niedziela, 18 października 2015

Rozdział I - Zaległe usprawiedliwienia

Jack

Podróż w pociągu przebiegała spokojnie.
Jeżeli tak można nazwać walające się po całym przedziale papierki, oszronione szyby i dziewczyny umazane masłem czekoladowym Rubble'a. Przynajmniej dobrze się bawiliśmy i nawet stara czarownica z wózkiem nie mogła nam w tym przeszkodzić, a próbowała, starając się nam opchnąć tyle czekoladowych żab, ile się da.
Kończyliśmy właśnie kolejną rundę zawodów w jedzeniu masła orzechowego na czas z Tomem i Johnem, gdy wszedł jeden z prefektów naczelnych i kazał nam się przebierać w szaty, bo zaraz mieliśmy dotrzeć do Hogwartu. Nie miałem zbyt wielkiej ochoty wysiadać zwłaszcza dlatego, że wygrywałem, jednak po groźbach Meridy wyszliśmy z przedziału, żeby dziewczyny mogły się przebrać.
— Nowi, co? — podszedł do nas brązowowłosy chłopak już ubrany w nowe szaty.
  — Tak —  odpowiedziałem krótko. Chyba go uraziłem taką prostą wypowiedzią, ale w tej chwili jakoś nie miało to dla mnie znaczenia.
Gdy dziewczyny były już gotowe, weszliśmy na powrót do przedziału.
—  A co, jak wszyscy dostaniemy się do Slytherinu?! — Roszpunka spojrzała spanikowana na dziewczyny.
— Uspokój się, ty na pewno tam nie trafisz —  Elsa położyła jej rękę na ramieniu. Merida tylko prychnęła.
—  Każdy wie, że Gryffindor jest najlepszy — powiedziała to, jakby było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. A nie było.
— Właśnie, że nie. To ze Slytherinu wychodzą najlepsi czarodzieje —  ja, Tom i John popatrzyliśmy na Meridę krytycznie.
—  Tak, tylko dlatego, że wchodzą w szemrane układy i ćwiczą czarną magię — spojrzała na mnie wyzywająco. Wojna? Proszę bardzo.
—  Gryfoni też mogliby być tak dobrzy jak Ślizgoni, gdyby tylko się nie puszyli i nie udawali, że są odważni — Thomas podszedł do Meridy.
— O ty... — nie dokończyła, bo się na nas rzuciła. Dobrze, że dziewczyny ja przytrzymały.
— Każdy i tak wie, że Ravenclaw jest najlepszy — odezwała się Roszpunka. Spojrzeliśmy na Elsę. Wzruszyła tylko ramionami. No, ona to na pewno trafi do Ravenclawu. Chociaż niektóre jej zachowania wskazywały by na Slytherin.
Za długo się nad tym zastanawiałem, bo Merida wyszarpnęła się najpierw Roszpunce, a potem Elsie i rzuciła się w stronę Toma. Ten na szczęście w porę się zorientował, co zamierza zrobić rudzielec i zrobił krok w lewą stronę, pozwalając tym samym, żeby Merida wypadła z przedziału. Dziwna scenka: ruda dziewczyna rozwalona na środku korytarza a w przedziale obok pięcioro nastolatków płaczących ze śmiechu.
Kiedy już w miarę się uspokoiliśmy, dotarło do mnie, że będę musiał porozmawiać z Elsą i najprawdopodobniej – błagam, tylko nie to – ją przeprosić. Założyłem, że może ona powie wszystko za mnie. Dobrze wiedziała, że nie potrafiłem ani przepraszać ludzi, więc zawsze mówiła, że nie jest na mnie zła, i nie kazała mi mówić niczego więcej. O to byłem spokojny.
Jak bardzo się myliłem.

Elsa

Kiedy dotarliśmy na stację w Hogsmeade, wyszliśmy z pociągu zabierając tylko bagaż podręczny. Nasze kufry miały zostać zaniesione do zamku.
Szłam blisko Meridy, Roszpunki, Thomasa, Johna i Jacka. Zastanawiałam się, kiedy będziemy mieli chwilę na rozmowę, oczekiwałam od Jacka chociaż krótkich wyjaśnień.
Po krótkiej chwili dobiegł nas szorstki głos:
— Pierwszoroczni! Pierwszoroczni niech ustawią się tutaj! — obróciliśmy się w tamtą stronę. Na peronie stał niski, tęgi mężczyzna z bujną, brązową brodą. Wyglądał trochę jak Święty Mikołaj.
— Trzymaj się mnie, musimy pogadać — Jack szepnął mi do ucha i chwycił za rękę. Przez moje ciało przeszedł dziwny prąd, którego jeszcze nigdy wcześniej nie czułam. Nie, żeby Jack nigdy wcześniej nie trzymał mnie za rękę, ale to było jakieś... inne. Zwolniliśmy kroku, dopóki przed nami nie znaleźli się wszyscy uczniowie.
—Szliśmy na samym końcu, oddaleni nieco od dwóch bliźniaczek, które rozmawiały o czymś żywo. Między nami zapanowała krępująca cisza. Co z tego, że przez większość drogi do szkoły planowałam, że powiem mu, co myślę o tym, że mnie zostawił, skoro jedynym, na co potrafiłam się zdobyć, było głębokie westchnienie?
Oboje wzięliśmy głęboki oddech w tym samym czasie.
—No... — Jack zaczął powoli. — Jesteś na mnie zła? — powiedział tak szybko, że musiałam chwilę się zastanowić nad tym, co usłyszałam.

Ja? Zła? Nie, no coś ty, Jack! Strasznie się cieszę, że zostawiłeś mnie samą na dwa lata, nie dając znaku życia, podczas gdy ja miałam kłopoty, przed którymi chciałeś mnie chronić.

Zamiast mu to powiedzieć, spojrzałam na niego, jak na idiotę. Przynajmniej miał tyle wstydu, żeby odwrócić ode mnie wzrok.
— A... wydarzyło się coś ciekawego, kiedy mnie... no... nie było? - wyjąkał niepewnie.
— Nie. Oprócz tego, że Czarny Pan chciał mnie przeciągnąć na swoją stronę, to... raczej nie — słowa same wydostały się z moich ust. Chciałam mu powiedzieć później, kiedy wszystko się ułoży. Miałam na myśli tu też moc władania nad śniegiem i lodem.
Wlepiłam moje oczy w błotnistą ścieżkę, którą szliśmy. Dopiero po krótkiej chwili uświadomiłam sobie, że nie słyszę kroków Jacka. Stanęłam w miejscu i już miałam się obrócić, kiedy spanikowany chłopak pojawił się koło mnie.
—Co?! Kiedy ci to proponował?! — powiedział głośno. Bliźniaczki obejrzały się za nami.
—Jakoś po śmierci Chloe — odpowiedziałam cicho. Nie wytrzymałabym, kiedy potem zapytałby się, co z moją siostrą. Nie miałam ani siły, ani ochoty wyjaśniać, co się wtedy działo.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — powiedział to takim tonem, jakbym to ja zawiniła.
— A jak niby miałam ci to powiedzieć, skoro ciebie nie było? Myślisz, że tobie było ciężko? — tylko to potrafiłam z siebie wydusić. Gdybym powiedziała coś jeszcze, to załamałby mi się głos, a potem zostawał mi tylko płacz.
Znowu cisza. Myślałam, że zacznie się usprawiedliwiać. Ja chciałam, żeby zaczął się usprawiedliwiać.
I nic.
— Przepraszam — powiedział nagle.
  — W porządku — odburknęłam. Właśnie wtedy dotarło do mnie, że dawno go nie widziałam i strasznie za nim tęskniłam. Na Merlina, w tej chwili zachciało mi się go przytulić!
— Nie. Wcale nie jest w porządku — powiedział twardo. — Nie powinienem był cię tam zostawiać. Nawet nie zrobiłem nic, żeby zobaczyć, czy wszystko u ciebie dobrze — Jack i przeprosiny? Coś nowego! — Przykro mi. A poza tym, to nawet trochę za tobą tęskniłem — spojrzał na mnie, a ja poczułam znowu ten sam dziwaczny prąd, który już wcześniej przeszedł po moim ciele. Ulżyło mi. Bo to znaczyło, że jest jeszcze jakaś cząstka Jacka, której zależy na odbudowaniu naszej dawnej przyjaźni.
Starałam się nie uśmiechnąć, ale słabo mi to wychodziło, a to nie umknęło uwadze Jacka. Szturchnął mnie łokciem w żebra. Ja naprawdę starałam się nie roześmiać, ale mi nie wyszło i zaczęłam chichotać.
— Czyli ty też za mną tęskniłaś! — powiedział i się do mnie uśmiechnął.
— Spadaj, nadal jestem na ciebie zła — odburknęłam w odpowiedzi. W zasadzie to skłamałam, bo tak naprawdę chciało mi się śmiać.
— Dobra, jak chcesz. Tylko nie marudź, że spóźniłaś się na przydział — wskazał palcem grupkę pierwszoroczniaków, która była już we wrotach zamku. Nawet nie zauważyłam, że oddaliliśmy się tak bardzo.
Zaczęliśmy biec, co rusz ślizgając się na błocie, ale jakoś udało nam się dogonić grupę prowadzoną przez Pana Świętego Mikołaja.
— Powodzenia w Ravenclawie, mądralo — powiedział Jack.
— Och, żebyś się nie przeliczył — odpowiedziałam sarkastycznie.
— Wiesz co? Czasami myślę, że mogłabyś trafić do Slytherinu — powiedział z rozbawieniem, ciągnąc mnie w stronę Meridy, Roszpunki, Johna i Thomasa, którzy stali razem z resztą uczniów przed wielkimi, dębowymi wrotami.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Czas zacząć wszystko od nowa. W Hogwarcie.
Tak, teraz już mogłam być spokojna.
Lub nie.

1 komentarz:

Siva Internetowy Spis