poniedziałek, 13 czerwca 2016

Księga II - Prolog: List

        Był jak bestia. Niepokonany. Szybki niczym wiatr, zwinny jak lis. No i potrafił latać – to był  jeden z jego licznych atutów. Był perfekcyjny. A teraz, kiedy walczył na wojnie, nie mógł przegrać. To walka na śmierć i życie. Stawką była piękna księżniczka, aktualnie przywiązana do drzewa i torturowana przez młodszego brata – zdrajcę. Musiał ją odbić, inaczej bez niej jego życie nie miałoby sensu.
Zerknął zza drzewa. Urodziwa niewiasta szarpała się i wyrywała, jednak na nic poszły jej marne wysiłki. Łaskotanie było w rzeczywistości wyrafinowaną torturą. Jeśli odnalazło się słaby punkt ofiary, zwycięstwo było w kieszeni.
— Pytam po raz ostatni: Gdzie on jest?! — zdrajca rodu podszedł do swojej siostry i na nowo zaczął tortury. Żołnierz w duchu podziwiał księżniczkę. Przeszła tak wiele, a nie puściła pary z ust.
— Nie... nie wiem, przy... przysięgam!
— Jeśli nie chcesz nic powiedzieć, sam go znajdę. Kiedy moja wspólniczka wróci, już nie będzie tak miło.
Po tych słowach zdrajca odwrócił się plecami do żołnierza. Ten dostrzegł swoją szansę.
— Za Rzym!
Z tym okrzykiem rzucił się ku księżniczce, trafiając przy tym pistoletem w zdrajcę. Ten upadł i zaczął konać w drgawkach.
Żołnierz był coraz bliżej. Czterdzieści metrów, trzydzieści, dwadzieścia, pięć...
— Za tobą! — krzyknęła księżniczka. Ten jednak, zanim zdążył się obrócić, poczuł zimny strumień wody na plecach. To był ból w czystej postaci, nie do opisania. Ostatkiem sił przewrócił się na plecy i spojrzał księżniczce głęboko w oczy.
— Zaopiekuj... zaopiekuj się naszymi kotami.
Po tych słowach wywalił jęzor i zaczął udawać, że nie żyje.
— No dobra, teraz możecie mnie rozwiązać — zachichotała Elsa, próbując się wyswobodzić.
— Stwórz sobie lodowy scyzoryk czy coś — Jack wstał z ziemi cały brudny. Sucha trawa przykleiła się zwłaszcza do pleców mokrej koszulki, gdzie dostał od Anki z pistoletu. Frost nie miał pojęcia, gdzie to rudowłose stworzenie znalazło tak zimną wodę przy tej porze roku.
— Dobra, to co teraz? — Daniel podszedł do reszty, otrzepując się z ziemi i niosąc w ręce pistolet na wodę.
— Teraz to chyba obiad — Elsa spojrzała w stronę pałacu, gdzie na jednej z wież umieszczony był wielki zegar. Była czwarta po południu, a oni od rana wygłupiali się i szlajali się bez wyraźnego celu po Arendelle. Pogoda dla Jacka i Elsy była całkiem znośna – nie było aż tak gorąco, jakby ktoś się tego spodziewał. — I chyba będzie burza — wzdrygnęła się dziewczyna.
Jack nie miał pojęcia jak Wright mogła tak po prostu to przeczuwać. Wiadomo, wydarzenia z obozu musiały dać się we znaki, ale ten szósty zmysł lekko go niepokoił.
I nawet nie tylko jego. Strażnicy byli totalnie przewrażliwieni na tym punkcie i na każdej naradzie pytali się Frosta o życie Elsy. O to, jak się zachowuje, czy robi coś podejrzanego, czy nie wymyka się czasami w nocy i tym podobne. Mrok, aka Jonathan, najwyraźniej albo szykował coś specjalnego, albo po prostu po ostatniej akcji z wilkołakiem nie miał siły na odwet. Koszmary nie atakowały, co odrobinę zwiększało niepokój Jacka. Od zakończenia roku szkolnego i nauki w Hogwarcie minęły trzy tygodnie, a nadal nie miał żadnych wieści od Blacka. Przemiana powinna była zakończyć się kilka dni temu, więc może Jonathan jeszcze nie doszedł do siebie po całym tym zamieszaniu?
Zamyślony Jack już miał ruszać w stronę zamku, kiedy usłyszał krzyki księżniczki.
— Może mnie ktoś rozwiąże, co?!


***

Jack leżał na łóżku, trwając w półśnie. Był totalnie wykończony tym dniem i nie miał zamiaru udawać się na Biegun, zwłaszcza w nocy. Co z tego, że Strażnikowi wystarczało kilka godzin snu tygodniowo?
Nagle Frost poczuł, że nie leży już na łóżku, a do nosa wchodzi mu trawa. Podniósł się szybko i zobaczył Jonathana siedzącego na ławce nieopodal. Byli blisko centrum Arendelle, w parku, gdzie rosła ulubiona wisteria Elsy.
Jack podszedł do szatyna.
— Nie wyglądasz najlepiej — zaczął. Black spojrzał na niego, uśmiechając się pod nosem.
— Doskonale odzwierciedla to mój stan, chociaż... — zanim zdążył dokończyć, zasłonił usta ręką i wychylił się do tyłu. Po chwili ciszy rozległ się całkiem głośny odgłos zwracania resztek. Kiedy było już po wszystkim, Black splunął i przetarł usta ręką.
— Dopiero co przeszedłem przemianę. Nawet mi oczy do normalnego koloru nie wróciły — spojrzał na Jacka. Rzeczywiście, intensywną zieleń zastąpił bursztynowy pomarańcz, a źrenice były zwężone, tak że prawie nie było ich widać.
— Strażnikom zaczyna odwalać — Frost mruknął pod nosem.
— Ta, też zauważyłem. O dziwo nic nie odwaliłem, chociaż pewnie to oznacza ciszę przed burzą. W sumie to nadal nie wierzę, że dali ci veritaserum, żeby wyciągnąć coś z Elsy.
— Poszczułem nim Briana, też było nieźle.
— Merlinie, jak on mnie wnerwia. W obozie był jeszcze gorszy, potrafisz to sobie wyobrazić?
— Długo się z nim użeraliście?
— Charlotte znalazła go na jakiejś ulicy, bo uciekł z domu. Nie powiedział nigdy, dlaczego. Trafił do obozu na krótko przed Elsą. Jako jedyny, oprócz mnie, Charlotte i Elsy znalazł wyjście z obozu. Do tej pory nie mamy pojęcia, jak to zrobił. W każdym razie jestem prawie pewny, że zmanipulował moją siostrę, a ona nie chce się do tego przyznać — wzruszył ramionami.
— A ten szósty zmysł? No wiesz, ona potrafi przeczuć zagrożenie, albo to, że idzie burza i jak długa będzie. To trochę dziwne, nie?
Black spojrzał na wielką wisterię za nimi, co nie umknęło uwadze Jacka. Już wiedział, że nie dostanie szczerej odpowiedzi. Jonathan milczał przez chwilę.
— Może to jest wywołane połączeniem telepatycznym między nią i mną, a raczej jego pozostałościami. Czasami mam jakieś przebłyski z teraźniejszości widzianej jej oczami. To trochę dziwne, ale da się przeżyć.
Jack chwilę zastanawiał się nad słowami Jonathana.
— Czekaj, to znaczy, że ty widzisz, co ja robię?!
— Tylko te momenty, gdzie się mocno denerwujesz albo boisz. Nic więcej — Jonathan wyszczerzył się w uśmiechu. — Kiedy macie to całe przedstawienie ludowi Arendelle?
— Bo ja wiem? — Jack wzruszył ramionami. — Jakoś tak pojutrze chyba.
— Super. Fajnie będzie widzieć, jak męczysz się w tym głupim garniturze — obraz powoli zaczął się rozmazywać. — Pa, Jackson! Tylko uważaj na Elsę!
Frost otwarł powoli oczy. Spojrzał przez okno. Na dworze już powoli światło, a on czuł się totalnie wykończony. Niby spał, chociaż czy trwanie we własnej podświadomości można było nazwać snem?
Jack przeciągnął się leniwie, przewrócił na drugi bok i znów usnął. Ciągle jednak towarzyszył mu dziwny niepokój, o brak szczerości Jonathana. Jednego mógł być pewien – dar Elsy musiał być kłopotliwą sprawą z przeszłości. A on za wszelką cenę musiał się dowiedzieć, jaką.


***


Kolejny dzień i noc minęły bez jakikolwiek zakłóceń. Jack w duchu dziękował za to Księżycowi, bo prezentacja następców tronu Arendelle miała być wielkim wydarzeniem. Z tej okazji miały przybyć rodziny królewskie i szlacheckie z Corony, DunBroch i okolicznych wysp, co oznaczało wizytę przyjaciół z Hogwartu.
Jacka obudziło głośne pukanie do drzwi pokoju.
— Wstawaj, Jackson! Dzisiaj prezentacja, pamiętasz? — usłyszał głos Margaret.
Frost przeciągnął się leniwie. Była dopiero szósta rano, czego oni chcieli? Cały ten występ miał odbyć się przecież około jedenastej, więc chłopak totalnie nie rozumiał całego tego zamieszania. A tym bardziej nie mógł pojąć, jak jego rodzice mają ochotę wciskać go w ten cały tradycyjny mundur. Był śnieżnobiały, z licznymi naszywkami, przepasany złotą szarfą i w dodatku miał wysoki kołnierz. No i jak się w tym nie ugotować?
Po jakichś czterech godzinach Jack wreszcie mógł spotkać się z Elsą, ale tylko po to, aby uzgodnić szczegóły ceremonii. O jedenastej mieli oboje wyjść na wielki taras, uśmiechając się (ale nie za bardzo) i machając do przyszłych poddanych.
— Statek z DunBroch ma przybić do brzegu za jakieś dziesięć minut — zdenerwowana dziewczyna co chwilę poprawiała warkocz, który zwisał swobodnie na lewym ramieniu. — Potem Thomas i John z rodzicami prawdopodobnie aportują się w sali balowej, kiedy nikogo nie będzie. — Elsa po raz setny wygładziła sukienkę i, zdenerwowana, odrzuciła warkocz na plecy. Jack odruchowo podszedł do niej i przesunął włosy na lewe ramię. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, co zrobił. Odwrócił wzrok od zaczerwienionej twarzy Elsy. Niezręczną ciszę między nimi przerwała jedna ze służących.
— Panienko, paniczu, królowe wołają do komnaty przybocznej — skłoniła się nisko i pośpiesznie oddaliła. Zapewne myślała, że przeszkodziła w czymś ważnym.
Jack i Elsa skierowali się powoli w stronę komnaty obok gabinetów Jamesa i Richarda.
— Czego one znów od nas chcą? — mruknął pod nosem Frost.
— Pewnie zaczną nas wychwalać, jak to świetnie nie wyglądamy — odpowiedziała dziewczyna, nadal unikając spojrzenia Jacka. To, co zrobił przed paroma minutami Jack, wywołało u niej dziwny odruch, porównywalny do żab skaczących w żołądku i obijających się o jego ściany. Nadal nie wiedziała, co o wszystkim sądzić, więc po prostu się nie odzywała. Wrzawa związana z przygotowaniem do prezentacji bardzo jej sprzyjała, bo nie musiała często rozmawiać z Jackiem. A nie chciała się do niego zbytnio zbliżać, zwłaszcza po liście, jaki otrzymała. W tej chwili bardzo się cieszyła, że ukradła książkę z legendami z biblioteki Hogwartu.
W milczeniu doszli do komnaty. Jack zapukał trzy razy i otwarł drzwi Elsie. Na zamku obowiązywały ścisłe zasady, więc chcąc, nie chcąc, musiał się do nich dostosować. W końcu książę musiał być perfekcyjny.
— Dobrze, że już jesteście — Margaret wstała z krzesła. Jak się okazało, James i Richard też byli w przybocznej komnacie. — James pewnie powiedział wam, że pojutrze będziemy przyjmować sławną skrzypaczkę, prawda?
Frost spojrzał na, równie zdziwioną jak on, Elsę. Kątem oka dostrzegł, jak tata gorliwie kiwa głową.
— Tak, powiedział nam — Elsa szybko pokiwała głową.
— Świetnie, więc wszystko wiecie. Mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzało.
Jack spojrzał na swoją towarzyszkę. Ta jedynie lekko skinęła głową w odpowiedzi. Nawet nie wiedzieli, na co się godzą, a sądząc po tonie Margaret, z pewnością nie było to coś przyjemnego czy chociażby interesującego.
— Za pięć minut wychodzimy. Delegacje już tutaj są. Przedstawią się dopiero po waszej prezentacji — Emily uśmiechnęła się przyjaźnie.
— Chwila, to znaczy, że będą nam się kłaniać?
Wszyscy spojrzeli się na Jacka.
— No... to chyba normalne, nie? — odezwała się Elsa.
— Pomyśl o kłaniającej się nam Meridzie — szepnął dziewczynie na ucho.
Teraz już oboje nie mogli powstrzymać śmiechu.
— Przynajmniej wam humor dopisuje. Idźcie już do tej komnaty.

 ***

Dwadzieścia minut później było już po wszystkim, a Jacka bolały policzki od szczerzenia się do ludzi wiwatujących na cześć jego i Elsy. Nadal nie docierało do niego to, że kiedyś będzie musiał objąć nad tym wszystkim władzę i ogarnąć całe państwo i ponad trzydzieści tysięcy ludzi mieszkających w nim. Na swój sposób było to całkiem przerażające.
Jedyna chwila, na którą z utęsknieniem czekał, dotyczyła delegacji z DunBroch. Czy złe było to, że czekał na to, aż Merida mu się ukłoni? Zdecydowanie tak.
Czy było mu z tym dobrze?
Zdecydowanie tak.
— Nie ukłonię się mu — syknęła Merida, kiedy znalazła się w sali balowej.
— Proszę cię, Merida, nie dyskutuj. Księżniczce nie wypada tak się zachowywać — Elinor spojrzała na swoją córkę z góry, na co dziewczyna tylko przewróciła oczami. — Fergus, no zrób coś.
Ojciec rudowłosej zmieszał się, próbując ogarnąć trójkę niesfornych synów.
— Rób, co mama mówi, Merida.
— No już, już — Elinor popchnęła córkę do przodu i sama zaczęła iść z uniesioną wysoko głową w kierunku szczerzącego się Frosta i ciepło uśmiechniętej Elsy.
Już ona mu udowodni, że zadarł z nie tą osobą, co trzeba. Szła powoli za matką, nie zwracając uwagi na to, że niedaleko stała delegacja Nasturii. Królowa i król chyba nadal żyli w szesnastym wieku i nie wiedzieli, co to antykoncepcja. No bo kto chciałby mieć trzynaścioro dzieci w tych czasach? Najmłodszy z nich musiał być w wieku siostry Elsy. Księżniczka DunBroch szybko odwróciła od nich wzrok i skupiła się na, jak to zwała jej matka, porządnym chodzie. Merida niechętnie schyliła głowę, co zapewne miało być czymś w rodzaju ukłonu. Jednak nawet w tej pozycji mogła zauważyć złośliwy uśmiech Frosta.
Całe szczęście, że zostawała w Arendelle przez następny tydzień. Pora, żeby Jack zrozumiał, z kim zadarł.

***

Jack znów się nie wyspał. Nie dość, że poszedł spać po zakończeniu balu, o czwartej nad ranem, to jeszcze na swoim biurku znalazł jakiś dziwny zapieczętowany list. Nie miał pojęcia, od kogo mógł go dostać, ale zaraz po przebudzeniu postanowił go otworzyć. Zawartość bynajmniej nie wzbudzała w nim zachwytu.
Najpierw ze środka wypadło jakieś zdjęcie. Frost totalnie je olał i zabrał się za sprawdzanie kartek, których było chyba z dziesięć. Albo napisała to Elsa, albo ktoś myślał, że on naprawdę przeczyta całość.


Do mnie młodszego o dziesięć lat, jak się masz?
Piszę do ciebie, bo chciałbym, abyś coś dla mnie zrobił.

Jack uznał to za totalnie słaby żart. Pewnie Merida zrobiła coś takiego, bo wkurzyła się o sytuację na sali balowej. Frost jednak nic nie mógł poradzić na to, że uległość Meridy sprawiała mu dziwną satysfakcję.

Wszystko po to, abyś nie powtórzył moich błędów z czasów, kiedy byłem w Twoim wieku. Aby Ci udowodnić, że to wcale nie jest żart, mogę podać kilka sytuacji, w których wziąłeś udział w najbliższym czasie:

15 lipca, sobota

Margaret obudziła Cię o szóstej rano, każąc przygotowywać się na prezentację. Ubrali Cię w mundur i inne różne pierdoły, potem spotkałeś się z Elsą, aby jeszcze raz wszystko omówić. Była tak zdenerwowana, że co chwilę poprawiała warkocz, aż w końcu odrzuciła go na plecy. Nie spodobało ci się to, więc odruchowo przełożyłeś go znów na lewe ramię. 

Jack zaczął się niepokoić. Pobudkę o szóstej był jeszcze w stanie zrozumieć, ale przy sytuacji z Elsą  był z nią sam. Jedynie służąca im przerwała, ale przecież nie mogła tego widzieć. Zaintrygowany chłopak znów zerknął na treść listu.

Potem, przed przedstawieniem, w komnacie przybocznej dowiedziałeś się, że za dwa dni przyjedzie do was sławna skrzypaczka. Zgodziłeś się na warunki Margaret, chociaż nawet nie wiedziałeś, o co chodziło. Jedyny moment na sali balowej, który jakoś cię zadowolił to ten, w którym Merida się kłania.


Jeśli teraz mi wierzysz, to mam dla Ciebie zadanie: uratuj Elsę, zanim będzie za późno. Postanowiła zrobić coś bardzo głupiego, a ja do dzisiaj żałuję, że nie zauważyłem jej dziwnego zachowania. Poprawka: ja je zbagatelizowałem. Za bardzo skupiłem się na poszukiwaniu Chloe. Zaufanie Strażnikom też było błędem. Zrób wszystko, żeby ją powstrzymać. 

16 lipca, niedziela

Wszyscy wydają się być zdenerwowani. Podczas rozmowy z Elsą, ta przez przypadek strąca kubek z blatu i wylewa na siebie gorącą czekoladę. Idzie do swojego pokoju, żeby się przebrać. Do obiadu jednak z niego nie wychodzi, tłumacząc się bólem głowy. 
Zrób coś, żeby wyciągnąć ją z pokoju. Zaproponuj jej spacer lub cokolwiek, co ją zajmie.
Późnym wieczorem, kiedy będziesz włóczył się po zamku, spotkasz Thomasa siedzącego przed kominkiem w salonie na parterze pałacu. Kiedy zapytasz się go, czy wszystko w porządku, w odpowiedzi kiwnie głową i uśmiechnie się. Odejdziesz do domu, aby wreszcie się wyspać.
Nie zostawiaj Thomasa samego i nalegaj tak długo, aż nie powie Ci, co się stało.
Dwie godziny później, około północy, zobaczysz zorzę. Zignoruj ją i pod żadnym pozorem nie idź na Biegun Północny. Być może zauważysz coś dziwnego. Od teraz musisz mieć wyczulone wszystkie zmysły. Obserwuj uważnie Elsę. 

Jack pokręcił głową, starając się uporządkować myśli. Dlaczego jego ja przyszłości wysłało mu list i jak to zrobiło? I czy nie powinien utworzyć się paradoks czasu, skoro była tylko jedna rzeczywistość, jedna teraźniejszość i jedna przeszłość?
Mając zbyt dużo wolnego czasu, chłopak wstał, ubrał się i chwycił w rękę swoją laskę. Wolał lecieć bez celu, niż siedzieć w miejscu i zastanawiać się nad treścią listu. To była chyba najgorsza rzecz, jaką mógł zrobić. Nie miał pojęcia, do kogo zwrócić się o pomoc. W końcu żaden ze Strażników by mu nie uwierzył, przyjaciele odpadali, rodzice też.

A Jonathan?

To był jakiś pomysł. Na tę chwilę było to jedyne rozwiązanie, które wydawało się w jakiś sposób słuszne.
Jack zszedł z parapetu, zamknął okno i położył się na łóżku, koncentrując się na zaśnięciu i połączeniu telepatycznym z Jonathanem. Wbrew pozorom nie było to takie proste, bo jeszcze jakieś dziesięć minut temu chłopak przeżył mini zawał.
Po jakiejś godzinie nieruchomego leżenia wreszcie udało mu się zapaść w lekki sen. Natychmiast znalazł się w parku Arendelle, chociaż tym razem była ciemna noc, a na niebie nie świeciły żadne gwiazdy. Panowała złowroga cisza, co wywoływało u chłopaka ciarki. Nigdzie nie było widać Jonathana i Frost zaczął zastanawiać się, czy to aby na pewno nie był jakiś dziwny koszmar o apokalipsie miasta.
— O matko, co ci się stało w mózg? — Jonathan wyszedł zza wisterii, która teraz wydawała się być całkowicie wyschnięta.
— Nie wiem, nigdy nie było tutaj tak ciemno.
— Nie o to mi chodzi — Black podszedł bliżej i usiadł na ławce, obok której stał Jack. Poklepał miejsce obok siebie, czekając aż białowłosy usiądzie obok. — Kto normalny wstaje o piątej rano?
Frost prychnął tylko na te słowa.
— Próbowałem się dostać do ciebie w tym samym czasie, co ty wtargnąłeś do mojej podświadomości i prawdopodobnie w jakiś sposób się one złączyły.
— To i tak jest dziwne. Wierzysz w podróże w czasie czy coś?
— Też dostałeś list?
Jack spojrzał na swojego towarzysza zdziwiony. Black miał wypisany na twarzy szczery uśmiech.
— Też go masz? Od kogo?
— Od samego siebie, starszego o dziesięć lat. Nie zaglądałeś na koniec, prawda? — Jonathan spojrzał na Jacka z niepokojem.
— N-nie. Ale co to ma za znaczenie?
— Ano ma. Może być tak, że jeśli się dowiesz, co jest na końcu, to nie będziesz chciał uratować Elsy.
Nastała chwila ciszy.
— Co głupiego ona mogła zrobić? — zapytał cicho Jack.
— Nie mam zielonego pojęcia — westchnął Jonathan. — Ale jedno jest pewne: musimy ją uratować.
Jack skinął pewnie głową.

Za wszelką cenę. 



***
Totalnie nie wierzę, że to skończyłam. Prolog Księgi II był chyba jednym z tych cięższych rozdziałów do napisania. mam tylko nadzieję, że ogarnięcie tego listu nie będzie zbyt kłopotliwe.
Wow, zaczynamy tak jakby nowy rozdział w tej historii. Pomyślcie, że jeszcze takie dwa i koniec :O W każdym razie przez dwa najbliższe lata (orientacyjnie) będziecie mieli co czytać.
I proszę o komentarze, bo ostatnimi czasy jest ich naprawdę mało. Czego totalnie nie rozumiem przy blisko 100 wyświetleniach dziennie, kiedy jest rozdział :') Chociaż kropka mocy, proszę. 
Pozdrawiam i widzimy się przy kolejnym rozdziale!
Kasia

12 komentarzy:

  1. Boże, to było genialne *o* najlepszy rozdział, zaraz po dodatku z Jonathanem. Świetny pomysł z tym listem, w ogóle księga II zapowiada się jeszcze lepiej niż pierwsza. Jest trochę bardziej mroczna, tajemnicza i w ogóle :)
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Weny
    Ireth

    PS zrób mi miniaturkę z Jonathanem *^* jak tak o nim czytam to zaczynam popadać w Jonathanizm (nowe religie zawsze okej XD) On jest taki kawaii :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie dużo mroczności pod koniec :3 Lubię takie klimaty, więc czemu by nie?
      Jakbym miała zliczyć, do ilu wymyślonych religii należę, to chyba wyszłoby z 7 (Jonathanizm, Yatoizm i Bigosizm to podstawa, reszta tak mniej).
      A jakby tak zrobić ją na zakończenie roku szkolnego? Taki dodatek czy cuś.
      Dziękuję i pozdrawiam! ^^

      Usuń
    2. *.* będę w niebie

      Usuń
  2. Heheh. Orange zawsze spoko.
    Nie ma jak podbierać pomysły z mang. W dodatku tych MOICH (nie napisałam jej, ale ją kupiłam, ona jest nieodwracalnie moja xd).
    Czyżby Elsa też planowała się zabić o.O? I wrócić?
    Zmartwychwstanie = Bestseller xd

    Pozdrawiam, Twoja BF ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pff gdzie ona Ci tam umrze, jeszcze za wczesnie na takie rzeczy.
      Co ja poradzę, Orange było dobre. Tylko nie zapominaj kto ją polecił, nie? :D
      Nie obrażaj się, moja BF ;*

      Usuń
  3. Super, bardzo mi się podoba, księga zapowiada się na prawdę ciekawie. Cieszy mnie to, że planujesz zostać z nami na duuuuuuuuugo. Jack się rumieni... XD
    Czekam na next
    pozdrawiam i weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że przypadło Ci do gustu :)
      Rumieniący się Jack jest niekwestionowanym bóstwem, ok <3

      Usuń
    2. Nie obrażaj Yato! XD

      Usuń
    3. Pff Yato jest bogiem, nie bóstwem :P
      Gdzie moje jenów kurna. Chcę 3 sezon,ok. A jak nie to całą mangę Noragami po polsku xD Chodź tu, Yatuś, przecież nie zrobię Ci krzywdy!

      Usuń
    4. Ja cem więcej rołmansu T^T

      Usuń
  4. Księga zapowiada się super! :) Uwielbiam twojego bloga! Jednego dnia przeczytałam wszystkie rozdziały (co jest dla mnie bardzo, ale to bardzo wielkim wyczynem, bo od bardzo dawna żaden blog o "Jelsie" nie przypadł mi tak do gustu jak twój) Czekam na olejne rozdziały <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło, że aż tak Ci się spodobało to, co piszę :) Jak już można zobaczyć w "Aktualnościach" z nowymi rozdziałami wrócę prawdopodobnie dopiero po wakacjach, ale obiecuję, że będą naprawdę długie i składne.
      Pozdrawiam!

      Usuń

Siva Internetowy Spis