poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział XVI - Wizyta w Hogsmeade

Jack

  Przez kolejny tydzień staraliśmy się wymyślić jakiś sposób na sprawdzenie, czy profesor Murder rzeczywiście nam zagraża. Po lekcjach ja, Elsa, Merida, Roszpunka, Thomas i John zbieraliśmy się w bibliotece, aby dyskutować nad wszystkimi możliwościami. Niektóre były naprawdę niedorzeczne, ale chcieliśmy mieć jakiś punkt odniesienia. Jednak, mimo wszystko, kiedy Elsa ponownie poszła porządkować składzik na eliksiry, nie wiedzieliśmy, co robić. Jedyną opcją, która nam została, było czekanie na rozwój sytuacji pod peleryną niewidką.
- Pamiętajcie, że nie możecie dać się złapać - powiedziała Roszpunka cicho. Ja, John i ona staliśmy przed wejściem na wieżę Ravenclawu.
- Dobra, wszystko opowiemy wam, jak przyjdziemy - John przewrócił oczami i szturchnął mnie.
Narzuciłem na nas pelerynę. Ruszyliśmy w stronę schodów prowadzących na szóste piętro.
  Kiedy już byliśmy nieopodal kantorku, w którym miał odbywać się szlaban Elsy, usłyszeliśmy szepty. Wszystko wskazywało na to, że ktoś rozmawia z moją przyjaciółką. Spojrzałem na mojego przyjaciela pytająco, ale ten tylko wzruszył ramionami. Podeszliśmy jak najciszej do wielkich, dębowych drzwi, które były otwarte na oścież. Ze środka pomieszczenia dochodziło jasne światło.
- Wziąłbyś się do pracy, a nie! - usłyszałem chichot Elsy. - Przecież ty też masz szlaban.
- Ale to nie ja spóźniłem się dziesięć minut - moich uszu dobiegł dźwięk znajomego głosu. Tylko do kogo on należał?
- Podejdźmy jeszcze bliżej - szepnąłem do Johna. Było to odrobinę ryzykowne, ale chciałem zobaczyć, z kim pracuje moja przyjaciółka.
  No i zobaczyłem.
  Elsa i Brian rozmawiali w najlepsze, zamiast zajmować się porządkowaniem.
  Zerknąłem na Johna. Miał otwarte usta, a kiedy się do mnie odwrócił, wyglądał na mocno zdziwionego. Przecież Elsa ledwo tolerowała Briana, nie mówiąc już o rozmawianiu z nim!
- Było napisać wypracowanie, a nie grać w najlepsze w Eksplodującego Durnia - żachnęła się moja przyjaciółka.
- Mam ważniejsze rzeczy do roboty, niż pisanie bzdur dla Tryinot. Swoją drogą, nie lubię eliksirów. Mam dużo lepsze zdolności.
- Niby jakie?
- Kiedyś się przekonasz - Brian uśmiechnął się do Elsy.
  John potarł swój nos palcem. Spojrzał na mnie na sekundę przed tym, co się stało i głośno kichnął.
  Nasi przyjaciele zaprzestali rozmowy.
- Myślisz, że nas obserwuje? - zapytał Brian szeptem.
- Wątpię. Pewnie znów pisze do kogoś listy.
Oboje spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem. Osobiście uważałem, że nie stało się nic, co miałoby być powodem do aż takiej radości. Dodatkowo Brian strasznie mnie irytował. Nie potrafiłem określić dokładnie dlaczego, ale miałem ochotę przerwać im tę głupią pogawędkę. Denerwowało mnie to, że Elsa zachowywała się przy nim, jakby byli dobrymi przyjaciółmi.

To ja byłem zawsze jej dobrym przyjacielem.

  W końcu to nie Brian zawsze przy niej był. To nie on czytał fragmenty jej pamiętnika i wiedział o wszystkich jej tajemnicach. Przecież Brian nie musiał zostawiać jej, żeby była bezpieczna. To wszystko robiłem ja. I teraz, kiedy tak na nich patrzyłem, poczułem niemiłe ukłucie gdzieś w okolicach serca. Nie mogłem jednak dopuścić do siebie myśli, że byłem zazdrosny o Elsę. Wytłumaczenie było bardzo proste: spędziłem z nią praktycznie całe życie, więc była dla mnie ja siostra. przecież to normalne, prawda?

Co się ze mną dzieje?

  Patrzyłem, jak Brian i Elsa przekładają fiolki na półkach. John szturchnął mnie w żebra i wskazał głową na dwójkę w kantorku. Na razie pracowali w ciszy. Miałem nadzieję, że tak zostanie już do końca, ale trochę się pomyliłem.
  Moja przyjaciółka chyba uważała, że jest stanowczo zbyt cicho i zaczęła nucić jakąś melodię. Brian spojrzał na nią zdziwiony, ale niczego nie powiedział. Elsa miała naprawdę ładny głos. Czasem śpiewała przy codziennych obowiązkach. Lubiłem się jej wtedy przysłuchiwać. Chodząc po głównym placu w Arendelle, mogliśmy słuchać chórów, które przychodziły tam dla łatwego zarobku. Westchnąłem cicho. Tęskniłem trochę za tamtymi czasami.
  Mocny kopniak w kostkę od Johna przywrócił mnie do rzeczywistości. Elsa i Brian stali na przeciwko siebie, nie ruszając się. Poczułem jakieś dziwne otępienie, jakbym nagle utracił kontakt z rzeczywistością. Z tego dziwnego stanu wybudziły mnie kroki profesora Murdera, który przyszedł oznajmić, że dwie godziny szlabanu już minęły.
- Chodź już - szepnął John.
  Kiedy byliśmy w drodze do lochów, pewni, że nikt nas nie podsłucha, zapytałem mojego przyjaciela:
- Też to poczułeś?
- Coś takiego, jakbym zasypiał? O tak, i to bardzo dobrze. Myślisz, że to wina Murdera? - popatrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie wiem - odparłem, znów pogrążając się w myślach. Przed wejściem do dormitorium ściągnąłem z nas pelerynę niewidkę i podałem hasło.
  Pogrążony w myślach położyłem się do łóżka w ubraniach, czekając na powrót Briana.

*narrator ogólny*

  Brian wszedł do dormitorium tylko częściowo z siebie zadowolony. Gdyby nie Murder, już miałby Elsę w garści. Poza tym wyczuwał jakieś dziwne emocje, nienależące ani do niego, ani do jego towarzyszki - ktoś musiał obserwować jego i dziewczynę przy pracy. Dzięki swoim nadnaturalnym zdolnościom był w stanie wyczuć coś takiego. Zorientował się jednak zbyt późno, a ten, kto został otępiony, szybko zorientował się, co działo się w przeciągu tych kilkunastu sekund.
  Leżąc w łóżku, chłopak nadal myślał o Elsie. Nie mógł nadziwić się, że dziewczyna zapamiętała melodię ich wspólnej piosenki, mimo usuniętych wspomnień. Rosie znów miała rację - przepowiednia się spełniła, a Elsa podjęła właściwą decyzję. Dobrze przynajmniej, że panowała nad mocą. Bez wątpienia pomagał jej w tym Frost.

Strażnik...

  Brian potarł ręką zmeczone oczy, próbując uporządkować myśli. Skoro Jack był jednym ze Strażników Marzeń, to mógł pilnować Elsy ze względu na jej moce. Wystarczyło się tylko zbliżyć do dziewczyny, a potem tylko...
  Chłopak wzdrygnął się z obrzydzenia do samego siebie. Obiecał przecież swojej towarzyszce, że nie użyje na niej swoich mocy. Zresztą, sam tego nie chciał. Wolał, żeby Elsa była z nim dlatego, że tego chciała, a nie z musu. Wiedział też, że zmieniła się od pobytu w obozie. Nie była już tak otwarta jak kiedyś, wolała nie spoufalać się z nikim aż nadto. Dlatego bacznie obserwował ją, odkąd pojawiła się w Hogwarcie. Chciał znów sprowadzić ją do obozu, przypomnieć jej dawne czasy, kiedy siedzieli razem nad jeziorem, czy siedzieli na łące. Jedyną, chyba najtrudniejszą, przeszkodą był Jack Frost – najbliższy przyjaciel Elsy.
  Brian spodziewał się tego, że będzie miał kłopoty, jeśli chodzi o ponowne zdobycie zaufania swojej towarzyszki. Nie spodziewał się jednak takiego obrotu spraw. Jack był naprawdę bliskim przyjacielem Elsy. Podczas szlabanu dziewczyna mówiła, że są ze sobą od urodzenia. Nie chciała jednak opowiadać o ich stosunkach przed przybyciem do Hogwartu. To, że Jack został Strażnikiem jeszcze bardziej utrudniało sprawę. Na nich moc Briana nie działała tak skutecznie, jak na innych.
  W jednej chwili chłopak poczuł niesamowitą złość. To Strażnicy odebrali mu wszystko. Miał się zaskakująco dobrze, dopóki wypadkowi nie ulegli jego rodzice. A wszystko przez tę głupią moc. Uciekł z domu, żeby nie zaszkodzić innym ludziom. Zdechłby z głodu, gdyby nie Carrick i Charlotte. Miał szczęście, że wzięli go do obozu. To był najlepszy czas, tam naprawdę nauczył doceniać swoją moc, mógł znów nad nią panować. A potem Elsa odeszła i wszystko się posypało. Wyruszył za nią, ale nie udało mu się jej odszukać. Do tej pory pozostawało mu pamiętać słowa Elsy, które kiedyś powiedziała do swoich przyjaciół na obozie:

Wrócę. Może nie będę o was pamiętać, ale kiedy przyjdzie czas... wspomnienia odżyją. I już wtedy będę wiedziała, czego szukać.

  I właśnie tego się trzymał – swojej ostatniej nadziei.


Elsa

  Leżąc w łóżku, myślałam o dzisiejszym szlabanie i o tym, jak bardzo dobrze czułam się w towarzystwie Briana. Niby nie miałam się z czego śmiać, a jednak wszystko, co mówił, jakoś dziwnie mnie rozbawiało. Dobrze czułam się w jego towarzystwie. Na początku uważałam go za zarozumiałego Ślizgona, jednak szybko się przekonałam, że źle go oceniłam. W dwójkę poszło nam też odrobinę szybciej.
  Okazało się, że dziadkowie Briana pochodzili z Arendelle i często opowiadali mu miejscowe legendy.Jakimś cudem dowiedział się też o odnalezieniu się rodziców Jacka. Mówił, że postara się nakłonić rodziców do przyjazdu na wakacje do naszego miasta. Miałam nadzieję, że go tam spotkam.
  Potarłam ręką zmęczone oczy. Z tego wszystkiego zapomniałam o naszym planie i nie zwróciłam specjalnej uwagi na zachowanie profesora Murdera. Westchnęłam cicho, pamięcią powracając do moich obaw, kiedy stałam na peronie 9 i 3/4. W rzeczywistości szkoła nie była taka zła. Moja moc się nie wydała, a to, w gruncie rzeczy, liczyło się najbardziej. Zasnęłam spokojna, wsłuchując się w miarowe oddechy moich koleżanek z dormitorium.

*** 

  Siedziałam na lekcji historii magii, która była prowadzona przez profesora Binnsa – jedynego ducha, który nauczał w szkole. Starałam się notować uważnie, lecz przychodziło mi to z niemałym trudem. Problem polegał na tym, że profesor miał tak usypiający głos, że wielu uczniów po prostu odpływało, ucinając sobie drzemkę. Tylko nieliczni Krukoni spisywali notatki, a większość Ślizgonów – w tym Jack – spało sobie w najlepsze.
  Poczułam lekkie ukłucie w plecy. Odwróciłam się natychmiast, aby spojrzeć karcąco na kogoś, kto potraktował mój kręgosłup końcówką pióra. Natychmiast jednak się powstrzymałam, kiedy zobaczyłam lekko usmiechniętego Briana, który trzymał w ręce zgiętą karteczkę. Wzięłam ją i wygładziłam.

Wiesz, że w następny weekend jest Hogsmeade?

Zaczerwieniłam się nieco, lecz szybko odpisałam:

Tak, już to gdzieś słyszałam.

Po chwili ktoś znów dźgnął mnie piórem.

Masz ochotę iść ze mną?

Roszpunka spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami, kiedy starałam ukryć się czerwoną jak włosy Meridy twarz.

Może być.

Nie wiem.

Pewnie, że tak.


  Oddałam karteczkę do tyłu. Do końca lekcji nie potrafiłam skupić się na słuchaniu profesora Binnsa, zastanawiając się, dlaczego zgodziłam się na propozycję Briana.

***

  Siedziałam przy stole Ravenclawu w Wielkiej Sali. Nie miałam jednak na nic ochoty, więc tylko słuchałam Roszpunki, która siedziała obok mnie i paplała wesoło o wypracowaniu na transmutację.
- A swoją drogą, to jak poszedł ci szlaban z Brianem? - zapytała cicho, więc tylko ja usłyszałam jej pytanie. Mało brakowało, a nie poszłabym do Hogsmeade w wyniku wczesnej śmierci z powodu udławienia się sokiem dyniowym
- Skąd o tym wiesz? - syknęłam do niej.
- No wiesz, nie byliśmy pewni, czy wszystko pójdzie dobrze, więc wysłaliśmy Jacka i Johna na zwiady – moja przyjaciółka zachichotała nerwowo. - No i oni wszystko nam opowiedzieli – uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nam, to znaczy komu?
- No wiesz, Roszpunce, Meridzie i Thomasowi – usłyszałam głos Jacka za plecami.
- To stół Ravenclawu, chyba, że się mylę? - warknęła Hay-Lin na chłopaków, którzy już wygodnie rozsiedli się między mną a Roszpunką. John spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami, powstrzymując się od powiedzenia czegoś niemiłego. Hay-Lin często spotykała się z docinkami na temat pochodzenia. To, że jej rodzice byli mugolami, przeszkadzało kilku Ślizgonom.
- A tak właściwie, to o czym tak zawzięcie pisaliście? - Jack trącił mnie łokciem.
Poczułam, jak na moją twarz wkrada się gorący rumieniec.
- Nie wasz interes – bąknęłam z zamiarem wstania od stołu. Jack jednak mi na to nie pozwolił, chwytając mnie mocno za ramię.
- Za co on niby dostał szlaban? - zapytał John.
- Skąd mam to niby wiedzieć?
- No nie wiem, myślałem, że ci powiedział – wzruszył ramionami Jack.
- Ja za to wiem, że to naprawdę nie jest wasza sprawa – warknęłam i odeszłam od stołu Ravencalwu.
- Chyba trochę przesadziłeś, Jackson – usłyszałam jeszcze, jak Roszpunka karci Jacka.
  I kiedy zobaczyłam uśmiechającego się do mnie Briana, który też wychodził z Wielkiej Sali, poczułam, że najbliższa sobota będzie naprawdę mile spędzonym czasem.


***


  W sobotę o szesnastej spotkałam się z Brianem przed bramą główną. Owinęłam się szalikiem Ravenclawu, aby nie odstawać od innych uczniów. Oczywiście,dzięki mojej mocy, nie odczuwałam zimna. 
- To co? Do Trzech Mioteł? - zapytał z uśmiechem, kiedy podeszłam do niego. Pokiwałam ochoczo głową, zgadzając się na pójście do baru. 
  Zdziwiłam się, kiedy zauważyłam, że dobrze czuję się w towarzystwie Briana. Potrafiliśmy rozmawiać prawie o wszystkim, poczynając od ulubionego jedzenia, aż po śmieszne historie z dzieciństwa. Poczułam dziwne wyrzuty sumienia, kiedy pomyślałam o tym, że muszę ukrywać przed nim moją moc. Szybko jednak wyrzuciłam nieprzyjemne myśli z głowy. Z jakiegoś nieznanego mi powodu byłam pewna, że Brian wszystko by zrozumiał. 
  Kiedy dotarliśmy do Trzech Mioteł, a mój towarzysz poszedł zamówić kremowe piwo, wyjrzałam przez okno. Za oknem stały trzy osoby w jakichś dziwnych szatach, zrobionych z juty. Wszystkie skierowały swój wzrok na mnie. Zmarszczyłam brwi i zajęłam się obserwowaniem ludzi w barze.
- Co to za ludzie? - Brian wskazał na trzy postacie za szybą. 
- Nie wiem, ale wyglądają dziwnie – odpowiedziałam, machając lekceważąco ręką. Wolałam nie tracić czasu i usłyszeć niedokończoną przez Briana historię o nawiedzonym domu, obok którego kiedyś mieszkał.
  Kiedy już skończyliśmy pić kremowe piwo, wyszliśmy z baru, z zamiarem odwiedzenia, bez większego celu, sklepów. Przez jakiś czas czułam na sobie czyiś uporczywy wzrok, ale pomyślałam, że tylko coś sobie ubzdurałam po zobaczeniu dziwnej trójki. Starałam się wykorzystać jak najlepiej mój czas przed powrotem do Hogwartu na kolację. Razem z Brianem komentowaliśmy fikuśne szaty czarodziejów, które znajdowały się na wystawie sklepu Madame Malkin. Byliśmy też przez chwilę przy Wrzeszczącej Chacie – najbardziej nawiedzonym domu w całej Wielkiej Brytanii. Podobno w nocy było słychać tam głośne wycie pokutujących dusz. W końcu jednak znudziło nam się stanie na mrozie i postanowiliśmy wrócić do szkoły na kolację. 
  Maszerowaliśmy oświetloną drogą główną. W zimie Hogsemade wyglądało naprawdę ładnie. Rozmawiając z Brianem, doszłam do wniosku, że te trzy godziny spędzone w jego towarzystwie były naprawdę miłe. 

Jakbyśmy byli na... randce?

  Starałam się zignorować tę dziwną myśl. Może i w towarzystwie Briana czułam się dobrze, ale nie aż tak, żeby od razu czuć w stosunku do niego coś... głębszego. W jednej chwili powrócił ten moment w kantorku. Nie wiedziałam, co mną kierowało, ale wtedy wszystko wydało mi się takie odległe, jakby nie liczyło się nic innego oprócz mnie i... 
- Hej, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - moje rozmyślania przerwał głos Briana. - Wiesz, wyglądasz na zmartwioną. 
- Ja... eee... to znaczy, zamyśliłam się, przepraszam – odwróciłam się w jego stronę, kontem oka zauważając trzy postacie idące za nami. Jedna z nich nie zarzuciła kaptura, majstrując coś przy swoich długich, złotych włosach. 
  Kiedy byliśmy już blisko głównej bramy, zawołałam do Briana:
- Zapomniałam szalika z Trzech Mioteł!
- Mogę dać ci swój, jeśli chcesz – mój towarzysz zaczął zdejmować zielono-srebrny szal.
- Eee... nie, dziękuję. Pójdę lepiej po niego – powiedziałam, prosząc w duchu o to, aby mi uwierzył i nie chciał za mną pójść
- Iść z tobą?
- Nie! To znaczy nie, dziękuję. Postaram się pospieszyć, zobaczymy się na kolacji, dobrze? 

Błagam, idź już!

- No... dobrze – usłyszałam w jego głosie wahanie. 
- Dziękuję – powiedziałam cicho. Przez moment się zawahałam – Za cały dzień – wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek. Dobrze, że w cieniu drzew nie było widać mojego rumieńca. 
- Poradzisz sobie?
- Myślę, że tak. 
- Widzimy się na kolacji – powiedział Brian i odszedł, co chwila odwracając się. Pomachałam mu i zaczekałam, aż zniknie za zakrętem.
  Odwróciłam się i zaczęłam biec. Kiedy dotarłam do wielkiego dębu, podniosłam szalik z ziemi. Był mokry od leżenia w śniegu. Postanowiłam zaczaić się na trzy postacie za drzewem. 
  Nie musiałam czekać długo. Po chwili usłyszałam głośną rozmowę Roszpunki, Jacka i Thomasa.
- Czy ty tego nie rozumiesz? W książkach dla nastolatek zawsze tak jest, że na koniec randki chłopak całuje dziewczynę! To takie skomplikowane? - moja przyjaciółka chwyciła Jacka za rękaw. Zrzucili już jutowe szaty, więc mogłam dostrzec ich twarze.
- Po co my to właściwie robimy, co? - zapytał Thomas znudzonym głosem. 
- Właśnie, po co? - zapytałam, wychodząc zza drzewa.
  Roszpunka, Thomas i Jack stanęli jak wryci. Po chwili jednak ten ostatni się ocknął i odezwał:
- Co? Nie poszłaś ze swoim chłopakiem na kolację?
- O czym ty mówisz? - spojrzałam na niego poirytowana. 
- Och, daj spokój, już nie musicie się ukrywać – powiedział ze znudzeniem.
- Jack, wydaje mi się, że trochę przesadzasz – wtrąciła się Roszpunka.
- Ja przesadzam? To ona umówiła się z dopiero co poznanym chłopakiem. 
- O co ci chodzi, na Merlina?! - zawołałam. 
- Skoro nie rozumiesz, to ja nie będę ci tłumaczył. 
Teraz to ja nie potrafiłam niczego z siebie wykrztusić. Jack jeszcze nigdy nie odezwał się do mnie w ten sposób.
- To, co robię, to nie twoja sprawa – wysyczałam przez zaciśnięte zęby i odwróciłam się, żeby odejść.   Słyszałam jeszcze wołania Roszpunki, ale przyspieszyłam kroku. Nie miałam ochoty tłumaczyć się nikomu z moich decyzji. Skoro Jack nie potrafił tego zrozumieć, był to jego problem. 
  Pobiegłam w stronę bramy głównej, nie zwracając uwagi na to, że szalik został pod nogami Jacka.



***  

Witam znów w kolejnym rozdziale! Przepraszam, że tak dużo Briana, a Jack totalnie świruje ale wszystko ma swój cel. A właściwie, to kto powiedział, że to Jack ma być pierwszą miłością Elsy, co? 
I nowość: od dzisiaj jestem też na Wattpadzie: o, tutaj.
Nie wiem, co mnie napadło, ale niech już będzie. Dodatkowo rozdziały będą pojawiać się trochę rzadziej niż zazwyczaj. 
*teraz tłumaczenia*
No wiecie, ferie się kończą, szkoła i te sprawy, pewnie rozumiecie, jak to jest. No i dodatkowo mam masę pracy, piszę jeszcze artykuł na Internetowy Spis i jest masa rzeczy, o których ciężko mówić. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. W aktualnościach zawsze będę pisała, kiedy - mniej więcej - pojawi się rozdział.
Pozdrawiam!
Kasia

9 komentarzy:

  1. Uuu...Jack, ty zazdrośniku!No właśnie, kto powiedział, że to białowłosy ma być pjerwszą I ostatnią miłością Elsy? (Chyba wszyscy.):-)
    Rozdział świetny I bardzo mi się spodobała jego długość.
    Życzę duuuuużo weny I czekam niecierpliwie na next'a!:-):-*
    ♥♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Dlaczego wszyscy tak uważają? Pora to zmienić!

      Usuń
  2. Nie lubię Briana, Jonathan lepszy ;)
    Jak mówiłaś o tych postaciach, to nawet przez myśl mi nie przeszło, że to Jack, Ross itd. XD obstawiałam śmierciożerców XD
    A tak w ogóle, to jak skończysz jakieś anime, to obejrzyj sobie ore monogatari - to jest genialne! Suna <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jonathan <3 Ja sobie go już wyobrażam w anime!
    Ja mam jeszcze ty (..) anime do obejrzenia, że masakra. Jeszcze moją koleżankę w to wprowadziłam i razem mamy maratony. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to samo XD za dużo tego! Ale ore monogatari jest tak absolutnie genialne, że nie mogłam się oderwać :) to samo jest ze skip beat, które teraz oglądam - też polecam.
      U mnie w klasie tylko jedna osoba wie, że oglądam anime, bo jest u nas taka, co rysuje (tak jak ja), farbuje się na rudo (jak ja ale ja byłam pierwsza), no i ogląda anime, a nie chcę, żeby mówiono, że ją kopiuję :/
      A ta koleżanka nie lubi anime, ale w sumie zaczęła od dance with devil, a ono jest słabe... no ale obejrzała tylko t minut - ludzie! Przecież w takim czasie się akcja nie rozwinie! - czasami tracę do niej cierpliwość...

      Usuń
    2. 5 minut - baka telefon XD

      Usuń
  4. xD Znam to. Ale u mnie jest spoko, moja koleżanka się w Kaicho wa Maid Sama wkręciła i od tego zaczyna.
    Tak btw to zaczęłam czytać mangę z 'Kaicho'. Jednym słowem - geniusz <3.

    OdpowiedzUsuń
  5. Love it!
    Nie mam weny na komentarz ale wiedz że rozdział bajeczny

    OdpowiedzUsuń

Siva Internetowy Spis