poniedziałek, 9 listopada 2015

Rozdział IV - Spotkanie na Biegunie Północnym

Jack

  Do końca dnia już nie widziałem Elsy. Zrozumiałem, że nie chciała o tym rozmawiać, ale nie musiała od razu uciekać. A może była zdenerwowana przez tę kłótnię z Rebeką Winsworth? W każdym razie ukrywała chyba coś gorszego, niż spotkanie z Mrokiem.
  Dogoniłem Briana idącego na kolację do Wielkiej Sali.
- Nasz wychowawca jest dziwny - powiedział, marszcząc brwi.
- Chodzi ci o to, jak się ubiera, czy o to, jak się zachowuje?
- O jedno i drugie - powiedział ze śmiechem. - Hej, twoja przyjaciółka wygląda na oczytaną - szturchnął mnie łokciem.
- Przeczytała chyba wszystkie legendy, jakie wymyślono na tym świecie - przewróciłem oczami.   Kiedy Elsa miała siedem lat, potrafiła wymienić wszystkich bogów i herosów z mitologii greckiej i rzymskiej i znała wszystkie legendy pochodzące z Arendelle. Dodatkowo umiała opowiadać straszne historie, jak nikt inny. Nawet ja bałem zasnąć się po tym, kiedy usłyszałem o Szarej Damie, dziewczynie, która chodziła z zaszytymi ustami. Robiła to samo każdemu kogo spotkała. To znaczy zaszywała usta. Podobno bardzo bolesne.
- Dobry materiał na przyjaciółkę - Brian wyszczerzył do mnie zęby.
  Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem? Gdyby połączyć mój spryt z jej mądrością, każdy egzamin byłby nasz.
Byłem genialny!
  Problem był jeden: zawsze, kiedy chciałem coś od niej dostać, wystarczyło poprosić. Teraz pewnie niczego by mi nie dała. No i jeszcze była na tyle mądra, że zamiast po prostu odpowiedzieć mi na pytanie, dawała wskazówki, żebym sam doszedł do rozwiązania. Skomplikowana dziewczyna, ale według Briana warto było się z nią przyjaźnić.


***

  Po powrocie z kolacji rzuciłem się na łóżko. Na początek nauczyciele nas oszczędzali, więc nie musiałem pisać jakiegoś głupiego wypracowania na temat smoczej krwi, lub czegoś równie mało mi przydatnego.
  Spojrzałem na zegar, który był na mojej szafce nocnej. Dochodziła ósma. Zakląłem pod nosem. Zapomniałem o spotkaniu z resztą Strażników. North kazał stawić mi się na Biegunie, bo jak sam powiedział "Niebezpieczeństwa są wszędzie, zwłaszcza w Hogwarcie. Mrok uciekł nam rok temu, więc musimy być szczególnie ostrożni."
  Ucieczka Mroka była największą, jak do tej pory, porażką Strażników. Już mieliśmy go w garści. Wystarczyło tylko dobrze rozegrać wejście do jego bazy. Pomagali nam wszyscy: Piotruś przyleciał prosto z Nibylandii, Percy i Annabeth uciekli z domów, mało nie przypłacając tego życiem, a Kopciuszek zebrała się w sobie i zaprzestała prób pocałowania mnie przy każdej okazji. Nawet Loki i Thor pogodzili się, żeby nam pomóc. Wystarczyło tylko wejść do bazy i zrobić tam porządny bałagan. Wszyscy razem, według planu, wtargnęliśmy tam, przygotowani do walki. I nic. Cisza. Zero koszmarów, jakichś zakładników, nawet żadnej pułapki. Książę Koszmarów zniknął. No i od tej pory go nie widzieliśmy.
  Zwlokłem się z łóżka. Wolałem być tam punktualnie, niż potem słuchać półgodzinnego gadania Świętego Mikołaja przytaczającego kolejne punkty z kodeksu Strażników. Musiałem przeczytać te osiemset stron pisanych wierszem zaraz po złożeniu Przysięgi Strażników Marzeń. Chyba już Pan Tadeusz byłby lepszy. Wziąłem z szafki śnieżną kulę i rzuciłem w głąb pokoju. W miejscu, gdzie powinno stać łóżko Thomasa, otworzył się portal. Wszedłem w kolisty słup światła, jak zwykle czując mdłości i zawirowania w żołądku. Po chwili dojrzałem wyjście. To znaczy, portal od środka jest jak prosty korytarz. Na drugim końcu, kiedy już prawie jest się u celu, można zobaczyć obraz miejsca, w które się przenosi. Bardzo wygodne.
  Wyszedłem z portalu prosto do ogromnego pomieszczenia, gdzie znajdował się wielki globus, zrobiony z zespawanych ze sobą blach i rozświetlony milionem światełek. Dzisiaj świeciły wyjątkowo jasno.
- No nareszcie - usłyszałem radosny głos Northa. Odwróciłem się w stronę Stołu Obrad i szeroko uśmiechnąłem.
  Przy stole stali Percy, Annabeth, Piotruś, Loki, Thor, Piasek i Zębuszka, chociaż ona unosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Nawet na widok Zająca się ucieszyłem.
  To tak, jakby nie widzieć swojej rodziny przed długi czas.
- Cześć, Mrożonko! - Annabeth podbiegła do mnie i przytuliła. Nie widziałem się z nią i Percym przez siedem miesięcy, a z Lokim, Thorem i Piotrusiem nie rozmawiałem od czasu nieudanej próby walki z Mrokiem.
  Kiedy Annabeth mnie puściła, podbiegł Piotruś, rzucając się na mnie i przygważdżając do ziemi.
- Hej, ja też chcę! - Percy krzyknął i po chwili leżeliśmy na podłodze we troje, śmiejąc się. Taka kanapka z dwojga czternastolatków, a między nimi dwunastoletni chłopak. Wolałem nie wiedzieć, jak wyglądało to z perspektywy reszty.
- Złaźcie ze mnie - jęknąłem.
- Jesteś nieśmiertelny, nic nie możemy ci zrobić, nie? - powiedział Percy - O, no i przez przypadek wziąłem twój kijek i zacząłem się nim bawić i... - nie dokończył, bo zrzuciłem oboje chłopaków z siebie. Laskę, która w pewien sposób przewodziła moją moc, musiałem zostawić na Biegunie Północnym. W Hogwarcie nawet takie rzeczy, jak chodzenie z drewnianym kijkiem, byłyby dziwne.
- No już, uspokój się, młody - Loki podszedł do nas i wyciągnął do mnie rękę, pomagając wstać. - Łap - rzucił mi moją laskę. Była długa, drewniana, a na końcu wygięta w kształt litery G. Bez niej, to tak, jakby bez ręki. Dosłownie.
  Zębuszka podleciała do mnie, palcami otwarła moje usta i zaczęła przyglądać się moim zębom.
- Mam nadzieję, że nadal je myjesz? - pisnęła radośnie. W odpowiedzi udało mi się tylko coś wybełkotać.
- Ząbek, palce z buzi - Thor podszedł do wróżki i odciągnął ją ode mnie. Za nim stał Piasek, który mi machał.
- Ja nie mam zamiaru się witać. Widzę go częściej, niż bym sobie życzył - burknął Zając.

Jak dobrze znowu być w domu.

- Dlaczego wszyscy się tak nagle zebrali? - zapytałem Northa. Dla wyjaśnienia: jeśli ktoś kiedykolwiek myślał, że North przypomina tego rozkosznego, zarumienionego grubaska z mugolskich reklam, to grubo się mylił. Prawdziwy Święty Mikołaj był dużo wyższy, wcale nie miał zarumienionych polików i gdyby czerwony kostium zamienił na skórzaną kurtkę w kolorze czarnym, to mógłby uchodzić za jednego z członków jakiegoś miejskiego gangu. Na dodatek na obu rękach miał tatuaże, które ciągnęły się aż po jego wielkie barki. Jedyne, co łączyło go z wykreowanym przez niemagicznych ludzi wizerunkiem, to ogromny brzuch i długa, siwa broda.
- Idziesz do Hogwartu, trzeba było się zebrać - Piotruś wzruszył ramionami.
- No i poza tym, musieliśmy ci coś powiedzieć. O twojej dziewczynie - powiedział Percy z zaczepnym uśmiechem.
- To nie jest moje dziewczyna - powiedziałem ostro. Wolałem jak na razie nie myśleć o Elsie i o tym, że mogła być po stronie Mroka.
- No dobra, nie jest. Do rzeczy. Nie mamy wiele czasu, Glonomóżdżku. Thalia mnie zabije, jeśli dowie się, że opuściłam internat - powiedziała Annabeth, szturchając Percy'ego.
- Czy Thalia to przypadkiem nie ta córka Zeusa, która zginęła? Przecież jej ojciec zamienił ją w sosnę, która chroni Obóz Herosów przed niebezpieczeństwem. - zapytałem zdziwiony.
- Tak, ale ktoś ją zatruł. A my wspaniałomyślnie znaleźliśmy złote runo, które ją uleczyło aż za dobrze. Ech, jak dobrze jest być półbogiem - westchnął z udawanym zachwytem.
- Zdawało mi się mamy ważniejsze sprawy do omówienia - jęknął Zając. - Chyba nie po to miałem tu przyjść, żeby teraz wysłuchiwać jakiegoś gadania.
- No dobra. Siadajcie tu. Ząbek ma nam coś do pokazania - North wskazał na Stół Obrad.
- Niedawno pracowałam nad tym, żeby wspomnienia z zębów pokazywać nie tylko tym, którzy trzymają szkatułki. No i udało mi się odtworzyć jedno ze wspomnień Elsy, pochodzące z czasu, kiedy miała siedem lat.
- I co w tym dziwnego? Przecież wypadały jej zęby, kiedy miała siedem lat - powiedziałem zdezorientowany.
- Niby nic, ale na tym wspomnieniu Elsa ma czternaście lat. I jest z Alice.

Co proszę?

- Zaraz, z Alice? Z tą samą, która pracowała dla Mroka? Przecież ona władała ogniem i chciała mnie zabić, kiedy miałem trzynaście lat! - spojrzałem na Zębuszkę. Elsa współpracująca z Alice i Mrokiem? Niedobrze. Bardzo niedobrze. Zwłaszcza, że ogień i lód wcale się nie wykluczają. Połączone razem mogą zrobić niezłe zamieszanie. Sam się o tym przekonałem.
- Z tą samą Alice - Zębuszka westchnęła i pstryknęła palcami.
  Stół Obrad i krzesła, na których siedzieliśmy, zniknęły. My zaś staliśmy w jakimś gabinecie, na środku którego stało dębowe biurko. Było na nim mnóstwo kolorowych karteczek, pozginanych w małe łabędzie i kwiatki. W wazonie, który był na stoliku w rogu pomieszczenia, stały kwiaty, a ściany pokoju były pomalowane w różne, dziwne wzory.
- To jedno z jej wspomnień - powiedziała szeptem Ząbek.
- To jej gabinet? - zapytał Percy - W wieku czternastu lat została szefem jakiejś korporacji, tak?
- Nie, to jest gabinet... - odpowiedź wróżki przerwało nam gwałtowne otwarcie drzwi do pokoju.
- Nie obchodzi mnie, że tak chciała Charlotte! - do gabinetu weszła rozjuszona Elsa, a zaraz za nią wbiegła Alice, równie zła. Obydwie miały, na moje oko, po czternaście lat.
  Alice wyglądała tak, jak ją zapamiętałem. Miała czarne włosy, czerwone oczy i była strasznie chuda. Czarną, skórzaną kurtkę, którą miała na sobie, rzuciła na biurko. Wsadziła ręce w kieszenie spodni, które zaczynały lekko dymić. Denerwowała się.
- Jak może cie to nie obchodzić? Po tym, co zrobiła Diana? - wycedziła przez zęby.
- Ukradła mi siedem lat życia! - krzyknęła Elsa.
- Pomagała ci! - Alice oparła się rękoma o blat biurka.
- Po to, żebym tutaj została i była na każde jej życzenie! - Elsa wzięła głęboki wdech, starając się uspokoić. - Zrozum mnie, Alice. Jestem tutaj od siedmiu lat. Ja muszę wrócić do domu. To, co zrobiła Diana, było okropne. Ale pomścimy Charlotte. Obiecuję ci - powiedziała i skierowała się w stronę drzwi.
- Uciekasz.
- Nie uciekam.
- Własnie, że tak. Cały czas to robiłaś! Ona ciągle to powtarzała! Uciekasz, bo wiesz, że możesz nie dać sobie rady! - Elsa stanęła w drzwiach. Już nie była obojętna na wyzwiska.
- Idę do Sammy'ego. Wracam do mojego świata, czy tego chcesz, czy nie - wycedziła przez zęby.
- Nie bądź głupia, Elsie - powiedziała cicho Alice.
  Przez jeden krótki moment bałem się, że przesadziła. Tylko mnie moja przyjaciółka pozwalała zdrabniać swoje imię Elsie. I to było tylko wtedy, kiedy albo już prawie spała, albo nie miała siły, żeby się na mnie obrazić. Nienawidziła, kiedy zdrabniało się jej imię.
- Wracam tam, rozumiesz? I nie mów do mnie Elsie.
I wyszła. Tak po prostu.
- Zemszczę się, słyszysz, Wright? Zemszczę się nie tylko na Dianie! Na tobie też! A piekło, jakie ci zgotuję, będziesz pamiętać do końca życia, rozumiesz?! - Alice wybiegła na korytarz, krzycząc.
  Obraz zafalował, a potem stopniowo zaczął się rozmazywać. Znaleźliśmy się z powrotem na Biegunie, siedząc przy Stole Obrad. Zapanowała niezręczna cisza.
- Nieźle dobierasz sobie towarzystwo, Jack - Annabeth wpatrywała się w stół szeroko otwartymi oczami, jakby mogła z niego coś wyczytać.
- To w ogóle możliwe? Że one kiedyś się spotkały? - spojrzałem na Northa.
- Skoro tak jest we wspomnieniach, to pewnie tak - Święty zmarszczył brwi. - Stanie się coś złego. I to już niedługo - poklepał się po brzuchu. Taa... Na intuicji jelit Mikołaja zawsze można było polegać.
- Musimy z nią porozmawiać - powiedział Thor.
- Co to znaczy my? - zapytałem.
- No przecież będziesz ją musiał tu przyprowadzić, nie? Musimy wyciągnąć z niej wszystkie informacje - Loki spojrzał na mnie zdziwiony.

Prędzej Elsa mnie zabije, niż tu przyjdzie.

- Chyba lepiej będzie, jeśli zrobię to sam - powiedziałem stanowczo. Najpierw będę musiał porozmawiać z nią na temat tego, co proponował jej Mrok. Jak na razie mogłem być pewny tylko jednej rzeczy: Elsa mi nie ufała. I ukryła przede mną bardzo wiele.

- Hej, a tak właściwie, to gdzie jest Cindy? - Annabeth spojrzała po zgromadzonych. Cindy to prawdziwe imię Kopciuszka. Rzeczywiście, nie było jej tutaj, co przyjąłem z ulgą.
- Od miesiąca nie mamy z nią kontaktu. Ostatnio zachowywała się jakoś... dziwnie - powiedziała Zębuszka.
Pięknie.
  Tak to już jest w moim świecie. Wszystkie dziewczyny, które spotkam:
  • Chcą mnie zabić (Na przykład Alice)
  • Nie dają mi żyć, bo ciągle chcą się całować (Na przykład Cindy)
  • Okłamują mnie (Na przykład Elsa)
A gdybym nie zostawił Elsy, to nic takiego by się nie stało. 
Chyba naprawdę musieliśmy wytłumaczyć sobie kilka spraw. 
A zwłaszcza jej spotkanie z Alice. 





Dzisiaj rozdział w całości z narracji Jacka. Było mi tak wygodniej, mam nadzieję, że kilka rzeczy zostało wam wyjaśnionych. No chyba, że nie, to przepraszam. 
Pozdrawiam i czekam na komentarze!
Kasia

3 komentarze:

  1. Superowy! Tak, wiele się wyjaśniło :D
    Dobra ja juz muszę lecieć, pA! Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział!! No wiele się wyjaśniło. Weny!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo. Kasiu juz odpowiedziałam na pytania :)

    OdpowiedzUsuń

Siva Internetowy Spis