Jack
Grzebałem
widelcem w jajecznicy. Na szczęście żadna sowa nie wleciała do
niej podczas porannej poczty.
Uczyłem
się do dzisiejszych egzaminów. Naprawdę się uczyłem. Tylko chyba
ktoś rzucił na mnie zaklęcie zapomnienia.
Ponury
nastrój udzielił się chyba wszystkim przy stole Slytherinu.
Uczniowie z drugiego roku mieli zdawać SUMY, a ci z czwartego –
Okropnie Wyczerpujące Testy Magiczne, czyli owutemy.
- Widzieliście
gdzieś Elsę? - Roszpunka podbiegła do naszego stolika. Jej włosy
ciągnęły się za nią, inni uczniowie musieli uważać, żeby nie
nadepnąć na wielkiego warkocza, którego sobie zaplotła.
- A
nie ma jej z tobą? Przecież śpisz z nią w dormitorium –
powiedział Thomas, podnosząc wzrok znad nietkniętej owsianki.
- No...
- Roszpunka wzięła głęboki oddech – Po tej całej sprawie z
Meridą i wspomnieniami, to zrobiła się jakaś taka... dziwna.
Jednego czasu słyszałam, jak się wymyka i poszłam za nią.
Ćwiczyła chyba jakieś zaklęcie.
Faktycznie,
Elsa od jakiegoś czasu była spięta. Uznałem jednak, że to
całkiem normalne. W końcu była Krukonką, zbliżały się
egzaminy, a ona się nimi stresowała. Bo stałaby jej się krzywda,
gdyby straciła dwa punkty.
- Pewnie
ćwiczyła do egzaminów – przewróciłem oczami. Roszpunka była
mocno przewrażliwiona.
- Ale
gdyby zależało jej na egzaminach, to by się już dawno pojawiła!
Nawiasem mówiąc, mamy je za piętnaście minut! A co, jeśli
starała się przywrócić sobie wspomnienia?
Udałem,
że słowa Roszpunki wcale mnie nie zaniepokoiły.
- Jeśli
jej poszukamy, to się uspokoisz?
- Tak.
Podniosłem
się. W sumie to pewnie i tak niczego bym nie przełknął.
- Byłam
już w bibliotece i obeszłam większość korytarzy. Może być
w sowiarni – Ross gadała jak najęta. Nie rozumiałem, czym tak
bardzo się przejmowała. Elsie na pewno nic nie było. A na pewno
nie przywróciła sobie wspomnień.
Ja,
Thomas i John wbiegliśmy po schodach do sowiarni. Im szybciej
mielibyśmy ten cały cyrk za sobą, tym lepiej. Roszpunka szła do
nas powoli, starając się ogarnąć włosy.
Rozejrzałem
się. W pomieszczeniu na żerdziach siedziała chyba setka sów. Nie
wszystkie należały do uczniów. Jeśli ktoś chciał, mógł
skorzystać z któregoś ze szkolnych ptaków.
Przy
wielkim oknie, przez które wylatywały sowy, stała jakaś postać.
- Eee...
Jack? To chyba ona – zauważył Thomas-geniusz.
Elsa
pociągnęła nosem.
Płakała?
Podeszliśmy
bliżej.
-Już
jeste... - Roszpunka wbiegła do sowiarni, niosąc w rękach swój
warkocz. Zatrzymała się raptownie na widok mojej przyjaciółki
stojącej w oknie.
- Elsa?
Podeszliśmy
bliżej.
- Merida
miała rację.
Powiedziała
to tak cicho, że ledwo ją dosłyszałem. Wiedziałem jednak, że
mieliśmy kłopoty. I to spore.
Elsa
odwróciła się w moją stronę. Oczy miała zaczerwienione, a po
jej policzkach płynęły łzy.
- Okłamywaliście
mnie przez cały ten czas – głos jej się załamał.
- Elsa,
my...
Spojrzała
na mnie, nic nie mówiąc. Nie potrafiłem wcisnąć jej znów
jakiegoś kitu. Chyba już wolałbym, żeby na mnie krzyczała, niż
żeby stała tak i patrzyła na mnie. Wcale nie wyglądała na złą.
Rozczarowała się. A to było jeszcze gorsze.
Poczułem
się jak ostatni palant. Ile dla mnie zrobiła, chociażby odkąd
byliśmy w Hogwarcie? Odnalazła moich rodziców, załatwiała
wszystkie szlabany, brała na siebie prace domowe, kiedy ja nie
miałem na to czasu. Chociaż tak naprawdę miałem czas, tylko nie
chciało mi się robić tego wszystkiego. Chyba zasługiwała na
kilka słów wyjaśnienia.
- Nie
pamiętam wszystkiego. Ale wy wiedzieliście, a mimo
to... - odwróciłem wzrok. Poczułem, jak coś ściska mnie za
gardło. Dopiero teraz dotarło do mnie, że Elsa przecież
dowiedziała się, że ma jeszcze jedną siostrę.
Kiedy
Anna i Elsa mnie dopadną, to nie będzie już ratunku.
Moja
przyjaciółka wyszła szybko z sowiarni. Nawet nie próbowałem jej
zatrzymywać. Spojrzałem na Roszpunkę, która miała łzy w oczach.
- Chodźcie
– powiedziała drżącym głosem. - Spóźnimy się na egzaminy.
*narrator
ogólny*
Richard
Wright i James Frost siedzieli przy ławach w sali, w której
zazwyczaj odbywały się obrady. Za chwilę miała odbyć się
audiencja, więc wokół nich piętrzyły się dokumenty i opasłe
księgi. Rozmawiali przyciszonymi głosami tak, aby nikt nie usłyszał
o czym mówią.
- Mam
tylko nadzieję, że uczył się do egzaminów – westchnął James.
Richard
zaśmiał się. Co jak co, ale Jak na pewno znajdzie dobry sposób na
to, aby wszystko poszło po jego myśli.
- Dadzą
sobie radę.
- Jak
my im to powiemy, Richard? - Frost przetarł zmęczone oczy dłonią.
- A
wyobrażasz sobie opowiedzenie Elsie o jej wspomnieniach?
- Zadowolona
to ona nie będzie. Jak się dowie, że Jack o niczym jej nie
powiedział...
- ...to
wpadnie w szał. Albo się załamie. I pewnie ucieknie z domu. No i
jeszcze nas znienawidzi – Richard przeczesał ręką swoje rzadkie
włosy. Nie miał serca oszukiwać swojej najstarszej córki, ale
musiał mieć na uwadze przede wszystkim ogólne dobro.
Zmodyfikowanie jej wspomnień było najkorzystniejszym rozwiązaniem.
Nawet legendarne trolle go poparły.
Więc
dlaczego czuł się, jakby był najokropniejszym ojcem na świecie?
Anna
nie miała kontaktu z Elsą przez prawie osiem lat. Po wypadku
Richard nie był pewny co do zmiany wspomnień Elsie. Wszystko jednak
zmieniło się po tym, kiedy dziewczyna dwa dni później zaginęła.
Wright aż za dobrze pamiętał tę niepewność. Chcą okupu? A może
dowiedzieli się o jej mocach i teraz się nad nią znęcają? Kiedy
jego córka po siedmiu dniach została odnaleziona w najbardziej
niebezpiecznym zakamarku lasów Arendelle, nie mówiła nic o tym, co
działo się przez ten czas. W zasadzie nie mówiła prawie nic.
Odzywała się tylko wtedy, kiedy chciała pić. Doktor Sienna Brooks
stwierdziła, że Elsa mogła przeżyć coś tak bardzo strasznego,
że mogło to zostawić trwały ślad w jej psychice. To był jeden z
powodów, dlaczego nie powiedzieli o niczym dziewczynie. Tylko dla jej
własnego bezpieczeństwa.
No i
jeszcze ta sprawa z Meridą. Wright miał nadzieję, że ta Gryfonka nic nie powie Elsie. To jeszcze tylko przysporzyłoby mu
problemów. Chociaż czuł, że Merida i tak nie powiedziałaby
niczego, jeśli to miałoby zaszkodzić jej przyjaciołom.
- Hej,
Rich, słuchasz mnie? - James szturchnął go w ramię.
- Zamyśliłem
się.
- Sowa
do ciebie przyleciała – Frost wskazał na siedzącą na blacie
śnieżną sowę. List musiał być od Elsy. Pewnie pisała o tym,
jak poszły jej egzaminy. Chociaż jeszcze było za wcześnie. Na
pewno nie wysyłałaby listu przed dziesiątą, tylko po ostatnim
egzaminie.
Richard
otwarł list. Z przerażeniem przeczytał dwa zdania starannie
napisane na środku pergaminu. Podał list Jamesowi.
- Burges!
Odwołaj audiencje i wszystkie spotkania zaplanowane na najbliższy
tydzień!
James
i Richard wybiegli ze sali. Musieli o wszystkim powiedzieć Margaret
i Emily.
Wiem,
że to skomplikowane, tato.
Proszę,
wytłumacz mi, dlaczego miałam zmodyfikowane wspomnienia.
Jack
Widziałem
Elsę na egzaminach. Potem w stołówce, kiedy jadła obiad. A
jeszcze potem siedziała w bibliotece.
Cały
czas była sama, a ja nawet do niej nie podszedłem. Powinienem jej
wszystko wytłumaczyć, może zrozumiałaby. Może nie wpadłaby w
szał.
Może.
Z
tego co wiedziałem, do Roszpunki i Meridy Elsa się nie odzywała.
Ross mówiła mi, że nasza-chyba-już-nie-przyjaciółka po prostu
ją ignorowała. Nam trudno było zacząć rozmowę.
Po
głowie znów chodziły mi słowa Meridy. Miała rację, mówiąc, że
boję się znienawidzenia przez Elsę. Prawda była taka, że to
stało się już dawno. Teraz dopiero byłem pewny, że nadal chowała
urazę do mnie za to, że ją zostawiłem.
Miała
jeszcze Jonathana – pomyślałem z goryczą.
W tej
ponurej atmosferze upłynął tydzień.
Miałem
dwie wiadomości.
Pierwsza,
ta dobra: zdałem egzaminy i to nawet całkiem dobrze.
Druga,
ta gorsza: rodzice naszej szóstki przyjeżdżali do Hogsmeade. I
mieliśmy się z nimi spotkać w sobotę. Bez Elsy.
Już
to widzę: Dlaczego jej powiedzieliście? Co wy sobie myśleliście,
ble, ble ble. Potem poproszą Elsę, wszystko jej wyjaśnią i sprawa
będzie zamknięta.
- Wszystko
przez ciebie – warknąłem do Meridy. - Gdybyś nie zaczynała
tematu, to nic takiego by się nie stało.
- To
moja wina? Było wszystko jej wcześniej wyjaśnić!
- Możecie
się przymknąć? Staram przygotować się psychicznie – jęknął
Thomas. Staliśmy przed Trzema Miotłami. Na górze tego baru były
również pokoje. W jednym z nich mieliśmy spotkać się z
rodzicami.
Przygotowanie
się psychicznie było bardzo dobrym pomysłem.
Weszliśmy
do zatłoczonego baru. Starałem się wypatrzeć Elsę pośród tego
tłumu, ale nigdzie jej nie było. Prawdopodobnie została w zamku.
Po
schodach szliśmy jak najwolniej. Przez ten tydzień miałem bardzo
dużo czasu na rozmyślanie o Elsie.
Nie
chodziło o to, że myślałem o niej w jakiś bardziej niż
przyjacielski sposób. Po prostu zastanawiałem się, co by było, gdybym o
wszystkim jej powiedział.
Roszpunka
zapukała do drzwi z numerem dziewięć. Weszliśmy do pokoju.
Nie
tego się spodziewałem.
Zamiast
na nas nakrzyczeć, nasi rodzice tylko pytali, jak się czujemy. Nic
więcej. Po prostu zwykłe pytania. Nawet nie poruszyli tematu
wspomnień Elsy.
- Coś
się wam stało? - zapytała Merida.
- Nie.
A co by się miało stać? - odpowiedział tata Roszpunki nerwowo.
- No...
wspomnienia Elsy? - podpowiedziałem. Sytuacja zaczęła robić się
naprawdę dziwna. - Chyba po to tu przyjechaliście, no nie?
- Aaaa...
no tak, jasne! Tylko... uznaliśmy, że może lepiej będzie trochę
poczekać – powiedział James.
Przesłyszałem się.
Na pewno się przesłyszałem.
Najpierw
przyjeżdżają tutaj, żeby zobaczyć się z Elsą, a potem chcą to
przeczekać? Przecież ona była załamana, kiedy dowiedziała się o
swoich wspomnieniach! Czy to nie powinno być tak, że rodzice
wspierają swoje dzieci, a nie je olewają i postanawiają przeczekać
trudne sytuacje?
To
jakby mieć w głębokim poważaniu to, co mówi Księżyc.
- To
nie przyjechaliście z nią porozmawiać?
- To
nie do końca tak, Thomas – odpowiedział tata Elsy. - Dostaliśmy
pewne eee... zalecenia.
Popatrzyliśmy
po sobie z Meridą. Zalecenia?
- Od
kogo? Przecież nikt oprócz nas nie wiedział, że Elsa miała
zmodyfikowane wspomnienia – Roszpunka zmarszczyła brwi.
- No
właśnie... jeśli o to chodzi – tata Ross zaśmiał się nerwowo.
Nie
wiedziałem, co powiedzieć. Kto jeszcze mógł wiedzieć o
wspomnieniach Elsy, oprócz nas? Nikt spoza naszego kręgu nie miał
udziału w tym, co kiedyś się stało.
- Po
prostu będziemy tu do czwartku. Potem wszystko jej powiemy –
wyjaśnił tata Johna.
- Nadal
nie uważam, żeby to był dobry pomysł – wtrąciła się
Margaret.
- Ja
też nie – dodała mama Elsy.
No i
w końcu nasi rodzice zaczęli się kłócić. I wtedy stało się
coś bardzo dziwnego.
Znów
poczułem to otępienie. Poparzyłem na Roszpunkę. Miała całkiem
nieobecny wzrok. Chciałem się poruszyć, ale moje ciało
protestowało.
No co jest?
Nagle
do pokoju wbiegł profesor Murder. Wszystko się wyostrzyło,
zmysły mi wróciły. Spojrzałem na naszych rodziców. Dopiero teraz
zauważyłem, że przestali się kłócić.
- Co
ja wam mówiłem przy ostatnim szlabanie? Macie zakaz chodzenia do
Hogsmeade, zapomnieliście? - warknął, patrząc na mnie.
- Eee...
- Wyjdźcie
stąd. Natychmiast – syknął przez zaciśnięte zęby.
- Ale...
- Wyjdźcie
– mama Meridy wskazała nam drzwi.
Teraz
to miałem totalny zamęt w głowie.
Roszpunka
przycisnęła ucho do drzwi.
- Musieli
użyć zaklęcia Muffliato.
- Ktoś
wie, o co im chodziło? - Thomas popatrzył na mnie.
- Nie.
Czemu będą tu do czwartku?
Ross
spojrzała na główną ulicę Hogsmeade przez okno na korytarzu.
- Chodźmy
do baru. Chyba mam teorię.
Dziesięć
minut później cała nasza piątka siedziała przy stoliku, sącząc
kremowe piwo.
- Więc
jaka jest twoja teoria?
- Zanim
ci ją wytłumaczę, to obliż sobie wargi. Masz wąsa z piany –
Roszpunka skrzywiła się. -Chodzi mi o to, że skoro profesor Murder
przyszedł do pokoju, w którym rozmawialiśmy, to mógł wszystko
słyszeć przez drzwi. Żadne z nas nie rzuciło zaklęcia
wyciszającego. Po tym, jak mi opowiedziałeś o jego rozmowie z
profesorem Williamsem, coś przyszło mi do głowy. Być może ktoś
dowiedział się o tym, że nauczyciel obrony przed czarną magią
jest wilkołakiem. Ten najpierw chce uciszyć ich po dobroci. Wiecie,
co mamy w czwartek?
- Nie
– odpowiedzieliśmy chórem.
- Co
jak co, ale ty Jack, powinieneś to wiedzieć.
Zastanowiłem
się. O czym zapomniałem?
- Krwawa
Pełnia! To już w czwartek?
- Tak.
A co działo się w Każde Krwawe pełnie?
- Wszystkie
magiczne zwierzęta miały sumienie i świadomość swoich czynów.
No i jeszcze były dwa razy silniejsze niż zazwyczaj. Taka wiewiórka
potrafiła zagryźć nieostrożnego kota.
- Co?
- North
mówił mi - powiedziałem ciszej – że to jedyny czas, kiedy
Księżyc traci kontrolę nad żywiołami i w ogóle tymi wszystkimi
dziwnymi bóstwami. Jeśli nie zdąży się ustawić posterunków na
właściwych miejscach, może być źle.
- Ponadto
Krwawe Pełnie zawsze zwiastowały coś złego. Wybuch dżumy, która
wypleniła jedną trzecią ludności na świecie. Hiszpanka. Wojny
Światowe. To wszystko było poprzedzone takimi właśnie pełniami.
- Ale
to przecież dotyczyło mugoli, nie czarodziejów. Co to ma wspólnego
z magicznym światem?
- Dżuma
została wywołana zmieszaniem dwóch zaklęć niewybaczalnych
rzuconych na szczura. Zwierzę teoretycznie powinno umrzeć, ale nic
mu się nie stało. Z hiszpanką było podobnie. A Wojny Światowe to
nic innego, jak walka czystokrwistych z mugolakami.
- Więc
co teraz zrobimy?
- Poczekamy
do czwartku. Jeśli nic się nie stanie, to potem porozmawiamy z
Elsą. Teraz lepiej nie dokładać jej zmartwień.
- A
jeśli nie zdążymy jej o wszystkim opowiedzieć? No bo wiecie,
skoro magiczne zwierzęta będą miały więcej siły i świadomość,
a w Hogwarcie jest wilkołak, to...
Thomas
nie musiał dokańczać.
Profesor
Murder wykończy nas, a my prawdopodobnie nie będziemy mogli się
nawet obronić.
Bardzo
optymistyczny scenariusz.
***
Minęły
cztery dni.
Była
środa.
Elsa
o niczym nie wiedziała, a my nie staraliśmy się jej niczego
wytłumaczyć. Robiło mi się naprawdę źle na myśl, że moja
najlepsza przyjaciółka, prawie siostra, uważała mnie za
ostatniego palanta. I może jeszcze myślała, że wcale się nią
nie przejmujemy. Wszystko strasznie mnie przytłaczało. Otuchy
dodawało mi to, że nasi rodzice byli w Hogsmeade. Zawsze mogliśmy
pójść do nich i wszystko opowiedzieć.
Leżałem
na łóżku w moim dormitorium, patrząc na zegarek. Długa wskazówka
cały czas przesuwała się w stronę dwunastki. Za jakieś pięć
minut miała być północ. Czwartek. Krwawa Pełnia. Westchnąłem
cicho. Brian, Dennis, John i Thomas spali.
Nagle
usłyszałem jakiś dziwny dźwięk. Dochodził zza drzwi
prowadzących na schody, którymi schodziło się do pokoju
wspólnego.
Wyszedłem
na korytarz. Z dołu usłyszałem czyiś głos.
- A
mogłem olać Northa i powiedzieć Zębuszce, żeby tu przyszła.
Zbiegłem
do pokoju wspólnego. Zając stał na środku, najwyraźniej próbując
pozbierać szczątki zbitej fiolki.
- Co
ty tu robisz? Wszystkich pobudzisz! - syknąłem do niego. Machnąłem
różdżką i przeniosłem odłamki szkła do kosza.
- Twoja
przyjaciółka wybiera się na spotkanie.
Dziesięć
minut później siedziałem w krzakach razem z Northem, Zębuszką i
Zającem w krzakach pod Wrzeszczącą Chatą w Hogsmeade. Piasek
rozdawał dzieciakom dobre sny, więc nie mógł być z nami.
Patrzyłem, jak Elsa stoi na polanie i grzebie nogą w ziemi.
- To
nie jest dobry pomysł – szepnąłem do Northa. Kiedy śledziłem
Elsę z Brianem, nic nie wyszło mi na dobre. Podejrzewałem, że i
tym razem tak będzie.
- Ale
zaraz zobaczysz, z kim się umówiła.
Popatrzyłem
znów na moją przyjaciółkę. Wyglądała na przygnębioną. Po
chwili zza drzew wyszedł jakiś chłopak. Miał ciemne włosy. Był
dużo wyższy od Elsy, więc musiała patrzeć na niego z góry. W
bladym świetle księżyca zauważyłem, jak moja przyjaciółka
szeroko uśmiecha się na jego widok.
Jonathan.
W
święta powiedziała mi, że już nie utrzymuje z nim kontaktów. Że
nic dla niej nie znaczył, po prostu ją pocieszał. A potem odszedł.
Okłamała
mnie.
Usłyszałem
ich rozmowę.
- ...
i nawet niczego mi nie powiedział.
- Może
miał powód? No wiesz, chronienie cię nie jest takie łatwe, jakby
się wydawało – Jonathan uśmiechnął się do Elsy.
- Sama
doskonale potrafię się obronić.
Przyjaciel
Elsy zaśmiał się.
- No
jasne.
Nastała
chwila ciszy.
- Wiesz,
co stanie się w Krwawą Pełnię, prawda?
- Ja...
Muszę z tobą porozmawiać, Elsa.
- Ty
chyba nie...
-Posłuchaj
mnie uważnie – Jonathan podszedł bliżej do Elsy i położył
ręce na jej ramionach. - Nigdzie, naprawdę nigdzie, nie jest
dla ciebie bezpiecznie. Zwłaszcza w Hogwarcie.
- Ale
rok szkolny już się koń...
- Arendelle
jest chronione magią trolli, ale to nie wystarczy. Coś bardzo,
bardzo niedobrego ma stać się w Krwawą Pełnię, ale nie do końca
wiem, co. Jednego jestem pewny: będzie chodziło o ciebie. Lepiej
byłoby, gdybym zabrał cię z Hogwartu, ale nie mogę. Dlatego
obiecaj mi, że nie będziesz się niepotrzebnie narażała –
Jonathan odsunął się od niej.
- Zostawiasz
mnie samą?
- Tylko
przysporzyłbym ci kłopotów.
Cała
ta sytuacja bardzo przypominała mi moje pożegnanie z Elsą. Tylko
że wtedy ja jej obiecałem, że przyjdę nazajutrz. No i już nie
wróciłem.
- Ale...
- Obiecuję
ci, że wrócę. Nie wiem jeszcze kiedy. Może za pół roku, albo
dłużej. I wtedy wszystko ci wyjaśnię.
- Ale
Jonathan... – mojej przyjaciółce załamał się głos.
- Hej,
czy ja cię kiedyś okłamałem? - zapytał łagodnie.
Pokręciła
głową.
- Trzymaj
się, Elsie – Jonathan odwrócił się i wszedł do lasu.
Elsa
zaczęła szlochać. Patrzyłem, jak ociera łzy, ale sam nie mogłem
niczego zrobić. Tylko pogorszyłbym sytuację.
Po
dłuższej chwili moja przyjaciółka odwróciła się i poszła
szybko w stronę drogi.
Usłyszałem
za sobą szelest. Wstałem i odwróciłem się szybko.
- Jesteście
z siebie zadowoleni? - warknął Jonathan.
Chyba
wolałbym spotkać się z wściekłym profesorem Murderem.
Jonathan
był naprawdę zdenerwowany. Patrzył na Northa z rządzą mordu w
oczach. Biła od niego atmosfera wrogości. Byłem prawie pewny, że
gdyby chciał, to zmieniłby się w Mroka. Poczułem, jak coś
zaciska mi się w żołądku.
- Czego
chcesz? - North wyciągnął swoje szable z pochew. Zając i ja
wyszliśmy do przodu, a Zębuszka schowała się za Mikołajem.
- Ty
jesteś Mrokiem – powiedziałem.
- Aktualnie
nie. Za jakieś dwa, może trzy tygodnie – nagle jego ton
złagodniał. - Dobrze się spisałeś, Frost.
- Co?
- Zając spojrzał na mnie.
- Nic.
Staraj się trzymać ją z daleka od Briana. Jest totalnym głupkiem.
- Tyle
to ja sam wiem.
Jonathan
wyszczerzył się do mnie. Jako człowiek wcale nie był taki zły.
- Odezwę
się do was za jakiś czas. W każdym razie kiedyś będę musiał wam
powiedzieć, dlaczego akcja dywersyjna się nie udała. A ty, Jack,
pilnuj jej. Jest jakieś tysiące teorii na temat Krwawej Pełni, ale
żadna z nich nie jest nawet w połowie tak straszna, jak to, co ma
nastąpić. Trzymajcie się!
Jonathan
odwrócił się i wszedł w cień. A potem się rozpłynął,
zostawiając mnie oszołomionego.
Źle
zrobiłem, zostawiając Elsę.
Już
niedługo miałem odczuć konsekwencje mojego wyboru.
***
Maltretowałem
moje frytki widelcem. Siedziałem na kolacji, cały spięty.
Czekałem, aż profesor Murder zrobi coś dziwnego lub szalonego.
Elsy nie było na kolacji. Może to i lepiej.
- Nic
się na razie nie dzieje. Może to wszystko to tylko bujda? - odezwał
się Thomas.
- Nie
wiem – burknąłem. Prawda była taka, że miałem wątpliwości co
do tego, że Elsa ma być zamieszana w teorie o Krwawej Pełni.
Rozejrzałem
się po sali. Do środka wchodziło coraz więcej osób. Prawie
wszystkie miejsca były pozajmowane. Uczniowie jednak zachowywali się
dziwnie. Rozmawiali ze sobą, ale to wszystko było takie jakieś...
sztuczne.
Ledwo
to pomyślałem, od stołu wstali profesor Williams i Murder.
Spojrzeli po sobie. Nagle profesor Williams zaczął biec w stronę
drzwi.
- Drętwota!
- Colloportus!
Profesor
Williams zamknął drzwi Wielkiej Sali. Myślałem, że chciał
powstrzymać Murdera.
Ale
on zaczął robić się jakiś taki... dziwny.
Światło
krwawego księżyca wpadło przez okno do sali. Williams zaczął się
zmieniać. Znacznie urósł, nogi i ręce mu się wydłużyły. Jego
twarz zaczęła obrastać futrem.
To
był chyba najstraszniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałem. Ale
nie to było najgorsze.
Totalnie
zapomniałem o zabraniu mojej laski, która przewodziła moc.
Idiota.
Teraz
nasz profesor zielarstwa stał, jako prawie wilkołak, na dwóch
nogach. Był pokryty krótką, szarą sierścią. Warknął, ukazując
ostre jak brzytwa zęby. Miał wydłużone kończyny, którymi pewnie
bez trudu mógłby powalić dorosłego człowieka. Zdziwiło mnie to,
że nie przemienił się do końca w wilkołaka. North mówił mi o
eliksirach hamujących wilkołactwo, ale nie byłem pewny, czy
działają one w ten sposób.
- Pod
ścianę. Już! - warknął, a jego oczy błysnęły czerwienią. -
Jeden fałszywy ruch, a wszystkich was pogryzę. Jestem pewien, że
nie chcielibyście być wilkołakami, co? - wyglądało na to, że
byliśmy całkowicie bezbronni. Wszyscy cofnęliśmy się w stronę
stołu prezydialnego.
Wilkołak
zmierzył nas spojrzeniem.
Coś bardzo, bardzo
niedobrego ma stać się w Krwawą Pełnię, ale nie do końca wiem,
co. Jednego jestem pewny: będzie chodziło o ciebie.
Jonathan
miał rację. Williams musiał szukać Elsy. Błagałem w myślach,
żeby nie przyszła do Wielkiej Sali. Jeśli tylko wilkołak chciał,
mógł otworzyć drzwi. Nauczyciele, włącznie z Murderem, zostali
rozbrojeni.
Błagam, Elsa, nie
przychodź tu.
Jak
na złość Williams-wilkołak odwrócił się do drzwi i machną
różdżką. Profesor Murder spojrzał na mnie wymownie, jakby chciał
powiedzieć „No i gdzie teraz są Strażnicy?”.
Było
już zbyt późno.
Elsa
weszła do Wielkiej Sali.
- Uciekaj!
- krzyknęła Merida. Mnie ścisnęło w gardle ze strachu.
Popatrzyłem
przez okno.
Minutę
później byłem świadkiem wydarzeń, jakie nie rozgrywały się
nawet w moich najgorszych koszmarach.
Murder to taki Snape XD a Williams... no nie wiem - Lupin? Nie... Lupin był fajny.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej Jonathana! On jest taki słodki :3 jak się martwi o Elsie...
Weny!
A tak w ogóle, to krwawy księżyc wygląda przepięknie!
UsuńTak. TYLKO ŻE JONATHAN ODSZEDŁ. Nadal się zastanawiam co ja właściwie robię?
UsuńJestem baka.
W każdym razie Krwawa Pełnią miała zwiastować koniec świata. No więc wiesz, Ireth.
Niech żyje apokalipsa!
Tak. TYLKO ŻE JONATHAN ODSZEDŁ. Nadal się zastanawiam co ja właściwie robię?
UsuńJestem baka.
W każdym razie Krwawa Pełnią miała zwiastować koniec świata. No więc wiesz, Ireth.
Niech żyje apokalipsa!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńOj tam, oj tam - jedną krwawą pełnię już przeżyłam XD
Usuń