piątek, 30 października 2015

Rozdział III - Nauczyciele, sny i rozmowy

Elsa


   Pokój wspólny Krukonów był naprawdę duży. Podłogę okrągłego pomieszczenia pokrywał granatowy dywan upstrzony gwiazdami, które namalowane zostały również na kopulastym sklepieniu. Duże okna przedzielały ściany okryte niebieskimi i brązowymi tkaninami. Było tutaj naprawdę dużo regałów z książkami, wysłużonych foteli i stolików. Kiedy weszliśmy razem z prefektami do pokoju wspólnego, w oczy rzuciła nam się nisza, a w niej wysoki posąg Roweny Ravenclaw z białego marmuru. Na ścianach umieszczono świece, które oświetlały całe pomieszczenie. Było tutaj naprawdę ładnie. Najbardziej jednak podobało mi się to, że aby przedostać się przez stare, drewniane drzwi, należało rozwiązać zagadkę mosiężnej kołatki, która potrafiła mówić. 
- Do dormitorium dziewczyn prowadzą spiralne schody po lewej, a do pokojów chłopaków wchodzi się po prawej - powiedziała z uśmiechem dziewczyna z plakietką, na której był herb Hogwartu i złota litera 'P'. - Mam nadzieję, że dobrze przygotujecie się na jutrzejszy dzień i pozytywnie nastawicie na ciężką naukę w szkole. Nie splamcie dobrego imienia Roweny Ravenclaw! A teraz możecie już iść do łóżek! - klasnęła w dłonie, odwróciła się i weszła na spiralne schody po lewej stronie. Spojrzałam na Roszpunkę, która uśmiechnęła się do mnie, wzięła bagaże i wskazała głową na wejście do naszego dormitorium. Zrobiłam to samo i weszłam za nią na schody.

***
  Nasza sypialnia też była świetna. W półokrągłym pomieszczeniu znajdowało się pięć łóżek, koło których stały szafki nocne z dwoma szufladkami i mini regalikiem na książki. W rogach pokoju, gdzie proste ściany przechodziły w łuk, postawiono dwie szafy. Okno wychodziło na błonia i Zakazany Las, tak jak w salonie, a na przeciwko drzwi wejściowych umieszczono łazienkę. 
  Roszpunka usiadła na łóżku, kiedy do pokoju wparowały trzy dziewczyny.
- Och, czyli wy jesteście naszymi współlokatorkami? - zapiszczała czarnowłosa, wysoka dziewczyna o azjatyckim typie urody. Miała lekko skośne oczy i śniadą skórę. - Ja jestem Hay-Lin - uśmiechnęła się szeroko. - A to jest Yuki - blondynka obok pomachała nam i szeroko ziewnęła. Była bardzo podobna do swojej koleżanki, która właśnie skoczyła na łóżko. 
Popatrzyłyśmy na trzecią dziewczynę, która nieśmiało rozglądała się po pokoju. Burza kasztanowych włosów prawie zasłaniała jej twarz
- Jestem Tessa - uśmiechnęła się wreszcie i podeszła do ostatniego łóżka.
Przeciągnęłam się i ziewnęłam szeroko. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo jestem zmęczona po podróży. Zaciągnęłam zasłony i rzuciłam się na łóżko twarzą do poduszki.
Sięgnęłam do kufra i, nadal leżąc na łóżku, zaczęłam szukać po omacku piżamy. Nagle moja ręka natknęła się na jakąś karteczkę. Starałam się ją wyciągnąć, ale była przywalona innymi rzeczami. Wychyliłam się w stronę kufra i przewiesiłam przez krawędź łóżka. Nie pamiętałam, żebym pakowała jakieś zdjęcia, oprócz tego, na którym jestem z Jackiem i tego, gdzie stoję z rodzicami.
Wolną ręką wyrzuciłam wszystkie rzeczy z kufra i wyciągnęłam karteczkę. W pokoju było ciemno, więc skorzystałam z prostego zaklęcia, które znalazłam w jednej z ksiąg do zaklęć. Raz wyszło mi ono w pociągu, ale nie byłam pewna, czy teraz udałoby mi się go użyć poprawnie.
- Lumos - szepnęłam, a na końcu różdżki pojawiło się blade światełko.
To,co zobaczyłam na zdjęciu przyprawiło mnie o zimne dreszcze. Szybko odrzuciłam od siebie fotografię, jakby była czymś odrażającym.
Bo była czymś odrażającym - pomyślałam.
Postanowiłam dłużej nie myśleć o zdjęciu i zasnęłam.

  Siedziałam na szerokim parapecie okna, wpatrując się w pełnię księżyca. Jack mówił, że Księżyc może mi kiedyś odpowie. Strażnikom mówił, co mają robić, kiedy byli w pułapce.
Ale Jacka już nie ma...

  Spuściłam głowę w dół, pozwalając skapywać łzom na moje kolana. Jak mógł mnie tak po prostu zostawić?! Głupie obietnice składane w wieku sześciu lat. Nikt nigdy ich nie dotrzymuje. 
W każdym razie Jack zapomniał o nich w wieku dwunastu lat.
  Wzdychnęłam cicho. Coś nagle stuknęło w okno. Szybko odwróciłam głowę i spojrzałam przez szybę, starając dojrzeć się coś w ciemności. Mało nie spadłam z okna, kiedy wreszcie coś dostrzegłam.
  Szesnastoletni chłopak wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami i otwartymi ustami. Miał ciemne włosy i zielone oczy. Tylko tyle udało mi się dojrzeć w mroku. Zamrugałam szybko oczami, a chłopak zniknął.
To tylko złudzenie - pomyślałam i zeszłam z parapetu. 

  Obudziłam się zlana zimnym potem. Obiecałam sobie, że już nigdy nie powrócę myślami do tego, co łączyło mnie z tamtym chłopakiem. Nie mogłam pozwolić, żeby Jack się o tym dowiedział. Podejrzewam, że byłby wściekły, uświadamiając sobie, że tak naprawdę całe dwa lata współpracowałam z Mrokiem. Chociaż może gdybym mu wytłumaczyła, że on wcale nie był zły...
Znowu wróciło do mnie głupie uczucie, że przecież mogłabym wezwać Mroka. Powiedział mi, jak to zrobić. Nie wymagało to przecież dużo energii. Gdybym wszystko wytłumaczyła Jackowi, to może by zrozumiał.
  Gwałtownie potrząsnęłam głową. Spojrzałam za okno. Zaczynało świtać.
Wtedy poprzysięgłam sobie, że nigdy nie powiem Jackowi o tym, co wydarzyło się podczas jego dwuletniej nieobecności.


Jack

  Szedłem razem z Thomasem, Johnem, Brianem i Dennisem na śniadanie. 
- Znasz tę dziewczynę? - Dennis zwrócił się do mnie. 
- Elsę? Tak, a co? -  spojrzałem na niego zdziwiony.
- Eee... nic - zarumienił się i odwrócił wzrok. Oho, Elsa ma adoratora!
  W spokoju dotarliśmy na śniadanie, gdzie dostaliśmy plany lekcji od profesor Florence. Wychowawcą Ślizgonów był profesor Victor Murder, który zajmował się obroną przed czarną magią. Zajęcia z nim mieliśmy dopiero po obiedzie razem z Krukonami. Spojrzałem w stronę stołu Ravenclawu. Elsa siedziała przy stole i przeglądała plan lekcji, rozmawiając jednocześnie z dwoma dziewczynami, chyba pochodzącymi z Chin. Obok nich siedziała Roszpunka i brunet, którego spotkaliśmy w pociągu. Roszpunka podniosła głowę i uśmiechnęła się w naszą stronę, po czym wskazała głową na Elsę i spojrzała na mnie rozbawionym spojrzeniem. Przed naszym przyjazdem do Hogwartu rozmawialiśmy całą piątką o tym, co zrobić, żeby Elsa nie domyśliła się o tym, że znaliśmy się już wcześniej. W sumie to Roszpunka i ja to planowaliśmy, przy czym moja inicjatywa ograniczała się do pytania się, czy Elsa będzie bezpieczna. No i Roszpunka wyciągnęła błędne wnioski, bo ja wcale nie podkochiwałem się w mojej przyjaciółce. Elsa była przecież dla mnie prawie jak siostra. Z naciskiem na prawie, bo trochę podkochiwałem się w niej, kiedy miałem sześć lat. Ale to było tylko trochę, a poza tym już przestałem cokolwiek do niej czuć. Oprócz braterskiej troski.
  John szturchnął mnie łokciem. Zamyśliłem się tak bardzo, że nawet nie zauważyłem, jak do Wielkiej Sali wleciała chmara sów. Ptaki zrzucały na stoły paczki z rzeczami, których zapomnieli uczniowie z domu.
- Stary, ja naprawdę rozumiem, bo Elsa jest ładną dziewczyną, ale daj spokój, dobra? - popatrzył na mnie wyraźnie rozbawiony.
- O co ci chodzi? - odburknąłem zdziwiony. 
- Na pewno nie o to, że gapiłeś się na nią przez okrągłe pięć minut - zaśmiał się Brian.

Słucham?

  Pokręciłem głową. To była tylko braterska troska. Nie mogłem pozwolić, żeby coś jej się stało. Zwłaszcza przy poczuciu winy, które ogarniało mnie za każdym razem, kiedy przypominałem sobie, że ją zostawiłem.

Przestań tyle myśleć, Frost. Wcale nie czujesz się winny.

To tylko obowiązek. Nic więcej.

***

  Nasze pierwsze lekcje polegały głównie na tym, że wysłuchiwaliśmy jedynie kazań profesorów o tym, jak bardzo przydatna będzie nam w życiu magia i jak bardzo ważne jest to, żeby odpowiednio jej używać bla, bla, bla. 
  Wszyscy mieliśmy nadzieję, że na obronie przed czarną magią zacznie się coś dziać. Tymczasem okazało się, że Ślizgoni mieli za opiekuna domu najgorszego i najbardziej surowego nauczyciela w Hogwarcie.
  Czekaliśmy na profesora przed klasą.
- Robiliście coś ciekawego? - zwróciłem się do Elsy.
- Oprócz słuchania tego, że musimy się uczyć? Nie. Zrobiłam małe rozeznanie wśród starszych roczników i według nich obrona przed czarną magią to... - urwała. Usłyszeliśmy kroki na korytarzu. Jeden z nauczycieli szedł w naszą stronę. 
  Wyglądał trochę jak wyrośnięty nietoperz. Miał czarne, krótko ostrzyżone włosy i ciemne oczy. Był ubrany na czarno. Gdyby miał jeszcze czarne okulary, a zamiast szaty czarodzieja garnitur, mógłby zostać tajnym agentem.
- Wchodzić - warknął i otworzył drzwi klasy. 
  Pomieszczenie wyglądało tak jak inne sale, w których się uczyliśmy. Rzędy drewnianych ławek zwróconych do tablicy, biurka nauczyciela i podestu, na którym stał nauczyciel demonstrując zaklęcia lub, w naszym przypadku, dyktując notatki. 
  Kiedy wszyscy już usiedliśmy w ławkach (Usiadłem obok Elsy. W końcu jest mądra, nie?),profesor Murder wszedł na podest i zaczął odczytywać listę obecności, czasem pytając się o rodziców jakiegoś ucznia. Dzięki Merlinowi, przy mnie się nie zatrzymał. 
Wychowawca Ślizgonów postanowił jednak wypytać Elsę:
- Twoja matka nazywała się Emily Collins? - popatrzył na nią, mrużąc oczy, tak że teraz były tylko małymi szparkami.
- Tak, panie profesorze - Elsa uśmiechnęła się pod nosem. 
- Jak miewa się twój ojciec? - Elsa mało co się nie roześmiała. Wzięła głęboki oddech i powiedziała:
- U niego wszystko dobrze, panie profesorze, dziękuję. 
Victor Murder prychnął tylko z niezadowoleniem. 
Dalej było już tylko gorzej.
  Opiekun Slytherinu odejmował punkty jak szło. Nie tylko Krukonom, Ślizgonom również. Zwłaszcza Ślizgonom. Nie wiesz, jak rozpoznać wilkołaka? Minus pięć punktów, co z tego, że będziecie uczyć się tego dopiero za rok? 
  Do końca lekcji po zsumowaniu Slytherin stracił dziesięć punktów, a Ravenclaw dostał pięć punktów. Elsa i jedna ze Ślizgońskich dziewczyn prześcigały się w odpowiedziach, od czasu do czasu dyskutując. Używały przy tym takich inteligentnych aluzji, że musiałem poważnie zastanowić się, czy Tiara Przydziału nie pomyliła się co do Elsy i jednak nie powinna umieścić jej w Slytherinie. 
  Na koniec zajęć zrobiło się między nimi naprawdę nieprzyjemnie. Zaczęły się kłócić o to, czy w przypadku użycia eliksiru miłosnego należy podać bezoar, czy inną odtrutkę. Nasz nauczyciel z zaciekawieniem przysłuchiwał się tej kłótni, podobnie jak reszta uczniów
- Powinno się od razu podać bezoar, bo nie wiemy, jak dłuższe stosowanie może podziałać na osobę, której podało się eliksir - Elsa wysyczała w stronę czarnowłosej dziewczyny. 
- Dlatego musimy poczekać na reakcję, żeby dowiedzieć się, jaką odtrutkę podać - Ślizgonka powiedziała to głośno. Szkoda, że w Hogwarcie nie działają mugolskie urządzenia, bo z chęcią nagrałbym ich kłótnię.
- Och tak, ty pewnie bardzo dobrze o tym wiesz, bo w końcu twoja mama jest specjalistką w podawaniu zajętym chłopakom amortencji! - ludzie zamarli. Nawet Elsa wyglądała na zszokowana tym, co powiedziała. Dziewczyna z czarnymi włosami wstała i krzyknęła:
- Widać twojej mamie się to należało! 
- Być może twoja mama nie dorastała jej do pięt! - powiedziała trochę ciszej Elsa. 
- Proszę się uspokoić, panno Winsworth. Panno Wright, niech pani usiądzie. Slytherin i Ravenclaw tracą przez waszą kłótnię pięć punktów - usłyszeliśmy dzwon oznaczający koniec lekcji. - Możecie wychodzić - profesor Murder warknął i wstał. Posłusznie wyszliśmy z klasy. Podobnie jak profesor Tryinot, opiekun Ślizgonów nie był kimś, komu chciałbym zaleźć za skórę.
Podszedłem do Elsy i chwyciłem ją za rękaw.
- Co? - burknęła pod nosem. 
- No już, nie musisz się tak unosić - spojrzałem na nią, unosząc brew.
- Przepraszam - westchnęła cicho. 
- Chciałem ci tylko przypomnieć o naszej rozmowie - powiedziałem szeptem, tak że tylko ona to usłyszała. Elsa podniosła na mnie wystraszone oczy. 
- Eee... A o czym chcesz rozmawiać? - zapytała niepewnie.

Żartujesz sobie, tak? 

- No na przykład o tym, co robiłaś między swoim dwunastym a czternastym rokiem życia? - wyszczerzyłem do niej zęby, próbując wszystko obrócić w żart. 
- Czekałam na idiotę, który mnie zostawił - odpowiedziała i poszła.
Po raz pierwszy w życiu Elsa mi nie uległa. Ona nawet na mnie nie spojrzała. 

Coś ukrywa. 
Miała chłopaka.
Może nadal go ma?
Może tak naprawdę planuje z Mrokiem zemstę?
Chce mnie zabić jak Alice, kiedy miałem trzynaście lat?

Potrząsnąłem głową. Miałem już nie wracać do Alice. Każda myśl o niej powodowała dziwne ukłucie w sercu. Szkoda, że nie dała sobie pomóc. A poza tym Elsa nie mogłaby planować czegoś z Mrokiem.

A może Mrok to tak naprawdę był przystojnym chłopakiem, który zbłądził? I przy Elsie zmieniał się w super kolesia? 

Zaśmiałem się pod nosem. Teraz moje myśli powędrowały odrobinę za daleko. Mrok młodym chłopakiem? Mrok przystojnym młodym chłopakiem? Błagam, takich opowieści to nawet w opasłych tomach legend, w których tak zaczytywała się Elsa, nie było.
Szkoda, że nie wiedziałem, jak blisko prawdy wtedy byłem.

3 komentarze:

  1. "Elsa była przecież dla mnie prawie jak siostra. Z naciskiem na prawie, bo trochę podkochiwałem się w niej, kiedy miałem sześć lat. Ale to było tylko trochę, a poza tym już przestałem cokolwiek do niej czuć. Oprócz braterskiej troski."
    Zgasiłaś mnie tym ;-; a tak się jarałam że pięć minut się na siebie gapili...
    Mniejsza. Czytałam twój poprzedni blog ale jakoś tak wyszło że nie komałam... W każdym bądź razie JEZU ile ty tajemniczych informacji dajesz na samym początku, wręcz zmuszając by dalej czytać XD przyznaj się... Ten zielonooki facet co jej się śnił to mrok...i oni...NIEEEE nie powiem tego... bylirazem?! NIEEEEE nawet o tym nie myśl!!! Kiedy El sobie wszystko przypomni? I... Jack tak naprawdę kocha Else, prawda? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. No nic, czeba bedzie czytać XD Rozdział zaje fajny, nie mogę się doczekać nexta. WENY!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niczego nie powiem :D Ale większość będzie wyjaśniała się w księgach I-III, więc jeszcze wszystko się w miarę ogarnie. :P

      Usuń
  2. I-III ?! O matko kochana! Jak dobrze pójdzie, trzy lata czytania! XD

    OdpowiedzUsuń

Siva Internetowy Spis