środa, 13 kwietnia 2016

Rozdział XXI - Elsa na obozie

Jack

  Kiedy odzyskaliśmy niektóre wspomnienia ukradzione przez Mroka, Wróżka musiała oczyścić je z koszmarów, a ja często jej pomagałem. Zdarzało się, że kiedy niektóre szkatułki były wyjątkowo zanieczyszczone, a my musieliśmy odtwarzać wspomnienia. Ząbek mówiła, że czasami nie wiedzą, które dzieci specjalnie traktować. Dlatego byłem jej królikiem doświadczalnym. Zanim Wróżka udoskonaliła swoją metodę, musiałem oglądać wspomnienia niektórych dzieciaków.
  Wnioski: nie powinienem przecież czuć niepokoju przed zobaczeniem kolejnych wspomnień mojej przyjaciółki. Jednak czułem się dziwnie z myślą, że za chwilę miałem zobaczyć, jak Elsa zachowywała się po moim odejściu.
  Biel przed moimi oczami stopniowo ustępowała rozmazanym plamom barw. Po chwili obraz wyostrzył się, a moją głowę przeszył ostry ból.

No cześć, Jackson. 

Coś ty zrobił, Jonathan? I nie mów do mnie Jackson.

Połączenie telepatyczne. Tak łatwo go nie zerwiesz, więc będę mógł ci coś opowiedzieć.
A nie możesz tego zrobić później?
Nie, bo wtedy wszyscy chcieliby wiedzieć.

Z Elsą też masz takie coś?
Miałem, ale jakoś wczoraj je zerwałem. Wiesz, że jak się nawiązuje takie połączenia, to ma się gorsze koszmary?

Głupek.

  Byłem pewny, że gdyby Jonathan był dla mnie widoczny, to na pewno by się uśmiechał.
  Zobaczyłem pierwsze wspomnienie mojej przyjaciółki. I doszedłem do wniosku, że chyba nigdy tak bardzo nie najadłem się wstydu.
  Elsa leżała na podłodze, czytając coś. A obok niej leżałem ja, cały umazany czekoladą i spałem. Dodatkowo ślina ciekła mi z ust cienkim strumieniem. To było zanim uratowałem Elsę na jeziorze, więc miałem jeszcze brązowe włosy. Dobrze, że nie ssałem wtedy kciuka.

Słodki byłeś.

Spadaj.
Z czekoladą ci do twarzy.

Spadaj powiedziałem.


  Moja przyjaciółka przerzucała leniwie kartki jakiejś wielkiej księgi. Ziewnęła, spojrzała na mnie i podniosła się. Nagle jej uwagę przykuło coś za oknem. Byliśmy chyba w jej domu. Elsa podeszła do okna. Zobaczyłem jakiś niebieski błysk. Moja przyjaciółka wspięła się na palce, żeby zobaczyć, co takiego się działo. Jack ze wspomnień nadal spał, więc zachowywała się bardzo cicho. Znów niebieski błysk. Moja przyjaciółka nagle zaczęła zachowywać się jak niespełna rozumu. Podeszła do okna tarasowego, otwarła je i po prostu wyszła w ciemną noc na boso. Zimno raczej jej nie przeszkadzało, ale zaskoczyło mnie jej zachowanie. Pamiętałem, że wszyscy myśleli o porwaniu, a nie o samotnym wyjściu małej dziewczynki w nocy.
  Siedmioletnia Elsa rozejrzała się.
- Jest tam kto? - zapytała cicho. Znów zobaczyłem niebieski błysk, tym razem bliżej.
- Nie bój się mnie – z ciemności dobiegł mnie miły, dziewczęcy głos. - Jestem Charlotte. Spójrz – wyciągnęła do Elsy otwartą dłoń. Zobaczyłem, że aż po łopatki ciągły się białe blizny, przypominające błyskawice. Z jej palców nagle wystrzeliły niebieskie promienie, łącząc się nad wyciągniętą ręką.           Charlotte władała prądem.

Moja siostra, odezwał się Jonathan w moich myślach.
Twoja że co?

Siostra. Jak teraz jesteś zdziwiony, to ciekawe, co będziesz myślał potem.

- Jestem taka jak ty – dziewczyna uśmiechnęła się do Elsy. Moja przyjaciółka spojrzała na nią niepewnie. Potem wyciągnęła dłoń, otwarła ją i stworzyła śnieżynkę. - Jest jeszcze więcej takich osób – szepnęła Charlotte. Słabo ją widziałem, bo nawet nikły blask, który dawał prąd, nie oświetlał jej całej.
- Więcej?
- Tak. Jeśli chcesz, mogę ci pokazać.
Siedmiolatka zawahała się. Spojrzała przelotnie w stronę wejścia do domu.
- Dobrze – odszepnęła i wsunęła swoją rączkę w dłoń Charlotte.
- Więc chodźmy – dziewczyna uśmiechnęła się i pociągnęła Elsę w stronę lasu.
  Na ułamek sekundy znów oślepiła mnie biel. Potem obraz zaczął się wyostrzać.
  Moja przyjaciółka stała na wielkiej polanie otoczonej lasem. Słońce świeciło jasno, a Charlotte prowadziła Elsę za rękę. Siedmiolatka rozglądała się z ciekawością, lekko się uśmiechając.
- No wreszcie jesteście!
  Na polanę wbiegł tuzin dzieciaków. Wyglądało na to, że Elsa była najmłodsza. Wśród nich zobaczyłem Alice – ona też mogła mieć jakieś siedem lat. Czarne włosy miała rozczochrane, jej spodnie były potargane i brudne, ale i tak dziewczyna uśmiechała się od ucha do ucha.
- No wreszcie, Charlotte! Ile można czekać, co? A jakie masz moce? - podeszła do Elsy, która teraz wydawała się być przerażona. Mimo tego wyciągnęła rękę, nad którą zaczęła unosić się mała śnieżynka.
- Ale czadowe! – zachwycił się jakiś chłopak.
  Wszyscy otoczyli Elsę ciasnym kręgiem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu widziałem, jak moja przyjaciółka się uśmiecha.
  Wspomnienie znów się zmieniło. To musiało być niedługo po tym, jak Elsa przybyła do obozu. Wszyscy stali przed palącym się domkiem.
- Nic się nie stało – powiedziała Charlotte, klękając przy szlochającej Alice. - Elsa? Spróbuj zamrozić te płomienie.
  Moja przyjaciółka machnęła dłonią, a ogień, który doszczętnie spalał chatę, stał się niebieski. Usłyszałem zbiorowy okrzyk zdumienia.
- Teraz spróbuj je zneutralizować.
Elsa wyciągnęła przed siebie ramiona i zmrużyła oczy, starając się skupić. Powoli opuszczała ręce, a płomienie stopniowo zaczęły znikać. Alice nadal płakała.
- Hej, Brian? Mógłbyś coś zrobić? - Charlotte spojrzała na wysokiego chłopaka stojącego obok Alice.

No chyba nie.

Usłyszałem śmiech Jonathana w mojej głowie.

Zobaczysz, co będzie dalej. Tylko żebyś szału nie dostał.

  Siedmioletni Brian spojrzał Alice w oczy. Ta nagle przestała płakać, zamiast tego chichocząc.
- Bria... Brian, weź przestań – wydyszała, czerwona od śmiechu.
  Casteel potrafił kontrolować emocje.
  Cholera jasna. To znaczyło, że dziwne otępienie było jego winą. Mógł spokojnie sprawić, że Elsa była zła, rozkojarzona, szczęśliwa, albo nawet.... sprawić, że się w nim zakocha?
  Dlaczego przez ułamek sekundy poczułem ukłucie w sercu na samą myśl o czymś takim?
  Przed oczami miałem już nowe wspomnienie. Elsa i kilkoro innych dzieciaków stało przy wielkim stole, pochylając się nad jakimiś planami.
- Tutaj jest wejście – wskazała palcem Charlotte. - Wschodnim korytarzem można dostać się do biblioteki. Jest ogromna i przypomina labirynt. W samym jej środku jest ukryta Wielka Księga Strażników, którą chroni kilkoro yetich, ale to nie będzie jakiś wielki problem.
  Oni przeglądali plany układu pomieszczeń Bieguna Północnego.
- Znalazłem nowe! - Jonathan wbiegł do pomieszczenia z kolejnymi zwojami pergaminu. - Ciągle się zastanawiam, kiedy ona je wszystkie narysowała.
- Pewnie kiedy nikt nie widział – mruknęła Charlotte.
- Czy kiedyś raczycie nam opowiedzieć o tej dziewczynie, której imienia nie wymawiacie?
- Nie, Phil. Sam niedługo się dowiesz.
  Po tych słowach chłopak zamienił się w psa i zaczął łasić się u nóg Charlotte.
  Już dawno przestałem dziwić się Elsie, że niczego mi nie powiedziała. W końcu musiała przeżyć ciężką traumę w tym obozie. Dziwni ludzie, dziwne moce, dziwne zwierzęta. Aż w końcu sama pewnie zdziwaczała. Może jednak dobrze, że usunięto jej wspomnienia.
  Po chwili zobaczyłem kolejny fragment z obozowego życia Elsy. Moja przyjaciółka w najlepsze gawędziła sobie z Brianem, siodłając konia.
- Głupek z ciebie, Brian.
- Ale twój głupek, Elsie.
  Moja przyjaciółka zaczerwieniła się.
- Kiedy ty wreszcie przestaniesz się ze mną drażnić, co?
- Kiedy wreszcie zrozumiesz, że mówię na serio? - Brian podszedł do Elsy. Byłem pewien, że używał na niej swoich mocy. Ona i ten przygłup. Też mi coś.
- Ej, daj jej spokój. My się tu mamy przygotować do zdobywania sztandaru, a nie – Alice wepchnęła się pomiędzy moją przyjaciółkę a Briana.
- I tak skopiemy wam tyłek z Philem.
- Super, a teraz spadaj. Nie masz treningu za jakieś... teraz?
  Brian odszedł niepyszny, a Elsa spojrzała na Alice wymownie. Czego ona się czepiała? Jak dla mnie to odwaliła całkiem przyzwoitą robotę, wyganiając tego głupka.
- Nie musiałaś być aż tak...
- Kontroluje cię, dlaczego nie możesz tego zauważyć? - przyjaciółka Elsy zaczęła szczotkować konia. Spod jej stóp zaczęło dymić i dziewczyna zaklęła pod nosem, próbując zadeptać miniaturowe ognisko, które stworzyła.
- Co ci jest?
- Diana znowu coś odwala. Mam nadzieję, że po prostu naoglądała się za dużo seriali czy coś w tym stylu. Zdobywanie sztandaru już jutro, jesteś gotowa?
  Elsa tylko się zaśmiała na te słowa.
- Charlotte uczyła mnie walczyć kataną. Myślisz, że jestem nieprzygotowana?
  Obie spojrzały po sobie i zaczęły chichotać.
  Ja na serio nigdy nie zrozumiem dziewczyn.
  Kolejne wspomnienie pokazało mi Elsę i Alice pędzące na koniach i trzymające w rękach czerwoną flagę.
- Chyba będzie burza.
- Mówiłam przecież, że Diana zachowywała się dziwnie.
Jak na zawołanie zaczął wiać porywisty wiatr, sprowadzając ciemne chmury.
- Wracamy do Charlotte! - zawołała Elsa.
Konie przyspieszyły do galopu i dziewczyny po chwili znalazły się na polanie.
- Diana ewidentnie zwariowała – mruknął Phil, spoglądając w niebo.
Wszyscy otoczyli Charlotte ciasnym kręgiem.
- Co jej jest? - zapytał Jonathan.
- Brian, Phil - weźcie Stellę, Kate i Rose do domu. My spróbujemy coś zrobić. Elsa, odprowadź ich do jeziora.
  Moja przyjaciółka posłusznie kiwnęła głową.

O, teraz będzie najlepsze.

Dlaczego mam przeczucie, że to się źle skończy?

Ej, nie będzie aż tak dramatycznie. Patrz. 

Popatrzyłem na to, jak cała szóstka biegnie pod wiatr.
- Weź je! Ja za chwilę przyjdę! - Brian krzyknął do Phila.
- Musisz iść z nimi – zawołała Elsa, aby wiatr jej nie zgłuszył.
- Nie. To ty musisz iść z nami.
- Dobrze wiesz, że nie mogę.
- Więc obiecaj mi, że wrócisz. Wiesz, co stało się Dianie.
  Właśnie zaczęło zbierać mi się na wymioty, kiedy ten przygłup pocałował moją przyjaciółkę.
  On ją pocałował.
  Powinna spotkać go najwyższa kara.
  Z kolejnego wspomnienia dowiedziałem się już znacznie mniej. Rozmazane barwy, jakieś krzyki, huki i prawdopodobnie wybuchy. Teraz już częściowo rozumiałem, dlaczego Elsa bała się burzy.
  Nagle nastała cisza.
  Znalazłem się w wielkiej sali tronowej starego pałacu w Arendelle. Dwójka ludzi pochylała się nad czymś, krzycząc.
  Nagle do pomieszczenia wpadła rozwścieczona nastolatka. Miałem wrażenie, że przez chwilę przestałem oddychać. To była ta sama dziewczyna z mojego snu, która zapowiadała zagładę Strażników Marzeń.
- Zostawcie ją, słyszycie?! Powiedziałam, zostawcie ją!*
  Odepchnęła dwójkę mężczyzn i podeszła do małej dziewczynki z bliznami na rękach, dających wrażenie błyskawic.
Mała Charlotte miała może dziesięć lat. Z nosa leciała jej krew, sukienka z niebieskiej tafty była podarta a dziewczynka płakała.
- Ile razy razy mam wam powtarzać, Wright i Frost, żebyście ją zostawili?! Jesteście doradcami, a nie królami Arendelle.
  Starszy z mężczyzn parsknął śmiechem.
- Uważaj, Fancy – syknął groźnie. - Twoich braci teraz tutaj nie ma, więc coś przypadkowo może ci się stać.
- Do kogo to mówisz, co? - w drzwiach pojawił się Jonathan i jeszcze jedne chłopak.

Ty sobie żarty robisz, nie?

Nie. Nawet całkiem fajnie było władać królestwem. A tu masz rodzinkę w komplecie. Patrz dalej i siedź cicho.
Oboje podeszli do mężczyzn.
- Mamy nadzieję, że dobrze bawiliście się na Berg.
- Jasne, zabijanie smoków to sama przyjemność – warknął brat Jonathana. Mógł być młodszy od niego o jakieś dwa lata.
- Świetnie. Więc może chcesz tam wrócić, Riddle? Tym razem ze swoimi siostrami, co?
- Nie odzywaj się nie pytany, Frost. Już nie pamiętasz, co mówił nasz ojciec?
-Wasz biologiczny, czy zmarły ojciec?
  Mało brakowało, a brat Jonathana rzuciłby się na mojego ileś tam razy pra pradziadka. Właśnie obserwowałem początki panowania rodu Wrightów i Frostów. Poprzednimi władcami byli chyba Churchillowie. Elsa kiedyś mi o tym mówiła. Powinienem chyba przestać jej tak uważnie słuchać.
- Uspokój się, Manny. A wy chodźcie. Musimy coś załatwić – Jonathan skinął na swoje młodsze siostry.

Byłeś księciem Arendelle?

Przez jakiś czas. Mówię ci, patrz co się dzieje, a nie ciągle się pytasz. Potem będziesz wiedział. A poza tym Margaret i James chyba niedługo będą musieli ci coś powiedzieć.
  Po próbie bezskutecznego wypytania przyjaciela Elsy, patrzyłem na dalsze wspomnienia we wspomnieniach. Chyba tak mogłem to nazwać, chociaż Fancy była bardzo podobna do mojej przyjaciółki. A w końcu były to czasy księżniczki Arendelle, a nie Elsy.

  Miałem totalny zamęt w głowie.
W następnym wspomnieniu widziałem już tylko Fancy, Charlotte i dwóch chłopaków.
- Nasi ojcowie są głupi.
- Słuszna uwaga, Frost.
Och, synowie zarządców, którzy pozabijali swoich ojców i objęli władzę nad Arendelle. Milusio.
- Dobra, teraz tak – odezwał się młodszy, pewnie któryś z Wrightów. - Stajenny czeka na was z już zaprzężonymi końmi. Uciekajcie do Corony i tam proście o pomoc. Wasi rodzice zawarli z nimi pakt. Powinni pomóc.
- Super. Dzięki za zorganizowanie wszystkiego chłopaki. Jakby co, to macie prawo rządzić tym państwem.
- Jak już zabijemy naszych ojców, to wprowadzimy totalny ustrój demokratyczny. I jeszcze zakażemy wszystkim mówić, że nasze dzieci pochodzą z rodzin książęcych, dopóki nie skończą czternastu lat. Niech im się za bardzo w głowie nie poprzewraca.
- Jesteście chorzy psychicznie – powiedziała z pogardą Charlotte.
- Jasne, jeszcze zobaczysz – odpowiedział urażony Frost. - W każdym razie powodzenia, Fancy. Jak wrócisz, to się z tobą ożenię.
- Prawdopodobnie już nigdy mnie nie zobaczysz – zaśmiała się dziewczyna. - Tylko nie róbcie niczego głupiego!
  Kolejne wspomnienie nie było już tak przyjemne. Fancy i mała Charlotte jechały powozem zaprzężonym w jednego konia. Starsza księżniczka rozglądała się niespokojnie.
- Zaczekaj, Charlotte – pociągnęła za lejce i wzięła młodszą siostrę na ręce. Przesadziła ją na konia ciągnącego sanie.
-Dlaczego to zrobiłaś?
-Za tym zakrętem będzie most. Za nim czekają na nas Jonathan i Manny.
  Dziesięciolatka nie odpowiedziała, najwyraźniej zmartwiona zachowaniem Fancy, która wyciągnęła zza pasa nóż.
- Kiedy ci powiem...
- Brać je!
  Z lasu wybiegli żołnierze i wieśniacy z pochodniami w dłoniach.
-Czarownica!
-Wiedźma!
-Córka diabła!
  Było jeszcze wiele podobnych okrzyków, ale Fancy zareagowała szybko. Przecięła lejce i uderzyła konia batem. Ten popędził przed siebie, a siedząca na nim Charlotte krzyknęła.
  Fancy wyskoczyła z sań i przedarła się przez strażników, wykorzystując element zaskoczenia. Ludzie z pochodniami zaczęli za nią biec. Księżniczka była skazana na porażkę. Doganiał ją jeden ze strażników, w ręku trzymając włócznię. W pewnym momencie potknęła się i upadła, wypuszczając z ręki nóż.
- Świetnie, świetnie.
- Zostaw mnie, Willis, słyszysz? Zostaw mnie!
Willis tylko się zaśmiał.
- Jakby co, to uratowałem was wszystkich przed ta małą wiedźmą – zaczął ciągnąć Fancy za włosy po ziemi.
- Nie masz prawa! Gdyby rodzice żyli...
- Ale nie żyją! A teraz zamknij się, bo będzie jeszcze gorzej, słyszysz?!
  Fancy zaczęła szlochać, nadal starając się wyrwać. Willis zaprowadził ją na skraj urwiska.
- No dalej, Riddle. W końcu jesteś taka odważna – zarechotał.
- Nie ujdzie ci to na sucho – zaszlochała, teraz już była, księżniczka.
  Potem wszystko działo się w zwolnionym tempie. Fancy została zepchnięta z urwiska. Wszystko utonęło pośród krzyków i rozmazanych barw.
  Po chwili zobaczyłem ciało Fancy płynące z nurtem rzeki. Nie mogłem nawet zamknąć oczu na to wspomnienie. Jej ręce były nienaturalnie powyginane, a głowa była przekręcona o, prawie, sto osiemdziesiąt stopni. Krew spływała razem z nurtem rzeki. Merlinie, takie rzeczy będą śniły mi się po nocach.
  W następnym momencie ujrzałem księżyc w pełni i Fancy unoszącą się w powietrzu. Teraz przypominała bardziej Elsę: miała ten sam odcień włosów, co ona, a jej oczy były niebieskie. No i nie miała już skręconego karku. Wyciągnęła rękę przed siebie, tworząc na niej malutką śnieżynkę.
  Na tym skończyły się wspomnienia Fancy we wspomnieniach Elsy.
  Zobaczyłem moją przyjaciółkę leżącą na betonowym placu. Próbowała się podnieść.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy? – usłyszałem znajomy głos. Fancy podeszła do Elsy zdecydowanym krokiem. Ubrana była w to samo, kiedy dostała moc. W dłoni trzymała nóż.
  Moja przyjaciółka spróbowała podnieść się na kolana, jednak jej wysiłek był daremny.
- Nie wysilaj się Wright. Jak ci się poszczęści, to umrzesz w spokoju. Słuchaj mnie uważnie – uklęknęła i chwyciła Elsę za warkocz, unosząc tym samym jej głowę. Moja przyjaciółka syknęła z bólu. - Jeśli nie opuścisz tego obozu, to przyjdę tu i zrobię coś gorszego, niż Diana. Nawet nie wiesz, jak potężna jest moja moc. A jest znacznie potężniejsza od twojej. Więc albo się stąd wyniesiesz, albo po tobie. Nie będzie już ani obozu, ani panowania nad mocami. Zagłada niedługo nadejdzie. Przepowiednia sześciu już zaczęła się spełniać. Powodzenia w ratowaniu świata, Elso Wright.
  Puściła włosy mojej przyjaciółki i dosłownie rozpłynęła się.
  Kolejne wspomnienie też nie należało do jednego ze szczęśliwszych.
  Grupka obozowiczów siedziała przy stole, tym samym, przy którym omawiali plany Bieguna Północnego.
- Podsumowując, straciliśmy trójkę: Carrick, Charlotte i Diana – podsumował Sam.
- Diana się nie liczy – zauważył Phil ponuro.
- Dobra, tak czy inaczej jest nas dziesięcioro.
- Mnie nie liczcie – odezwał się Jonathan. - Przez następny miesiąc będę miał za dużo do roboty.
- Dziewięcioro.
- Po prostu ustawmy wszystkie posterunki w Arendelle – odezwała się cicho Elsa.
  Wszyscy spojrzeli na moją przyjaciółkę.
- Dobra. Możesz nam w końcu powiedzieć, skąd to wszystko wiesz? Wkurza mnie to już. Nawet nie chcesz powiedzieć tego Brianowi!
- Uspokój się, Phil – warknął głupek siedzący obok Elsy.
- Po prostu to wiem. Czy teraz możemy zająć się dyżurami w Arendelle?
- Możemy chwilę porozmawiać? - Alice wstała od stołu, chwyciła Elsę za rękę i wyprowadziła ją z pomieszczenia. Przeszły korytarzem do innego pomieszczenia – gabinetu założycielki obozu.
- Nie obchodzi mnie, że tak chciała Charlotte! - do gabinetu weszła rozjuszona Elsa, a zaraz za nią wbiegła Alice, równie zła.
  Alice wsadziła ręce w kieszenie spodni, które zaczynały lekko dymić. Denerwowała się.
- Jak może cie to nie obchodzić? Po tym, co zrobiła Diana? - wycedziła przez zęby.
- Ukradła mi siedem lat życia! - krzyknęła Elsa.
- Pomagała ci! - Alice oparła się rękoma o blat biurka.
- Po to, żebym tutaj została i była na każde jej życzenie! Zrozum mnie, Alice. Jestem tutaj od siedmiu lat. Ja muszę wrócić do domu. To, co zrobiła Diana, było okropne. Ale pomścimy Charlotte. Obiecuję ci - powiedziała i skierowała się w stronę drzwi.
- Uciekasz.
- Nie uciekam.
- Właśnie, że tak. Cały czas to robiłaś! Ona ciągle to powtarzała! Uciekasz, bo wiesz, że możesz nie dać sobie rady! - Elsa stanęła w drzwiach. Już nie była obojętna na wyzwiska.
- Wracam do mojego świata, czy tego chcesz, czy nie - wycedziła przez zęby.
- Nie bądź głupia, Elsie - powiedziała cicho Alice.
- Wracam tam, rozumiesz? I nie mów do mnie Elsie.
  I wyszła. Wszystko było tak, jak w tym poprzednim wspomnieniu.
- Zemszczę się, słyszysz, Wright? Zemszczę się nie tylko na Dianie! Na tobie też! A piekło, jakie ci zgotuję, będziesz pamiętać do końca życia, rozumiesz?! - Alice wybiegła na korytarz, krzycząc.
- Rób jak chcesz! - odkrzyknęła Elsa i wybiegła na dwór.
-Hej, czekaj! Przecież nie zrobisz tego teraz! Sam!
  Za moją przyjaciółką ruszył pościg. Ona była jednak szybsza, a przy okazji droga za nią pokrywała się lodem, co znacznie utrudniało biegnięcie.
  Szybko dotarła na polanę, z której przyszła razem z Charlotte. Obok drzewa leżał plecak. Elsa zarzuciła go sobie na ramię i przyłożyła dłoń do pnia dębu. W ułamku sekundy moim oczom ukazała się pozłacana brama. Moja przyjaciółka bez zastanowienia się pchnęła ją, ignorując krzyki za sobą.
  W kolejnym wspomnieniu widziałem Elsę przy więdnącym drzewie. To przez nie musiała dostać się do naszego świata.
  Opierała się o drzewo. Znów miała siedem lat. Wyglądało na to, że jeden rok w obozie był jednym dniem w normalnym świecie. Usłyszałem szloch. Elsa osunęła się na ziemię, ukrywając twarz w dłoniach.
  Kolejne wspomnienie jeszcze bardziej mnie zasmuciło.
- Ale musimy tak zrobić – usłyszałem przytłumiony głos ojca Elsy.
- I co potem jej powiesz? Och, zrobiliśmy to, żeby cię chronić? - zaprotestowała Emily.
- A znasz lepsze wyjście?
  Reszty rozmowy nie miałem ochoty słuchać. Wystarczył mi widok płaczącej Elsy, żeby wzbudzić we mnie jeszcze większe poczucie winy.
  Dalej było już tylko gorzej.
  Moja przyjaciółka stała w starej części zamku, patrząc na wielki obraz. Przedstawiał on Jonathana ubranego w mundur, stojącego obok niego Manny'ego z ułożonymi blond włosami i Fancy trzymającą na kolanach Charlotte.
 
Jak to przetrwało tyle lat w dobrym stanie?

Mnie się nie pytaj. Twój pradziadek wiedział, co robi. No i był doskonałym czarodziejem.

- Kiedyś tam wrócę. Ale póki co, twoje życzenie zostało spełnione, Fancy Amelio Riddle.
  Następne wspomnienie ukazywało Elsę pięć lat później. Znów szła korytarzem starej części zamku Arendelle. Przeglądała jakieś stare kartki, mrucząc do siebie pod nosem. Nagle zatrzymała się przed wielkimi, dębowymi drzwiami.
- To chyba tutaj – szepnęła do siebie i ostrożnie nacisnęła klamkę.
  W pomieszczeniu znajdował się tuzin żołnierzy Arendelle, którzy przerwali cichą rozmowę i teraz patrzyli na zaskoczoną Elsę.
- Poważnie?! Teraz jeszcze to? - moja przyjaciółka weszła do sali

Hej, Jack, jak myślisz, do kiedy przetrwała tradycja ustanowiona przez twojego pradziadka?
  Na środku sali stała ogromna szkatuła.
  A w niej klejnoty koronne.
  Obraz zafalował, a ja znów znalazłem się na Biegunie Północnym razem zresztą Strażników, Jonathanem, rodzicami moimi i Elsy oraz profesorem Murderem.
Tata spojrzał na mnie zmieszany.
- Eee... Porozmawiamy o tym w domu?


***
I tym oto akcentem kończymy spóźniony rozdział.
Prima Aprilis jest super, ale bądźmy szczerzy: nie porzuciłabym tego bloga, nawet gdybym musiała pisać go po nocach ostatkiem sił.
Mam nadzieję, że się Wam podoba.Gdybyście znaleźli jakieś literówki to piszcie - będę wdzięczna, bo sprawdzanie tekstu wieczorem mi nie służy.
Czekam na komentarze ;)
Pozdrawiam!
Kasia

PS Prawdą jednak jest to, że mam teraz ważny projekt, również związany z pisaniem i jeśli wszystko wypali, to będę szczęśliwa.
Żeby wszystko wypaliło potrzebne jest dużo czasu i pracy, więc rozdziały mogą pojawiać się z  małym opóźnieniem.

* Skojarzyło mi się z czołówką W11 i sławnym „Puść jom! „Powiedziałam puść jom!” Ech, spłonę w piekle.

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział :) tylko... skoro tam były tylko Fancy i.Charlotte, to skąd Elsa mogła mieć te wspomnienia? A zresztą, wszystko tak fajnie pokazałaś, że mi to nawet nie przeszkadza :) tylko jeszcze nie ogarniam do końca o co chodzi XD
    Weny!
    Ireth

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Cała akcja jest super, wszystko jest mega ciekawe i zachęcające do dalszego czytania. Naprawdę.. super.
    Czekam na next
    Pozdrawiam i weny :*

    OdpowiedzUsuń

Siva Internetowy Spis