poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rozdział XIII - Opowieść Elsy



Hej, Ireth, pamiętasz może Ross?


Elsa

  Staliśmy na peronie w Hogsmeade. Byłam naprawdę szczęśliwa, że wracam do domu na święta. Pociąg miał podjechać już za dziesięć minut. Z Hay-Lin, Tessą i Yuki pożegnałam się już wcześniej.     Mogłam uznać ten semestr za naprawdę udany. Nauka szła mi zaskakująco dobrze, a i z nauczycielami przestałam mieć problemy. Co prawda Murder bardzo często denerwował mnie swoimi głupimi docinkami, ale jakoś to znosiłam. Moja moc od czasu do czasu wymykała się spod kontroli, ale były to tylko drobne wypadki. Zauważyłam, że odkąd pojawiłam się w Hogwarcie, zaczyna ona rosnąć w siłę. Już wcześniej poprosiłam tatę listownie, żeby nie wspominał Jamesowi ani Margaret o moim wyjątkowym darze. No i nie mogłam już doczekać się spotkania z rodzicami i Danielem. Chciałam też odpocząć od codziennej rutyny uczennicy Hogwartu.
- Hej, ziemia do Elsy! - Jack pomachał mi ręką przed oczami, tym samym wyrywając mnie z otępienia. Od kilku dni był naprawdę szczęśliwy. Wcale nie miałam mu tego za złe. Przecież były to jego pierwsze święta z rodzicami od siedmiu lat.
- Widziałaś może Roszpunkę? - John stanął na palcach szukając naszej przyjaciółki wzrokiem.
- Dlaczego ona nie ma żadnego zdrobnienia? - wypaliła Merida. - Nie możemy czegoś jej wymyślić?
- Niby co? - Thomas zmarszczył brwi.
- No bo ja wiem? - moja przyjaciółka zamyśliła się. - Może Ross?
- Pogięło cię do reszty, rudzielcu? - odezwał się Jack, śmiejąc się. - Niby od czego to jest zdrobnienie?
- Już ja cie dorwę, ty...
- Już jestem! - Roszpunka podbiegła do nas, ze swoimi włosami, które niosła na rękach. Zauważyłam, że rosną one nadzwyczaj szybko.
- Merida wymyśliła ci nowe zdrobnienie - Jack zasłonił się torbą przed Meridą, która próbowała go uderzyć. - Wiesz, że teraz masz na imię Ross?
- Może być - Roszpunka-od-teraz-Ross uśmiechnęła się lekko.
Pociąg wjechał na stację, a ja ostatni raz spojrzałam na wieżyczki zamku. Już zaczynałam tęsknić za Hogwartem


***

- Znów wygrałem - powiedział Jack, matując mojego króla. Zazwyczaj ze mną przegrywał, ale teraz ciągle mnie rozpraszał. A to przypadkowym spojrzeniem, a to uśmiechem. Czasem mnie zagadywał, a czasem to ja zagapiłam się na niego. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo. 
  Święta mogłam uznać za naprawdę udane. Leżałam właśnie na kanapie w salonie, czytając Legendy Wysp Południowych, które dostałam od rodziców. Myślałam właśnie nad prawdopodobieństwem tego, czy jezioro w naszym parku może być Srebrnym jeziorem z jednej z opowieści. Większość by się zgadzało: jezioro było niewielkie, leżało w głębi lasów naszego miasta, i - jeśli o to poprosiłeś - mogłeś stać się nieśmiertelnym. Wszystkie te legendy były ściśle powiązane ze Strażnikami Marzeń i ich opiekunem - Księżycowym Panem. Zastanowiłam się przez chwilę, czy to prawda. Bo jeśli tak, to jezioro, na którym Jack mnie uratował, mogło być Srebrnym Jeziorem z opowieści. 
- Hej, Ziemia do Elsy! Żyjesz jeszcze, czy jesteś postacią z legendy? - mój przyjaciel pomachał mi ręką przed oczami. 
- Co się stało? 
- Rodzice poszli przed chwilą na miasto. Daniel prawdopodobnie ich zaraz dogoni. Chcesz coś porobić? - opadł na kanapę obok mnie. Przez ostatnie dni był naprawdę zadowolony, a przynajmniej na takiego wyglądał. Poza tym za kilka dni miał mieć urodziny. Tata już ogłosił, że Zimowe Święto Sztucznych Ogni może zostać wznowione. Latem miał odbyć się uroczysty bal z okazji powrotu Jamesa i Margaret. - Może znowu masz ochotę na przegranie w szachy, co? - uśmiechnął się łobuzersko. I znów to uczucie, jakby piłki pingpongowe odbijały się o ściany mojego żołądka. 
- Nie wiem. Może po prostu nic nie róbmy - wzruszyłam ramionami. 
Nastała spokojna cisza. 
- Elsa? - zapytał po chwili Jack. 
- Hmmm? - mruknęłam znad książki. 
- Opowiesz mi o tym, co się stało, kiedy cię zostawiłem? 
Książka wypadła mi z rąk. 
Nie miałam już wyjścia, ani żadnej drogi ucieczki. 
Musiałam wyznać mu całą prawdę


Jack

  Patrzyłem na Elsę z niepokojem. Spodziewałem się gwałtownej reakcji, ale nie wiedziałem, że zamierza upuścić książkę. 
  Moja przyjaciółka wzięła głęboki oddech.
- Po tym, co się stało, byłam trochę... rozbita. Proszę Jack, nie złość się na mnie za to, co teraz powiem. 
Już zacząłem żałować, że ją o to poprosiłem.
- Jakoś rok po całej sprawie siedziałam na oknie. W pewnym momencie dostrzegłam jakiegoś chłopaka. Miał na oko siedemnaście lat. Najpierw myślałam, że coś mi się przywidziało, ale następnej nocy również się pojawił. I przedstawił się. Nazywał się Jonathan Black. 
Czułem, że skądś znam to nazwisko. 
- Zaczęłam z nim rozmawiać. Miał moce i był nieśmiertelny. Opiekował się mną - głos jej się załamał. - Próbował mnie chronić. Z czasem staliśmy się całkiem dobrymi przyjaciółmi. Pomagaliśmy sobie, a on często dawał mi rady. Wspierał mnie po śmierci Chloe - teraz po twarzy Elsy leciały łzy. Nie chciałem, żeby się rozpłakała. Całkowicie zapomniałem o tym, że  Chloe była chora. Ale tylko ja wiedziałem, co tak naprawdę stało się z siostrą mojej przyjaciółki. - Kiedy dowiedział się, że idę do Hogwartu, musiał odejść. Powiedział, że to dla mojego dobra. Obiecał mi, że kiedyś na pewno jeszcze  się spotkamy. I odszedł - moja przyjaciółka otarła łzy z twarzy.
- I nie powiedział ci niczego więcej o sobie? - zapytałem zdziwiony. Nie mogłem uwierzyć, że Elsa zaufała jakiemuś pierwszemu lepszemu kolesiowi, który w dodatku był nieśmiertelny i miał... moce? - Co on potrafił robić Elsa?
  Moja przyjaciółka spojrzała na mnie zaczerwienionymi oczami. 
- Jack, ty naprawdę jeszcze nie domyślasz się, kto to był? 
  I właśnie wtedy do mnie dotarło. 
  Elsa nie wspomniała niczego o tym, że chciał przeciągnąć ja na złą stronę. A w dodatku chciał ją chronić. Strażnicy nigdy nie brali pod uwagę tego, że on mógł występować też w innej postaci. Zawsze walczyliśmy z demonem bez brwi nad bursztynowymi oczami, który miał nastroszone włosy i czarną szatę.
  Chłopakiem, który regularnie odwiedzał Elsę był Jonathan Black.
  Strażnikom znany bliżej jako Mrok.
  Teraz mogłem już spokojnie zacząć się obwiniać.

Pitch *o*


*** 



Cześć i czołem, kluski z rosołem!
Kolejny rozdział, w którym nic mi się nie podoba, ale nie mogę wykrzesać z siebie nic innego. W ogóle to mam jakieś zawieszenie twórcze i brak czasu, bo teraz pracuję nad czymś innym. A mianowicie nad powieścią. A przynajmniej próbuję coś z tego zrobić. Na razie jestem w połowie Metody Płatka Śniegu. Ech. No i specjalny rozdział dla Ireth która stworzyła Ross na moim poprzednim blogu. Wcale o tym nie zapomniałam. Tak właściwie to wcześniej miałam zamiar nazwać ją 'Szpunka', ale zbyt wielu osoba kojarzyło się to z 'ćpunka', więc sobie odpuściłam. 
I takie pytanko do was: gdybym dodała widget Obserwatorzy, to dołączylibyście? Bo nie wiem, czy jest sens robić coś takiego. 
No. To wszystko. 
Pozdrawiam! 
PS Czy tylko ja tak bardzo uwielbiam Pitcha?  *o*

4 komentarze:

  1. Rozdział jest super! Nie wiem, co ci się w nim nie podoba :)
    Elsa lovcia Jacka, Elsa lovcia Jacka! XD
    Jaka powieść? Też próbowałam metodą płatka śniegu, ale stwierdziłam, że wygodniej mi stworzyć szczegółowe opisy postaci (takie mega szczegółowe - jak się zachowują kiedy to i to, jak postępują kiedy, itd.)
    Dedyk dla mnie ^^ arigato! (Anime mi odbija, a nie mogę oglądać Special a na telefonie, bo nie ładuje wtyczki T.T)
    Kocham wszystkie złe postacie XD
    Ja już się od kilku tygodni zabieram, żeby dodać twojego bloga do obserwowanych, ale zawsze coś wychodzi... więc widget bardzo pomoże :)
    Weny, czasu, chęci i motywacji!
    Iri

    OdpowiedzUsuń
  2. Lovciam! To baaaaaaaaaaaardzo nie dobrze, że wena Cię opuszcza, oj bardzo źle...
    Weny!♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Och chciałbym przeczytać ale na telefonie tekst jest posta jest przesunięty poza ekran (w lewo) :C to chyba wina nowego układu. Wygląda pięknie (chodzi i nowy wygląd bloga) ale przeszkadza w czytaniu. :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super. Mrok... Ciekawy. Elsa choć tu zaraz cie przytule! <3


    Weny, buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń

Siva Internetowy Spis