich myślach. </i></div>
<div>
<i>Twoja że co?</i><br />
<br />
<i>Siostra. Jak teraz jesteś zdziwiony, to ciekawe, co będziesz myślał potem.</i><br />
<br />
- Jestem taka jak ty – dziewczyna uśmiechnęła się do Elsy. Moja przyjaciółka spojrzała na nią niepewnie. Potem wyciągnęła dłoń, otwarła ją i stworzyła śnieżynkę. - Jest jeszcze więcej takich osób – szepnęła Charlotte. Słabo ją widziałem, bo nawet nikły blask, który dawał prąd, nie oświetlał jej całej. <br />
- Więcej? <br />
- Tak. Jeśli chcesz, mogę ci pokazać. <br />
Siedmiolatka zawahała się. Spojrzała przelotnie w stronę wejścia do domu. <br />
- Dobrze – odszepnęła i wsunęła swoją rączkę w dłoń Charlotte. <br />
- Więc chodźmy – dziewczyna uśmiechnęła się i pociągnęła Elsę w stronę lasu. <br />
Na ułamek sekundy znów oślepiła mnie biel. Potem obraz zaczął się wyostrzać.<br />
Moja przyjaciółka stała na wielkiej polanie otoczonej lasem. Słońce świeciło jasno, a Charlotte prowadziła Elsę za rękę. Siedmiolatka rozglądała się z ciekawością, lekko się uśmiechając. <br />
- No wreszcie jesteście! <br />
Na polanę wbiegł tuzin dzieciaków. Wyglądało na to, że Elsa była najmłodsza. Wśród nich zobaczyłem Alice – ona też mogła mieć jakieś siedem lat. Czarne włosy miała rozczochrane, jej spodnie były potargane i brudne, ale i tak dziewczyna uśmiechała się od ucha do ucha.<br />
- No wreszcie, Charlotte! Ile można czekać, co? A jakie masz moce? - podeszła do Elsy, która teraz wydawała się być przerażona. Mimo tego wyciągnęła rękę, nad którą zaczęła unosić się mała śnieżynka.<br />
- Ale czadowe! – zachwycił się jakiś chłopak. <br />
Wszyscy otoczyli Elsę ciasnym kręgiem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu widziałem, jak moja przyjaciółka się uśmiecha. <br />
Wspomnienie znów się zmieniło. To musiało być niedługo po tym, jak Elsa przybyła do obozu. Wszyscy stali przed palącym się domkiem. <br />
- Nic się nie stało – powiedziała Charlotte, klękając przy szlochającej Alice. - Elsa? Spróbuj zamrozić te płomienie. <br />
Moja przyjaciółka machnęła dłonią, a ogień, który doszczętnie spalał chatę, stał się niebieski. Usłyszałem zbiorowy okrzyk zdumienia.<br />
- Teraz spróbuj je zneutralizować. <br />
Elsa wyciągnęła przed siebie ramiona i zmrużyła oczy, starając się skupić. Powoli opuszczała ręce, a płomienie stopniowo zaczęły znikać. Alice nadal płakała.<br />
- Hej, Brian? Mógłbyś coś zrobić? - Charlotte spojrzała na wysokiego chłopaka stojącego obok Alice. <br />
<br />
<i>No chyba nie.</i><br />
<br />
Usłyszałem śmiech Jonathana w mojej głowie.<br />
<br />
<i>Zobaczysz, co będzie dalej. Tylko żebyś szału nie dostał.</i><br />
<br />
Siedmioletni Brian spojrzał Alice w oczy. Ta nagle przestała płakać, zamiast tego chichocząc. <br />
- Bria... Brian, weź przestań – wydyszała, czerwona od śmiechu. <br />
Casteel potrafił kontrolować emocje. <br />
Cholera jasna. To znaczyło, że dziwne otępienie było jego winą. Mógł spokojnie sprawić, że Elsa była zła, rozkojarzona, szczęśliwa, albo nawet.... sprawić, że się w nim zakocha?<br />
Dlaczego przez ułamek sekundy poczułem ukłucie w sercu na samą myśl o czymś takim?<br />
Przed oczami miałem już nowe wspomnienie. Elsa i kilkoro innych dzieciaków stało przy wielkim stole, pochylając się nad jakimiś planami.<br />
- Tutaj jest wejście – wskazała palcem Charlotte. - Wschodnim korytarzem można dostać się do biblioteki. Jest ogromna i przypomina labirynt. W samym jej środku jest ukryta Wielka Księga Strażników, którą chroni kilkoro yetich, ale to nie będzie jakiś wielki problem. <br />
Oni przeglądali plany układu pomieszczeń Bieguna Północnego. <br />
- Znalazłem nowe! - Jonathan wbiegł do pomieszczenia z kolejnymi zwojami pergaminu. - Ciągle się zastanawiam, kiedy ona je wszystkie narysowała. <br />
- Pewnie kiedy nikt nie widział – mruknęła Charlotte.<br />
- Czy kiedyś raczycie nam opowiedzieć o tej dziewczynie, której imienia nie wymawiacie?<br />
- Nie, Phil. Sam niedługo się dowiesz. <br />
Po tych słowach chłopak zamienił się w psa i zaczął łasić się u nóg Charlotte.<br />
Już dawno przestałem dziwić się Elsie, że niczego mi nie powiedziała. W końcu musiała przeżyć ciężką traumę w tym obozie. Dziwni ludzie, dziwne moce, dziwne zwierzęta. Aż w końcu sama pewnie zdziwaczała. Może jednak dobrze, że usunięto jej wspomnienia.<br />
Po chwili zobaczyłem kolejny fragment z obozowego życia Elsy. Moja przyjaciółka w najlepsze gawędziła sobie z Brianem, siodłając konia. <br />
- Głupek z ciebie, Brian. <br />
- Ale twój głupek, Elsie. <br />
Moja przyjaciółka zaczerwieniła się. <br />
- Kiedy ty wreszcie przestaniesz się ze mną drażnić, co?<br />
- Kiedy wreszcie zrozumiesz, że mówię na serio? - Brian podszedł do Elsy. Byłem pewien, że używał na niej swoich mocy. Ona i ten przygłup. Też mi coś. <br />
- Ej, daj jej spokój. My się tu mamy przygotować do zdobywania sztandaru, a nie – Alice wepchnęła się pomiędzy moją przyjaciółkę a Briana. <br />
- I tak skopiemy wam tyłek z Philem. <br />
- Super, a teraz spadaj. Nie masz treningu za jakieś... teraz? <br />
Brian odszedł niepyszny, a Elsa spojrzała na Alice wymownie. Czego ona się czepiała? Jak dla mnie to odwaliła całkiem przyzwoitą robotę, wyganiając tego głupka. <br />
- Nie musiałaś być aż tak... <br />
- Kontroluje cię, dlaczego nie możesz tego zauważyć? - przyjaciółka Elsy zaczęła szczotkować konia. Spod jej stóp zaczęło dymić i dziewczyna zaklęła pod nosem, próbując zadeptać miniaturowe ognisko, które stworzyła. <br />
- Co ci jest? <br />
- Diana znowu coś odwala. Mam nadzieję, że po prostu naoglądała się za dużo seriali czy coś w tym stylu. Zdobywanie sztandaru już jutro, jesteś gotowa? <br />
Elsa tylko się zaśmiała na te słowa. <br />
- Charlotte uczyła mnie walczyć kataną. Myślisz, że jestem nieprzygotowana? <br />
Obie spojrzały po sobie i zaczęły chichotać. <br />
Ja na serio nigdy nie zrozumiem dziewczyn. <br />
Kolejne wspomnienie pokazało mi Elsę i Alice pędzące na koniach i trzymające w rękach czerwoną flagę. <br />
- Chyba będzie burza. <br />
- Mówiłam przecież, że Diana zachowywała się dziwnie. <br />
Jak na zawołanie zaczął wiać porywisty wiatr, sprowadzając ciemne chmury. <br />
- Wracamy do Charlotte! - zawołała Elsa. <br />
Konie przyspieszyły do galopu i dziewczyny po chwili znalazły się na polanie.<br />
- Diana ewidentnie zwariowała – mruknął Phil, spoglądając w niebo. <br />
Wszyscy otoczyli Charlotte ciasnym kręgiem. <br />
- Co jej jest? - zapytał Jonathan. <br />
- Brian, Phil - weźcie Stellę, Kate i Rose do domu. My spróbujemy coś zrobić. Elsa, odprowadź ich do jeziora. <br />
Moja przyjaciółka posłusznie kiwnęła głową. <br />
<br />
<i>O, teraz będzie najlepsze.</i><br />
<br />
<i>Dlaczego mam przeczucie, że to się źle skończy?</i><br />
<br />
<i>Ej, nie będzie aż tak dramatycznie. Patrz. </i></div>
<div>
<i><br /></i>Popatrzyłem na to, jak cała szóstka biegnie pod wiatr. <br />
- Weź je! Ja za chwilę przyjdę! - Brian krzyknął do Phila. <br />
- Musisz iść z nimi – zawołała Elsa, aby wiatr jej nie zgłuszył. <br />
- Nie. To ty musisz iść z nami. <br />
- Dobrze wiesz, że nie mogę. <br />
- Więc obiecaj mi, że wrócisz. Wiesz, co stało się Dianie. <br />
Właśnie zaczęło zbierać mi się na wymioty, kiedy ten przygłup pocałował moją przyjaciółkę. <br />
On ją <i>pocałował.</i><br />
Powinna spotkać go najwyższa kara.<br />
Z kolejnego wspomnienia dowiedziałem się już znacznie mniej. Rozmazane barwy, jakieś krzyki, huki i prawdopodobnie wybuchy. Teraz już częściowo rozumiałem, dlaczego Elsa bała się burzy.<br />
Nagle nastała cisza. <br />
Znalazłem się w wielkiej sali tronowej starego pałacu w Arendelle. Dwójka ludzi pochylała się nad czymś, krzycząc. <br />
Nagle do pomieszczenia wpadła rozwścieczona nastolatka. Miałem wrażenie, że przez chwilę przestałem oddychać. To była ta sama dziewczyna z mojego snu, która zapowiadała zagładę Strażników Marzeń. <br />
- Zostawcie ją, słyszycie?! Powiedziałam, zostawcie ją!*<br />
Odepchnęła dwójkę mężczyzn i podeszła do małej dziewczynki z bliznami na rękach, dających wrażenie błyskawic. <br />
Mała Charlotte miała może dziesięć lat. Z nosa leciała jej krew, sukienka z niebieskiej tafty była podarta a dziewczynka płakała. <br />
- Ile razy razy mam wam powtarzać, Wright i Frost, żebyście ją zostawili?! Jesteście doradcami, a nie królami Arendelle.<br />
Starszy z mężczyzn parsknął śmiechem. <br />
- Uważaj, Fancy – syknął groźnie. - Twoich braci teraz tutaj nie ma, więc coś przypadkowo może ci się stać. <br />
- Do kogo to mówisz, co? - w drzwiach pojawił się Jonathan i jeszcze jedne chłopak. <br />
<br />
<i>Ty sobie żarty robisz, nie? </i><br />
<br />
<i>Nie. Nawet całkiem fajnie było władać królestwem. A tu masz rodzinkę w komplecie. Patrz dalej i siedź cicho. </i><br />
Oboje podeszli do mężczyzn. <br />
- Mamy nadzieję, że dobrze bawiliście się na Berg.<br />
- Jasne, zabijanie smoków to sama przyjemność – warknął brat Jonathana. Mógł być młodszy od niego o jakieś dwa lata. <br />
- Świetnie. Więc może chcesz tam wrócić, Riddle? Tym razem ze swoimi siostrami, co? <br />
- Nie odzywaj się nie pytany, Frost. Już nie pamiętasz, co mówił nasz ojciec?<br />
-Wasz biologiczny, czy zmarły ojciec? <br />
Mało brakowało, a brat Jonathana rzuciłby się na mojego ileś tam razy pra pradziadka. Właśnie obserwowałem początki panowania rodu Wrightów i Frostów. Poprzednimi władcami byli chyba Churchillowie. Elsa kiedyś mi o tym mówiła. Powinienem chyba przestać jej tak uważnie słuchać. <br />
- Uspokój się, Manny. A wy chodźcie. Musimy coś załatwić – Jonathan skinął na swoje młodsze siostry. <br />
<br />
<i>Byłeś księciem Arendelle?</i><br />
<br />
<i>Przez jakiś czas. Mówię ci, patrz co się dzieje, a nie ciągle się pytasz. Potem będziesz wiedział. A poza tym Margaret i James chyba niedługo będą musieli ci coś powiedzieć. </i><br />
Po próbie bezskutecznego wypytania przyjaciela Elsy, patrzyłem na dalsze wspomnienia we wspomnieniach. Chyba tak mogłem to nazwać, chociaż Fancy była bardzo podobna do mojej przyjaciółki. A w końcu były to czasy księżniczki Arendelle, a nie Elsy. <br />
<br />
Miałem totalny zamęt w głowie.<br />
W następnym wspomnieniu widziałem już tylko Fancy, Charlotte i dwóch chłopaków. <br />
- Nasi ojcowie są głupi. <br />
- Słuszna uwaga, Frost.<br />
Och, synowie zarządców, którzy pozabijali swoich ojców i objęli władzę nad Arendelle. Milusio. <br />
- Dobra, teraz tak – odezwał się młodszy, pewnie któryś z Wrightów. - Stajenny czeka na was z już zaprzężonymi końmi. Uciekajcie do Corony i tam proście o pomoc. Wasi rodzice zawarli z nimi pakt. Powinni pomóc. <br />
- Super. Dzięki za zorganizowanie wszystkiego chłopaki. Jakby co, to macie prawo rządzić tym państwem. <br />
- Jak już zabijemy naszych ojców, to wprowadzimy totalny ustrój demokratyczny. I jeszcze zakażemy wszystkim mówić, że nasze dzieci pochodzą z rodzin książęcych, dopóki nie skończą czternastu lat. Niech im się za bardzo w głowie nie poprzewraca. <br />
- Jesteście chorzy psychicznie – powiedziała z pogardą Charlotte. <br />
- Jasne, jeszcze zobaczysz – odpowiedział urażony Frost. - W każdym razie powodzenia, Fancy. Jak wrócisz, to się z tobą ożenię. <br />
- Prawdopodobnie już nigdy mnie nie zobaczysz – zaśmiała się dziewczyna. - Tylko nie róbcie niczego głupiego!<br />
Kolejne wspomnienie nie było już tak przyjemne. Fancy i mała Charlotte jechały powozem zaprzężonym w jednego konia. Starsza księżniczka rozglądała się niespokojnie. <br />
- Zaczekaj, Charlotte – pociągnęła za lejce i wzięła młodszą siostrę na ręce. Przesadziła ją na konia ciągnącego sanie. <br />
-Dlaczego to zrobiłaś? <br />
-Za tym zakrętem będzie most. Za nim czekają na nas Jonathan i Manny. <br />
Dziesięciolatka nie odpowiedziała, najwyraźniej zmartwiona zachowaniem Fancy, która wyciągnęła zza pasa nóż. <br />
- Kiedy ci powiem...<br />
- Brać je! <br />
Z lasu wybiegli żołnierze i wieśniacy z pochodniami w dłoniach.<br />
-Czarownica!<br />
-Wiedźma!<br />
-Córka diabła! <br />
Było jeszcze wiele podobnych okrzyków, ale Fancy zareagowała szybko. Przecięła lejce i uderzyła konia batem. Ten popędził przed siebie, a siedząca na nim Charlotte krzyknęła. <br />
Fancy wyskoczyła z sań i przedarła się przez strażników, wykorzystując element zaskoczenia. Ludzie z pochodniami zaczęli za nią biec. Księżniczka była skazana na porażkę. Doganiał ją jeden ze strażników, w ręku trzymając włócznię. W pewnym momencie potknęła się i upadła, wypuszczając z ręki nóż. <br />
- Świetnie, świetnie. <br />
- Zostaw mnie, Willis, słyszysz? Zostaw mnie! <br />
Willis tylko się zaśmiał. <br />
- Jakby co, to uratowałem was wszystkich przed ta małą wiedźmą – zaczął ciągnąć Fancy za włosy po ziemi.<br />
- Nie masz prawa! Gdyby rodzice żyli... <br />
- Ale nie żyją! A teraz zamknij się, bo będzie jeszcze gorzej, słyszysz?!<br />
Fancy zaczęła szlochać, nadal starając się wyrwać. Willis zaprowadził ją na skraj urwiska. <br />
- No dalej, Riddle. W końcu jesteś taka odważna – zarechotał. <br />
- Nie ujdzie ci to na sucho – zaszlochała, teraz już była, księżniczka. <br />
Potem wszystko działo się w zwolnionym tempie. Fancy została zepchnięta z urwiska. Wszystko utonęło pośród krzyków i rozmazanych barw. <br />
Po chwili zobaczyłem ciało Fancy płynące z nurtem rzeki. Nie mogłem nawet zamknąć oczu na to wspomnienie. Jej ręce były nienaturalnie powyginane, a głowa była przekręcona o, prawie, sto osiemdziesiąt stopni. Krew spływała razem z nurtem rzeki. Merlinie, takie rzeczy będą śniły mi się po nocach. <br />
W następnym momencie ujrzałem księżyc w pełni i Fancy unoszącą się w powietrzu. Teraz przypominała bardziej Elsę: miała ten sam odcień włosów, co ona, a jej oczy były niebieskie. No i nie miała już skręconego karku. Wyciągnęła rękę przed siebie, tworząc na niej malutką śnieżynkę. <br />
Na tym skończyły się wspomnienia Fancy we wspomnieniach Elsy.<br />
Zobaczyłem moją przyjaciółkę leżącą na betonowym placu. Próbowała się podnieść.<br />
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy? – usłyszałem znajomy głos. Fancy podeszła do Elsy zdecydowanym krokiem. Ubrana była w to samo, kiedy dostała moc. W dłoni trzymała nóż. <br />
Moja przyjaciółka spróbowała podnieść się na kolana, jednak jej wysiłek był daremny. <br />
- Nie wysilaj się Wright. Jak ci się poszczęści, to umrzesz w spokoju. Słuchaj mnie uważnie – uklęknęła i chwyciła Elsę za warkocz, unosząc tym samym jej głowę. Moja przyjaciółka syknęła z bólu. - Jeśli nie opuścisz tego obozu, to przyjdę tu i zrobię coś gorszego, niż Diana. Nawet nie wiesz, jak potężna jest moja moc. A jest znacznie potężniejsza od twojej. Więc albo się stąd wyniesiesz, albo po tobie. Nie będzie już ani obozu, ani panowania nad mocami. Zagłada niedługo nadejdzie. Przepowiednia sześciu już zaczęła się spełniać. Powodzenia w ratowaniu świata, Elso Wright. <br />
Puściła włosy mojej przyjaciółki i dosłownie rozpłynęła się. <br />
Kolejne wspomnienie też nie należało do jednego ze szczęśliwszych. <br />
Grupka obozowiczów siedziała przy stole, tym samym, przy którym omawiali plany Bieguna Północnego. <br />
- Podsumowując, straciliśmy trójkę: Carrick, Charlotte i Diana – podsumował Sam.<br />
- Diana się nie liczy – zauważył Phil ponuro. <br />
- Dobra, tak czy inaczej jest nas dziesięcioro.<br />
- Mnie nie liczcie – odezwał się Jonathan. - Przez następny miesiąc będę miał za dużo do roboty. <br />
- Dziewięcioro. <br />
- Po prostu ustawmy wszystkie posterunki w Arendelle – odezwała się cicho Elsa. <br />
Wszyscy spojrzeli na moją przyjaciółkę. <br />
- Dobra. Możesz nam w końcu powiedzieć, skąd to wszystko wiesz? Wkurza mnie to już. Nawet nie chcesz powiedzieć tego Brianowi! <br />
- Uspokój się, Phil – warknął głupek siedzący obok Elsy. <br />
- Po prostu to wiem. Czy teraz możemy zająć się dyżurami w Arendelle?<br />
- Możemy chwilę porozmawiać? - Alice wstała od stołu, chwyciła Elsę za rękę i wyprowadziła ją z pomieszczenia. Przeszły korytarzem do innego pomieszczenia – gabinetu założycielki obozu.<br />
- Nie obchodzi mnie, że tak chciała Charlotte! - do gabinetu weszła rozjuszona Elsa, a zaraz za nią wbiegła Alice, równie zła. <br />
Alice wsadziła ręce w kieszenie spodni, które zaczynały lekko dymić. Denerwowała się.<br />
- Jak może cie to nie obchodzić? Po tym, co zrobiła Diana? - wycedziła przez zęby.<br />
- Ukradła mi siedem lat życia! - krzyknęła Elsa.<br />
- Pomagała ci! - Alice oparła się rękoma o blat biurka.<br />
- Po to, żebym tutaj została i była na każde jej życzenie! Zrozum mnie, Alice. Jestem tutaj od siedmiu lat. Ja muszę wrócić do domu. To, co zrobiła Diana, było okropne. Ale pomścimy Charlotte. Obiecuję ci - powiedziała i skierowała się w stronę drzwi.<br />
- Uciekasz.<br />
- Nie uciekam.<br />
- Właśnie, że tak. Cały czas to robiłaś! Ona ciągle to powtarzała! Uciekasz, bo wiesz, że możesz nie dać sobie rady! - Elsa stanęła w drzwiach. Już nie była obojętna na wyzwiska.<br />
- Wracam do mojego świata, czy tego chcesz, czy nie - wycedziła przez zęby.<br />
- Nie bądź głupia, Elsie - powiedziała cicho Alice.<br />
- Wracam tam, rozumiesz? I nie mów do mnie Elsie.<br />
I wyszła. Wszystko było tak, jak w tym poprzednim wspomnieniu. <br />
- Zemszczę się, słyszysz, Wright? Zemszczę się nie tylko na Dianie! Na tobie też! A piekło, jakie ci zgotuję, będziesz pamiętać do końca życia, rozumiesz?! - Alice wybiegła na korytarz, krzycząc.<br />
- Rób jak chcesz! - odkrzyknęła Elsa i wybiegła na dwór. <br />
-Hej, czekaj! Przecież nie zrobisz tego teraz! Sam! <br />
Za moją przyjaciółką ruszył pościg. Ona była jednak szybsza, a przy okazji droga za nią pokrywała się lodem, co znacznie utrudniało biegnięcie.<br />
Szybko dotarła na polanę, z której przyszła razem z Charlotte. Obok drzewa leżał plecak. Elsa zarzuciła go sobie na ramię i przyłożyła dłoń do pnia dębu. W ułamku sekundy moim oczom ukazała się pozłacana brama. Moja przyjaciółka bez zastanowienia się pchnęła ją, ignorując krzyki za sobą. <br />
W kolejnym wspomnieniu widziałem Elsę przy więdnącym drzewie. To przez nie musiała dostać się do naszego świata. <br />
Opierała się o drzewo. Znów miała siedem lat. Wyglądało na to, że jeden rok w obozie był jednym dniem w normalnym świecie. Usłyszałem szloch. Elsa osunęła się na ziemię, ukrywając twarz w dłoniach. <br />
Kolejne wspomnienie jeszcze bardziej mnie zasmuciło. <br />
- Ale musimy tak zrobić – usłyszałem przytłumiony głos ojca Elsy.<br />
- I co potem jej powiesz? Och, zrobiliśmy to, żeby cię chronić? - zaprotestowała Emily.<br />
- A znasz lepsze wyjście? <br />
Reszty rozmowy nie miałem ochoty słuchać. Wystarczył mi widok płaczącej Elsy, żeby wzbudzić we mnie jeszcze większe poczucie winy.<br />
Dalej było już tylko gorzej.<br />
Moja przyjaciółka stała w starej części zamku, patrząc na wielki obraz. Przedstawiał on Jonathana ubranego w mundur, stojącego obok niego Manny'ego z ułożonymi blond włosami i Fancy trzymającą na kolanach Charlotte.</div>
<div>
<br />
<i>Jak to przetrwało tyle lat w dobrym stanie?</i></div>
<div>
<br />
<i>Mnie się nie pytaj. Twój pradziadek wiedział, co robi. No i był doskonałym czarodziejem.</i><br />
<br />
- Kiedyś tam wrócę. Ale póki co, twoje życzenie zostało spełnione, Fancy Amelio Riddle. <br />
Następne wspomnienie ukazywało Elsę pięć lat później. Znów szła korytarzem starej części zamku Arendelle. Przeglądała jakieś stare kartki, mrucząc do siebie pod nosem. Nagle zatrzymała się przed wielkimi, dębowymi drzwiami. <br />
- To chyba tutaj – szepnęła do siebie i ostrożnie nacisnęła klamkę. <br />
W pomieszczeniu znajdował się tuzin żołnierzy Arendelle, którzy przerwali cichą rozmowę i teraz patrzyli na zaskoczoną Elsę. <br />
- Poważnie?! Teraz jeszcze to? - moja przyjaciółka weszła do sali<br />
<br />
<i>Hej, Jack, jak myślisz, do kiedy przetrwała tradycja ustanowiona przez twojego pradziadka?</i><br />
Na środku sali stała ogromna szkatuła. <br />
A w niej klejnoty koronne. <br />
Obraz zafalował, a ja znów znalazłem się na Biegunie Północnym razem zresztą Strażników, Jonathanem, rodzicami moimi i Elsy oraz profesorem Murderem. <br />
Tata spojrzał na mnie zmieszany.<br />
- Eee... Porozmawiamy o tym w domu?</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">***</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>I tym oto akcentem kończymy spóźniony rozdział.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Prima Aprilis jest super, ale bądźmy szczerzy: nie porzuciłabym tego bloga, nawet gdybym musiała pisać go po nocach ostatkiem sił.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Mam nadzieję, że się Wam podoba.Gdybyście znaleźli jakieś literówki to piszcie - będę wdzięczna, bo sprawdzanie tekstu wieczorem mi nie służy.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Czekam na komentarze ;)</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Pozdrawiam!</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Kasia</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>PS Prawdą jednak jest to, że mam teraz ważny projekt, również związany z pisaniem i jeśli wszystko wypali, to będę szczęśliwa.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Żeby wszystko wypaliło potrzebne jest dużo czasu i pracy, więc rozdziały mogą pojawiać się z małym opóźni</i><i>eniem.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
* Skojarzyło mi się z czołówką W11 i sławnym „Puść jom! „Powiedziałam puść jom!” Ech, spłonę w piekle.</div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-12926254793135107662016-04-01T15:09:00.003+02:002016-04-01T15:10:25.396+02:00Koniec z pisaniem?<div style="text-align: center;">
Hej.</div>
<div style="text-align: center;">
Pewnie po tytule posta już wiecie, o czym on mniej więcej będzie.</div>
<div style="text-align: center;">
Od początku: wiem, że pisanie bloga to coś, co mnie zobowiązuje. Zaczynając pisać nie powinnam od tak sobie przerywać.Zdaję sobie również sprawę z tego, że szkoła czy brak czasu nie jest żadnym wytłumaczeniem. Mimo wszystko cierpię na brak czasu i chęci do pisania. Nie wiem, po prostu mam masę pomysłów, do tego rozpoczęty nowy projekt i nie potrafię wszystkiego pogodzić. Rozdział jest napisany w połowie. Wrzucam go i robię przerwę. Znając mnie będzie ona dość długa albo po prostu bez końca.</div>
<div style="text-align: center;">
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś coś napiszę, ale na obecną chwilę po prostu potrzebuję odpoczynku.</div>
<div style="text-align: center;">
Pozdrawiam i do napisania (mama nadzieję)!</div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-16924727276083695322016-03-21T17:03:00.003+01:002016-04-23T16:16:40.841+02:00Rozdział XX - Wilkołaki, moce, Jonathan i jeszcze więcej wspomnień<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Elsa</span></i></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Kiedy wysłałam list do taty, myślałam, że odpowie mi szybko. Wiedziałam o jego audiencji, jednak zawsze odpowiadał mi, jeśli chodziło o naprawdę ważne sprawy. A jeśli pisałam mu o mojej mocy, to kiedyś zaproponował nawet, że razem z mamą przyjadą do Hogsmeade i będą mnie wspierać. Szybko jednak wcisnęłam im kłamstwo, że po prostu się zdenerwowałam. Nie chciałam zmartwić moich rodziców. Mieli na głowie całe miasto, a ogarnięcie wszystkich tych spraw, nawet z Jamesem, było trudne. Zawsze ufałam moim rodzicom. </div>
A potem dowiedziałam się, że zmodyfikowali mi wspomnienia. <br />
Nie pamiętałam wszystkiego. Zaklęcie było zbyt słabe, żeby przywrócić mi wszystkie moje wspomnienia. W mojej pamięci jednak pozostała bitwa na śnieżki razem z Meridą, Roszpunką, Thomasem, Johnem i Jackiem. <br />
I Chloe trzymającą małą Anię na rękach. <br />
Miałam siostrę. Jeszcze jedną siostrzyczkę, której nie widziałam przez całe osiem lat. Przypomniałam sobie też wypadek, który sprawił, że nas od siebie odseparowano. Te wszystkie tłumaczenia taty, że to, co zrobiłam Annie, było wyłącznie dziełem przypadku... nagle zaczęły nabierać sensu. Może rzeczywiście nie byłam winna temu wszystkiemu? Miałam przecież dopiero siedem lat i nie znałam możliwości moich mocy. Razem z właściwymi wspomnieniami zniknęła umiejętność władania śniegiem i lodem. Minęło pięć lat, zanim odkryłam ją na nowo. <br />
Pamiętałam coś jeszcze: kiedyś wyszłam sama do lasu, na krótko po wypadku z Anną. Nie miałam pojęcia, po co. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że nie znam drogi powrotnej. Wtedy usłyszałam warczenie i przede mną stanął wilk. Nie wiedziałam, co stało się potem, ale na pewno byłam przerażona. Teraz znalazłam się w podobnej sytuacji. <br />
Tylko dziesięć razy gorszej. <br />
Słowa Meridy poniosły się echem po Wielkiej Sali. Nie potrafiłam się ruszyć. Byłam zbyt zszokowana, nie mogłam uwierzyć w to, co się działo. Rozbrojeni nauczyciele stali pod ścianą razem z uczniami. Słyszałam ciche szmery i pochlipywania. <br />
Przede mną stał pół wilkołak, pół człowiek. Kiedyś coś o nich słyszałam, ale nie zagłębiałam się w ten temat. Wiedziałam jednak, że nie można było przemienić się w połowie. <br />
<br />
<br />
<br />
<i>Coś bardzo, bardzo niedobrego ma stać się w Krwawą Pełnię, ale nie do końca wiem, co.</i><br />
<br />
<br />
<br />
Jonathan miał rację. Szybko odgoniłam od siebie myśl, że ten wilkołak mógł być jednym z tych, które wysyłał Mrok. <br />
<br />
- Miło znów cię widzieć, Wright – wzdrygnęłam się, kiedy pół-wilkołak wypowiedział moje nazwisko. Przy tym obnażył ostre jak brzytwy kły. Nie miałam z nim szans, nawet przy pomocy różdżki. <br />
<br />
<br />
<i>Chyba że... </i><br />
<br />
<br />
Szybko odepchnęłam od siebie myśl o tym, że mogłabym wykorzystać moją moc. Nic nie mogło się wydać. Nie po to pracowałam tyle na utrzymanie tego w tajemnicy. Cudem było, że przy wszystkich tych nerwach miałam nad nią kontrolę i po prostu nie zamroziłam Wielkiej Sali. <br />
<br />
Wszystkie te myśli przewinęły się przez moją głowę w ułamku sekundy. <br />
<br />
- Obserwowałem cię, odkąd przyszłaś do Hogwartu, wiesz? Od dłuższego czasu planowałem to spotkanie. Mój pan nie znosił, kiedy coś przedłużałem – wzdrygnęłam się. Czyli to jednak Mrok go tu przysłał. - Ale ja cierpliwie czekałem. Aż do dzisiaj, kiedy moja moc jest silniejsza – zaśmiał się krótko, chociaż przypominało to bardziej szczeknięcie. <br />
<br />
<br />
<i>Daj mu mówić.</i><br />
<br />
<br />
Chciałam jak najdłużej z nim rozmawiać, chociaż nie byłam pewna, czy takie coś byłoby w ogóle możliwe. Przypomniałam sobie, jak Jonathan pokazał mi, że mogę zamrozić koszmary, a potem – jeśli miałabym wystarczające umiejętności – mogłabym zamienić je w śnieżne zwierzęta, podporządkowane moim rozkazom. Wspomniał też, że potrzebowałabym paru lat, żeby to opanować.<br />
<br />
- Czego ode mnie chcesz? - wydało mi się, że zadałam to pytanie szeptem, chociaż starałam się mówić pewnie. Szybko oszacowałam moją sytuację. Jeśli nawet chciałabym uciec, to nie miałam jak. Za mną były drzwi zamknięte zaklęciem. Przed sobą miałam wilkołaka. Nie miałam szans przedrzeć się i przebiec jednym z przejść pomiędzy czterema stołami domów. To znaczy, że czekała mnie bezskuteczna walka. <br />
<br />
- Jeśli o tym myślisz, to nie ja będę z tobą walczył. Mam coś znacznie lepszego – zacharczał i machnął ręką. <br />
<br />
Wszystko działo się w ułamku sekundy. Przez okno wleciało stado koszmarów. To były te konie, którymi zazwyczaj otaczał się Mrok. Było całe stado. Ich oczy, skierowane prosto we mnie, jarzyły się pomarańczowo. Ostatnim, co zobaczyłam, była twarz Jacka. Wyglądał jednocześnie na wystraszonego i zszokowanego. Był Strażnikiem. Zaczęłam błagać w myślach, żeby coś zrobił. W końcu nadal byłam dzieckiem, co z tego że wypadły mi wszystkie mleczne zęby?<br />
<br />
Koszmarne konie ustawiły się w rzędzie za wilkołakiem, całkowicie przesłaniając mi widok na stół prezydialny i zgromadzonym przy nich uczniów. <br />
<br />
- A teraz... - machnął ręką w moją stronę. <br />
<br />
Rozpętało się piekło. <br />
<br />
Wszystkie koszmary rzuciły się w moją stronę. Byłam zbyt zdezorientowana, wystraszona. Nie chciałam używać mocy. Zostałam otoczona ciasnym kręgiem. Przypomniały mi się wszystkie te najgorsze momenty z mojego życia. Wypadek z Anną, Jack wylatujący przez moje okno po raz ostatni, śmierć Chloe, pożegnanie z Jonathanem w Hogsemade... Wszystko to się ze sobą mieszało, a ja czułam, jak odlatuję w ciemność. <br />
<br />
<br />
<i>Nie możesz wiecznie uciekać. </i><br />
<br />
<br />
Moim ostatnim ratunkiem była moc. Chociaż tak mogłam spowolnić atak. Machnęłam ręką, oszraniając lekko konie. Nadal krążyły dookoła, ocierając się o mnie, tym samym przywodząc mi na myśl najgorsze wydarzenia z mojego życia. Nie miałam żadnych szans na wygraną. Wszystko utonęło w ciemności. Nie widziałam niczego, a jedyną rzeczą jaką czułam, była bezradność. <br />
<br />
<br />
<i>Dlaczego nie powiedzieliście mi o wspomnieniach?</i><br />
<br />
<br />
Nie miałam siły dalej walczyć. <br />
<br />
<br />
<i>Okłamywaliście mnie przez cały ten czas. </i><br />
<br />
<br />
Powoli poddawałam się ciemności. <br />
<br />
<br />
<i>Wiedzieliście o tym wszystkim przez cały czas.</i><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Nagle ogarnęła mnie złość. Na Roszpunkę, Meridę, Thomasa i Johna, za to, że o niczym nie powiedzieli. Na rodziców, za to, co mi zrobili. Na Jonathana, za to, że tak po prostu odszedł.<br />
Na Jacka, że nie wrócił.<br />
Ledwo zarejestrowałam, co robię. W jednej sekundzie byłam bliska odpłynięciu w niebyt, a w następnej już machnęłam rękoma, używając całej mojej mocy. Podziałało. Po chwili smutne wspomnienia rozmazały się. Uniosłam ręce do góry, nie panując nad tym, co robię z moją mocą. W powietrze wzbiły się tysiące motyli stworzonych ze śniegu. Znów widziałam dobrze.<br />
Dookoła mnie był szron. Stworzyłam lodowe kolce, które skierowane były ku wilkołakowi.<br />
Ujawniłam się.<br />
Spojrzałam na uczniów, którzy stali przy stole prezydialnym. Na ich czele stał Jack z wyciągniętą różdżką. Nie był ani wystraszony, ani zszokowany moimi umiejętnościami.<br />
Był wściekły.<br />
Odrzuciłam tę myśl, bo zaraz przy mnie pojawił się wilkołak.<br />
- Mogłaś poddać się wcześniej, Elso Wright. Ja nie będę tak łagodny jak one – warknął. Przez ułamek sekundy nie wiedziałam, co zrobić. Zbyt późno zdałam sobie sprawę z tego, co się dzieje. Wilkołak skoczył na mnie, ukazując swoje ostre kły. <br />
<br />
Przygotowałam się na cios. <br />
<br />
Jedna sekunda, dwie, trzy...<br />
<br />
Otwarłam oczy. <br />
<br />
Przede mną stał jeden z koszmarnych koni. Tylko, że... on mnie bronił?<br />
Zaszarżował na wilkołaka. Nie byłam pewna, czy Ciemny mógł coś zrobić. Wszystko wskazywało jednak na to, że świetnie sobie radził, bo wilkołak zaczął się wycofywać. Starał się cokolwiek zrobić, żeby rozgonić koszmar. Stałam nieruchomo, patrząc jak Ciemny kopie wilkołaka w pysk.<br />
- Jeszcze tego pożałujesz, Wright! Jeszcze pożałujesz! - warknął i pobiegł w stronę okna. Wyskoczył przez nie, wybijając szybę, i uciekł.<br />
Ciemny podszedł do mnie i polizał po ręce chropowatym jęzorem, jakby chciał dodać mi otuchy. Potem odwrócił się i sam wyleciał na błonia Hogwartu.<br />
Cisza.<br />
Rozejrzałam się. Koszmary pozostawiły po sobie niezły bałagan. Wszystko było rozrzucone, a jedzenie z kolacji walało się po ziemi. Ja sama nie byłam od nich lepsza. Zaczęłam trzęsącymi się dłońmi rozmrażać szron z podłogi. Kolce zaczęły maleć. Dopiero teraz spojrzałam na uczniów pod stołem prezydialnym, starając się unikać wzrokiem Jacka. Nikt niczego nie mówił. Nie było szlochów, szmerów, zaskoczonych okrzyków. Tylko przerażone spojrzenia niektórych osób. Niektórych, bo większości starała się na mnie nie patrzeć.<br />
Miałam wrażenie, że upłynęła wieczność, zanim Murder skinął na profesor Tryinot. Oboje podeszli do mnie.<br />
- Panno Wright...<br />
- Ja mogę to wszystko wytłumaczyć, pani profesor! - prawie szlochałam. Powstrzymywałam się od płaczu na oczach szkoły. Sytuację pogarszały szmery wśród uczniów.<br />
- Do mojego gabinetu. Natychmiast. - ona też wyglądała na wściekłą. Najbardziej jednak zdziwiło mnie to, że nauczyciel obrony przed czarną magią nie wyglądał wcale na złego, jak to miał w zwyczaju. Przypatrywał mi się bez zaskoczenia, nawet ze współczuciem.<br />
Co się działo z tym światem?<br />
- Panno Wright.<br />
Poszłam za opiekunką Ravencalwu. Za mną maszerował profesor Murder, co wyglądało, jakbym miała specjalną eskortę.<br />
Już było po mnie.<br />
Opuściliśmy Wielką Salę w ciszy. Żadne z nauczycieli się nie odezwało. Szłam szybko za profesor Tryinot na piąte piętro, gdzie mieścił się jej gabinet. Nagle usłyszałam, że ktoś za nami biegnie. Obejrzałam się za siebie.<br />
Jack przeskakiwał po dwa stopnie naraz. Profesor Tryinot przystanęła i spojrzała na mnie pytająco.<br />
- Tylko na chwilę, pani profesor – spojrzałam na nią prosząco. Ta kiwnęła tylko w milczeniu głową i razem z profesorem Murderem odeszła tak, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać.<br />
- Dlaczego niczego mi nie powiedziałaś? - Jack nadal był wściekły.<br />
Zobaczyłam, że za nim biegli jeszcze Thomas, John, Merida i Roszpunka. Ta ostatnia niosła swoje długie włosy, żeby się o nie nie potknąć.<br />
- Ja...<br />
- Ukrywałaś to przez cały czas, odkąd tylko przybyliśmy do Hogwartu!<br />
- Jack, daj spokój – odezwała się zadyszana Ross.<br />
- Najpierw masz do nas pretensje o to, że niczego nie powiedzieliśmy ci o wspomnieniach, a sama nas okłamywałaś – warknął. Miałam dosyć.<br />
- To nie ja obiecałam, że wrócę, a potem totalnie cię olałam – odpowiedziałam mu.<br />
- Co to ma w ogóle do rzeczy? - zapytał zirytowany Jack. - Och, no tak. Po co informować mnie o takich szczegółach? Jestem pewien, że Mrok dobrze ci doradził. No i umiesz kontrolować koszmary, serdeczne gratulacje!<br />
- Może i bym cię poinformowała, wiesz? Może o wszystkim bym ci powiedziała, gdybym miała pewność, że nie polecisz od razu ze wszystkim do Strażników! - wykrzyczałam. Otarłam szybko łzy lecące mi po policzkach. Odwróciłam się bez słowa i odeszłam szybko w stronę profesor Tryinot.<br />
- Panno Wright... - zaczęła nauczycielka – Rodzice czekają w gabinecie.<br />
<i><br /></i>
<i>Rodzice?</i><br />
<br />
Powlokłam się za nią i Murderem. Jeśli mama i tata czekali na mnie, to nie znaczyło to niczego dobrego. Może wreszcie mieli opowiedzieć mi o moich wspomnieniach?<br />
Zanim profesor Tryinot otwarła drzwi do swojego gabinetu, wzięłam głęboki oddech, starając się uspokoić.<br />
- Nic ci nie jest? - mama dopadła mnie zanim zdążyłam przekroczyć próg pomieszczenia. Przez chwilę chciałam się jej wyrwać. Jak mogła tak po prostu przytulać mnie, wiedząc o tym, że odzyskałam część wspomnień? Potem jednak uznałam, że walka z wilkołakiem i koszmarami była dość... emocjonująca.<br />
- N-nie – wyjąkałam. Kiedy wyśliznęłam się z jej objęć, opiekunka Krukonów wskazała nam trzy krzesła przed jej biurkiem.<br />
- Nie będę udawać, że ta sytuacja mnie zaskoczyła – mruknął Murder, stając po lewej stronie nauczycielki eliksirów.<br />
- Och, no tak.<i> Muffliato</i> – profesor Tryinot rzuciła zaklęcie wyciszające na drzwi. - Nasz dyrektor musiał wiedzieć, kogo zatrudnia.<br />
- To znaczy, że jednak będzie trzeba się zebrać, tak? - zapytał tata.<br />
- Dokładnie, Richard – skinął głową nauczyciel. Od kiedy on był po imieniu z moim tatą? I dlaczego będą musieli się zebrać?<br />
Miałam zamęt w głowie, jednak jedna myśl wybijała się ponad inne: to nie Murder był wilkołakiem. Wszystkie nasze podejrzenia były błędne.<br />
- Kto to był? - zapytałam, patrząc na profesora Murdera. Ten, ku mojemu zaskoczeniu, uśmiechnął się do mnie.<br />
<br />
<i>Uśmiechnięty profesor Murder. Widziałam już wszystko.</i><br />
<br />
- Podejrzewaliście mnie, prawda?<br />
- Eee...<br />
- W każdym razie byliście całkiem blisko. Często wychodziłem w interesach do Hogsmeade. Kiedy mnie śledziliście, było bardziej niebezpiecznie, niż się wam wydawało. Szlabany były chyba jedynym sposobem na wasze włóczęgi. Wilkołakiem był Casper Williams, wasz nauczyciel zielarstwa.<br />
- Co?<br />
- Nie wzbudzał podejrzeń, prawda? Na początku też nie myślałem, że może być na usługach Jonathana.<br />
- On wcale nie był na usługach Jonathana – wysyczałam z zaciśniętymi zębami.<br />
- Kto to Jonathan? - zapytał tata. Nie miałam ani siły, ani ochoty mu tłumaczyć moich zawiłych relacji z chłopakiem, który dopiero co mnie zostawił.<br />
- Oboje wiemy, jaka jest sytuacja, panno Wright.<br />
- Ale on...<br />
<br />
- Był rozsądny. Nie chciał, żeby coś się stało, dlatego odszedł.<br />
Profesor Tryinot, mama i tata patrzyli na nas zaskoczeni. Ja tylko zaciskałam ręce w pięści, zastanawiając się, skąd profesor Murder znał mojego przyjaciela i jak dowiedział się o tym, co zaszło w Hogsmeade.<br />
- Skąd pan...<br />
- Powiedział mi. Znam go od parunastu lat – profesor znów mi przerwał.<br />
- Ale... - moje oczy na powrót zaszły łzami.<br />
- Zostawił mi to – zza pazuchy wyjął zwinięty w rulonik pergamin. Podał mi go.<br />
To był list z wyjaśnieniami. Od Jonathana. Po tym wszystkim co zrobił, zostawia mi liścik z wyjaśnieniami?<br />
Łzy ciekły mi po policzkach. Miałam dosyć. Wstałam i wybiegłam z gabinetu, nie zważając na wołanie rodziców i profesor Tryinot, które zresztą po chwili ucichły.<br />
Kiedy biegłam do sowiarni, zaczął padać deszcz. Świetnie. Dzięki temu nikt nie widział moich łez. <br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<br />
<br />
Stałem razem z rodzicami w gabinecie profesor Tryinot. Oprócz nas byli tu też Wrightowie, rodzice Roszpunki, Thomasa, Johna i Meridy.<br />
- A potem wybiegła – zakończył profesor Murder, wzbudzając we mnie jeszcze większe poczucie winy. Słowa Elsy nadal nie dawały mi spokoju. <br />
<br />
<i>- To nie ja obiecałam, że wrócę, a potem totalnie cię olałam.</i><br />
<i>- Co to ma w ogóle do rzeczy? Och, no tak. Po co informować mnie o takich szczegółach? Jestem pewien, że Mrok dobrze ci doradził. No i umiesz kontrolować koszmary, serdeczne gratulacje!</i><br />
<i>- Może i bym cię poinformowała, wiesz? Może o wszystkim bym ci powiedziała, gdybym miała pewność, że nie polecisz od razu ze wszystkim do Strażników! </i><br />
<br />
<br />
Naprawdę byłem aż tak zaślepiony, że nie zauważyłem, jaką krzywdę jej robię? Jak mogłem tak po prostu posłuchać Northa i ją zostawić? Dlaczego od razu nie powiedziałem jej o wspomnieniach?<br />
- Więc co teraz? - zapytał tata Elsy – Przecież dobrze wiesz, że nie możemy jej ot tak wszystkiego powiedzieć, Victorze.<br />
Nie miałem pojęcia, od kiedy Murder i Richard mówili do siebie po imieniu, jednak wydało mi się to mniej dziwne niż to, że wychowawca Ślizgonów potrafił się uśmiechać.<br />
- Myślę, że powinniśmy zajrzeć do jej wspomnień. Tych, o których nikt nie wiedział, a które zostały skradzione przez Mroka, inaczej Jonathana.<br />
- Skąd pan o tym wie? - zapytałem zdziwiony. Takie sprawy były dostępne tylko dla Strażników. Przecież ten facet nie miał niczego wspólnego z Biegunem Północnym.<br />
Opierałem się na swojej lasce, którą od razu po kłótni z Elsą zabrałem z dormitorium. Zapamiętać: brać ten kij zawsze, gdy gdzieś wychodzę, nawet na kolację. Wyłączając treningi quidditcha. Tam miałem miotłę, nią też mogłem zdzielić kogoś po głowie.<br />
- Myślisz, że Strażnicy nie mieliby swojego szpiega w takim miejscu jak Hogwart? Jestem tutaj odkąd zmienili ten dziwny przepis – profesor Murder zamyślił się na chwilę. - Nadal nie mam jednak pojęcia, dlaczego listy dostajecie w wieku czternastu lat, a nie jedenastu.<br />
- Ale co to ma w ogóle do rzeczy?<br />
- To, że wprowadzili tę głupią zasadę akurat w tym samym roku, w którym się urodziliście.<br />
- Czyli ktoś już planował to od dawna? - zapytał tata Meridy.<br />
- Niewykluczone. Tym jednak zajmiemy się później. Kiedy Jonathan był u mnie wczoraj, zostawił coś więcej, niż tylko list – kiedy to powiedział, wyjął podłużną, złotą szkatułkę ze wzorem we fioletowe, niebieskie i białe romby.<br />
Szkatułka ze wspomnieniami Elsy. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
<br />
Pół godziny później siedzieliśmy już w salonie na Biegunie Północnym. Nawet ie wiedziałem, że tam jest taki pokój. Było tam całkiem przytulnie. W kominku trzaskał ogień, rzucając na pomarańczowe ściany długie cienie. Na przeciwko ustawione zostały dwie kanapy, które spokojnie mogły pomieścić dziesięć osób. Za nimi stał ogromny okrągły stół, żywcem wyjęty z legend o królu Arturze.<br />
Po ogólnym ogarnięciu całego bałaganu i wytłumaczeniu wszystkiego rodzicom i moim przyjaciołom, Zębuszka mogła otworzyć wspomnienia i wszystkim je pokazać, tak jak zrobiła to ostatnio. Nie wiedziałem, po co mielibyśmy oglądać całe życie Elsy od początku. Przecież raczej nie zdarzyło się coś, o czym wcześniej nie wiedziałem. No, może oprócz momentu, w którym odkryła swoje moce. I tego, jak się zachowywała po moim odejściu.<br />
Wyrzuty sumienia nadal dawały o sobie znać. Może i przylatywałem do Arendelle, żeby zobaczyć, jak Elsa sobie radzi, ale zawsze była taka... spokojna. Jakby nic nie obchodziło ją to, że odszedłem. Jakby po prostu o mnie zapomniała. Przez chwilę nawet poważnie zastanawiałem się, czy Richard i Emily nie zmodyfikowali jej wspomnień jeszcze raz. Czasem bałem się, że jeśli nie będę pokazywał się za długo, to o mnie zapomni. Jeśli jakieś państwo w klimacie umiarkowanym mogło mieć zimę przez prawie pół roku, to tylko Arendelle. O resztę nie dbałem, byleby tylko dać jakiś znak Elsie.<br />
Może popełniłem ogromny błąd, że nie powiedziałem jej o wspomnieniach. Tylko co stało by się, gdyby wiedziała o wszystkim?<br />
<br />
<i>- Może i bym cię poinformowała, wiesz? Może o wszystkim bym ci powiedziała, gdybym miała pewność, że nie polecisz od razu ze wszystkim do Strażników! </i><br />
<i><br /></i>
<br />
- North? Na co my jeszcze czekamy? - zapytałem Mikołaja, który aktualnie wykłócał się o coś z Zającem.<br />
- Może na mnie, co? - odwróciłem się. O stół opierał się Jonathan. Wyglądał inaczej niż w Hogsmeade. Wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego, a jego oczy przybrały żółtą barwę. Był przed przemianą.<br />
- Co ty tu robisz?<br />
- Przyszedłem zobaczyć wspomnienia Elsy z obozu. Sam przecież nie mogłem ich otworzyć, nie? - podszedł do kanapy. - Miło państwa poznać – zwrócił się do Richarda i Emily – Elsa dużo mi o was opowiadała.<br />
- Czekaj, czy to przypadkiem nie ty byłeś reprezentantem z Nasturii? - zapytał tata Roszpunki.<br />
- Co? To u was też był? - zawołała Elinor, matka Meridy.<br />
Jonathan zaśmiał się.<br />
- Odwiedziłem większość takich małych państewek. Jest o nich dużo legend, więc była szansa, że w którymś kryło się wejście do drugiego obozu.<br />
- Drugiego obozu?<br />
- Tym, w którym przebywa aktualnie Alice. Chyba – nagle zasępił się.<br />
- Alice? - wykrzyknąłem. - Przecież ona...<br />
- ...chciała cię zabić? Wykonywała tylko rozkazy mojej ciemnej strony. Ale potem zniknęła. Do dzisiaj nie wiem, gdzie jest – wzdychnął. - Pewnie schowali się w tej drugiej miejscówce.<br />
- Przecież Elsa nigdy nie była na żadnym obozie – wtrącił Richard.<br />
- Tak? A pamięta pan te siedem dni, kiedy zaginęła? A potem została odnaleziona w najbardziej niebezpiecznej strefie lasów w Arendelle? Wie pan, gdzie wtedy była?<br />
- Ale przecież to niemożliwe! Wiedzielibyśmy o tym! - oburzył się Richard.<br />
- Na tym polega problem. Wejście do niego jest świetnie zamaskowane, a czas w tamtym miejscu to dość trudna sprawa, więc jeśli nie ma się mocy, to szanse na dostanie się tam maleją praktycznie do zera.<br />
- Ale ona niczego nie mówiła po tym, kiedy ją znaleźliśmy – wtrąciłem. Nadal nie rozumiałem tego, co chciał mi powiedzieć Jonathan.<br />
- Wierz mi, że jeśli przeżyłbym to co ona, to też nie miałbym ochoty dzielić się z kimś takimi rzeczami.<br />
- Więc dlaczego po prostu nie zostawimy jej wspomnień w spokoju? Skoro były one straszne, to po co w ogóle do nich zaglądamy? Mamy je przypomnieć Elsie? - zacząłem podejrzewać, o co mogło chodzić Jonathanowi. I wcale nie było to dobro Elsy.<br />
- Myślisz, że odnajdziesz ten drugi obóz i Alice, prawda?<br />
Jonathan spojrzał na mnie. Przez chwilę wyglądał na wzburzonego, ale potem... jakby się zawstydził. Jak dziecko przyłapane na kradzieży cukierka.<br />
- Jednak jesteś tak domyślny, jak mówiła Elsa – westchnął Jonathan. - Tak, jeśli skontaktowałem się z Elsą, to tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś o Alice. Ale potem... okazało się, że ma bliższy kontakt ze Strażnikami niż myślałem, co jeszcze bardziej ułatwiło mi poszukiwania A tak na marginesie, nie powinieneś był opowiadać jej za dużo o rozkładzie pomieszczeń na Biegunie. Miała dokładne plany schowane pod obluzowanym panelem w swoim pokoju.<br />
- Możemy już zaczynać? - jęknął Zając.<br />
- Wielkanoc była niedawno, przecież możesz sobie odpocząć – skwitował Jonathan.<br />
- Niby tak, ale mam dosyć wysłuchiwania waszej głupiej rozmowy. Poza tym, nie jesteście w tym pokoju sami. Ząbek?<br />
- No dobra. Mogę je już otworzyć? - wszyscy pokiwaliśmy głowami. Wziąłem głęboki oddech, przygotowując się na ujrzenie wspomnień Elsy.<br />
Po chwili oślepiła mnie biel, zawsze poprzedzająca oglądane wspomnienia.<br />
A ja nie miałem już czasu, żeby zaprotestować.Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-5259283853154878162016-03-09T23:17:00.002+01:002016-03-09T23:17:52.095+01:00Rozdział XIX - Krwawa Pełnia<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Grzebałem
widelcem w jajecznicy. Na szczęście żadna sowa nie wleciała do
niej podczas porannej poczty.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Uczyłem
się do dzisiejszych egzaminów. Naprawdę się uczyłem. Tylko chyba
ktoś rzucił na mnie zaklęcie zapomnienia.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Ponury
nastrój udzielił się chyba wszystkim przy stole Slytherinu.
Uczniowie z drugiego roku mieli zdawać SUMY, a ci z czwartego –
Okropnie Wyczerpujące Testy Magiczne, czyli owutemy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Widzieliście
gdzieś Elsę? - Roszpunka podbiegła do naszego stolika. Jej włosy
ciągnęły się za nią, inni uczniowie musieli uważać, żeby nie
nadepnąć na wielkiego warkocza, którego sobie zaplotła.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- A
nie ma jej z tobą? Przecież śpisz z nią w dormitorium –
powiedział Thomas, podnosząc wzrok znad nietkniętej owsianki.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No...
- Roszpunka wzięła głęboki oddech – Po tej całej sprawie z
Meridą i wspomnieniami, to zrobiła się jakaś taka... dziwna.
Jednego czasu słyszałam, jak się wymyka i poszłam za nią.
Ćwiczyła chyba jakieś zaklęcie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Faktycznie,
Elsa od jakiegoś czasu była spięta. Uznałem jednak, że to
całkiem normalne. W końcu była Krukonką, zbliżały się
egzaminy, a ona się nimi stresowała. Bo stałaby jej się krzywda,
gdyby straciła dwa punkty.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Pewnie
ćwiczyła do egzaminów – przewróciłem oczami. Roszpunka była
mocno przewrażliwiona.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ale
gdyby zależało jej na egzaminach, to by się już dawno pojawiła!
Nawiasem mówiąc, mamy je za piętnaście minut! A co, jeśli
starała się przywrócić sobie wspomnienia?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Udałem,
że słowa Roszpunki wcale mnie nie zaniepokoiły.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Jeśli
jej poszukamy, to się uspokoisz?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Tak.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Podniosłem
się. W sumie to pewnie i tak niczego bym nie przełknął.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Byłam
już w bibliotece i obeszłam większość korytarzy. Może być
w sowiarni – Ross gadała jak najęta. Nie rozumiałem, czym tak
bardzo się przejmowała. Elsie na pewno nic nie było. A na pewno
nie przywróciła sobie wspomnień.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Ja,
Thomas i John wbiegliśmy po schodach do sowiarni. Im szybciej
mielibyśmy ten cały cyrk za sobą, tym lepiej. Roszpunka szła do
nas powoli, starając się ogarnąć włosy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Rozejrzałem
się. W pomieszczeniu na żerdziach siedziała chyba setka sów. Nie
wszystkie należały do uczniów. Jeśli ktoś chciał, mógł
skorzystać z któregoś ze szkolnych ptaków.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Przy
wielkim oknie, przez które wylatywały sowy, stała jakaś postać.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Eee...
Jack? To chyba ona – zauważył Thomas-geniusz.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Elsa
pociągnęła nosem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Płakała?</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Podeszliśmy
bliżej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
-Już
jeste... - Roszpunka wbiegła do sowiarni, niosąc w rękach swój
warkocz. Zatrzymała się raptownie na widok mojej przyjaciółki
stojącej w oknie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Elsa?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Podeszliśmy
bliżej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Merida
miała rację.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Powiedziała
to tak cicho, że ledwo ją dosłyszałem. Wiedziałem jednak, że
mieliśmy kłopoty. I to spore.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Elsa
odwróciła się w moją stronę. Oczy miała zaczerwienione, a po
jej policzkach płynęły łzy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Okłamywaliście
mnie przez cały ten czas – głos jej się załamał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Elsa,
my...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Spojrzała
na mnie, nic nie mówiąc. Nie potrafiłem wcisnąć jej znów
jakiegoś kitu. Chyba już wolałbym, żeby na mnie krzyczała, niż
żeby stała tak i patrzyła na mnie. Wcale nie wyglądała na złą. </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Rozczarowała się.</i> A to było jeszcze gorsze.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Poczułem
się jak ostatni palant. Ile dla mnie zrobiła, chociażby odkąd
byliśmy w Hogwarcie? Odnalazła moich rodziców, załatwiała
wszystkie szlabany, brała na siebie prace domowe, kiedy ja nie
miałem na to czasu. Chociaż tak naprawdę miałem czas, tylko nie
chciało mi się robić tego wszystkiego. Chyba zasługiwała na
kilka słów wyjaśnienia.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie
pamiętam wszystkiego. Ale wy wiedzieliście, a mimo
to... - odwróciłem wzrok. Poczułem, jak coś ściska mnie za
gardło. Dopiero teraz dotarło do mnie, że Elsa przecież
dowiedziała się, że ma jeszcze jedną siostrę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Kiedy
Anna i Elsa mnie dopadną, to nie będzie już ratunku.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Moja
przyjaciółka wyszła szybko z sowiarni. Nawet nie próbowałem jej
zatrzymywać. Spojrzałem na Roszpunkę, która miała łzy w oczach.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Chodźcie
– powiedziała drżącym głosem. - Spóźnimy się na egzaminy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: x-large;"><br />
</span></div>
<div align="RIGHT" style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-size: x-large;">*narrator
ogólny*</span></i></div>
<div align="RIGHT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Richard
Wright i James Frost siedzieli przy ławach w sali, w której
zazwyczaj odbywały się obrady. Za chwilę miała odbyć się
audiencja, więc wokół nich piętrzyły się dokumenty i opasłe
księgi. Rozmawiali przyciszonymi głosami tak, aby nikt nie usłyszał
o czym mówią.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Mam
tylko nadzieję, że uczył się do egzaminów – westchnął James.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Richard
zaśmiał się. Co jak co, ale Jak na pewno znajdzie dobry sposób na
to, aby wszystko poszło po jego myśli.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Dadzą
sobie radę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Jak
my im to powiemy, Richard? - Frost przetarł zmęczone oczy dłonią.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- A
wyobrażasz sobie opowiedzenie Elsie o jej wspomnieniach?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Zadowolona
to ona nie będzie. Jak się dowie, że Jack o niczym jej nie
powiedział...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- ...to
wpadnie w szał. Albo się załamie. I pewnie ucieknie z domu. No i
jeszcze nas znienawidzi – Richard przeczesał ręką swoje rzadkie
włosy. Nie miał serca oszukiwać swojej najstarszej córki, ale
musiał mieć na uwadze przede wszystkim ogólne dobro.
Zmodyfikowanie jej wspomnień było najkorzystniejszym rozwiązaniem.
Nawet legendarne trolle go poparły.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Więc
dlaczego czuł się, jakby był najokropniejszym ojcem na świecie?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Anna
nie miała kontaktu z Elsą przez prawie osiem lat. Po wypadku
Richard nie był pewny co do zmiany wspomnień Elsie. Wszystko jednak
zmieniło się po tym, kiedy dziewczyna dwa dni później zaginęła.
Wright aż za dobrze pamiętał tę niepewność. Chcą okupu? A może
dowiedzieli się o jej mocach i teraz się nad nią znęcają? Kiedy
jego córka po siedmiu dniach została odnaleziona w najbardziej
niebezpiecznym zakamarku lasów Arendelle, nie mówiła nic o tym, co
działo się przez ten czas. W zasadzie nie mówiła prawie nic.
Odzywała się tylko wtedy, kiedy chciała pić. Doktor Sienna Brooks
stwierdziła, że Elsa mogła przeżyć coś tak bardzo strasznego,
że mogło to zostawić trwały ślad w jej psychice. To był jeden z
powodów, dlaczego nie powiedzieli o niczym dziewczynie. Tylko dla jej
własnego bezpieczeństwa.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
No i
jeszcze ta sprawa z Meridą. Wright miał nadzieję, że ta Gryfonka nic nie powie Elsie. To jeszcze tylko przysporzyłoby mu
problemów. Chociaż czuł, że Merida i tak nie powiedziałaby
niczego, jeśli to miałoby zaszkodzić jej przyjaciołom.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Hej,
Rich, słuchasz mnie? - James szturchnął go w ramię.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Zamyśliłem
się.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Sowa
do ciebie przyleciała – Frost wskazał na siedzącą na blacie
śnieżną sowę. List musiał być od Elsy. Pewnie pisała o tym,
jak poszły jej egzaminy. Chociaż jeszcze było za wcześnie. Na
pewno nie wysyłałaby listu przed dziesiątą, tylko po ostatnim
egzaminie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Richard
otwarł list. Z przerażeniem przeczytał dwa zdania starannie
napisane na środku pergaminu. Podał list Jamesowi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Burges!
Odwołaj audiencje i wszystkie spotkania zaplanowane na najbliższy
tydzień!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
James
i Richard wybiegli ze sali. Musieli o wszystkim powiedzieć Margaret
i Emily.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i>Wiem,
że to skomplikowane, tato.</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i>Proszę,
wytłumacz mi, dlaczego miałam zmodyfikowane wspomnienia.</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Widziałem
Elsę na egzaminach. Potem w stołówce, kiedy jadła obiad. A
jeszcze potem siedziała w bibliotece.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Cały
czas była sama, a ja nawet do niej nie podszedłem. Powinienem jej
wszystko wytłumaczyć, może zrozumiałaby. Może nie wpadłaby w
szał.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Może.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i><br /></i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Z
tego co wiedziałem, do Roszpunki i Meridy Elsa się nie odzywała.
Ross mówiła mi, że nasza-chyba-już-nie-przyjaciółka po prostu
ją ignorowała. Nam trudno było zacząć rozmowę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Po
głowie znów chodziły mi słowa Meridy. Miała rację, mówiąc, że
boję się znienawidzenia przez Elsę. Prawda była taka, że to
stało się już dawno. Teraz dopiero byłem pewny, że nadal chowała
urazę do mnie za to, że ją zostawiłem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Miała
jeszcze Jonathana – pomyślałem z goryczą.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
W tej
ponurej atmosferze upłynął tydzień.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Miałem
dwie wiadomości.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Pierwsza,
ta dobra: zdałem egzaminy i to nawet całkiem dobrze.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Druga,
ta gorsza: rodzice naszej szóstki przyjeżdżali do Hogsmeade. I
mieliśmy się z nimi spotkać w sobotę. Bez Elsy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Już
to widzę: Dlaczego jej powiedzieliście? Co wy sobie myśleliście,
ble, ble ble. Potem poproszą Elsę, wszystko jej wyjaśnią i sprawa
będzie zamknięta.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Wszystko
przez ciebie – warknąłem do Meridy. - Gdybyś nie zaczynała
tematu, to nic takiego by się nie stało.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- To
moja wina? Było wszystko jej wcześniej wyjaśnić!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Możecie
się przymknąć? Staram przygotować się psychicznie – jęknął
Thomas. Staliśmy przed Trzema Miotłami. Na górze tego baru były
również pokoje. W jednym z nich mieliśmy spotkać się z
rodzicami.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Przygotowanie
się psychicznie było bardzo dobrym pomysłem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Weszliśmy
do zatłoczonego baru. Starałem się wypatrzeć Elsę pośród tego
tłumu, ale nigdzie jej nie było. Prawdopodobnie została w zamku.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Po
schodach szliśmy jak najwolniej. Przez ten tydzień miałem bardzo
dużo czasu na rozmyślanie o Elsie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nie
chodziło o to, że myślałem o niej w jakiś bardziej niż
przyjacielski sposób. Po prostu zastanawiałem się, co by było, gdybym o
wszystkim jej powiedział.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Roszpunka
zapukała do drzwi z numerem dziewięć. Weszliśmy do pokoju.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nie
tego się spodziewałem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Zamiast
na nas nakrzyczeć, nasi rodzice tylko pytali, jak się czujemy. Nic
więcej. Po prostu zwykłe pytania. Nawet nie poruszyli tematu
wspomnień Elsy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Coś
się wam stało? - zapytała Merida.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie.
A co by się miało stać? - odpowiedział tata Roszpunki nerwowo.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No...
wspomnienia Elsy? - podpowiedziałem. Sytuacja zaczęła robić się
naprawdę dziwna. - Chyba po to tu przyjechaliście, no nie?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Aaaa...
no tak, jasne! Tylko... uznaliśmy, że może lepiej będzie trochę
poczekać – powiedział James.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Przesłyszałem się.
Na pewno się przesłyszałem. </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Najpierw
przyjeżdżają tutaj, żeby zobaczyć się z Elsą, a potem chcą to
przeczekać? Przecież ona była załamana, kiedy dowiedziała się o
swoich wspomnieniach! Czy to nie powinno być tak, że rodzice
wspierają swoje dzieci, a nie je olewają i postanawiają przeczekać
trudne sytuacje?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
To
jakby mieć w głębokim poważaniu to, co mówi Księżyc.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- To
nie przyjechaliście z nią porozmawiać?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- To
nie do końca tak, Thomas – odpowiedział tata Elsy. - Dostaliśmy
pewne eee... zalecenia.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Popatrzyliśmy
po sobie z Meridą. Zalecenia?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Od
kogo? Przecież nikt oprócz nas nie wiedział, że Elsa miała
zmodyfikowane wspomnienia – Roszpunka zmarszczyła brwi.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No
właśnie... jeśli o to chodzi – tata Ross zaśmiał się nerwowo.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nie
wiedziałem, co powiedzieć. Kto jeszcze mógł wiedzieć o
wspomnieniach Elsy, oprócz nas? Nikt spoza naszego kręgu nie miał
udziału w tym, co kiedyś się stało.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Po
prostu będziemy tu do czwartku. Potem wszystko jej powiemy –
wyjaśnił tata Johna.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nadal
nie uważam, żeby to był dobry pomysł – wtrąciła się
Margaret.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ja
też nie – dodała mama Elsy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
No i
w końcu nasi rodzice zaczęli się kłócić. I wtedy stało się
coś bardzo dziwnego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Znów
poczułem to otępienie. Poparzyłem na Roszpunkę. Miała całkiem
nieobecny wzrok. Chciałem się poruszyć, ale moje ciało
protestowało.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>No co jest?</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nagle
do pokoju wbiegł profesor Murder. Wszystko się wyostrzyło,
zmysły mi wróciły. Spojrzałem na naszych rodziców. Dopiero teraz
zauważyłem, że przestali się kłócić.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Co
ja wam mówiłem przy ostatnim szlabanie? Macie zakaz chodzenia do
Hogsmeade, zapomnieliście? - warknął, patrząc na mnie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Eee...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Wyjdźcie
stąd. Natychmiast – syknął przez zaciśnięte zęby.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ale...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Wyjdźcie
– mama Meridy wskazała nam drzwi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Teraz
to miałem totalny zamęt w głowie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Roszpunka
przycisnęła ucho do drzwi.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Musieli
użyć zaklęcia Muffliato.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ktoś
wie, o co im chodziło? - Thomas popatrzył na mnie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie.
Czemu będą tu do czwartku?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Ross
spojrzała na główną ulicę Hogsmeade przez okno na korytarzu.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Chodźmy
do baru. Chyba mam teorię.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Dziesięć
minut później cała nasza piątka siedziała przy stoliku, sącząc
kremowe piwo.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Więc
jaka jest twoja teoria?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Zanim
ci ją wytłumaczę, to obliż sobie wargi. Masz wąsa z piany –
Roszpunka skrzywiła się. -Chodzi mi o to, że skoro profesor Murder
przyszedł do pokoju, w którym rozmawialiśmy, to mógł wszystko
słyszeć przez drzwi. Żadne z nas nie rzuciło zaklęcia
wyciszającego. Po tym, jak mi opowiedziałeś o jego rozmowie z
profesorem Williamsem, coś przyszło mi do głowy. Być może ktoś
dowiedział się o tym, że nauczyciel obrony przed czarną magią
jest wilkołakiem. Ten najpierw chce uciszyć ich po dobroci. Wiecie,
co mamy w czwartek?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie
– odpowiedzieliśmy chórem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Co
jak co, ale ty Jack, powinieneś to wiedzieć.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Zastanowiłem
się. O czym zapomniałem?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Krwawa
Pełnia! To już w czwartek?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Tak.
A co działo się w Każde Krwawe pełnie?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Wszystkie
magiczne zwierzęta miały sumienie i świadomość swoich czynów.
No i jeszcze były dwa razy silniejsze niż zazwyczaj. Taka wiewiórka
potrafiła zagryźć nieostrożnego kota.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Co?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- North
mówił mi - powiedziałem ciszej – że to jedyny czas, kiedy
Księżyc traci kontrolę nad żywiołami i w ogóle tymi wszystkimi
dziwnymi bóstwami. Jeśli nie zdąży się ustawić posterunków na
właściwych miejscach, może być źle.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ponadto
Krwawe Pełnie zawsze zwiastowały coś złego. Wybuch dżumy, która
wypleniła jedną trzecią ludności na świecie. Hiszpanka. Wojny
Światowe. To wszystko było poprzedzone takimi właśnie pełniami.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ale
to przecież dotyczyło mugoli, nie czarodziejów. Co to ma wspólnego
z magicznym światem?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Dżuma
została wywołana zmieszaniem dwóch zaklęć niewybaczalnych
rzuconych na szczura. Zwierzę teoretycznie powinno umrzeć, ale nic
mu się nie stało. Z hiszpanką było podobnie. A Wojny Światowe to
nic innego, jak walka czystokrwistych z mugolakami.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Więc
co teraz zrobimy?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Poczekamy
do czwartku. Jeśli nic się nie stanie, to potem porozmawiamy z
Elsą. Teraz lepiej nie dokładać jej zmartwień.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- A
jeśli nie zdążymy jej o wszystkim opowiedzieć? No bo wiecie,
skoro magiczne zwierzęta będą miały więcej siły i świadomość,
a w Hogwarcie jest wilkołak, to...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Thomas
nie musiał dokańczać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Profesor
Murder wykończy nas, a my prawdopodobnie nie będziemy mogli się
nawet obronić.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Bardzo
optymistyczny scenariusz.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
***</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Minęły
cztery dni.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Była
środa.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Elsa
o niczym nie wiedziała, a my nie staraliśmy się jej niczego
wytłumaczyć. Robiło mi się naprawdę źle na myśl, że moja
najlepsza przyjaciółka, prawie siostra, uważała mnie za
ostatniego palanta. I może jeszcze myślała, że wcale się nią
nie przejmujemy. Wszystko strasznie mnie przytłaczało. Otuchy
dodawało mi to, że nasi rodzice byli w Hogsmeade. Zawsze mogliśmy
pójść do nich i wszystko opowiedzieć.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Leżałem
na łóżku w moim dormitorium, patrząc na zegarek. Długa wskazówka
cały czas przesuwała się w stronę dwunastki. Za jakieś pięć
minut miała być północ. Czwartek. Krwawa Pełnia. Westchnąłem
cicho. Brian, Dennis, John i Thomas spali.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nagle
usłyszałem jakiś dziwny dźwięk. Dochodził zza drzwi
prowadzących na schody, którymi schodziło się do pokoju
wspólnego.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wyszedłem
na korytarz. Z dołu usłyszałem czyiś głos.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- A
mogłem olać Northa i powiedzieć Zębuszce, żeby tu przyszła.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Zbiegłem
do pokoju wspólnego. Zając stał na środku, najwyraźniej próbując
pozbierać szczątki zbitej fiolki.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Co
ty tu robisz? Wszystkich pobudzisz! - syknąłem do niego. Machnąłem
różdżką i przeniosłem odłamki szkła do kosza.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Twoja
przyjaciółka wybiera się na spotkanie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Dziesięć
minut później siedziałem w krzakach razem z Northem, Zębuszką i
Zającem w krzakach pod Wrzeszczącą Chatą w Hogsmeade. Piasek
rozdawał dzieciakom dobre sny, więc nie mógł być z nami.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Patrzyłem, jak Elsa stoi na polanie i grzebie nogą w ziemi.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- To
nie jest dobry pomysł – szepnąłem do Northa. Kiedy śledziłem
Elsę z Brianem, nic nie wyszło mi na dobre. Podejrzewałem, że i
tym razem tak będzie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ale
zaraz zobaczysz, z kim się umówiła.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Popatrzyłem
znów na moją przyjaciółkę. Wyglądała na przygnębioną. Po
chwili zza drzew wyszedł jakiś chłopak. Miał ciemne włosy. Był
dużo wyższy od Elsy, więc musiała patrzeć na niego z góry. W
bladym świetle księżyca zauważyłem, jak moja przyjaciółka
szeroko uśmiecha się na jego widok.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Jonathan.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
W
święta powiedziała mi, że już nie utrzymuje z nim kontaktów. Że
nic dla niej nie znaczył, po prostu ją pocieszał. A potem odszedł.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Okłamała
mnie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Usłyszałem
ich rozmowę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- ...
i nawet niczego mi nie powiedział.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Może
miał powód? No wiesz, chronienie cię nie jest takie łatwe, jakby
się wydawało – Jonathan uśmiechnął się do Elsy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Sama
doskonale potrafię się obronić.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Przyjaciel
Elsy zaśmiał się.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No
jasne.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nastała
chwila ciszy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Wiesz,
co stanie się w Krwawą Pełnię, prawda?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ja...
Muszę z tobą porozmawiać, Elsa.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ty
chyba nie...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
-Posłuchaj
mnie uważnie – Jonathan podszedł bliżej do Elsy i położył
ręce na jej ramionach. - Nigdzie, naprawdę <i>nigdzie</i>, nie jest
dla ciebie bezpiecznie. <i>Zwłaszcza</i> w Hogwarcie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ale
rok szkolny już się koń...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Arendelle
jest chronione magią trolli, ale to nie wystarczy. Coś bardzo,
bardzo niedobrego ma stać się w Krwawą Pełnię, ale nie do końca
wiem, co. Jednego jestem pewny: będzie chodziło o ciebie. Lepiej
byłoby, gdybym zabrał cię z Hogwartu, ale nie mogę. Dlatego
obiecaj mi, że nie będziesz się niepotrzebnie narażała –
Jonathan odsunął się od niej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Zostawiasz
mnie samą?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Tylko
przysporzyłbym ci kłopotów.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Cała
ta sytuacja bardzo przypominała mi moje pożegnanie z Elsą. Tylko
że wtedy ja jej obiecałem, że przyjdę nazajutrz. No i już nie
wróciłem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ale...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Obiecuję
ci, że wrócę. Nie wiem jeszcze kiedy. Może za pół roku, albo
dłużej. I wtedy wszystko ci wyjaśnię.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ale
Jonathan... – mojej przyjaciółce załamał się głos.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Hej,
czy ja cię kiedyś okłamałem? - zapytał łagodnie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Pokręciła
głową.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Trzymaj
się, Elsie – Jonathan odwrócił się i wszedł do lasu.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Elsa
zaczęła szlochać. Patrzyłem, jak ociera łzy, ale sam nie mogłem
niczego zrobić. Tylko pogorszyłbym sytuację.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Po
dłuższej chwili moja przyjaciółka odwróciła się i poszła
szybko w stronę drogi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Usłyszałem
za sobą szelest. Wstałem i odwróciłem się szybko.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Jesteście
z siebie zadowoleni? - warknął Jonathan.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Chyba
wolałbym spotkać się z wściekłym profesorem Murderem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jonathan
był naprawdę zdenerwowany. Patrzył na Northa z rządzą mordu w
oczach. Biła od niego atmosfera wrogości. Byłem prawie pewny, że
gdyby chciał, to zmieniłby się w Mroka. Poczułem, jak coś
zaciska mi się w żołądku.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Czego
chcesz? - North wyciągnął swoje szable z pochew. Zając i ja
wyszliśmy do przodu, a Zębuszka schowała się za Mikołajem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ty
jesteś Mrokiem – powiedziałem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Aktualnie
nie. Za jakieś dwa, może trzy tygodnie – nagle jego ton
złagodniał. - Dobrze się spisałeś, Frost.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Co?
- Zając spojrzał na mnie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nic.
Staraj się trzymać ją z daleka od Briana. Jest totalnym głupkiem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Tyle
to ja sam wiem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jonathan
wyszczerzył się do mnie. Jako człowiek wcale nie był taki zły.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Odezwę
się do was za jakiś czas. W każdym razie kiedyś będę musiał wam
powiedzieć, dlaczego akcja dywersyjna się nie udała. A ty, Jack,
pilnuj jej. Jest jakieś tysiące teorii na temat Krwawej Pełni, ale
żadna z nich nie jest nawet w połowie tak straszna, jak to, co ma
nastąpić. Trzymajcie się!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jonathan
odwrócił się i wszedł w cień. A potem się rozpłynął,
zostawiając mnie oszołomionego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Źle
zrobiłem, zostawiając Elsę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Już
niedługo miałem odczuć konsekwencje mojego wyboru.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>***</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Maltretowałem
moje frytki widelcem. Siedziałem na kolacji, cały spięty.
Czekałem, aż profesor Murder zrobi coś dziwnego lub szalonego.
Elsy nie było na kolacji. Może to i lepiej.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nic
się na razie nie dzieje. Może to wszystko to tylko bujda? - odezwał
się Thomas.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie
wiem – burknąłem. Prawda była taka, że miałem wątpliwości co
do tego, że Elsa ma być zamieszana w teorie o Krwawej Pełni.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Rozejrzałem
się po sali. Do środka wchodziło coraz więcej osób. Prawie
wszystkie miejsca były pozajmowane. Uczniowie jednak zachowywali się
dziwnie. Rozmawiali ze sobą, ale to wszystko było takie jakieś...
sztuczne.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Ledwo
to pomyślałem, od stołu wstali profesor Williams i Murder.
Spojrzeli po sobie. Nagle profesor Williams zaczął biec w stronę
drzwi.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>- Drętwota! </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>- Colloportus!</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Profesor
Williams zamknął drzwi Wielkiej Sali. Myślałem, że chciał
powstrzymać Murdera.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Ale
on zaczął robić się jakiś taki... dziwny.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Światło
krwawego księżyca wpadło przez okno do sali. Williams zaczął się
zmieniać. Znacznie urósł, nogi i ręce mu się wydłużyły. Jego
twarz zaczęła obrastać futrem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
To
był chyba najstraszniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałem. Ale
nie to było najgorsze.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Totalnie
zapomniałem o zabraniu mojej laski, która przewodziła moc.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Idiota.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Teraz
nasz profesor zielarstwa stał, jako prawie wilkołak, na dwóch
nogach. Był pokryty krótką, szarą sierścią. Warknął, ukazując
ostre jak brzytwa zęby. Miał wydłużone kończyny, którymi pewnie
bez trudu mógłby powalić dorosłego człowieka. Zdziwiło mnie to,
że nie przemienił się do końca w wilkołaka. North mówił mi o
eliksirach hamujących wilkołactwo, ale nie byłem pewny, czy
działają one w ten sposób.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Pod
ścianę. Już! - warknął, a jego oczy błysnęły czerwienią. -
Jeden fałszywy ruch, a wszystkich was pogryzę. Jestem pewien, że
nie chcielibyście być wilkołakami, co? - wyglądało na to, że
byliśmy całkowicie bezbronni. Wszyscy cofnęliśmy się w stronę
stołu prezydialnego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wilkołak
zmierzył nas spojrzeniem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Coś bardzo, bardzo
niedobrego ma stać się w Krwawą Pełnię, ale nie do końca wiem,
co. Jednego jestem pewny: będzie chodziło o ciebie.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jonathan
miał rację. Williams musiał szukać Elsy. Błagałem w myślach,
żeby nie przyszła do Wielkiej Sali. Jeśli tylko wilkołak chciał,
mógł otworzyć drzwi. Nauczyciele, włącznie z Murderem, zostali
rozbrojeni.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Błagam, Elsa, nie
przychodź tu.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jak
na złość Williams-wilkołak odwrócił się do drzwi i machną
różdżką. Profesor Murder spojrzał na mnie wymownie, jakby chciał
powiedzieć „No i gdzie teraz są Strażnicy?”.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Było
już zbyt późno.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Elsa
weszła do Wielkiej Sali.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Uciekaj!
- krzyknęła Merida. Mnie ścisnęło w gardle ze strachu.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Popatrzyłem
przez okno.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Minutę
później byłem świadkiem wydarzeń, jakie nie rozgrywały się
nawet w moich najgorszych koszmarach.</div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-23058156523656938622016-02-29T21:01:00.001+01:002016-03-02T23:06:52.153+01:00Rozdział XVIII - Nowe zaklęcie<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Powoli
zbliżał się finałowy mecz quidditcha, więc drużyna Ślizgonów
trenowała co wieczór i przez całe soboty, jeśli tylko boisko nie
było zajęte. Srebrna Strzała spisywała się świetnie, jednak mimo
wszystko stresowałem się finałami. Była już połowa kwietnia,
zbliżały się egzaminy, a my dostawaliśmy coraz więcej zadań
domowych i wypracowań, szczególnie od profesora Murdera. I
pomyśleć, że jest opiekunem naszego domu! Miałem szczęście, że
znałem Elsę na tyle dobrze, żeby znać jej słabość do
czekolady. Często pomagała mi odrabiać wypracowania (to znaczy,
pisała je za mnie). Dodatkowo Ostatnio coś napadło Meridę i
chciała powiedzieć Elsie, że jej wspomnienia zostały
zmodyfikowane. Musieliśmy pilnować, żeby nie zostawała z nią sam
na sam, bo inaczej skończyłoby się to po prostu źle.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nie
to, że nie chciałem, żeby Elsa nie przypominała sobie, co działo
się przed wypadkiem z Anną. Wolałem jednak, żeby wszystko na
spokojnie jej wytłumaczyć, bo moja przyjaciółka na pewno nie
byłaby zadowolona z tego, że ją okłamaliśmy. A poza tym nie
znaliśmy żadnego sposobu na przywrócenie jej wspomnień. Podobno
dało się zrobić to za pomocą zaklęcia przywołującego pamięć,
ale nie znaliśmy jego formuły. Było całkowicie niewerbalne, to
znaczy po prostu się go nie wymawiało. Roszpunka wspomniała o tym
niedawno. Po części Brian miał rację – dobrze jest mieć dobre
przyjaciółki.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
***</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No
dobra, długo czekaliśmy na ten moment – Fred stał na drewnianej
skrzyni w szatni Ślizgonów. Za jakieś pięć minut mieliśmy wyjść
na boisko i rozegrać finałowy mecz w quidditcha. - Nie zdobyliśmy pucharu od czterech lat, odkąd odebrał nam go Gryffindor. Dzisiaj
mamy szansę to wygrać! Mamy trójkę wspaniałych ścigających –
popatrzył na mnie, Maggie i Arthura. - Dodatkowo broni nas dwoje
świetnych pałkarzy – Edward i Bernard wstali ukłonili się. - No
i jeszcze nasz szukający, Jerry Lewis!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No i
jeszcze świetny obrońca – Maggie uśmiechnęła się do Freda.
Większość dziewczyn podkochiwała się w nim, włączając w to
naszą ścigającą.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
-W
każdym razie musimy dzisiaj dać z siebie wszystko. Może profesor
Murder trochę nam odpuści, jak już będzie miał ten puchar w
gabinecie. Dobra, idziemy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Weszliśmy
na boisko quidditcha wśród głośnych wiwatów i gwizdów z
zielono-srebrnego sektora. Rozstawiliśmy się na boisku. Stone
uścisnął rękę Igora Williamsa, profesor Potter dmuchnął w
gwizdek i wszyscy wzbiliśmy się w powietrze. Wszystko nagle
przestało mieć znaczenie. Znów byłem w powietrzu, grałem w
quidditcha, robiłem to, co kochałem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wszystko
szło nam sprawnie, strzelaliśmy gole, mieliśmy minimalną przewagę
nad drużyną Krukonów. Nasi pałkarze sfaulowali jednego
ścigającego i jednego pałkarza, więc mieliśmy trochę ułatwione
zadanie. Nasz szukający co chwilę musiał jednak unikać tłuczków,
które posyłał w jego stronę pałkarz Ravenclawu.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Tak
jak w poprzednim meczu, mieliśmy przewagę stu pięćdziesięciu
punktów, z tą różnicą, że nasz szukający był całkiem
sprawny. Ja i Maggie lecieliśmy prosto do bramki, żeby strzelić
kolejnego gola. Wtedy mielibyśmy minimalną pewność na zwycięstwo,
gdyby szukający przeciwnej drużyny złapał znicza w najbliższych
minutach.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
-Jack,
uważa... - Maggie nie zdążyła dokończyć. Dostrzegłem tłuczka
zbyt późno i oberwałem w prawą rękę. Najpierw usłyszałem
chrupnięcie, a potem poczułem straszny ból w nadgarstku. Arthur
był za daleko, żeby nas dogonić, a jeśli nie pomógłbym Magiie,
to stracilibyśmy kafla. Prosto na nią leciała już trójka
ścigających z Ravenclawu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
-Bierz
to, Frost! - rzuciła kafla w moją stronę. Odebrałem go prawą
ręką. Kurczowo chwyciłem się nogami miotły, bo nie mogłem nawet
ruszyć nadgarstkiem. Jakimś cudem wyminąłem ścigającego
Krukonów, który leciał prosto do złotego znicza. To była
ostatnia szansa na to, żeby wygrać ten mecz. Pętle były coraz
bliżej, a ja trzymałem kafla w prawej ręce. Nadgarstek bolał
niemiłosiernie, ale powinien niedługo przestać. Strażnikom rany i
złamania regenerowały się dużo szybciej niż śmiertelnikom.
Obrońca drużyny Ravenclawu szykował się do obrony. Intuicyjnie
rzuciłem kafla na prawą pętlę. W tym samym momencie poczułem w
prawej ręce okropny ból i znów usłyszałem ten sam niemiły
dźwięk, co przy poprzednim uderzeniu w lewy nadgarstek. Zamroczony
i oszołomiony bólem ledwo usłyszałem krzyk Jordana z Hufflepuffu,
który był komentatorem meczu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Styles
złapał znicza! Styles ma znicza! Jednak to Slytherin wygrywa
przewagą dziesięciu punktów, po niesamowitym rzucie Jacka Frosta,
który oberwał tłuczkiem podczas wykonywania manewru!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Potem
utonąłem w uściskach mojej drużyny i zostałem prawie zmiażdżony
przez Freda, który płakał ze szczęścia. Jednocześnie
miałem ochotę krzyknąć z bólu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Kiedy
jakoś zleciałem na ziemię, obległ mnie tłum Ślizgonów.
Większość poklepywała nas po plecach i gratulowała.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Wszystko
z tobą dobrze? - zapytała cicho Maggie. - Co z ręką?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Boli,
ale nic mi nie będzie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nagle
dziewczyna chwyciła moją rękę i mocno ścisnęła.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Pogięło
cię? - syknąłem w jej stronę, powstrzymując jęk bólu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Impreza
w pokoju wspólnym! - krzyknęła. - A ty idziesz ze mną, Frost.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Mimo
opinii większości uczniów Hogwartu, Ślizgoni nie byli aż tak
bardzo zarozumiali. Gadanie o tym, że patrzymy tylko na czystość
krwi też było mocno przesadzone. Tak naprawdę byliśmy po prostu
bezpośredni. Tutaj nie było miejsca na udawane przyjaźnie,
wykorzystywanie kogoś w jakimś próżnym celu, od tego mieliśmy
Krukonów. Dla Ślizgonów sprawa była prosta – albo z kimś się
przyjaźnisz, albo idziesz do niego w interesach. Bardzo mało osób
spoza tego domu potrafiło to zrozumieć. A jeśli chodzi o Gryfonów,
to po prostu nie lubiliśmy się. Zazwyczaj denerwowała nas ich
sztuczna odwaga i chełpliwość.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nieźle
się spisałeś, Jackson – moja koleżanka z drużyny uśmiechnęła
się do mnie. - Przypuszczam, że Ślizgoni będą świętowali to
jeszcze przez tydzień.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No
ja myślę. Inaczej na próżno połamałem sobie ręce – jęknąłem.
Ból był prawie nie do zniesienia.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Kiedy
dotarliśmy do skrzydła szpitalnego, pani Greene od razu naprawiła
mi zwichnięty nadgarstek i złamaną rękę zaklęciem<i> Episkey.</i>
Kazała zostać mi jeszcze przez chwilę zostać w skrzydle szpitalnym,
po czym poszła do swojego gabinetu. Maggie i ja usiedliśmy na
łóżku. Nie czułem potrzeby siedzenia w sali. Nadal czułem
adrenalinę po wygranym meczu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
-Frost!
Jesteś chyba najlepszym, co nam się przytrafiło w tym sezonie! -
do sali z krzykiem wbiegł Fred z resztą drużyny. Niósł lśniący
puchar wygrany w finałach.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Już
mieliśmy zaczynać imprezę w skrzydle szpitalnym, kiedy wpadła do
nas zdyszana Roszpunka, ciągnąc za sobą swoje długie włosy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Merida...
ona mówi wszystko Elsie... musisz coś zrobić, Jack!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Przez
kolejne pięć minut miałem totalny zamęt w głowie. Biegałem
wszędzie po zamku, żeby powstrzymać tę głupią rudą małpę
przed powiedzeniem Elsie prawdy. Gdyby moja przyjaciółka o
wszystkim się dowiedziała, byłby niezły bałagan. No i pewnie Elsa
już nigdy by się do mnie nie odezwała.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Znalazłem
Meridę i Elsę przy wejściu do Wielkiej Sali. Razem z nimi byli
John i Thomas. Wyglądało na to, że wszyscy się kłócili.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Merida,
co ty wygadujesz?!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Musisz
mi uwierzyć Elsa! Zapytaj się Jacka – wskazała na mnie. Miałem
jakieś trzy sekundy na wymyślenie perfekcyjnego planu.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- O co
wy się kłócicie?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Merida
mówiła coś o tym, że mam zmodyfikowane wspomnienia – Elsa
popatrzyła na mnie z wahaniem. - Nie wiesz może, o co jej chodziło?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ja...
no ten... eee...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Dlaczego
ona jeszcze nie jest w skrzydle szpitalnym, Thomas? - zaczęła
spokojnie Roszpunka. Przecież po takim upadku może mieć wstrząs
mózgu!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- O
czym wy mówicie?! - krzyknęła Merida. Była cała czerwona ze
złości.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ach...
No tak, rzeczywiście – John uśmiechnął się do Rudego Mopa. -
Chodź, jesteś poważnie ranna.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Co
jej się stało? - zapytała Elsa, patrząc z niepokojem na Meridę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Wywróciła
się, zbiegając z trybun. Strasznie się rzucała, kiedy
chcieliśmy iść z nią do szpitala i wygadywała jakieś bzdury o wspomnieniach.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Och...
no dobrze. Czyli to, co mówiła było tylko skutkiem urazu? - Elsa
popatrzyła na nas. Nie wydawała się być zbytnio przekonana.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Jestem
pewna, że tak - odparła Roszpunka, podczas gdy ja po cichu modliłem
się, żeby moja przyjaciółka nam uwierzyła.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Może
wreszcie pójdziemy na obiad? - chwyciłem Elsę za rękę i
pociągnąłem do Wielkiej Sali. Było jednak już za późno na to,
żeby moja przyjaciółka wyzbyła się podejrzeń.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>***</i></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Następnego
dnia Roszpunka postanowiła, że zajmie Elsę w bibliotece. Ja,
Thomas i John mieliśmy porozmawiać z Meridą odnośnie jej głupich
wyskoków.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie
możemy powiedzieć jej, że miała zmodyfikowane wspomnienia -
Thomas siedział na biurku w nieużywanej klasie i cierpliwie
tłumaczył Rudemu Mopowi, że ma przestać mieszać Elsie w głowie.
Jeśli ktoś był zdolny przekonać do czegoś Meridę, to tylko on.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Gdybyście
mi nie przeszkodzili, to wszystko byłoby dobrze! O wszystkim by się
dowiedziała!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ale
najpierw chyba powinniśmy powiedzieć coś jej rodzicom, nie uważasz?
- John opierał się o ścianę, trzymając w ręku naleśnika,
którego zwinął z obiadu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Oczywiście,
że tak! - oburzyła się Merida. - Już wysłałam list do jej
taty!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jeśli
ten list już tam dotarł, to mieliśmy przerąbane.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Myślisz,
że byłaby zadowolona z tego, że ją okłamaliśmy? - warknąłem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
W
odpowiedzi usłyszałem drwiący śmiech.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Tak,
bo ty wcale <i>nie chcesz</i>, żeby się o wszystkim dowiedziała, prawda?
Bo tak rzeczywiście to się boisz, że znienawidzi cię za to, że
ją okłamywałeś przez cały czas. Typowy Ślizgon – przewróciła
oczami i skierowała się do drzwi – Ale nie martwcie się. Już ja
zadbam o to, żeby sama dowiedziała się, jak ją oszukałeś,
Jackson.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
I po
prostu sobie wyszła.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wieczorem,
kiedy już leżałem w łóżku, w głowie cały czas słyszałem
oskarżenia Meridy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Najgorsze
było to, że ona miała rację.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="RIGHT" style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-size: x-large;">*narrator
ogólny*</span></i></div>
<div align="RIGHT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Lęk ogarnął klęczącego przed Mrocznym Księciem mężczyznę.
Nie miał pojęcia, czy zostanie ułaskawiony. Plan przechwycenia
Córki Zimy był bardzo delikatną operacją. Jeden fałszywy ruch, a
wszystko mogło się wydać. Zwłaszcza, że chronił ją Strażnik.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Jakie postępy? - usłyszał zimny głos.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- I-idzie dobrze, mój panie – odpowiedział drżącym głosem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Niczego się nie domyślają?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- N-nie, panie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- A dziewczyna?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ciężko coś z niej wyciągnąć, panie. Ten wysłany przez
Strażników Marzeń, żeby jej pilnował, cały czas broni mi
dostępu do niej.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
-Więc go wyeliminuj – warknęła postać w kapturze. Mężczyzna
jeszcze bardziej skulił się. Już raz poznał gniew Mrocznego Pana,
nie miał zamiaru odczuć go poniwnie. - Uważaj na niego. Jest
zagrożeniem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- D-dobrze, panie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Kiedy nadejdzie pełnia, zrobisz to, co ci mówiłem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- A-ale panie...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Chcesz odczuć mój gniew?! - krzyknął Mroczny Książę. Kaptur
zsunął mu się z głowy. Oczom klęczącego przed nim mężczyzny
ukazała się wykrzywiona grymasem szarawa twarz jego pana. Nad
bursztynowymi oczami nie miał brwi, a jego czarne włosy były
nastroszone. Mrok był wysoki i władczy. Jego poplecznicy i słudzy
bardzo rzadko widzieli jego prawdziwe oblicze.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- D-dobrze panie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Uwarz eliksir. I lepiej, żebyś się postarał, bo jeśli nie... -
mężczyzna poczuł, jak o rękę ociera mu się coś szorstkiego.
Był to jeden z koszmarnych koni Mrocznego Księcia. Na sam ich widok
chciałoby się uciec ze strachu, nie mówiąc już o próżnej walce
z nimi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Postaram się, p-panie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Możesz odejść – rzucił Mroczny Pan oschle.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Dzięki ci, panie – poddany ukłonił się nisko i z ulgą oddalił
się w stronę korytarza. Rezydencja rodu Walpole była obecnie
główną bazą dowodzenia, jeśli chodziło o działania związane z
Córką Zimy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Mroczny Książe z powrotem nałożył kaptur na głowę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Już niedługo będzie miał Elsę Wright w garści, a potem
wyeliminuje Strażników Marzeń. Potęga będzie jego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Teraz musiał zająć się jednak bardziej przyziemnymi sprawami. Ku
jego niezadowoleniu zbliżała się pełnia księżyca, co oznaczało
przemianę w człowieka. Nędzna namiastka organizmu, zbyt słaba, by
rozwinąć moc, którą posiada.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Już niedługo.</div>
<div align="RIGHT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="RIGHT" style="margin-bottom: 0cm;">
</div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-size: x-large;">Elsa</span></i></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Starałam
się uczyć do egzaminów końcowych, które miały odbyć się już
za kilka tygodni. Naukę utrudniało mi wspomnienie mojej rozmowy z
Meridą. Niby wszystko było w porządku, uderzyła się i zaczęła
bredzić, ale...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Ale co? Przecież
gadała od rzeczy.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Moja
przyjaciółka wcale nie wyglądała, jakby zwariowała czy coś w
tym stylu. Zachowanie reszty też wzbudziło moje podejrzenia. Często
nie dopuszczali do tego, żebym została sam na sam z Meridą.
Dlaczego?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Elsa?
Słuchasz mnie? - Tessa pomachała mi ręką przed oczami.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Eee...
tak, no jasne!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Pytałam,
czy przeczytałaś już może tę książkę, którą pożyczyłam ci
tydzień temu. Tę o przywracaniu wspomnień.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nagle
wpadłam na pomysł. Uśmiechnęłam się szeroko i zwróciłam do
mojej koleżanki:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No
jasne. Mogę ci ją oddać, jeśli chcesz.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
***</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jeszcze
tego samego dnia udałam się do biblioteki w poszukiwaniu jakiegoś
zaklęcia, które przywraca wspomnienia. Jeśli moje wspomnienia były
prawdziwe, to nic nie powinno mi się stać. Ewentualnie wyraźniej
pamiętałabym niektóre szczegóły z mojego życia. Potraktowałam
wszystko jako eksperyment naukowy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Po
przewertowaniu kilku opasłych ksiąg znalazłam coś o zaklęciu
przywracającym wspomnienia. Miało silną moc i było bardzo
skomplikowane. Zastanawiałam się, czy kiedy go użyję, to nic mi
się nie stanie. Było również częściowo niewerbalne czyli nie
dało się go wypowiedzieć. To znacznie utrudniało sprawę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Mimo
wszystko wyjęłam kawałek pergaminu i pióro z kieszeni szaty.
Kiedy pani Hussain odeszła od swojego biurka, szybko tam podeszłam
i umoczyłam końcówkę pióra w kałamarzu, zapisując formułkę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Zadowolona
z siebie wyszłam z biblioteki.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
***</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
No
dobra, trenowanie tego zaklęcia na sobie było naprawdę złym
pomysłem. Przez pierwszy tydzień nie działo się nic specjalnego,
ale już od dziesięciu minut nie potrafiłam powstrzymać krwotoku z
nosa. Chyba zrobiłam zły ruch ręką.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Znów
ci się nie udało? - usłyszałam drwiący śmiech po mojej prawej
stronie. Łazienka Jęczącej Marty była odpowiednim miejscem do
ćwiczeń, bo nikt tu nie przychodził. Wadą było to, że duch
Marty cieszył się z tego, że coś mi nie wychodziło. Nie
wiedziałam, dlaczego tak bardzo się uparłam. Chciałam jednak
udowodnić sobie, że Merida naprawdę bredziła.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>A
może chciałam się upewnić, że moi przyjaciele mnie nie oszukali?</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Westchnęłam cicho. Powinnam przecież im ufać. Przecież jeszcze
ani razu mnie nie okłamali.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
A ja?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nawet nie pisnęłam słówka o moich zdolnościach. Starałam się
używać ich coraz rzadziej. Im bliżej było egzaminów, tym
bardziej się denerwowałam. Nie chciałam, żeby moja moc wydała
się przez zwykłe roztargnienie. Poza tym bałam się, że jeśli o
wszystkim im powiem, to będą źli, że ich okłamałam. A im dłużej
trzymałam to w sekrecie, tym gorzej było mi to wszystko znosić.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Po krótkim namyśle postanowiłam pójść do skrzydła szpitalnego.
Miałam nadzieję, że pani Greene mi pomoże.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>***</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Został mi tydzień do egzaminów. Skupiałam się na nauce do nich w
dzień, a żeby ćwiczyć zaklęcie przywracające pamięć wymykałam
się w nocy do Łazienki Jęczącej Marty. Duch groził mi, że o
wszystkim powie dyrektorowi, ale niewiele sobie z tego robiłam.
Bardziej bałam się profesora Murdera.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Po raz kolejny machnęłam różdżką w lewo, zakręciłam
nadgarstkiem w prawą stronę i wypowiedziałam zaklęcie w myślach,
skupiając się na jego działaniu. Jedynym efektem było to, że
przypomniałam sobie Jacka umazanego czekoladą. Miał wtedy jeszcze
brązowe włosy i oczy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Usiadłam na podłodze i zaczęłam zastanawiać się, co robię nie
tak. Przecież dobrze wykonywałam ruchy ręką, maksymalnie
skupiałam się na działaniu zaklęcia. Dlaczego nic nie szło mi
tak prosto?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Z rozmyślań wyrwało mnie skrzypienie zawiasów drzwi łazienki.
Było jednak już zbyt późno, żeby się schować.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Roszpunka? Co ty tutaj robisz?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Słyszałam, jak się wymykasz z dormitorium – moja przyjaciółka
wzruszyła ramionami. - Dlaczego siedzisz z Jęczącą Martą?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ja... przyszłam tu pomyśleć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Ross uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco. Nawet ona ujawniła
prawdę o swoich magicznych włosach. A ja stchórzyłam.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć, prawda? Na mnie, Meridę,
Jacka, Thomasa i Johna.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Poczułam się wtedy strasznie głupio. Dlaczego od razu nie
zapytałam się o moje wspomnienia? Czy nie tak byłoby prościej?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Dziękuję – odwzajemniłam uśmiech. - Będę o tym pamiętać.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
***</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Mimo słów Roszpunki niczego nie powiedziałam. Musiałam przez parę
dni odpuścić sobie ćwiczenie zaklęcia przywracającego
wspomnienia. Egzaminy miały odbyć się już jutro, a ja nie
potrafiłam skupić się na obu tych czynnościach.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jednak kiedy nadarzyła się okazja, wymknęłam się nocą do
Łazienki Jęczącej Marty. Przed wyjściem upewniłam się, że
dziewczyny śpią. Nikt nie powinien mnie śledzić.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Przemykałam się cicho po korytarzach, mając nadzieję, że nie
natknę się na nauczyciela patrolującego czy któregoś z
prefektów. Na szczęście na trzecie piętro dotarłam bez większych
przeszkód.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Kiedy Jęcząca Marta spuściła się już w sedesie (nie miałam
pojęcia, jak to robiła, ale w końcu była duchem), miałam chwilę spokoju na to, aby się dobrze skupić i pomyśleć.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Może powodem tego, że zaklęcie nie zadziałało wcześniej, nie
był brak moich umiejętności. Pomimo tego całego przygotowania,
nadal nie byłam pewna, czy chcę poznać moją prawdziwą
przeszłość... jesli oczywiście istaniałaby inna. Czułam się
podle. Nie wierzyłam moim przyjaciołom, mimo tego, że sama
oczekiwałam od nich zaufania. A przecież to ja okłamywałam ich na
każdym kroku...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Westchnęłam cicho.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Skupiłam się i pomyślałam o działaniu zaklęcia. Machnęłam
różdżką w lewo, zakręciłam w prawo i wycelowałam w
moją skroń.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Oślepiło mnie białe światło, poczułam okropny ból, rozchodzący
się po całym ciele. Upadłam na zimną posadzkę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Tym razem zaklęcie zadziałało.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Merida wcale nie bredziła.
</div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">***</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;"><br /></span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;"><br /></span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i>Hej wam wszystkim!</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i>Kolejny rozdział już jest, mam nadzieję, że się Wam spodobał.</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i>I mam taką małą prośbę:<b> </b></i><i><b>jeśli czytacie tego bloga, a raczej nie komentujecie, to tym razem proszę o zostawienie chociażby kropki mocy z anonima</b> ------></i><b> .</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i>Chciałabym po prostu wiedzieć, czy nie mam pustych wyświetleń.</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i>I gdybyście widzieli jakieś literówki, błędy interpunkcyjne czy ortograficzne, to proszę o zgłoszenie ich.</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i>Kolejny rozdział już niedługo! </i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i>Pozdrawiam</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i>Kasia</i></div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-7654771821789284682016-02-17T17:02:00.004+01:002016-02-19T10:05:43.882+01:00Rozdział XVII - Magiczne włosy, przeprosiny w toalecie i leśne rozmowy<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wiedziałem,
że Elsa będzie zła, jednak musiałem za nią pójść. Nie
wiedziałem dlaczego, ale kiedy widziałem, jak rozmawia z Brianem, czułem takie... dziwne
ukłucie w sercu. Postanowiłem przeprosić ją na śniadaniu z
nadzieją, że moja przyjaciółka po prostu zapomni o całej
sprawie. </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Dlaczego, zawsze kiedy coś sobie planuję, wszystko obraca
się przeciwko mnie?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wszystko
wydawało się być dobrze, dopóki nie poszedłem na eliksiry, które
mieliśmy z Krukonami. Na lekcję z profesor Tryinot szedłem powoli, aby Elsa
mogła mnie dogonić. Wtedy zaczepiłbym ją i wszystko wytłumaczył.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Tylko co jej
powiedzieć na te jutowe worki, które wymyśliła Roszpunka?</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wlokłem
się, krok za krokiem, żałując, że nie podszedłem do Krukonki na
śniadaniu, kiedy jeszcze była w zasięgu mojego wzroku. Myślałem
nad tym, jak zacząć rozmowę z Elsą, kiedy ktoś mnie szturchnął.
Nie było to na tyle mocne, żebym uważał, że zrobione specjalnie.
Spojrzałem w bok. Elsa nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem,
kiedy szła szybko na eliksiry.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Potem przez cały dzień, zawsze,
kiedy chciałem ją zaczepić, albo gdzieś znikała, albo po prostu
udawała, że mnie nie
ma.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Do
ciebie też się nie odzywa? - zapytała Roszpunka, zbierając swoje
włosy z podłogi. Zauważyłem, że rosły strasznie szybko. Już
jako dziecko dziewczyna nie obcinała włosów. Zawsze zastanawiałem
się, dlaczego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie
rozmawiałaś z nią jeszcze?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Spała,
kiedy przyszłam do dormitorium. Musiała być nieźle zdenerwowana.
– Ross zmarszczyła brwi – A swoja drogą, skoro już o tym
mówimy... Dlaczego chciałeś za nią iść? - popatrzyła na mnie
szeroko otwartymi, zielonymi oczami. Miałem nadzieję, że się nie
zaczerwieniłem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Widzieliście
gdzieś Elsę? - teraz Merida podbiegła do stołu Ślizgonów,
napotykając chłodne spojrzenia większości mieszkańców mojego
domu.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Do
Jacka już się nie odzywa – powiedział Thomas z przebiegłym
uśmieszkiem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ty
przecież też tam byłeś – Roszpunka spojrzała na niego
zniesmaczona.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No i
co? A kto mówił, że trzeba sprawdzić Briana, bo jest podejrzany?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ja?
Podejrzany? Nie, no, wydaje wam się – Ślizgon spojrzał po nas.
- Tylko następnym razem, jak będziecie chcieli ją śledzić, to
może bądźcie bardziej dyskretni, co? - spojrzał na nas z pogardą
i odszedł na drugi koniec sali, bliżej stołu prezydialnego.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Ten
dzień nie zapowiadał się dobrze. Znając moje szczęście, miało
być pewnie jeszcze gorzej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>***</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Siedziałem
właśnie na zielarstwie, które było prowadzone przez profesora
Caspera. Był to
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
wysoki,
grubiutki mężczyzna z wielkim, czerwonym nosem. Jego blond włosy
zazwyczaj sterczały na wszystkie strony. Większość bardzo go
lubiła, bo nie kazał wykonywać nam ciężkich zadań. Sam często
wyglądał, jakby nie spał przez tydzień.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No
chodź tu – mruknąłem w stronę trzepotki, magicznej rośliny,
której liście właśnie starałem się przyciąć. Wykonanie
zadania utrudniało mi to, że to głupie zielsko cały czas trzęsło
się i wywijało łodygami, kiedy chciałem je dotknąć. Raz o mały
włos nie odciąłbym głównego pędu, a za to zostałbym na pewno
ukarany przez profesora Williamsa. Wreszcie udało mi się złapać
ostatnią, zbyt długą łodyżkę. Odciąłem ją sekatorem i
wyrzuciłem na stos za mną. Zadanie wykonane, można iść do
dormitorium poleżeć.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wyszedłem
z cieplarni cały spocony. Mimo zimna, w pomieszczeniu panował
straszny zaduch. Zauważyłem, że John miał czymś owiniętą rękę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Co
ci się stało? - zapytała Roszpunka, przyglądając się mojemu
przyjacielowi. Dopiero teraz przyjrzałem mu się dokładnie. Zrobił
się bardzo blady. Spojrzałem na jego dłoń. Chusteczka, którą ją
owinął, przesiąkała krwią. Teraz przypomniało mi się, że John
zawsze mdlał na widok krwi.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Daj
ją – Ross rozejrzała się dokoła siebie, sprawdzając, czy
nikogo nie ma i ujęła dłoń chłopaka. - Chodźcie – skierowała
się ku tyłom cieplarni. - Sprawdźcie, czy nikt nie idzie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Droga
wolna – powiedziałem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Moja
przyjaciółka odwinęła chusteczkę z ręki Johna. Rana nie była
aż tak poważna, jak można było się spodziewać. Zaledwie rozcięcie palca.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Roszpunka
podniosła pasemko swoich złotych włosów z ziemi zawinęła nim jego palec.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ale
ty wiesz, że włosy nie tamują krwi, prawda? - zapytał Thomas,
patrząc poirytowany na naszą przyjaciółkę. Sam byłem na nią
trochę zły. Mogliśmy od razu zaprowadzić Johna do skrzydła
szpitalnego i byłoby po sprawie. Nasz przyjaciel byłby wyleczony a
my moglibyśmy oddać się rozgrywkom w Eksplodującego Durnia.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Bądźże
przez chwilę cicho, Thomas. Muszę się skupić.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nagle
przypomniało mi się to, co kiedyś powiedział mi North.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>-Być może oprócz
dzieci takich jak Elsa, są jeszcze inne.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>-Inne?</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>-Takie, które mają
moce. Niekoniecznie muszą się one ujawnić wcześnie, i nie zawsze posługuje się nimi za pomocą dłoni.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Tylko...
tylko się nie przestraszcie. Dobra? - spojrzała na mnie i Thomasa.
I nagle zaczęła... śpiewać?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;"> <a href="https://youtu.be/T_kihFczvyg?t=19s" target="_blank">Roszpunka</a> </span></span>miała bardzo ładny głos. Słuchałem jej kołysanki i pewnie odpłynąłbym, gdyby<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;"> </span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;">nie
to, że jej włosy zaczęły </span><i style="font-family: 'Times New Roman', serif;">świecić.</i><br />
Dokładnie tak. Światło rozchodziło się od nasady i płynęło pasemkami, aż w końcu dotarło do ręki Johna, która też zaczęła pobłyskiwać. Stałem osłupiały. Włosy Roszpunki miały magiczną moc.<br />
Moja przyjaciółka ostrożnie odwinęła pasemko włosów z dłoni Johna. Kiedy spojrzałem na jego rękę, przeżyłem kolejny szok. Nie było nawet śladu po rozcięciu. <br />
- Ale... Jak ty to...? - Thomas próbował sklecić jedno zdanie, podczas gdy wyleczony już Johnny powtarzał w kółko „Ona ma magiczne włosy, ona ma magiczne włosy...”.<br />
- Przepraszam, że nie powiedziałam wam wcześniej – powiedziała speszona Roszpunka. - Bałam się tylko waszej reakcji. To dlatego nie mogę ich obciąć - wskazała na krótkie, brązowe pasemko. <br />
- Nie no... wszystko gra – mój głos dobiegał jakby z oddali. <br />
- Ale nikomu nie powiecie, nie? Oprócz Meridy i Elsy, oczywiście! - dodała szybko.<br />
- Eee... nie, raczej nie – wyjąkał Thomas.<br />
Roszpunka uśmiechnęła się szeroko. <br />
- Świetnie. Więc teraz chodźmy pogodzić się z Elsą!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No
dobra, to był zły pomysł – powiedziała Roszpunka.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No
co ty nie powiesz? - burknąłem pod nosem. Ja, Thomas, John, Merida,
Roszpunka, Elsa i Brian staliśmy przed biurkiem bibliotekarki, pani
Mathews. Czekaliśmy, aż do nasi wychowawcy przyjdą i ukażą nas
za przewrócenie regału z książkami.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wszystko
zaczęło się od tego, że chcieliśmy przeprosić Elsę i poszliśmy
w tym celu do biblioteki. Tam przeważnie szła po lekcjach. Zawołaliśmy Meridę
i udaliśmy się do miejsca, w którym zwykle przesiadywała nasza
przyjaciółka. I kogo oprócz niej tam zastaliśmy? Briana, który
coraz bardziej mnie denerwował. Cały czas pilnował Elsę, chodził
za nią, a jej to nie przeszkadzało!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
W
każdym razie chciałem przeprosić ją bez świadków. Kiedy
zobaczyła mnie, jak wychylam się zza półki, powiedziała coś do
Briana i odeszła od stolika, na którym pisała wypracowanie.
Popatrzyła na nas wyczekująco. Opowiedziałem Elsie naprędce
wymyśloną historię, nie dając dojść do słowa reszcie moich
przyjaciół. Wiedziałem, że robię źle, ale... ciężko było mi
przyznać, że byłem o nią – niech już będzie – zazdrosny. Po
wysłuchaniu mnie moja przyjaciółka tylko odwróciła się bez
słowa i sięgnęła po jakąś książkę. Już miałem chwycić ją
za ramię i powiedzieć, jak było naprawdę, ale wtedy przyszedł
Brian. Zaczęliśmy się kłócić i w którymś momencie Elsa
potknęła się o włosy Roszpunki i wylądowała na regale, który
potem się przewrócił. Przybiegła bibliotekarka, nakrzyczała na
nas i kazała wszystko posprzątać. Potem wysłała wiadomość do
naszych wychowawców, którzy mieli się zaraz zjawić. W obecnym
momencie jakoś nie miałem ochoty spotykać się z profesorem
Murderem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Mamy
przerąbane – jęknął Thomas. Czasem zadziwiała mnie jego
szybkość oceny sytuacji.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Wszystko
przez to, że mnie popchnąłeś – syknęła Merida.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ja?
Po prostu chodzić nie umiesz i tyle.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Roszpunka
i Brian musieli przytrzymać moją rudą przyjaciółkę, żeby nie
rzuciła się na Thomasa. Patrzyłem na ich przepychanki. Oto miałem
okazję porozmawiać z Elsą, ale nie miałem pojęcia, jak się do
tego zabrać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Co
znowu zrobiliście? - spojrzałem na profesora Murdera, stojącego w
drzwiach. Jak zwykle wyglądał trochę strasznie – był ubrany na
czarno, co kontrastowało z jego bardzo jasną cerą, oczy miał
przekrwione. Wyglądał jak wampir. Nagle poczułem dziwne otępienie,
coś jak wtedy, gdy podsłuchiwałem Briana i Elsę. Wszystko nagle
zeszło na drugi plan, a ja nie wiedziałem, co dzieje się wokół
mnie. To dziwne uczucie minęło jednak tak szybko, jak się
pojawiło.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Po
krótkiej rozmowie, w której wychowawcy naszych domów nie dali
nawet powiedzieć nam ani słowa, profesor Murder uznał, że należy
nam się tygodniowy szlaban, porządkując składziki. O dziesiątej
wieczorem cała siódemka miała stawić się pod gabinetem
wychowawcy Ślizgonów.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jednak
mogło być gorzej, niż się spodziewałem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-size: x-large;">Elsa</span></i></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jak
prawie co wieczór stanęłam przed gabinetem profesora Murdera.
Zjawiłam się jako pierwsza, nie czekając na Roszpunkę. Nie miałam
ochoty rozmawiać ani z nią, ani z Jackiem na temat tego, jakie
kłamstwa próbowali mi wcisnąć. Byłam zła, że od razu nie
podali mi powodu, dla którego śledzili mnie i Briana. W sumie
ostatnimi czasy wszystko dokoła działało mi na nerwy, a zwłaszcza
zachowanie Jacksona.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Po
przyjściu do Hogwartu zrobił się bardziej opryskliwy wobec
wszystkich. Odkąd dostał się do drużyny quidditcha, coraz
bardziej zaczynał uważać się za kogoś ważniejszego od reszty.
Nie sądziłam, żeby przedtem był święty, ale teraz nie był to
już ten sam Jack, który rozmawiał ze mną w drodze do zamku
pierwszego września. Pomyśleć, że było to zaledwie kilka
miesięcy temu.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Z
moich rozmyślań wyrwał mnie odgłos kroków. Spojrzałam w lewo i
zobaczyłam Roszpunkę i Meridę, które szły w moją stronę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Elsa?
- zaczęła Ross.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Hmm?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ja...
wiesz, głupio wyszło z tym całym chodzeniem za tobą i Brianem –
spojrzałam na nią. Wyglądała na zawstydzoną. - I... no wiesz,
tak sobie pomyślałam, że może byśmy – Roszpunka zawahała się
– może byśmy się tak pogodzili. Co? - wyciągnęła do mnie
nieśmiało dłoń. Uścisnęłam ją pewnie. Przynajmniej ona miała
na tyle przyzwoitości, żeby mnie przeprosić.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Nie to, co Jack.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Na
powrót zalała mnie fala goryczy. Nie kłóciłam się z Jackiem od
bardzo dawna. Skoro mieliśmy głównie siebie, to dlaczego
mielibyśmy się na siebie obrażać? A poza tym, kiedy czasem
widziałam go w otoczeniu innych osób, kiedy tak swobodnie żartował,
czułam takie jakby... wątpliwości?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nie,
to nie to.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Właściwie
brzmi: czułam <i>zazdrość. </i>W końcu spędzałam z nim tyle
czasu, iż przyzwyczaiłam się do myśli, że Jack też będzie już
zawsze przy mnie. A potem on musiał odejść, a ja zostałam sama.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Pokręciłam
głową, starając się odgonić nieprzyjemne myśli. Po chwili do
mnie, Roszpunki i Meridy dołączyli John, Thomas, Brian i Jack.
Wszyscy w milczeniu czekaliśmy aż wyjdzie do nas profesor Murder.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Może
trzeba zapukać? - odezwała się cicho Ross, kiedy profesor nadal
siedział w swoim gabinecie. -Jest już daleko po dziesiątej.
Myślicie, że...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Na
co wy czekacie, na Merlina?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wszyscy
szybko się odwróciliśmy. Profesor Murder stał wściekły,
opierając się o ścianę. Żadne z nas nawet nie śmiało się
odezwać, wychowawca Ślizgonów wyglądał na wściekłego.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Idziemy
– powiedział i zniknął za rogiem. Ruszyliśmy wszyscy za
nauczycielem. Poprowadził nas na piąte piętro.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
-Casteel
i Johnson sprzątają tutaj – otwarł drzwi do kantorka, w którym
wcześniej odrabiałam szlaban. Merida i Brian weszli do
pomieszczenia. - Reszta za mną.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Posłusznie
poszliśmy za profesorem Murderem. Zeszliśmy na drugie piętro i
zatrzymaliśmy się przed wejściem do jednej z klas.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
-Labbon,
Bell i Wynth, wy zostajecie tutaj. Chochliki kornwalijskie zrobiły
zamieszanie. Posprzątajcie to. Frost, Wright, wy idziecie dalej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nauczyciel
stanął przed drzwiami do skrzydła szpitalnego i zapukał. Po
chwili usłyszałam cichy trzask zamka i naprzeciwko nas stanęła
pani Greene – pielęgniarka.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- To
oni? - na jej pytanie profesor Murder skinął lekko głową i
popchnął nas do środka, nawet nie zabierając różdżek. Miałam
nadzieję, że ja i Jack dostaniemy osobne zadania. - Chodźcie za
mną – pani Greene poprowadziła nas do innych drzwi, które
znajdowały się obok jej wejścia do gabinetu i otwarła je na
oścież.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Usłyszałam
cichy jęk Jacka.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
-Oddajcie
różdżki – posłusznie zrobiliśmy, co nam kazała. - Wszystkie
potrzebne środki czyszczące znajdziecie w środku. Kiedy wrócę,
toalety mają błyszczeć! Prysznice możecie zostawić w spokoju. -
uśmiechnęła się promiennie i odeszła. Usłyszałam, jak Jack
złorzeczy na nią pod nosem. Odetchnęłam głęboko i zabrałam się
do pracy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Przez
pierwsze pięć minut Jack stał i patrzył się na to, co robię.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Zrobiłbyś
coś – warknęłam na niego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Lepiej
spleć włosy – powiedział z kpiarskim uśmieszkiem. Spojrzałam
na mojego warkocza. Jego końcówka była zamoczona w wodzie
klozetowej. Wyciągnęłam go z obrzydzeniem. Nie miałam różdżki,
żeby wysuszyć włosy, z których kapała woda. Wstałam, żeby
znaleźć jakiś ręcznik.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie
lepiej byłoby ci różdżką? - podszedł do mnie, obracając w ręce
swoją różdżkę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Przecież
pani Greene...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Niby
jesteś z Ravenclawu – przewrócił oczami. - <i>Sicarre! -</i>
Jack przyłożył różdżkę, z której wydobywało się ciepłe
powietrze, do moich włosów. Po chwili były już suche. - Tak
lepiej, no nie?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Spojrzałam
na niego zdziwiona. Dlaczego mi pomógł, skoro nawet się do niego
nie odzywałam?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Skąd
miałeś różdżkę, żeby oddać pielęgniarce?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Wziąłem
od Dennisa.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Zakładam,
że o tym nie wie – mruknęłam.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- A po
co ma się chłopak martwić? - parsknął śmiechem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Lepiej
bierzmy się do pracy – burknęłam pod nosem. Jak mogłam na to
nie wpaść? Byłam prawie pewna, że Hay-Lin pożyczyłaby mi swoją
różdżkę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Ślizgon
spojrzał na mnie z politowaniem. Odsunęłam się ze złością na
bok.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
-Więc
wyczyść to – wskazałam na wyjątkowo ubrudzoną muszlę
klozetową.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jack
stanął obok mnie i, pewny siebie, rzucił zaklęcie:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
–
<i>Chłoszczyść!</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Przez
chwilę nic się nie działo. A potem, ani się obejrzałam, woda z
muszli wybiła się wysoko, zalewając całą łazienkę i nas przy
okazji. Oczywiście razem z nią wypłynęły na wierzch wszystkie
brudy, które zalegały w rurach. Naprawdę, nie był to przyjemny
widok.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ups.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Spojrzałam
na Jacka wściekła. Teraz mieliśmy dwa razy więcej sprzątania,
wodę w butach i pełno brudów dokoła siebie. Odwróciłam się od
niego i poszłam poszukać jakiegoś mopa. Musiał być w kantorku,
więc wyszłam jak najszybciej się dało. Otaczał mnie naprawdę
nieprzyjemny zapach. Byłam już przy drzwiach, kiedy poślizgnęłam
się na czymś, co bez wątpienia wyleciało z muszli klozetowej.
Zamknęłam oczy, czekając na bliskie przywitanie z podłogą.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nie
poczułam jednak niczego mokrego, a jedynie szarpnięcie w okolicach
talii. Otwarłam powoli oczy. Wisiałam nad mokrą podłogą, a Jack
trzymał mnie mocno w pasie. Poczułam, jak robi mi się gorąco, a o
ściany żołądka obijają się piłeczki pingpongowe. Te uczucia
wcale nie były wywołane na myśl o wywróceniu się prosto w brudy
z toalety.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jack
podniósł mnie, a ja starałam się skupić na tym, żeby ustać na
nogach, które wydawały się być z waty.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nic
ci nie jest? - chwilę trwało, żebym zrozumiała o co mnie pytał.
Nadal starałam się opanować targające mną emocje.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- N-nie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nastała
chwila niezręcznej ciszy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Przepraszam
– odwróciłam się w stronę Jacka. Powiedział to, czy tylko się
przesłyszałam?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Za
co?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No...
za to, że jesteśmy cali ubabrani w brudach z toalety – zawahał
się przez moment. - No i ten... z tym śledzeniem to trochę...
eee... no głupio wyszło.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No...
faktycznie. Może trochę przesadziliście.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- To
może... znów zaczniemy się do siebie odzywać? - spojrzałam na
niego. Wyglądał na poważnego, chociaż po jego twarzy wciąż
błąkał się uśmiech.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Eee...
No dobra.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Świetnie!
Więc teraz oddam ci różdżkę, bo nie znam żadnego zaklęcia
osuszającego – wyszczerzył zęby w uśmiechu, podając mi swoją
różdżkę zrobioną z drewna orzechowego. Skarciłam go
spojrzeniem. - No co? To ty masz najlepsze oceny z zaklęć.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Twoja
różdżka nie będzie się mnie słuchać – mruknęłam.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jack
przewrócił oczami.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- To
całe gadanie o tym, że to różdżka wybiera sobie czarodzieja? I
taka bzdura ma ci przeszkodzić w osuszeniu kałuży?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- To
wcale nie jest bzdura.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Już,
już, pani Mądralińska. Teraz ładnie osusz podłogę. Jak
przyjdzie pani Greene, to jeszcze będzie kazała nam tarzać się w
tym gnoju.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Mimo
wszystko nadal byłam wściekła na Jacka. Uznałam jednak, że miał
rację. Pielęgniarka nie byłaby zadowolona z tego, że
zabrudziliśmy łazienkę jeszcze bardziej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- <i>Siccum
aqua!</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Woda
zaczęła dosłownie<i> wsiąkać</i> w podłogę. Po chwili wszystko
było już suche, jednak nieprzyjemny zapach tylko się nasilił.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Jak
to usunąć? - zapytał Jack, jednocześnie zakrywając sobie usta i
nos rękawem swojej szaty. Zrobiłam podobnie. Smród był nie do
wytrzymania.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- <i>Chłoszczyść!</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Zaklęcie
nie dało wiele. Usunięta została zaledwie jedna czwarta odchodów
i innych brudów z toalety. Z moją różdżką poszłoby mi o wiele
łatwiej. Czyściłam podłogę kawałek po kawałku.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- No.
Zrobione – Jack uśmiechnął się do mnie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Łatwo
ci tak mówić. Niczego nawet nie zrobiłeś – burknęłam.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Już
się tak nie obrażaj – dał mi kuksańca w bok. - Trzeba by zrobić
coś z tym zapachem. Nie masz jakichś perfum czy coś?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Prychnęłam
i znów machnęłam różdżką, wypowiadając zaklęcie. W
pomieszczeniu zaczął unosić się ładny zapach róż i polnych
kwiatów.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Noo...
nieźle się spisałaś – wyciągnął dłoń po różdżkę.
-Zrobiliśmy szlaban, możemy iść! Pani Grrene! - zawołał
pielęgniarkę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Kiedy
ta przyszła, była całkiem zadowolona z efektów. Nie zauważyła
nawet ostatnich brudów za toaletą, których zapomniałam usunąć.
Powiedziała, że możemy iść do dormitoriów, więc tak
zrobiliśmy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Kiedy
już leżałam w łóżku i wsłuchiwałam się w świszczenie
wiatru, przypomniałam sobie to dziwne uczucie, kiedy Jack mnie
złapał. Jakaś cząstka mnie żałowała, że w ogóle mnie puścił.
Przekręciłam się na drugi bok.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Od
kiedy ja miałam ochotę na to, żeby Jack trzymał mnie w talii?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Luty
mijał szybko, a ja miałem coraz mniej roboty z robieniem śniegu i
bawieniem się z dzieciakami na całym świecie. A skoro robiło się
coraz cieplej, to mieliśmy mieć więcej treningów quidditcha! Nie
żebym nie latał na co dzień, ale miotła to co innego. No i nie od
razu zostaje się ścigającym.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Siedziałem
sobie na parapecie, patrząc na jakąś dziewczynę, siedzącą w
pokoju na wielkim łóżku z baldachimem. Miała brązowe włosy i
oczy i była bardzo podobna do Elsy. Ba! - ona była <i>identyczna.</i>
Skupiła na mnie wzrok. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, to pewnie
już dawno leżałbym martwy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Zagłada
Strażników Marzeń niedługo nadejdzie – powiedziała lodowatym
głosem, a jej włosy zaczęły się rozjaśniać. - A wtedy się
zemszczę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Błysnęło
oślepiające światło, a kiedy otwarłem oczy, zamiast tej
dziewczyny, na łóżku siedziała Elsa.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
-Nikt
niczego się nie domyśla, Jack – po moim ciele rozeszły się
dreszcze. - Już niedługo, a zapłacą. Zapłacą za wszystko, co mi
zrobili. Mnie i mojej siostrze.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Chciałem
zapytać, o co jej chodzi, ale nie mogłem wydusić z siebie słowa
czy chociażby ruszyć się. Dlaczego Elsa chciała zemścić się na
kimś, kto zrobił coś jej i Annie? Albo Chloe? Miała na myśli
rodziców? I dlaczego tamta dziewczyna mówiła o zemście na
Strażnikach?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Frost!
Wstawaj, Frost!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Otwarłem
jedno oko. Przed sobą miałem twarz Freda Stone'a – kapitana
drużyny Ślizgonów.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Co?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Trening
jest!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Ale
przecież dopiero piąta rano. W sobotę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- A co
mnie to? Dalej, za dziesięć minut masz być przy wejściu do
Wielkiej Sali! - po czym odszedł, a ja usłyszałem głośne
trzaśnięcie drzwi.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Z
rezygnacją zwlokłem się z łóżka.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
***
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Po
całodziennym treningu miałem już naprawdę dosyć wszystkiego, a
jeszcze musiałem odnieść miotły do kantorka. Dzisiaj wypadała
moja kolej, więc zanim poszedłem razem ze wszystkimi na kolację,
zebrałem wszystkie miotły i upchnąłem je w drewnianej szopie,
zabezpieczyłem zaklęciem i ruszyłem do zamku.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Zaczynało się
robić ciemno. Kątem oka zauważyłem dwie postacie biegnące w
stronę Zakazanego Lasu. Długą, łopoczącą pelerynę i ten szybki,
dziwaczny chód rozpoznałbym wszędzie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
W
jednej chwili podjąłem decyzję i wróciłem biegiem do szopy na
miotły. Odbezpieczyłem zaklęcie, wziąłem moją Srebrną Strzałę
i wzbiłem się w powietrze. Nikt raczej nie powinien mnie zobaczyć.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Przeleciałem
nad błoniami i zacząłem krążyć nad lasem. W końcu dostrzegłem
profesora Murdera, który przykładał panu Williamsowi,
nauczycielowi zielarstwa, różdżkę do gardła. Spłoszyłem parę
ptaków, przez co nie słyszałem początku rozmowy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- ...a
jak już mu o tym powiesz, to do mnie przyjdź – syknął
nauczyciel obrony przed czarną magią.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- A-ale...
ja nie mogę, przecież wiesz, jak jest Wiktorze – jęknął
profesor Williams. Zniżyłem lot i schowałem się za cienkim
konarem. Gdyby któryś z nich teraz odwrócił się w moją stronę,
zobaczyłby mnie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie
obchodzi mnie, jak mu to powiesz. Masz zrezygnować, rozumiesz to?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- N-nie
mogę! Ty niczego nie rozumiesz, Victorze!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Spróbuj
jeszcze raz wywinąć mi taki numer, a pożałujesz, słyszysz?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Po
tych słowach profesor Murder odepchnął Williamsa i odszedł
szybkim krokiem.
</div>
Tym
zachowaniem wychowawca Ślizgonów jeszcze bardziej upewnił mnie, że
należy go śledzić.<br />
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">***</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Hej!</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Od razu na wstępie przepraszam, że rozdział jest tak późno - mam jednak dość dużo roboty. Szkoła i takie tam, pewnie wiecie. W każdym razie zapraszam do czytania i komentowania.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Pozdrawiam</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Kasia</i></div>
<br /></div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-21779241715893683962016-02-08T21:18:00.001+01:002016-02-08T21:18:03.774+01:00Darmowe książki dla blogerek! - akcja Wydawnictwa Wymownia<div style="text-align: center;">
<i>Hej wszystkim!</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Wiem, że pewnie chcecie rozdział, ale to jeszcze nie to. Zauważyłam, że Wydawnictwie Wymownia zorganizowana została akcja, gdzie my, blogerki, możemy dostać darmowe e-booki i audiobooki. Link do akcji: <span style="color: black;"><a href="http://wymownia.pl/darmowe-ebooki-dla-blogerek/"><span style="color: black;">Wydawnictwo Wymownia</span></a>.</span> To miłe z ich strony, że zrobili coś takiego, aby spopularyzować czytanie. Zachęcam do brania udziału! </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Pozdrawiam!</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Kasia</i></div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-37624433010913773232016-02-01T23:32:00.003+01:002016-02-01T23:33:10.795+01:00Rozdział XVI - Wizyta w Hogsmeade<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Jack</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Przez kolejny tydzień staraliśmy się wymyślić jakiś sposób na sprawdzenie, czy profesor Murder rzeczywiście nam zagraża. Po lekcjach ja, Elsa, Merida, Roszpunka, Thomas i John zbieraliśmy się w bibliotece, aby dyskutować nad wszystkimi możliwościami. Niektóre były naprawdę niedorzeczne, ale chcieliśmy mieć jakiś punkt odniesienia. Jednak, mimo wszystko, kiedy Elsa ponownie poszła porządkować składzik na eliksiry, nie wiedzieliśmy, co robić. Jedyną opcją, która nam została, było czekanie na rozwój sytuacji pod peleryną niewidką.<br />
- Pamiętajcie, że nie możecie dać się złapać - powiedziała Roszpunka cicho. Ja, John i ona staliśmy przed wejściem na wieżę Ravenclawu.<br />
- Dobra, wszystko opowiemy wam, jak przyjdziemy - John przewrócił oczami i szturchnął mnie.<br />
Narzuciłem na nas pelerynę. Ruszyliśmy w stronę schodów prowadzących na szóste piętro.<br />
Kiedy już byliśmy nieopodal kantorku, w którym miał odbywać się szlaban Elsy, usłyszeliśmy szepty. Wszystko wskazywało na to, że ktoś rozmawia z moją przyjaciółką. Spojrzałem na mojego przyjaciela pytająco, ale ten tylko wzruszył ramionami. Podeszliśmy jak najciszej do wielkich, dębowych drzwi, które były otwarte na oścież. Ze środka pomieszczenia dochodziło jasne światło.<br />
- Wziąłbyś się do pracy, a nie! - usłyszałem chichot Elsy. - Przecież ty też masz szlaban.<br />
- Ale to nie ja spóźniłem się dziesięć minut - moich uszu dobiegł dźwięk znajomego głosu. Tylko do kogo on należał?<br />
- Podejdźmy jeszcze bliżej - szepnąłem do Johna. Było to odrobinę ryzykowne, ale chciałem zobaczyć, z kim pracuje moja przyjaciółka.<br />
No i zobaczyłem.<br />
Elsa i Brian rozmawiali w najlepsze, zamiast zajmować się porządkowaniem.<br />
Zerknąłem na Johna. Miał otwarte usta, a kiedy się do mnie odwrócił, wyglądał na mocno zdziwionego. Przecież Elsa ledwo tolerowała Briana, nie mówiąc już o rozmawianiu z nim!<br />
- Było napisać wypracowanie, a nie grać w najlepsze w Eksplodującego Durnia - żachnęła się moja przyjaciółka.<br />
- Mam ważniejsze rzeczy do roboty, niż pisanie bzdur dla Tryinot. Swoją drogą, nie lubię eliksirów. Mam dużo lepsze zdolności.<br />
- Niby jakie?<br />
- Kiedyś się przekonasz - Brian uśmiechnął się do Elsy.<br />
John potarł swój nos palcem. Spojrzał na mnie na sekundę przed tym, co się stało i głośno kichnął.<br />
Nasi przyjaciele zaprzestali rozmowy.<br />
- Myślisz, że nas obserwuje? - zapytał Brian szeptem.<br />
- Wątpię. Pewnie znów pisze do kogoś listy.<br />
Oboje spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem. Osobiście uważałem, że nie stało się nic, co miałoby być powodem do aż takiej radości. Dodatkowo Brian strasznie mnie irytował. Nie potrafiłem określić dokładnie dlaczego, ale miałem ochotę przerwać im tę głupią pogawędkę. Denerwowało mnie to, że Elsa zachowywała się przy nim, jakby byli dobrymi przyjaciółmi.<br />
<br />
<i> To ja byłem zawsze jej dobrym przyjacielem.</i><br />
<i><br /></i>
W końcu to nie Brian zawsze przy niej był. To nie on czytał fragmenty jej pamiętnika i wiedział o wszystkich jej tajemnicach. Przecież Brian nie musiał zostawiać jej, żeby była bezpieczna. To wszystko robiłem ja. I teraz, kiedy tak na nich patrzyłem, poczułem niemiłe ukłucie gdzieś w okolicach serca. Nie mogłem jednak dopuścić do siebie myśli, że byłem zazdrosny o Elsę. Wytłumaczenie było bardzo proste: spędziłem z nią praktycznie całe życie, więc była dla mnie ja siostra. przecież to normalne, prawda?<br />
<br />
<i> Co się ze mną dzieje?</i><br />
<i><br /></i>
Patrzyłem, jak Brian i Elsa przekładają fiolki na półkach. John szturchnął mnie w żebra i wskazał głową na dwójkę w kantorku. Na razie pracowali w ciszy. Miałem nadzieję, że tak zostanie już do końca, ale trochę się pomyliłem.<br />
Moja przyjaciółka chyba uważała, że jest stanowczo zbyt cicho i zaczęła nucić jakąś melodię. Brian spojrzał na nią zdziwiony, ale niczego nie powiedział. Elsa miała naprawdę ładny głos. Czasem śpiewała przy codziennych obowiązkach. Lubiłem się jej wtedy przysłuchiwać. Chodząc po głównym placu w Arendelle, mogliśmy słuchać chórów, które przychodziły tam dla łatwego zarobku. Westchnąłem cicho. Tęskniłem trochę za tamtymi czasami.<br />
Mocny kopniak w kostkę od Johna przywrócił mnie do rzeczywistości. Elsa i Brian stali na przeciwko siebie, nie ruszając się. Poczułem jakieś dziwne otępienie, jakbym nagle utracił kontakt z rzeczywistością. Z tego dziwnego stanu wybudziły mnie kroki profesora Murdera, który przyszedł oznajmić, że dwie godziny szlabanu już minęły.<br />
- Chodź już - szepnął John.<br />
Kiedy byliśmy w drodze do lochów, pewni, że nikt nas nie podsłucha, zapytałem mojego przyjaciela:<br />
- Też to poczułeś?<br />
- Coś takiego, jakbym zasypiał? O tak, i to bardzo dobrze. Myślisz, że to wina Murdera? - popatrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami.<br />
- Nie wiem - odparłem, znów pogrążając się w myślach. Przed wejściem do dormitorium ściągnąłem z nas pelerynę niewidkę i podałem hasło.<br />
Pogrążony w myślach położyłem się do łóżka w ubraniach, czekając na powrót Briana.<br />
<br />
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-size: large;">*narrator ogólny*</span></i></div>
<br />
Brian wszedł do dormitorium tylko częściowo z siebie zadowolony. Gdyby nie Murder, już miałby Elsę w garści. Poza tym wyczuwał jakieś dziwne emocje, nienależące ani do niego, ani do jego towarzyszki - ktoś musiał obserwować jego i dziewczynę przy pracy. Dzięki swoim nadnaturalnym zdolnościom był w stanie wyczuć coś takiego. Zorientował się jednak zbyt późno, a ten, kto został otępiony, szybko zorientował się, co działo się w przeciągu tych kilkunastu sekund.<br />
Leżąc w łóżku, chłopak nadal myślał o Elsie. Nie mógł nadziwić się, że dziewczyna zapamiętała melodię ich wspólnej piosenki, mimo usuniętych wspomnień. Rosie znów miała rację - przepowiednia się spełniła, a Elsa podjęła właściwą decyzję. Dobrze przynajmniej, że panowała nad mocą. Bez wątpienia pomagał jej w tym Frost.<br />
<br />
<i> Strażnik...</i><br />
<br />
Brian potarł ręką zmeczone oczy, próbując uporządkować myśli. Skoro Jack był jednym ze Strażników Marzeń, to mógł pilnować Elsy ze względu na jej moce. Wystarczyło się tylko zbliżyć do dziewczyny, a potem tylko...<br />
Chłopak wzdrygnął się z obrzydzenia do samego siebie. Obiecał przecież swojej towarzyszce, że nie użyje na niej swoich mocy. Zresztą, sam tego nie chciał. Wolał, żeby Elsa była z nim dlatego, że tego chciała, a nie z musu. Wiedział też, że zmieniła się od pobytu w obozie. Nie była już tak otwarta jak kiedyś, wolała nie spoufalać się z nikim aż nadto. Dlatego bacznie obserwował ją, odkąd pojawiła się w Hogwarcie. Chciał znów sprowadzić ją do obozu, przypomnieć jej dawne czasy, kiedy siedzieli razem nad jeziorem, czy siedzieli na łące. Jedyną, chyba najtrudniejszą, przeszkodą był Jack Frost – najbliższy przyjaciel Elsy.<br />
Brian spodziewał się tego, że będzie miał kłopoty, jeśli chodzi o ponowne zdobycie zaufania swojej towarzyszki. Nie spodziewał się jednak takiego obrotu spraw. Jack był naprawdę bliskim przyjacielem Elsy. Podczas szlabanu dziewczyna mówiła, że są ze sobą od urodzenia. Nie chciała jednak opowiadać o ich stosunkach przed przybyciem do Hogwartu. To, że Jack został Strażnikiem jeszcze bardziej utrudniało sprawę. Na nich moc Briana nie działała tak skutecznie, jak na innych. <br />
W jednej chwili chłopak poczuł niesamowitą złość. To Strażnicy odebrali mu wszystko. Miał się zaskakująco dobrze, dopóki wypadkowi nie ulegli jego rodzice. A wszystko przez tę głupią moc. Uciekł z domu, żeby nie zaszkodzić innym ludziom. Zdechłby z głodu, gdyby nie Carrick i Charlotte. Miał szczęście, że wzięli go do obozu. To był najlepszy czas, tam naprawdę nauczył doceniać swoją moc, mógł znów nad nią panować. A potem Elsa odeszła i wszystko się posypało. Wyruszył za nią, ale nie udało mu się jej odszukać. Do tej pory pozostawało mu pamiętać słowa Elsy, które kiedyś powiedziała do swoich przyjaciół na obozie:<br />
<br />
<i> Wrócę. Może nie będę o was pamiętać, ale kiedy przyjdzie czas... wspomnienia odżyją. I już wtedy będę wiedziała, czego szukać. </i><br />
<br />
I właśnie tego się trzymał – swojej ostatniej nadziei. <br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Elsa</span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Leżąc w łóżku, myślałam o dzisiejszym szlabanie i o tym, jak bardzo dobrze czułam się w towarzystwie Briana. Niby nie miałam się z czego śmiać, a jednak wszystko, co mówił, jakoś dziwnie mnie rozbawiało. Dobrze czułam się w jego towarzystwie. Na początku uważałam go za zarozumiałego Ślizgona, jednak szybko się przekonałam, że źle go oceniłam. W dwójkę poszło nam też odrobinę szybciej. <br />
Okazało się, że dziadkowie Briana pochodzili z Arendelle i często opowiadali mu miejscowe legendy.Jakimś cudem dowiedział się też o odnalezieniu się rodziców Jacka. Mówił, że postara się nakłonić rodziców do przyjazdu na wakacje do naszego miasta. Miałam nadzieję, że go tam spotkam.<br />
Potarłam ręką zmęczone oczy. Z tego wszystkiego zapomniałam o naszym planie i nie zwróciłam specjalnej uwagi na zachowanie profesora Murdera. Westchnęłam cicho, pamięcią powracając do moich obaw, kiedy stałam na peronie 9 i 3/4. W rzeczywistości szkoła nie była taka zła. Moja moc się nie wydała, a to, w gruncie rzeczy, liczyło się najbardziej. Zasnęłam spokojna, wsłuchując się w miarowe oddechy moich koleżanek z dormitorium.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>*** </i></div>
<br />
Siedziałam na lekcji historii magii, która była prowadzona przez profesora Binnsa – jedynego ducha, który nauczał w szkole. Starałam się notować uważnie, lecz przychodziło mi to z niemałym trudem. Problem polegał na tym, że profesor miał tak usypiający głos, że wielu uczniów po prostu odpływało, ucinając sobie drzemkę. Tylko nieliczni Krukoni spisywali notatki, a większość Ślizgonów – w tym Jack – spało sobie w najlepsze. <br />
Poczułam lekkie ukłucie w plecy. Odwróciłam się natychmiast, aby spojrzeć karcąco na kogoś, kto potraktował mój kręgosłup końcówką pióra. Natychmiast jednak się powstrzymałam, kiedy zobaczyłam lekko usmiechniętego Briana, który trzymał w ręce zgiętą karteczkę. Wzięłam ją i wygładziłam. <br />
<br />
<i><span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Wiesz, że w następny weekend jest Hogsmeade?</span></i><br />
<br />
Zaczerwieniłam się nieco, lecz szybko odpisałam:<br />
<br />
<span style="font-family: "courier new" , "courier" , monospace;"><i>Tak, już to gdzieś słyszałam.</i></span><br />
<br />
Po chwili ktoś znów dźgnął mnie piórem.<br />
<br />
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><i>Masz ochotę iść ze mną?</i></span><br />
<br />
Roszpunka spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami, kiedy starałam ukryć się czerwoną jak włosy Meridy twarz. <br />
<br />
<span style="font-family: "courier new" , "courier" , monospace;"><i><strike>Może być.</strike><br /><br /><strike> Nie wiem. </strike><br /><br /> Pewnie, że tak.</i></span><br />
<br />
Oddałam karteczkę do tyłu. Do końca lekcji nie potrafiłam skupić się na słuchaniu profesora Binnsa, zastanawiając się, dlaczego zgodziłam się na propozycję Briana. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
<br />
Siedziałam przy stole Ravenclawu w Wielkiej Sali. Nie miałam jednak na nic ochoty, więc tylko słuchałam Roszpunki, która siedziała obok mnie i paplała wesoło o wypracowaniu na transmutację.<br />
- A swoją drogą, to jak poszedł ci szlaban z Brianem? - zapytała cicho, więc tylko ja usłyszałam jej pytanie. Mało brakowało, a nie poszłabym do Hogsmeade w wyniku wczesnej śmierci z powodu udławienia się sokiem dyniowym<br />
- Skąd o tym wiesz? - syknęłam do niej. <br />
- No wiesz, nie byliśmy pewni, czy wszystko pójdzie dobrze, więc wysłaliśmy Jacka i Johna na zwiady – moja przyjaciółka zachichotała nerwowo. - No i oni wszystko nam opowiedzieli – uśmiechnęła się przepraszająco. <br />
-<i> Nam</i>, to znaczy komu?<br />
- No wiesz, Roszpunce, Meridzie i Thomasowi – usłyszałam głos Jacka za plecami.<br />
- To stół Ravenclawu, chyba, że się mylę? - warknęła Hay-Lin na chłopaków, którzy już wygodnie rozsiedli się między mną a Roszpunką. John spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami, powstrzymując się od powiedzenia czegoś niemiłego. Hay-Lin często spotykała się z docinkami na temat pochodzenia. To, że jej rodzice byli mugolami, przeszkadzało kilku Ślizgonom. <br />
- A tak właściwie, to o czym tak zawzięcie pisaliście? - Jack trącił mnie łokciem. <br />
Poczułam, jak na moją twarz wkrada się gorący rumieniec.<br />
- Nie wasz interes – bąknęłam z zamiarem wstania od stołu. Jack jednak mi na to nie pozwolił, chwytając mnie mocno za ramię.<br />
- Za co on niby dostał szlaban? - zapytał John.<br />
- Skąd mam to niby wiedzieć?<br />
- No nie wiem, myślałem, że ci powiedział – wzruszył ramionami Jack.<br />
- Ja za to wiem, że to naprawdę nie jest wasza sprawa – warknęłam i odeszłam od stołu Ravencalwu.<br />
- Chyba trochę przesadziłeś, Jackson – usłyszałam jeszcze, jak Roszpunka karci Jacka.<br />
I kiedy zobaczyłam uśmiechającego się do mnie Briana, który też wychodził z Wielkiej Sali, poczułam, że najbliższa sobota będzie naprawdę mile spędzonym czasem.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
W sobotę o szesnastej spotkałam się z Brianem przed bramą główną. Owinęłam się szalikiem Ravenclawu, aby nie odstawać od innych uczniów. Oczywiście,dzięki mojej mocy, nie odczuwałam zimna. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To co? Do Trzech Mioteł? - zapytał z uśmiechem, kiedy podeszłam do niego. Pokiwałam ochoczo głową, zgadzając się na pójście do baru. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zdziwiłam się, kiedy zauważyłam, że dobrze czuję się w towarzystwie Briana. Potrafiliśmy rozmawiać prawie o wszystkim, poczynając od ulubionego jedzenia, aż po śmieszne historie z dzieciństwa. Poczułam dziwne wyrzuty sumienia, kiedy pomyślałam o tym, że muszę ukrywać przed nim moją moc. Szybko jednak wyrzuciłam nieprzyjemne myśli z głowy. Z jakiegoś nieznanego mi powodu byłam pewna, że Brian wszystko by zrozumiał. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy dotarliśmy do Trzech Mioteł, a mój towarzysz poszedł zamówić kremowe piwo, wyjrzałam przez okno. Za oknem stały trzy osoby w jakichś dziwnych szatach, zrobionych z juty. Wszystkie skierowały swój wzrok na mnie. Zmarszczyłam brwi i zajęłam się obserwowaniem ludzi w barze.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co to za ludzie? - Brian wskazał na trzy postacie za szybą. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem, ale wyglądają dziwnie – odpowiedziałam, machając lekceważąco ręką. Wolałam nie tracić czasu i usłyszeć niedokończoną przez Briana historię o nawiedzonym domu, obok którego kiedyś mieszkał.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy już skończyliśmy pić kremowe piwo, wyszliśmy z baru, z zamiarem odwiedzenia, bez większego celu, sklepów. Przez jakiś czas czułam na sobie czyiś uporczywy wzrok, ale pomyślałam, że tylko coś sobie ubzdurałam po zobaczeniu dziwnej trójki. Starałam się wykorzystać jak najlepiej mój czas przed powrotem do Hogwartu na kolację. Razem z Brianem komentowaliśmy fikuśne szaty czarodziejów, które znajdowały się na wystawie sklepu Madame Malkin. Byliśmy też przez chwilę przy Wrzeszczącej Chacie – najbardziej nawiedzonym domu w całej Wielkiej Brytanii. Podobno w nocy było słychać tam głośne wycie pokutujących dusz. W końcu jednak znudziło nam się stanie na mrozie i postanowiliśmy wrócić do szkoły na kolację. </div>
<div style="text-align: justify;">
Maszerowaliśmy oświetloną drogą główną. W zimie Hogsemade wyglądało naprawdę ładnie. Rozmawiając z Brianem, doszłam do wniosku, że te trzy godziny spędzone w jego towarzystwie były naprawdę miłe. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Jakbyśmy byli na... randce?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Starałam się zignorować tę dziwną myśl. Może i w towarzystwie Briana czułam się dobrze, ale nie aż tak, żeby od razu czuć w stosunku do niego coś... głębszego. W jednej chwili powrócił ten moment w kantorku. Nie wiedziałam, co mną kierowało, ale wtedy wszystko wydało mi się takie odległe, jakby nie liczyło się nic innego oprócz mnie i... </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hej, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - moje rozmyślania przerwał głos Briana. - Wiesz, wyglądasz na zmartwioną. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja... eee... to znaczy, zamyśliłam się, przepraszam – odwróciłam się w jego stronę, kontem oka zauważając trzy postacie idące za nami. Jedna z nich nie zarzuciła kaptura, majstrując coś przy swoich długich, złotych włosach. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy byliśmy już blisko głównej bramy, zawołałam do Briana:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zapomniałam szalika z Trzech Mioteł!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mogę dać ci swój, jeśli chcesz – mój towarzysz zaczął zdejmować zielono-srebrny szal.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Eee... nie, dziękuję. Pójdę lepiej po niego – powiedziałam, prosząc w duchu o to, aby mi uwierzył i nie chciał za mną pójść</div>
<div style="text-align: justify;">
- Iść z tobą?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie! To znaczy nie, dziękuję. Postaram się pospieszyć, zobaczymy się na kolacji, dobrze? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Błagam, idź już!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- No... dobrze – usłyszałam w jego głosie wahanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję – powiedziałam cicho. Przez moment się zawahałam – Za cały dzień – wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek. Dobrze, że w cieniu drzew nie było widać mojego rumieńca. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Poradzisz sobie?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślę, że tak. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzimy się na kolacji – powiedział Brian i odszedł, co chwila odwracając się. Pomachałam mu i zaczekałam, aż zniknie za zakrętem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odwróciłam się i zaczęłam biec. Kiedy dotarłam do wielkiego dębu, podniosłam szalik z ziemi. Był mokry od leżenia w śniegu. Postanowiłam zaczaić się na trzy postacie za drzewem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie musiałam czekać długo. Po chwili usłyszałam głośną rozmowę Roszpunki, Jacka i Thomasa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy ty tego nie rozumiesz? W książkach dla nastolatek zawsze tak jest, że na koniec randki chłopak całuje dziewczynę! To takie skomplikowane? - moja przyjaciółka chwyciła Jacka za rękaw. Zrzucili już jutowe szaty, więc mogłam dostrzec ich twarze.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po co my to właściwie robimy, co? - zapytał Thomas znudzonym głosem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Właśnie, po co? - zapytałam, wychodząc zza drzewa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Roszpunka, Thomas i Jack stanęli jak wryci. Po chwili jednak ten ostatni się ocknął i odezwał:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co? Nie poszłaś ze swoim chłopakiem na kolację?</div>
<div style="text-align: justify;">
- O czym ty mówisz? - spojrzałam na niego poirytowana. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Och, daj spokój, już nie musicie się ukrywać – powiedział ze znudzeniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jack, wydaje mi się, że trochę przesadzasz – wtrąciła się Roszpunka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja przesadzam? To ona umówiła się z dopiero co poznanym chłopakiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- O co ci chodzi, na Merlina?! - zawołałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Skoro nie rozumiesz, to ja nie będę ci tłumaczył. </div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz to ja nie potrafiłam niczego z siebie wykrztusić. Jack jeszcze nigdy nie odezwał się do mnie w ten sposób.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To, co robię, to nie twoja sprawa – wysyczałam przez zaciśnięte zęby i odwróciłam się, żeby odejść. Słyszałam jeszcze wołania Roszpunki, ale przyspieszyłam kroku. Nie miałam ochoty tłumaczyć się nikomu z moich decyzji. Skoro Jack nie potrafił tego zrozumieć, był to jego problem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pobiegłam w stronę bramy głównej, nie zwracając uwagi na to, że szalik został pod nogami Jacka.</div>
<div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br />
<div>
<br /></div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">*** </span></i></div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Witam znów w kolejnym rozdziale! Przepraszam, że tak dużo Briana, a Jack totalnie świruje</i><i> ale wszystko ma swój cel. A właściwie, to kto powiedział, że to Jack ma być pierwszą miłością Elsy, co? </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>I nowość: od dzisiaj jestem też na Wattpadzie: <a href="https://www.wattpad.com/story/61616744-mro%C5%BAny-hogwart-jelsa"><span style="color: black;">o, tutaj.</span></a></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Nie wiem, co mnie napadło, ale niech już będzie. Dodatkowo rozdziały będą pojawiać się trochę rzadziej niż zazwyczaj. </i><br />
<i>*teraz tłumaczenia*</i><br />
<i>No wiecie, ferie się kończą, szkoła i te sprawy, pewnie rozumiecie, jak to jest. No i dodatkowo mam masę pracy, piszę jeszcze artykuł na<span style="color: #cccccc;"> </span><a href="http://internetowy-spis.blogspot.com/"><span style="color: black;">Internetowy Spis</span></a> i jest masa rzeczy, o których ciężko mówić. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. W aktualnościach zawsze będę pisała, kiedy - mniej więcej - pojawi się rozdział.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Pozdrawiam!</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Kasia</i></div>
</div>
</div>
</div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-631260635323832943.post-24384870832145211102016-01-24T19:52:00.002+01:002016-01-24T19:52:29.956+01:00Rozdział XV - Szlaban<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-size: x-large;">Elsa</span></i><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Jadłam właśnie śniadanie przy stole Ravenclawu, kiedy do Wielkiej Sali wleciała chmara sów. Nie spodziewałam się żadnej przesyłki czy listu, prócz <i>Proroka Codziennego</i>, którego niedawno zaprenumerowałam. Zdziwiłam się więc, gdy oprócz gazety brązowa płomykówka przyniosła w dziobie szarą kopertę. Piłeczki pingpongowe znów zaczęły odbijać się od ścian mojego żołądka. Kiedy otwierałam kopertę, mimowolnie się uśmiechnęłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Od kogo to? - Yuki próbowała zobaczyć treść listu od Jonathana. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Eee... od rodziców. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdyby rzeczywiście tak było, to nie uśmiechałabyś się tak bardzo - stwierdziła Roszpunka. </div>
<div style="text-align: justify;">
Poczułam, jak się czerwienię. Gdybym zdradziła im chociażby imię nadawcy to nie dałyby mi spokoju. Albo - co gorsza - powiedziałyby to któremuś z chłopaków. Prędzej czy później dotarłoby to do Jacka, a wtedy byłoby naprawdę źle. Jeśliby się dowiedział, to na pewno doniósłby o wszystkim Strażnikom. Straciłby do mnie zaufanie, już nigdy by się nie odezwał, a wtedy zostałabym sama i...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kto to Jonathan? - kasztanowe włosy Tessy częściowo przesłoniły mi widok. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie czyta się prywatnych listów! - zapiszczałam i zagarnęłam kartkę do siebie tak, aby nikt nie mógł zobaczyć, co na niej pisze i wsadziłam ją do kieszeni. Moja koleżanka miała na tyle przyzwoitości, żeby spuścić głowę i wymamrotać przeprosiny. </div>
<div style="text-align: justify;">
Do końca śniadania unikałam jakiegokolwiek tematu związanego z wiadomością od Jonathana, ukryta za kartkami <i>Proroka Codziennego</i>. Nie mogłam jednak skupić się na lekturze. Chciałam natychmiast przeczytać list i na niego odpowiedzieć. Wstałam powoli od stołu i poszłam do dormitorium. </div>
<div style="text-align: justify;">
Usiałam na łóżku i wyjęłam pomiętą kartkę z kieszeni. Rozprostowałam ją i zaczęłam czytać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<link href="https://fonts.googleapis.com/css?family=Marck+Script" rel="stylesheet" type="text/css"></link>
<i><span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Droga Elso!</span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Mam nadzieję, że dobrze spędziłaś ferie. Ja mam się dobrze, choć bywało lepiej.</span></i><br />
<i><span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Chciałem zapytać się, czy nie mogłabyś wymknąć się z Howartu tej nocy? Chciałbym z Tobą porozmawiać. Proszę, wyślij mi odpowiedź przez Snowy'ego. Jeśli się zgadzasz, spotkajmy się koło drogi prowadzącej do Wrzeszczącej Chaty w Hogsmeade. </span></i><br />
<i><span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Jonathan</span></i><br />
<i><span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span></i><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"> Uśmiechnęłam się do siebie. Bałam się, że Jonathan będzie chciał zaprzestać ze mną kontaktu. Miałam tylko jeden problem: musiałam niepostrzeżenie wydostać się ze szkoły. Gdyby jeszcze raz mnie złapano, nie skończyłoby się tylko na szlabanie. Westchnęłam cicho, złożyłam kartkę i wrzuciłam na dno kufra. Spojrzałam na zegar, który wisiał nad drzwiami. Lekcje już dawno się zaczęły. Wybiegłam z dormitorium mając na dzieję, że profesor Murder będzie dzisiaj w dobrym nastroju.</span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"> Weszłam powoli do klasy, w której mieliśmy zaklęcia z obrony przed czarną magią. Patrzyła na mnie cała klasa, lecz nasz nauczyciel nawet nie podniósł głowy, skrobiąc piórem po pergaminie.</span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Pod tablicę, Wright.</span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Wykonałam posłusznie polecenie profesora. Kiedy ten wreszcie podniósł głowę, popatrzył na mnie zdegustowanym wzrokiem. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Nie będę tolerował twojego lenistwa, zrozumiano? - wysyczał przez zaciśnięte zęby. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Dobrze, panie profe...</span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Nie pozwoliłem ci się odezwać, Wright. Za takie zachowanie Ravenclaw traci dziesięć punktów. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Nie wiedziałam, czy mam się odezwać. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Nie powinnaś czasem mnie przeprosić? </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Przepraszam, panie profesorze - powiedziałam cicho. Ręce trzymałam z tyłu, mając nadzieję, że nie oszraniam podłogi. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Szlaban. Przyjdź do mojego gabinetu o dziesiątej. A teraz wracaj na miejsce - powiedział z pogardą w głosie. Zajęłam miejsce obok Roszpunki, dając jej znak, że o całym zdarzeniu porozmawiamy później i udawałam, że czytam podręcznik. Reszta lekcji zapowiadała się jak zwykle - uczniowie leniwie przerzucali kartki książek. Na zajęciach z obrony przed czarną magią nie mieliśmy ćwiczeń praktycznych. Murderowi wystarczało to, że nie przeszkadzamy mu w pisaniu. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"> Podniosłam głowę znad podręcznika. Dopiero teraz zaczęłam zastanawiać się, dlaczego nasz nauczyciel tak dużo pisze. Mogły to być po prostu zwykłe listy, ale po co pisać ich tak dużo? Pokręciłam szybko głową. Nie miałam czasu zajmować się takimi bzdurami. Musiałam odwołać spotkanie z Jonathanem - do tej pory była to jedyna rzecz, która potrafiła poprawić mi humor. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><i>Przestań w końcu o nim myśleć. </i></span><br />
<br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"> Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem. Skoro Jonathan chciał się spotkać, to może nie byłam tylko jego przyjaciółką. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><i>Nadzieja matką głupich.</i></span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><i><br /></i></span>
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><i><br /></i></span>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><i>***</i></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><i><br /></i></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><i><br /></i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"> Stałam przed drzwiami gabinetu profesora Murdera. Wzięłam głęboki oddech i cicho zapukałam. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Wejść! </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Nacisnęłam niepewnie klamkę z brązu i weszłam do środka. Nauczyciel powoli podniósł głowę i zmrużył oczy, patrząc na mnie. Potem powoli wstał od biurka i podszedł do mnie. Spojrzał na mnie z góry i machnął ręką, dając znak, abym za nim poszła. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"> Maszerowałam za nim dopóki nie zatrzymaliśmy się przed starymi, dębowymi drzwiami na szóstym piętrze. Murder wymruczał parę zaklęć, a ja usłyszałam szczęk otwieranego zamka. Drzwi otwarły się. Moim oczom ukazało się obszerne pomieszczenie. Regały sięgające aż po sufit zawalone były fiolkami i pogiętymi kartkami, które wyglądały na przepisy. Na podłodze leżało mnóstwo kartonów, skrzyń i słojów, w których pływała dziwna zielona maź. W całym pomieszczeniu unosił się naprawdę nieprzyjemny zapach. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- To jest składzik, w którym umieszcza się mikstury, ich przepisy i składniki, z których są robione - odezwał się profesor Murder, nie patrząc na mnie. - Twoją karą będzie posegregowanie wszystkiego, a potem ułożenie w porządku alfabetycznym. Przyjdę do ciebie o północy. Jeśli nie skończysz, wrócisz tutaj za tydzień. Zrozumiałaś?</span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że mam rozchylone usta i patrzę się na nauczyciela szeroko otwartymi oczami. Poprawiłam się i zaczęłam myśleć, jak zdołam zrobić to wszystko w dwie godziny. </span><br />
- Tak, proszę pana - mruknęłam pod nosem.<br />
- I jeszcze jedno: wszystko zrobisz bez użycia magii. <i>Jakichkolwiek zaklęć czy nadprzyrodzonych umiejętności,</i> zrozumiałaś?<br />
<br />
<i>On o wszystkim wie.</i><br />
<br />
W jednej chwili spanikowałam i schowałam ręce do kieszeni. O moich specyficznych mocach wiedzieli tylko rodzice i dyrektor Hogwartu. To on musiał o wszystkim powiedzieć nauczycielom.<br />
- D-dobrze, panie profesorze - odpowiedziałam piskliwym głosem.<br />
- Masz, załóż to - wyciągnął z kieszeni rękawice ze smoczej skóry i podał mi je. - Niektóre z nich są bardzo szkodliwe.<br />
Profesor patrzył uważnie, jak zakładam rękawiczki na trzęsące się ręce.<br />
- Różdżka - wyciągnął rękę. Podałam mu ją i westchnęłam cicho. Czekały mnie pracowite dwie godziny, a wiedziałam, że na jednej wizycie w składziku się nie skończy. Z rezygnacją patrzyłam, jak Murder znika za rogiem korytarza i zabrałam się do pracy.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Po zaledwie trzydziestu minutach miałam dosyć. A tylko pozdejmowałam fiolki z półek, aby potem obetrzeć je z kurzu. Miałam dziwne wrażenie, że bez różdżki będę odrabiała ten szlaban do końca roku. Rękawice ze smoczej skóry bardzo mi się przydały. Już dwa razy upuściłam fiolkę z trucizną z krwiowca. Nic złego się nie stało, a wszystko przez to, że cały czas myślałam nad tym, czy profesor Murder wie o mojej mocy.<br />
Przysiadłam na jednej z drewnianych skrzynek. Byłam zmęczona ukrywaniem moich zdolności. Chciałam, żeby wszyscy dowiedzieli się o tym, co potrafię. Myślałam, że zdołam przekonać ich do tego, że moje umiejętności mogą zrobić dużo dobrego, nie tylko wyrządzać szkody. Chociaż... sama przestawałam w to wierzyć. Nie chodziło wcale o to, że moc była przekleństwem. Czasem jednak coraz trudniej było mi panować nad nią. Czasem nie chciałam, aby inni dowiedzieli się o moich zdolnościach, a ukrywanie ich wiele mnie kosztowało.<br />
Moje ponure rozmyślania przerwał odgłos kroków dobiegających z korytarza. Po chwili w kantorku stanął profesor Murder.<br />
- Wracaj do dormitorium - powiedział szybko. Był blady i wyglądał na wystraszonego.<br />
- Ale... - zaczęłam. Nie było przecież jeszcze północy. Dlaczego chciał, żebym skończyła pracę wcześniej?<br />
- Rób, co ci każę! - krzyknął. - Idź prosto do dormitorium - dodał ciszej.<br />
Wyszłam posłusznie ze składziku i szybko poszłam w stronę wieży Ravenclawu.<br />
Po rozwiązaniu zagadki, którą zadała mi kołatka wisząca na drzwiach, miałam już wchodzić na spiralne schody. Nagle usłyszałam wycie - takie samo, jak wcześniej na szlabanie czy w innych sytuacjach. Przypomniałam sobie wystraszonego nauczyciela obrony przed czarną magią. Wbiegłam czym prędzej po schodach, chcąc jak najszybciej znaleźć się w innym miejscu.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
- I co? Tak po prostu kazał ci odejść? - zapytał cicho John. Ja, Merida, Roszpunka, Jack, Thomas i on siedzieliśmy w bibliotece, zastanawiając się nad zachowaniem profesora Murdera.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziwne, prawda? Najpierw się nad nami znęca, a potem nagle chce cię ratować - mruknęła Merida.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może miał powód? - Roszpunka zawinęła kosmyk blond włosów wokół palca.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Taa... Jak na moje oko, to wymyślił gorszą karę niż porządkowanie składziku na eliksiry - powiedział ironicznie Jack. - Może będziesz musiała czyścić toalety w skrzydle szpitalnym?</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzdrygnęłam się na samą myśl o takiej możliwości. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A jeśli chciał ją ochronić? - odezwał się Thomas. Wszyscy spojrzeliśmy na niego zdziwieni. Murder broniący któregoś z uczniów? Było to tak dziwne, że pewnie niemożliwe. - Pomyślcie tylko: zawsze zjawia się wtedy, kiedy słyszymy to wycie. Jesteśmy też prawie pewni, że należy ono do wilkołaka - przeczesał palcami swoje czarne włosy. - Może to nie on nim jest? Przecież uczy obrony przed czarną magią, musi wiedzieć coś na temat tych stworzeń. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Chce wybadać, kto to? - John podniósł głowę zna książki o magicznych stworzeniach, którą przed chwilą wypożyczył.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bardzo możliwe - stwierdziłam. Musiałam zgodzić się z Thomasem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tutaj pisze, że kiedy następuje przemiana, ludzie tracą świadomość i nie wiedzą, co się z nimi dzieje - John wskazał na początek akapitu w księdze. - Jednak w trzynastym wieku wymyślono wywar tojadowy. Jeśli osoba zarażona wilkołactwem będzie zażywać go na tydzień przed pełnią, to zachowa pełną świadomość i kontrolę w czasie pełni.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To może zostać użyte jako broń - zawołała Merida. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Bycie wilkołakiem? To raczej przekleństwo - skrzywiłam się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pomyślcie tylko! Skoro to wilkołak, to musi mieć wielkie szpony i kły! Skoro zachowuje świadomość, to może ich użyć - patrzyliśmy oniemiali na Meridę wykrzykującą swoją dziwaczną hipotezę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ciebie by nie zaatakował. Penie na sam twój widok uciekłby z wrzaskiem - powiedział kąśliwie Jack. </div>
<div style="text-align: justify;">
Moja przyjaciółka popatrzyła na niego prawie tak samo czerwona na twarzy, jak jej włosy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Załóżmy, że używa tego jako broni - przerwała Roszpunka. - Możemy też przyjąć, że chodzi mu o Elsę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tylko co takiego on chce od ciebie? - Thomas popatrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Przez chwilę wydawało mi się, że Jack i Roszpunka wymienili porozumiewawczo spojrzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem - skłamałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przez resztę dnia na próżno starałam się uporządkować natłok męczących mnie myśli.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">***</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Rozdział miał być na rozpoczęcie lutego, ale napisany został wcześniej, więc proszę bardzo. </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Nawet jest długi *taka skromna ja*.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>To by było na tyle. Zapraszam do czytania i komentowania!</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>~Kasia</i></div>
</div>
</div>
</div>
</div>
Watashi wa Hentaihttp://www.blogger.com/profile/00607575241938945542noreply@blogger.com4