niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział X - Rodzina

Jack

  Siedziałem oniemiały koło Elsy. Nadal nie mogłem uwierzyć w to, co mi powiedziała. Może tylko jej się zdawało? Może tylko chciała ze mnie zażartować. Ale przecież ona taka nie była. Nie powiedziałaby mi tego, jeśli nie byłaby pewna swoich słów. Bawiłem się moją laską, rozważając jej słowa.
- Elsa, ja... - próbowałem coś powiedzieć. Ja też chciałbym, żeby Margaret i James żyli. Odkąd zostawiłem Elsę nie było takiego dnia, żebym nie myślał, co by było, gdyby nie polecieli do Nasturii na tę głupią konferencję. - Posłuchaj, jesteś tego pewna?
Moja przyjaciółka przewróciła oczami.
- Tak, jestem! Powtarzam ci to już drugi raz! - spojrzała na mnie zniecierpliwiona. - Jeśli jeszcze nie otwarłeś listu, to zrób to!
  Wyciągnąłem z kieszeni kopertę, pociągnąłem za krawędź i rozdarłem papier. Ze środka wyleciała zgięta na pół kartka i zdjęcie. Spojrzałem szybko na to drugie. Na odwrocie była napisana wczorajsza data. Odwróciłem fotografię na drugą stronę.

Błagam, niech to nie będzie kolejny z tych głupich snów.

  Tata, mama i jakaś dziewczynka stali i do mnie machali. Po wywołaniu zdjęcie musiało zostać zamoczone w eliksirze Dev Sol, który sprawiał, że ludzie na zdjęciach mogli się ruszać. Chwyciłem kartkę i zacząłem czytać.


Drogi Jacksonie!

No, pewnie nie tego spodziewałeś się po prawie ośmiu latach, ale dopiero wczoraj dowiedzieliśmy się, w którym roku miałeś urodziny. Uwierzysz, że niczego nie pamiętaliśmy? Tylko dwa lata z Twojego życia. Na szczęście Twoja przyszywana siostra nas odnalazła. Och, Cleveland to doprawdy urocze miasteczko, chociaż nie może równać się z Arendelle. 

I pewnie zauważyłeś tę małą osóbkę, która nawet nie sięga Margaret do pasa. Pamiętasz, jak marudziłeś nam, że chciałbyś mieć rodzeństwo? Proszę bardzo, o to Twoja siostra, Emma.
Słyszałem, że jutro macie wyjście do Hogsmeade. Może przyjdziesz do Trzech Mioteł? Pokój numer dziewięć. 
I niech miotła dobrze Ci służy. Czekamy na wygraną Slytherinu!
Kochamy Cię.
Mama i Tata. 

  Dobra, przyznam się. Miałem wilgotne oczy. Nawet bardzo. Szybko zamrugałem oczami. Chciałem płakać trochę później.

  Ale potem przypomniałem sobie, że, przecież to nie sen! I Elsa, która ocierała w tym momencie łzy, śmiejąc się jak wariatka, mogła to potwierdzić. Merlinie, ja miałem siostrę!
- I co? moja przyjaciółka powiedziała, śmiejąc się.
- Wiedziałaś?! - wykrzyknąłem i wstałem z podłogi. Nagle połączyłem fakty. Elsa spotkała się z nimi wcześniej, wzięła mi formularz, bo o wszystkim pomyślała. Była... była genialna!
- Cieszysz się? - podniosła się z ziemi.
- Cieszę się? Czy ja się cieszę?! Jesteś genialna! - krzyknąłem, uściskałem i obróciłem w powietrzu wokół własnej osi. A ona co na to? Że mamy być cicho, bo nauczyciele nas złapią! Mówiłem, że jest wspaniała?
- Są w Hogsmeade? - zapytałem z uśmiechem.
- Tak! Jutro masz się z nimi spotkać, przecież James ci to napisał! - odpowiedziała radośnie.
O mój Księżycu. Moi rodzice byli jakieś dwie mile od nas! Przecież to dwadzieścia minut drogi!
- Chodźmy tam! - powiedziałem radośnie, zwinąłem kartkę i wsadziłem do kieszeni razem ze zdjęciem. Ruszyłem w stronę drzwi, ale moja przyjaciółka skutecznie utrudniła mi wybiegnięcie na korytarz, chwytając mnie za ramię.
- Jest pierwsza w nocy! Jeśli żaden z nauczycieli nas nie złapie, to pewnie twoi rodzice już dawno śpią!
- No i co z tego?! Będziemy tam na nich czekać! - wyszedłem po cichu z klasy. Elsa, nie chcąc zostawiać mnie samego, poszła za mną.
- Jesteś nienormalny - moja przyjaciółka powiedziała cicho. Szliśmy powoli w stronę wyjścia. Tam wystarczyło tylko szybko przebiec na drogę prowadzącą do Hogsmeade, jedynej wioski w Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkali wyłącznie czarodzieje.
  Kiedy byliśmy już pod wejściem Elsa przystanęła i spojrzała na mnie niepewnie.
- Może... eee... chcesz iść tam sam?
Rozważyłem szybko tę propozycję. Elsa była dla mnie jak siostra, ale jakoś nie miałem ochoty, żeby widziała mnie... no, prawdopodobnie, ze łzami w oczach. To byłoby takie... żenujące.
- Ja... no... może poszedłbym tam... sam - dobrze, że było ciemno. Prawdopodobnie moja twarz miała kolor włosów Meridy.
- W porządku - moja przyjaciółka uśmiechnęła się słabo. - Powodzenia - powiedziała cicho i odeszła na palcach. Patrzyłem, jak znika za zakrętem, a potem wyszedłem prosto w zimną październikową noc.


***

  Stałem przed Trzema Miotłami zastanawiając się, które z okien mogło należeć do pokoju numer dziewięć.
  Za pomocą mojej laski przywołałem wiatr, który uniósł mnie na wysokość pierwszego piętra.
  Postanowiłem oblecieć budynek dookoła. 
  Na tyłach części mieszkalnej baru dostrzegłem tylko jedno okno, przez które światło z pomieszczenia padało na mały ogródek. 

Może to oni.


  Uniosłem się jeszcze wyżej. Zawahałem się przed spojrzeniem w okno. Może to wcale nie byli moi rodzice? Albo - co gorsza - możliwe było, że przez okno zobaczyłbym sypialnię? Wzdrygnąłem się na samą myśl. Wziąłem jednak głęboki oddech i wychyliłem głowę. Okno wcale nie wychodziło na sypialnię, tylko na kuchnię.
  W żaden sposób nie da opisać się tego, co wtedy czułem. 
  Mama i tata siedzieli przy stole. Margaret była twarzą do okna, ale głowę podpierała na ręce. Wyglądała na zmęczoną, a drugą dłonią obejmowała kubek, jakby próbowała się ogrzać. Mówiła coś do taty, wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. Ale to była ona. Miała te same brązowe włosy, które żyły własnym życiem. Jej twarz była identyczna, tylko przybyło jej kilka zmarszczek. I wtedy mama podniosła głowę i mnie zobaczyła. 
  Na początku wyglądała na zdziwioną, ale potem jakby przypomniała sobie o wszystkim. Wstała od stołu i, ku zdziwieniu taty, podbiegła do okna, podczas gdy ja nie potrafiłem się ruszyć i otwarła je na oścież.
- Jackson! - prawie wypadła z okna, próbując mnie przytulić. Wleciałem do pomieszczenia, a tata po chwili dołączył do nas. Mama zaczęła płakać, próbując mi powiedzieć, jak bardzo ona i tata za mną tęsknili. Kiedy mama nie potrafiła już niczego z siebie wydusić, James próbował wszytko wytłumaczyć, ale on też miał wilgotne oczy, więc na razie daliśmy sobie z tym spokój. Nie miałem pojęcia, ile tak staliśmy przytuleni w takim rodzinnym uścisku, ale byłem pewny jednego.
  To był najlepszy moment w moim dotychczasowym życiu.






Hej! 
Dzisiaj rozdział znów w całości z narracji Jacka. Odnalazł swoją rodzinę, cieszmy się! Oprócz obecności nowych postaci, to nie wnosi do nic specjalnego do opowiadania, ale lepsze to niż nic, no nie? Rozdział był pisany na szybko, jest on krótszy niż zazwyczaj, ale obiecuję, że dalej będzie już więcej akcji. 
I zmieniłam czcionkę. Piszcie, która lepsza: wcześniejsza, czy ta , co jest teraz? 
Pozdrawiam.
~ Kasia

2 komentarze:

  1. OOOOOOOOOOOO! To takie słit! (cichajta wiem że źle napisałam)<3 MEGA! Cudowne!
    ^^ Cieszmy się!
    Czcionka spoczko. I ta i poprzednia są fajne.
    :*
    Weny! ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak Lexy słit... to ja kawaii! XD
    Tak, tak cieszymy się, kiedy ktoś umrze? (boże, jakie ja pytania zadaję...) Albo przynajmniej będzie poważnie zraniony (Elsa, złam Jackowi serce!)
    Nie słuchaj mnie... dziwinie się zachowuję, bo nie obejrzałam ani jednego anime T.T

    OdpowiedzUsuń

Siva Internetowy Spis