czwartek, 17 grudnia 2015

Rozdział IX - Cleveland

Elsa

  Przed oczami migały mi budynki, parki i inne dziwne miejsca. Czasem nawet mknęliśmy przez cienie ludzi. 
  Nie miałam pojęcia, jak długo tak podróżowaliśmy, jednak z całą pewnością czułam narastające mdłości. 
- Już jesteśmy - Jonathan chwycił mnie za ramię, żebym się nie przewróciła. Kręciło mi się w głowie, i  mało co nie zwymiotowałam. Usiadłam na wilgotnej ziemi i opuściłam głowę w dół, między kolana. Chęć zwymiotowania malała z każdą chwilą. 
- Wszystko dobrze? - mój przyjaciel podszedł do mnie i pomógł mi wstać. 
- Tak - wymruczałam i otrzepałam się z kurzu. - Gdzie my jesteśmy? - rozejrzałam się. Staliśmy na obrzeżach niewielkiego pięknego miasteczka. 
- W Cleveland. Tutaj mieszkają Margaret i James. O, tam! - wskazał palcem na jedyny dom, - Wczoraj powiedziałem im, żeby poczekali. W jakiś dziwny sposób pamiętają tylko pierwsze dwa lata po narodzinach Jacka. Myślę, że sprawiło to zaklęcie zapomnienia. Kiedy im o tobie powiedziałem, coś sobie przypominali. Chyba tylko dlatego mnie wysłuchali - wzruszył ramionami i zaczął iść po wybrukowanej ulicy. Podbiegłam do niego, jednocześnie ciągnąc za sobą Ciemnego.
  Szliśmy w ciszy do centrum Cleveland. Starałam się nie oszraniać drogi, chociaż przy Jonathanie mogłam to robić. Poza rodzicami i Danielem tylko on wiedział, jakie moce posiadam.
  Niczym tak bardzo nie denerwowałam się tak bardzo, jak tym spotkaniem. Jacy teraz są Margaret i James? Będą chcieli wrócić do Arendelle? Czy tata Jacka będzie w stanie razem z moim ojcem  znów zarządzać miastem? W końcu oboje byli burmistrzami. I jak zareaguje Emma na wieść o tym, że ma brata? I do tego, że jest on czarodziejem i Strażnikiem Marzeń? Te myśli nie dawały mi spokoju.
  Dotarliśmy do domu rodziców Jacka. W kuchni świeciło się światło, dwie osoby siedziały plecami do okna przy stole i rozmawiały. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam dzwonek do drzwi.
  Otworzył mi James. Nagle wszystkie moje obawy przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Ojciec Jacka nie zmienił się ani trochę. Miał te same brązowe, rozwichrzone włosy, niebieskie oczy i miły wyraz twarzy, był tak samo wysoki i identycznej postury. Dokładnie taki, jak go zapamiętałam.
  James popatrzył na mnie od góry do dołu, zmarszczył brwi, a potem szeroko otworzył oczy.
- Elsa? - powiedział cicho.
Więcej nie potrzebowałam, żeby rozpłakać się ze szczęścia.


Jack 

  Siedzieliśmy przy stole Ślizgonów, zastanawiając się z Dennisem, Brianem, Johnem i Thomasem, czy Elsa przyjdzie na śniadanie. 
  Po dłuższym czasie gapienia się w drzwi do Wielkiej Sali zobaczyliśmy moją przyjaciółkę. Jeszcze nigdy nie widziałem jej tak bardzo radosnej. Wydawałoby się, że z tej całej radości była lekka jak piórko.
- Hej! - Brian zawołał w jej kierunku i pomachał ręką. Elsa podeszła energicznym krokiem do stołu Ślizgonów i rozsiadła się wygodnie naprzeciwko mnie.
- Co ci się wczoraj stało? - spojrzałem na nią ze zmarszczonymi brwiami. Nie widziałem Elsy tak wesołej od... właściwie, to nigdy jej takiej nie widziałem.
- Nic. A co miało mi się stać?
Brian przyłożył jej rękę do czoła.
- Gorączka to na pewno nie jest. Czy tobie nie jest zimno? - Uśmiech Elsy na chwilę ustąpił zaskoczeniu, lecz za sekundę wrócił. Mój kolega nie doczekał się odpowiedzi na zadane pytanie.

Jej moc się aktywowała?

- Co ci dzisiaj tak wesoło? - John popatrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami.

- Mnie? Nie - Elsa zaczęła żuć bułkę.
- Mam nadzieję, że wiesz o dzisiejszych lekcjach obrony przed czarną magią? - moja przyjaciółka przełknęła jedzenie i zaczęła chichotać.
- Powiesz nam kiedyś? - zapytałem się jej.
- Możliwe, że tak - Elsa wzruszyła ramionami, nadal pokazując swoje białe ząbki. - Coś mi jednak mówi, że sam niedługo się przekonasz - powiedziała na odchodne, wstała i odeszła do stołu Ravenclawu.
- Ma chłopaka - powiedział Dennis zdecydowanym tonem. Popatrzyliśmy na niego zdziwieni. - No co? Patrzcie, koło kogo usiadła - wskazał głową na miejsca Krukonów.
- Czy to nie jest ten brunet, którego spotkaliśmy w pociągu? - Thomas szturchnął mnie łokciem.

Czyli jednak ma chłopaka. 

  Potrząsnąłem głową. Elsa nie była taka głupia, żeby spotykać się z niedawno poznanym chłopakiem. Przecież ją znałem.


A może wręcz przeciwnie?


***


  Razem z Thomasem, Johnem, Meridą i Roszpunką wychodziłem z Wielkiej Sali. Elsa, o dziwo, nie pojawiła się na kolacji. 
- Myślicie, że to ma związek z jej wspomnieniami? - zapytała Roszpunka ostrożnie. 
- Według mnie to już dawno powinniśmy napisać do jej rodziców - powiedziała Merida, a jej twarz przybrała koloru dojrzałej wiśni, jak zawsze, kiedy się złościła.  
- I co zamierzasz z tym zrobić, co? - warknął do niej Thomas. - Naprawdę myślisz, że jej ojciec ot tak o wszystkim jej powie? 
- No to może próbowalibyście coś zrobić? - powiedziałem zdenerwowany. Rzadko poruszaliśmy temat Elsy lub naszego wspólnego dzieciństwa. A jeśli już, to często się przy tym kłóciliśmy. 
- Jesteś Strażnikiem, przecież ty powinieneś coś wymyślić! - oburzył się rudy mop.
- I właśnie przez to nie mogę nic zrobić - warknąłem na nią. - Bo jeśli reszta się o tym dowie, to prawdopodobnie Elsa zostanie od nas całkowicie odizolowana! - nawet nie zauważyłem, że powiedziałem to odrobinę zbyt głośno. 
- Czyli wszystko sprowadza się do tego, że to nasza wina, tak?! - wrzasnęła Merida. - Och, zapomniałam! Ślizgoni przecież totalnie tchórzą!
- Za to Gryfoni cały czas udają, że są odważni! - John włączył się do kłótni. Po chwili wszyscy już na siebie krzyczeliśmy, dopóki nie przerwał nam Fred.
- Frost! - wydyszał - Czy ty zamawiałeś dzisiaj tę miotłę?
- Co? Nie! - odpowiedziałem. Na końcu korytarza zrobiło się jakieś zamieszanie.
- No to chodź za mną - kapitan drużyny Slytherinu pociągnął mnie za rękaw. Pobiegłem za nim w stronę lochów.
  Przy schodach zgromadziło się kilkunastu uczniów, a zbiegowisko robiło się coraz większe. Wszyscy chyba coś oglądali.
- To miotła! - krzyknął ktoś.
- Zaczekajcie może, aż on to zobaczy, co? - słysząc znajomy głos, zacząłem torować sobie drogę łokciami. W samym środku stała Elsa z długim pakunkiem na rekach, odganiając z Brianem bardziej nachalnych uczniów. - Hej, Jack, chodź to zobacz! - popatrzyłem na nią zdziwiony. Skąd ona to miała? - Jakaś sowa przyniosła to przed chwilą - uśmiechnęła się  szeroko. Podszedłem do niej, odbierając pakunek.
- Stary, przecież mówiłeś, że niczego nie zamawiałeś! - Brian powiedział ze zmarszczonymi brwiami.
- Bo ja naprawdę zgubiłem ten formularz! - odparłem głośno, starając się zagłuszyć uczniów, którzy kazali mi otworzyć pakunek. A co, jeśli to naprawdę była miotła?
- Co się stało? - zapytał Thomas, który przed chwilą przecisnął się sam środek zamieszania. - Czy to jest miotła? - pokazał palcem na pakunek owinięty papierem.
- Trzymaj to - podałem mu paczkę i rozdarłem opakowanie.

O. Mój. Merlinie.

  Moim oczom ukazała się nowa Srebrzysta Strzała. Wokół mnie zapanowała cisza, można było dosłyszeć pojedyncze szepty. Trzon miotły był wykonany z ciemnego dębu i zakończony idealnie prostymi brzozowymi witkami. Żelazne obręcze wykonane przez gobliny trzymały cienkie gałązki.

To nie była miotła. To było dzieło sztuki!
- Coś ci wypadło - Elsa pomachała mi ręką przed nosem i podała mi kopertę, na której było wypisane  moje imię i nazwisko.

Dziwnie znajome pismo. 

Wsadziłem kopertę w kieszeń.


- Co robisz, tato? - wdrapałem się mojemu tacie na kolana. Układał właśnie przemowę do mieszkańców Arendelle z okazji świąt. Richard poszedł przed chwilą zanieść Elsę do pokoju, bo zasnęła na kanapie.
- Musimy napisać przemówienie na święta - odpowiedział mój tata.
- A po co? - zapytałem niewinnie. Mnie też chciało się spać, ale nie mogłem tego przyznać. Przecież musiałem zobaczyć ten festiwal światła!
- Po to, żeby było miło - odpowiedział mój tata z uśmiechem. - Ludzie  zawsze są bardziej radośni, kiedy dostaną życzenia. 
- I płacą więcej podatków? 
Tata zaśmiał się głośno. Przyłączył się też drugi głos. Richard wszedł do gabinetu. 
- Podatki w Arendelle są już tak niskie, że ludzie raczej chętnie je płacą - tata Elsy opadł na fotel i przetarł oczy. 
- A gdzie są wysokie podatki? - przekręciłem głowę z zaciekawieniem.
- Chyba w Polsce - tata zmarszczył brwi. 
- A czego życzycie ludziom? 
- Żeby byli zdrowi i szczęśliwi - powiedział Richard, wziął kartkę ze stołu i jeszcze raz uważnie przeczytał to, co napisał razem z Jamesem.
- Ja życzyłbym ludziom, żeby mieli dużo masła orzechowego i mądre młodsze siostry.
Richard i tata zaśmiali się głośno. James wziął kartkę i zaczął pisać kolejne litery. Lubiłem patrzeć, jak pióro jeździ po pergaminie. Po chwili zdałem sobie sprawę, że kolana taty są naprawdę bardzo wygodne. Zasnąłem z myślą, że rodzice na pewno obudzą mnie na festiwal światła.

  Zamrugałem szybko oczami, starając się odłożyć moje wspomnienie na drugi plan. Przecież to nie mogło być pismo Jamesa.

Nadzieja matką głupich, Frost.

- Dasz się przelecieć, co nie? - z zamyślenia wyciągnął mnie głos Briana.
- Taa... marzenie - powiedziałem z szerokim uśmiechem. Skoro ktoś zabrał mi formularz, a Elsa zachowywała się dzisiaj tak niecodziennie, to być może... Będę musiał ją o to spytać.


Elsa


  Jack siedział naprzeciwko mnie w klasie. Była pierwsza w nocy i znów narażaliśmy się na złość nauczycieli. 
- Co się stało? - zapytałam, choć byłam całkowicie przekonana, że Jack chce zapytać się o miotłę. 
- To ty zabrałaś formularz - lekko przechylił głowę w bok, patrząc na mnie spod przymrużonych oczu. 
  Uśmiechnęłam się szeroko. Z trudem powstrzymałam się od wykrzyczenia, że jego rodzice żyją, mają się dobrze, tylko niczego nie pamiętali, ale Jonathan się z nimi spotkał i już było dobrze! Zamiast tego oświadczyłam z dumą:
- Tak, to ja.
- Wiesz, od kogo dostałem miotłę - stwierdził. - Kto to był?
Nagle ogarnęły mnie dziwne wątpliwości. A jeśli mi nie uwierzy? Nie będzie chciał słuchać? Pomyśli, że stroję sobie z niego żarty?
- Powiesz mi, czy nie? - pomachał mi ręką przed nosem. Wyglądał na zdenerwowanego. 
- Obiecujesz, że nie będziesz zły? 
Jack przewrócił oczami. 
- Obiecuję - powiedział zniecierpliwiony. 
- I nie będziesz uważał mnie za idiotkę? Na pewno mnie nie znienawidzisz? 
- Po prostu to powiedz! Specjalnie nie czytałem jeszcze tego listu, żeby dowiedzieć się wszystkiego od ciebie! 
No to mu powiedziałam. 



I jak się podoba rozdział? I czy u Was też nie ma śniegu? Jack chyba zapomniał o Wielkopolsce :/ A jak przygotowania do świąt u Was? Chwalcie się, co chcielibyście dostać pod choinkę!
Ważne ogłoszenie:
Świąteczna miniaturka pojawi się w zakładce 'miniaturki', która powstanie już niedługo. Opowiadanie ukaże się 24 grudnia o godzinie 16.00. Do tej pory raczej nie napiszę już żadnego rozdziału.
Pozdrawiam! 
~Kasia

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział! :D
    Baaaaaaardzo fajny!
    Nie Debile! El nie ma chłopaka!
    Weny! Wesołych Świąt!
    P.S. Tak u mnie też nie ma śniegu ;__; ja bym chciała dostać taką super książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne! Tymi podatkami to mnie rozśmieszyłaś. Wesołych i weny!!

    OdpowiedzUsuń
  3. O Śląsku też zapomniał :P
    Jonathan! Lubię tego gościa :D

    OdpowiedzUsuń

Siva Internetowy Spis