sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział VIII - List

Elsa

  Po ostatnim szlabanie staraliśmy się nie narażać na gniew nauczycieli. Mnie udawało się to do końca października. 
  Kiedy do planu zajęć w środku miesiąca doszły nam zajęcia z latania, nie byłam zbyt zachwycona. Zbyt dobrze pamiętałam skręconą kostkę, kiedy Jack próbował nauczyć mnie trudnej sztuki szybowania w przestworzach. Za to mój przyjaciel był tym zachwycony. Entuzjazmu Jacka nie ostudziła nawet informacja, że lekcje latania Ślizgoni będą mieli z uczniami Gryffindoru. Już po pierwszych lekcjach w Hogwarcie  rozeszła się informacja, że Jack ma naprawdę duży talent. Dwa tygodnie później został jednym z trzech ścigających. Największym problemem była miotła. Pierwszoroczniakom nie można było ich posiadać, dlatego kapitan drużyny Ślizgonów, Fred Stone, dał Jackowi katalog 'Jak wybrać miotłę'. Na końcu znajdował się formularz wysyłkowy. Do meczu Gryffindor - Slytherin zostały dwa tygodnie, ale mój przyjaciel wciąż się wahał. Od dwóch tygodni Jack nie mówił o niczym innym, jak tylko o zaletach mioteł, a zwłaszcza jednej, Srebrnej Strzały. 
- Chyba jutro coś zamówię - powiedział przy kolacji. Tym razem ja i Roszpunka usiadłyśmy przy stole Ślizgonów, bo Thomas i John mieli już dosyć wykładów Jacka. 
Tom przewrócił oczami.
- Mówisz to już siedemnasty raz - zwrócił uwagę Jackowi. - Po prostu to zrób. Mam tylko nadzieję, że masz taki talent, jak  uważa Stone lub profesor Potter. 
Mój przyjaciel posłał mu mordercze spojrzenie. 
- Powinieneś się wyspać - powiedział John. Popatrzyliśmy na niego zdziwieni. - No co? - spojrzał na nas. - Wtedy wszystko sobie przemyślisz.
Na myśl o spaniu i przemyśleniach w mojej głowie pojawiło się nieproszone wspomnienie Jonathana.

Nie przywiązuj się. Dobrze wiesz, jak to się skończy. Nie może znowu ci na nim zależeć, Wright.

Potrząsnęłam szybko głową. Dość tych rozmyślań.

  Po kolacji nie miałam ochoty na nic więcej, prócz zakopania się w ciepłej pościeli. Miniony tydzień był naprawdę okropny, przynajmniej dla mnie. Ostatnio zauważyłam też, że kiedy byłam zdenerwowana, moja moc dziwnie reagowała.
  Czy to właśnie tego bali się rodzice? Myśleli, że stracę nad nią kontrolę? Przecież nie zamierzałam porywać małych chłopców, jak w mojej ulubionej baśni Andersena. Nagle przypomniałam sobie kawałek ich rozmowy, na krótko przed moim wyjazdem do szkoły.
- Nie możemy tak tego zostawić, Margaret. Martwię się o nią - powiedział tata twardo. 
- Richard, przecież nic jej się nie dzieje - mama starała uspokoić się ojca łagodnym głosem. 
- A co, jeśli to znowu się stanie? Przecież na pewno ich tam spotka. Pewnie wszystko jej powiedzą. I co wtedy zrobimy?  
Mówili o mojej mocy? I co miało znów się zdarzyć? Przecież nad nią panowałam. I co zostało przede mną zatajone? Czyżby rodzice stracili do mnie zaufanie? Zasnęłam, dalej rozmyślając o zachowaniu mamy i taty.

  Kolejne elementy krajobrazu nabierały kształtu, wyłaniając się z gęstej mgły. Znowu? Czyli Jonathan szybko przeszedł przemianę.
  Znajdowałam się w największym parku, jaki był w Arendelle. Większość mieszkańców nazywała go Srebrnym Zagajnikiem. Nie miałam pojęcia dlaczego. Podobno dotyczyło to jednej ze starych legend miasta.
- Witamy ponownie, w tym jakże uroczym miasteczku! - zza drzewa wybiegł Jonathan. Nadal miał bursztynowe oczy, które zostały mu po przejściu bolesnego procesu, w którym zamieniał się z Mroka w człowieka.
- Co ty znowu robisz w mojej podświadomości? - spojrzałam na niego z uśmiechem. Już nie byłam na niego zła. Przecież wrócił, prawda? Wszystko mogliśmy ułożyć na nowo.

Nawet nie próbuj tego robić Wright. Miłość jest głupia. 

- Jakieś postępy? - Jonathan siadł na ławeczkę, obok której stałam.

- W czym? - usadowiłam się obok niego i wyciągnęłam nogi. W mojej podświadomości w Srebrnym Zagajniku była wiosna. Po obu stronach chodniczka, na klombach, rosło mnóstwo różnokolorowych bratków, a nieopodal można było usiąść na zieleniejącej się trawie pod rozłożystymi gałęziami wielkiej, różowej wisterii. Było to moje ulubione miejsce w Arendelle. Często siadałam pod drzewem z książką.
- Powiedziałaś mu czy nie? - powiedział Jonathan, nawet na mnie nie patrząc.
- Nie mogłam mu o tym powiedzieć - jęknęłam. Mój przyjaciel spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. - Nawet nie wiesz, jak się cieszy ta nową miotłą. Nie mam zamiaru mówić mu o tym przed meczem quidditcha.
Jonathan nagle rozpromienił się i wstał z ławki.
- Czyli to jednak prawda! - wykrzyknął.
- Co? - podniosłam się powoli.
- Czyli jednak... tak, to miałoby sens... w końcu przecież to widziałem... - mój przyjaciel zaczął chodzić po ścieżce w tę i z powrotem.
- Co widziałeś? - spojrzałam na niego zdziwiona i chwyciłam go za ramię.
- Posłuchaj. Jack ma formularz dotyczący miotły, prawda?
- Skąd o tym wiesz? - spojrzałam na niego zdziwiona.
Jonathan tylko machnął ręką.
- Musisz coś mi obiecać, a wszystko ci wytłumaczę. Naprawdę, tylko błagam, zabierz mu ten formularz! - popatrzył na mnie rozradowany.
- Ale...
- Proszę, Elsa! Jeszcze mi podziękujesz! - zawołał radośnie i pobiegł ścieżką. Wszystko znów zaczęło zachodzić mgłą.
  Obudziłam się, podniosłam na łokciach i jedną ręką przetarłam oczy. Wyjrzałam przez okno. Niebo na wschodzie było usłane licznymi odcieniami pomarańczu, różu i czerwieni. Widać było już pierwsze promyki słońca. Dzień zapowiadał się na niezwykle ciepły, zwłaszcza jak na początek późnej jesieni.
Idealna pora, żeby ukraść komuś formularz.

Co miłość potrafi zrobić z ludźmi.

Pokręciłam szybko głową. Nie mogłam się zakochać, a już  na pewno nie w Jonathanie.



Jack

  Szedłem zadowolony z siebie na śniadanie. Za dwa tygodnie miał odbyć się mecz Z Gryffindorem. W torbie miałem już formularz, dotyczący miotły, gotowy do wysłania. Musiałem tylko pożyczyć Snowy'ego, sowę Elsy. Postanowiłem zapytać ją o to na śniadaniu.
- Wybrałeś już? - przywitała mnie moja przyjaciółka, siadając przy stole Ślizgonów. Większość chłopaków pozwalała siadać jej tam ze względu na to, że była ładna.

I tak nie mają u niej szans. 

- Taa... - powiedziałem, grzebiąc w torbie. - Mogłabyś pożyczyć mi Snowy'ego? - spojrzałem do torby. Formularza nie było, a przecież kładłem go na wierzchu. Zakląłem pod nosem.

- Cho he ało? - zapytał John z pełnymi ustami.
- Chyba zgubiłem formularz - wzruszyłem ramionami. Strasznie zależało mi na Srebrnej Strzale, ale przecież mogłem poprosić Freda o drugi egzemplarz. Z drugiej strony trenowanie na szkolnych miotłach było dość... męczące.
- Cześć, Elsa - Stone usiadł koło mojej przyjaciółki.

Stanowczo za blisko.

Odpowiedziała mu skinieniem głowy i promiennym uśmiechem.

- Wybrałeś już coś, Frost? - Stone oderwał sobie kawałek bułki zaczął ją powoli żuć.
-  Moja sowa zjadła mu formularz - powiedziała szybko Elsa. Fred przestał jeść i spojrzał na nią zdziwiony.
- No... Jack właśnie miał dać Snowy'emu swój formularz, ale moja sowa zaczęła się dziwnie zachowywać. Pewnie dlatego, że nie dostał krakersów - moja przyjaciółka wzruszyła ramionami. Spojrzałem na nią z wdzięcznością.
- Taa... Okej, będziemy musieli omówić taktykę, no i jeszcze ten zwód, i jeszcze... e... ten... - Stone spojrzał na Elsę. Co jak co, ale taktykę  nasz kapitan traktował jak coś świętego.
- Nie znam się na quidditchu - moja przyjaciółka zamrugała swoimi wielkimi, błękitnymi oczami i zrobiła słodką minkę. Kiedy byliśmy mali, nazwałem to bronią ostateczną. Jak widać działała ona nie tylko na naszych ojców.
  Fred przez chwilę gapił się na nią z otwartymi ustami i maślanymi oczami, po czym potrząsnął lekko głową, odwrócił się do nas i wymruczał:
- No... możesz zostać. Ale nikomu ani słowa - na te słowa moja przyjaciółka prawie wybuchła śmiechem. Widać nie tylko Dennis, który siedział dwa krzesła dalej, tak reagował na Elsę.

I co zamierzasz z tym zrobić, Frost?

Odgoniłem tę dziwną myśl i skupiłem się na lepszym opracowaniu zwodu, który pokazałem Fredowi na wczorajszym treningu.


***

  Szedłem z Elsą, Dennisem, Brianem na lekcje obrony przed czarną magią. 
- Wykorzystujesz bezbronnych Ślizgonów - Brian szturchnął moją przyjaciółkę łokciem. 
- Wcale, że nie! - obruszyła się moja przyjaciółka.
Dennis przewrócił oczami i po raz kolejny poprawił swoją blond grzywkę, która opadała mu na oczy.
- W każdym razie wykorzystujesz to, że jesteś ładna - po tych słowach natychmiast się zaczerwienił. Prawie tak bardzo, jak moja przyjaciółka.
- Hej, Elsa! - Hay- Lin, Yuki i jeszcze jedna drobna dziewczyna podbiegły do nas.

Błagam, tylko nie te denerwujące dziewuchy!

- Mogę cię  prosić na słówko? - o ile Merida znosiła towarzystwo innych Ślizgonów, tak Hay-Lin nie tolerowała ich wcale i za każdym razem, kiedy widziała mnie z Elsą, musiałem znosić jej wymowne spojrzenia.


Jakby to, że jest szlamą, coś zmieniało.

Pokręciłem szybko głową i poprawiłem się w myślach. Koleżanka Elsy wychowała się w niemagicznej rodzinie. Takich czarodziejów ludzie czystej krwi nazywali szlamami.


Jest mugolaczką, nie szlamą.

- Co się stało? - moja przyjaciółka zmarszczyła brwi, starając nie okazywać się widocznego zniecierpliwienia.
- Dlaczego wpuściłaś to coś do naszego dormitorium? - powiedziała ze złością Yuki.
- Niby co? - Elsa spojrzała na  trzy dziewczyny z konsternacją.
- Coś narobiło w naszym dormitorium strasznego bałaganu, pozostawiając po sobie pełno śmieci i list zaadresowany do ciebie - mruknęła ciemnowłosa dziewczyna, której imienia nie znałem.
- Co? Jak ona wyglądała, Tessa?
- Zapieczętowana szara koperta, na rogu namalowany był mały czarny ptak i... - Elsa pobladła, odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę schodów, niczego nawet nam nie wyjaśniając.
Brian i Dennis spojrzeli na mnie zdziwieni, jednak z zachowania mojej przyjaciółki wywnioskowałem dokładnie tyle, co oni, czyli nic.

Elsa


  Wpadłam do pokoju, który dzieliłam z Roszpunką, Yuki, Hay-Lin i Tessą.  Rzeczywiście, wszystko tam było porozrzucane, ale nie zwracałam na to uwagi. Weszłam do pokoju, starając nie zaplątać się w pościele, które zostały pościągane z łóżek. Wiedziałam już, od kogo był list i jakie zwierzę go dostarczyło. 
  Jonathanowi chyba jednak odbiło, że przysłał tutaj jednego ze swoich koni, zbudowanego z koszmarów.
  Szybkim ruchem pociągnęłam za krawędź koperty. Ze środka wyleciała mała, zgięta w pół karteczka. Natychmiast ją otwarłam. Poznawałam staranne pismo mojego przyjaciela. Wyglądało na to, że bardzo mu się śpieszyło. Na papierze było naprawdę dużo kleksów.



Elsa, bez względu na to, jak dziwne Ci się to wyda, błagam, przeczytaj ten list do końca! 


Nie mogłem przyjść, a tylko Ciemny się mnie słucha, kiedy jestem człowiekiem.




Ciemny to jeden z koszmarnych koni Jonathana. Był moim ulubieńcem, ponieważ zawsze dawał się głaskać. 


Na pewno pamiętasz sztorm nad Oceanem Atlantyckim, kiedy zginęli rodzice Jacka podczas podróży powrotnej do Arendelle. 
Jakieś dwa miesiące temu, kiedy zmieniłem się w Mroka, ukradłem wspomnienia z pałacu Zębuszki, jednej ze Strażniczek Marzeń. Wśród nich znalazłem jedną szczególną szkatułkę. 
Musisz spotkać się ze mną w Hogsmeade o pierwszej w nocy. 
Znalazłem wspomnienia Emmy Frost, siostry Jacka. 
Spal ten list od razu po jego przeczytaniu. 
Jonathan
PS Postaraj zachowywać się normalnie przez resztę dnia.


***


  Leżałam w moim łóżku, nerwowo patrząc na zegarek. Po liście, jaki dostałam od Jonathana, nie mogłam się skupić, więc nie poszłam już na lekcje. Roszpunka, Hay-Lin, Yuki i Tessa uwierzyły mi w wymyślona na poczekaniu bajeczkę o chorobie żołądka. 
  Było dwadzieścia minut po północy. Cicho wymknęłam się z łóżka i pośpiesznie ubrałam. Wzięłam różdżkę, narzuciłam na siebie czarną pelerynę z kapturem i po cichutku wyszłam z dormitorium Krukonów. 
  Mój szósty zmysł zadziałał i tym razem. Drogę do drzwi wyjściowych pokonałam bez problemu, nie napotykając żadnego z prefektów czy nauczycieli. 
  Wyszłam na błonia, wdychając głęboko zimne powietrze. Nie mogłam uwierzyć w to, że rodzice Jacka naprawdę żyli. Dobrze pamiętałam, co działo się z nim po ich śmierci. A teraz nagle okazuje się, że Margaret i James żyją i mają córkę! 
  Dwadzieścia minut później stałam przed Wrzeszczącą Chatą - najbardziej nawiedzanym przez duchy miejscem. Hogsmeade było jedyną wioską, w której mieszkali tylko i wyłącznie czarodzieje. Tata opowiadał mi, że za jego czasów na przyjście tutaj potrzebna była zgoda rodziców i ukończony drugi rok w Hogwarcie. 
- Elsa! - usłyszałam cichy szept Jonathana. Odwróciłam się za siebie. W ciemnej gęstwinie dostrzegłam dwoje czerwonych oczu należących do Ciemnego. Mój przyjaciel wyszedł zza drzewa z uśmiechem na twarzy. - Lubisz podróżować cieniami, prawda? 
Wzdrygnęłam się. Robiłam to tylko raz i kilka sekund. Dochodziłam do siebie przez kilka godzin. 
- Musimy to robić? - jęknęłam błagalnie.
- A chcesz znowu zobaczyć Margaret i Jamesa? - kiedy pokiwałam powoli głową, Jonathan wyciągnął do mnie rękę. Włożyłam swoją dłoń w jego i podeszłam do konia z koszmarów, który parsknął niespokojnie. 
Wszystko rozmyło się w oka mgnieniu, a ja mknęłam z prędkością światła przez różne odcienie szarości.




Kolejny rozdział! Co u was? 


  Mówcie, czy lubicie Jonathana i Ciemnego. I jak myślicie, jakie relacje połączą chłopaka z Elsą?
Ogółem to mam zaplanowany jakieś specjalne coś na święta, tylko nie wiem, czy byście go chcieli :)
Dokładnie to miniaturka z życia Jacka i Elsy jako dzieci. ^^


Piszcie, czy macie ochotę na takie rzeczy, bo powoli musiałabym zacząć nad tym pracować. 


Pozdrawiam i czekam na komentarze z waszym zdaniem!

I gratias tibi za 1.600 wyświetleń! ^^

~Kasia

5 komentarzy:

  1. *0* cudowny! Bardzo mi się podoba! ^^
    Cóż co do Jonathana i Ciemnego mam mieszane uczucia...
    Z chęcią taką miniaturkę przeczytam!
    Buziaki! I Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym chciała żeby El zakochała się w Johnathanie i niech Jack się dowie że to Mrok i będzie zazdrosny

    OdpowiedzUsuń
  3. Heh,lubię Jonathana bardziej niż Jacka xD hue hue
    Ja to bym chciała, Żeby Elsa się zrobiła zua... i wyśle Jacka do ciemnego lochu... i on ją znienawidzi... i ich drogi na zawsze się rozejdą... a Elsa popełni samobójstwo... lubię smutne zakończenia :P
    Tak! Chcę miniaturkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę myślałaś, Ireth, że ten blog zakończy się dobrze? Chociaż się nad tym jeszcze zastanawiam. I Elsa wcale nie jest święta :P

      Usuń
    2. To dobrze - święci są przeklęci (jakoś mnie tak na rymy wzięło :P)

      Usuń

Siva Internetowy Spis