niedziela, 11 października 2015

Jelsa w Hogwarcie - Prolog (Księga I)

Elsa

Wpatrywałam się w tabliczkę z napisem Peron 9 i 3/4. Nawet w najśmielszych snach nie wyobrażałam sobie, że kiedyś tu trafię. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że jestem czarodziejką, dopóki mój tata mi tego nie powiedział. Aż trudno było uwierzyć, że ukrywał prawdę przez czternaście lat!
Poczułam, jak mama kładzie swoją drobna dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się do niej i uśmiechnęłam blado. Nie chciałam, żeby rodzice się martwili.
— Poradzisz sobie — powiedziała cicho obdarzając mnie ciepłym uśmiechem, który zapewne miał dodać mi otuchy. Niestety, zaczęłam się jeszcze bardziej denerwować. A co, jeśli nie sprostam wymaganiom rodziców?
— Oczywiście, że sobie poradzi! —  powiedział tata patrząc na mamę z udawanym oburzeniem.
— Przecież Wrightowie zawsze sobie radzą! Prawda, Daniel? - spojrzał na mojego młodszego o dwa lata brata, który przytaknął ojcu kiwnięciem głowy. Jego rude włosy opadały na czoło, a niebieskie oczy, które odziedziczył po mamie spoglądały na mnie z niepokojem. Dan spuścił głowę.
— Wrócisz, prawda? - zapytał cicho. Bał się?
Nachyliłam się w jego stronę tak, aby nasze głowy znajdowały się na równej wysokości.
— Oczywiście, że wrócę, Dan - podniósł na mnie oczy. Mimo że miał dwanaście lat, nadal był wrażliwy. — Co się dzieje? — zapytałam cicho. Daniel od kilku dni zachowywał się dziwnie.
— Ja... ja po prostu nie chcę, żeby... nie chcę, żeby coś ci się tam stało. Tak jak... tak jak Chloe - jego oczy momentalnie zaszkliły się łzami. Musiałam go pocieszyć. Musiałam być silna. Dla nas obojga. Nie było nam łatwo, nawet kiedy od śmierci mojej o rok młodszej siostry minęły już cztery lata. Lekarze nie potrafili nawet ustalić, co jej się stało.
Starałam się nie rozpłakać, choć do oczu napłynęły mi łzy. Spojrzałam na moją śnieżną sowę, która wybałuszała na mnie swoje bursztynowe ślepia. Ptak przechylił głowę i gruchnął cicho, jakby chciał dodać mi otuchy.
Tak bardzo przypominał mi Jacka – białowłosego chłopaka, którego znałam dosłownie od moich narodzin. Byłam tylko siedem miesięcy od niego młodsza. Nasze mamy urodziły nas w tym samym dniu miesiąca – pierwszego stycznia i lipca. Prawie wszystko robiliśmy razem. Traktowałam go jak rodzinę. Wszystko dobrze się układało, aż do wypadku na jeziorze.
Jack normalnie miał brązowe włosy i oczy. Jako dzieciak miał strasznie głupie pomysły. A ja zazwyczaj nie potrafiłam go powstrzymać przed zrealizowaniem ich, bo jego entuzjazm i radość były zaraźliwe. Kiedy mieliśmy po siedem lat przystałam na pomysł pójścia na łyżwy. Szczerze wątpiłam w to, że lód był zdolny wytrzymania naszego ciężaru. Dobrze, że miał przy sobie ten kij i mnie uratował wpadając do jeziora. A potem, kiedy już myślałam, że Jack nie żyje, on nagle pojawił się z białymi włosami i niebieskimi oczami z mocą władania nad mrozem i wiatrem.
— Wiesz co, Elsa? — Daniel delikatnie wyśliznął się z mojego uścisku. — Anka też bardzo chciała tutaj być — powiedział szeptem tak, by rodzice nas usłyszeli. Odkąd skończył pięć lat od czasu do czasu wspomina o jakiejś dziewczynie o tym imieniu. Nie chce jednak, żeby rodzice dowiedzieli się, że o niej mówi. Podejrzewałam, że była to jakaś jego wymyślona przyjaciółka.
Podniosłam się z klęczek i spojrzałam na tatę. Typowy tekst za trzy... dwa... jeden...
— Jesteś już taka duża — przewróciłam oczami.
— Dam sobie radę, tato - uśmiechnęłam się do niego szczerze.
— Obiecaj, że napiszesz, kiedy będziesz miała problemy z mocą — mama powiedziała poważnie. Nagle ucieszyłam się, że jadę do Hogwartu. Odkąd odkryłam pół roku temu, że mam moc władania nad lodem, moi rodzice zachowywali się co najmniej dziwnie. W szkole będę mogła zacząć wszystko od początku.
— Dobrze, mamo — odpowiedziałam cicho.
— To strasznie głupie, za naszych czasów do Hogwartu szło się w wieku jedenastu lat i było siedem klas. Teraz w szkole jesteście tylko cztery lata, a idziecie do niej kiedy macie czternaście lat  — tata przerwał krępujące milczenie. Mama nagle wzięła mnie w objęcia.
— Trzymamy za ciebie kciuki, kochanie — szepnęła mi do ucha. Tata również mnie przytulił. Zmierzwiłam włosy Danielowi i już miałam odejść i wsiąść do pociągu, gdy mój brat podbiegł do mnie i powiedział:
— Elsa, czy Jack mówił ci, że jest czarodziejem? — uśmiechnięty od ucha do ucha pokazał palcem na kogoś za moimi plecami.
Odwróciłam się błyskawicznie.
Pięć metrów dalej stał Jack Frost, którego widziałam ostatnio dwa lata temu. Który postanowił odejść, ponieważ tak kazała mu reszta Strażników, bo tak było lepiej. Ten sam chłopak, który uratował mnie przed zatonięciem w jeziorze.
Jego zmierzwione, biało–srebrno–szare włosy opadały niesfornie na czoło, prawie zasłaniając szaroniebieskie oczy. Musiało minąć kilka sekund, żeby dotarło do mnie, że Jack mi macha i szeroko się uśmiecha.
Natychmiast odwróciłam głowę w drugą stronę. Nawet nie raczył wyjaśnić mi, skąd się tu wziął!
Razem z Danielem podeszłam do rodziców. Przytuliłam ich jeszcze raz, wzięłam Snowy'ego i poszłam do pociągu w celu znalezienia wolnego przedziału.
Zapowiadało się ciekawie.

Jack

Stałem na peronie z Thomasem i Johnem patrząc, jak Elsa żegna się z rodzicami.
Doprawdy słodka scenka.
Dopóki nie zauważył mnie Daniel i nie pokazał na mnie palcem.
— Myślisz, że przywrócili jej wspomnienia? — brunet szturchnął mnie w ramię.
— Skąd mam to wiedzieć, John? Skoro nie ma tam Anny, to pewnie nie. — odpowiedziałem roztargniony. Odkąd dostałem list z Hogwartu, nie liczyło się nic innego niż to, żeby zobaczyć Elsę na tym peronie. Nie mogłem uwierzyć, że rodzice nie powiedzieli nam o tym, że jesteśmy czarodziejami. Pewnie chcieli zrobić nam niespodziankę. Cóż, moi nie zdążyli.
— Jack, wpatrujesz się w nią już od pięciu minut —Thomas spojrzał na mnie niepewnie spod swojej kruczoczarnej grzywki, która niemal opadała mu na brązowe oczy. — Ja wiem, że to jest fajna dziewczyna, ale może byś coś zrobił, bo gapicie się na siebie już dosyć długo — zamrugałem szybko oczami. Rzeczywiście, Elsa patrzyła na mnie z lekko rozchylonymi, malinowymi ustami, a Daniel machał mi z szerokim uśmiechem. Odmachałem mu i też się uśmiechnąłem. Dobrze było wiedzieć, że nic jej się nie stało, pomimo tego całego bałaganu, jakiego narobiłem dwa lata temu. Ciekawe, czy nadal była zła za to, że zostawiłem ją samą?
Elsa zamrugała szybko oczami, odwróciła się, jeszcze raz pożegnała z rodzicami i wsiadła do pociągu.
Czyli była zła.
— Chyba jest na ciebie odrobinkę wściekła — John powiedział rozbawionym głosem.
— Pomyśl, co się stanie, kiedy jej ojciec przywróci jej wspomnienia — uśmiechnąłem się szeroko na tę myśl. Nie mogłem doczekać się, kiedy Elsa wreszcie przypomni sobie te wszystkie rzeczy, które robiliśmy w dzieciństwie z Tomem, Johnem, Meridą i Roszpunką. To wszystko, co stało się przed wypadkiem z Anną...
— Frost, ty bałwanie, śpisz, czy jak?! — John wrzasnął mi do ucha. — Pociąg odjeżdża za pięć minut! — pociągnął mnie za rękaw bluzy. Chwyciłem swoje bagaże i wszedłem do pociągu.
— Gdzie one są? — Thomas sprawdzał wszystkie przedziały po kolei.
— Pewnie z Elsą — odpowiedziałem naburmuszony. Dopiero teraz z dałem sobie sprawę, że jeśli będzie nas sześcioro w przedziale, to nie będę mógł porozmawiać z Elsą.
Tom dał nam znać ręką, żebyśmy do niego podeszli.
— Są w pierwszym po lewej — powiedział cicho.
— No dobra. Gdyby ktoś o coś się pytał, to poznaliśmy się przed chwilą na peronie, nie znamy dziewczyn i żadnych dziwnych aluzji — Popatrzyłem po chłopakach, którzy gorliwie pokiwali głowami. Wolałem sam jej wszystko wytłumaczyć, niż potem prostować mocno podkoloryzowane opowieści Meridy. Wziąłem głęboki oddech.
— Cześć wam, wolne tu macie? — otworzyłem drzwi przedziału i siadłem razem z chłopakami, nawet nie czekając na odpowiedź.
Dziewczyny spojrzały na nasz przelotnie, a potem wróciły do rozmowy:
— No i jak już je próbujesz obciąć, to robią się brązowe — Roszpunka odsłoniła brązowe pasemko włosów — ślad po nieudanej próbie kradzieży włosów. Nigdy ich nie obcinała, przez co teraz sięgały do pasa. Zaczęły naprawdę rosnąć dopiero niedawno.
Mimo, iż Elsę zostawiłem i czasem ją odwiedzałem, nie dając się zobaczyć, to z Johnem, Tomem, Meridą i Roszpunką miałem raczej stały kontakt.
— Wy się martwicie prostymi włosami, a co ja mam powiedzieć na to? — wskazała palcem na burzę rudych włosów, które miała na głowie.
— Tak — położyłem jej na głowie lodowy hełm, który zrobiłem, mówiąc skromnie, w ułamek sekundy.
— I co jeszcze? — Merida prychnęła niezadowolona. Miała udawać zdziwienie. No bo jak to wygląda: wyskakujesz z lodowymi mocami, a to na nikim wrażenia nie robi. Smutne.
— Ja mam pomysł —Thomas wetknął Meridzie swoją różdżkę za ucho, na co wszyscy, oprócz oczywiście rudego mopa, się roześmiali.
Dziwne uczucie, słyszeć śmiech dziewczyny, z którą nie rozmawiałeś od dwóch lat. Takie ciepłe coś wlewa ci się do żołądka.
Oby tylko mi wybaczyła.



8 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy rozdział jak na sam początek genialnie nie mam żadnych zastrzeżeń
    Po prostu supeeer i jakie to wspomnienia ulrywa przed elsą ojciec

    OdpowiedzUsuń
  2. (ukrywa) sory mała literówka

    OdpowiedzUsuń
  3. Super blog, a ten rozdział szczególnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam poprzednią wersję i obie są dobre :) życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Mnie osobiście ta podoba się bardziej. Cały czas ćwiczę mój styl i dążę do perfekcji, choć momentami jest dość ciężko.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Jest super!
    Powiedz tylko kim jest Thomas?
    Wiem, straszny że mnie nieogar, ale serio nie łapię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^
      Nie no spoko, potem będzie jeszcze więcej postaci :D Jak coś to zapraszam do strony "Bohaterowie" po prawej stronie.
      Thomas to przyjaciel Jacka i Johna, na razie tyle powiem. Będzie miał swoją wolę w II Księdze :D

      Usuń

Siva Internetowy Spis